Reklama

Marzył o piosence do Bonda. Tak stworzył piłkarski hymn

Alternatywny zespół nagrywa piosenkę, którą duża część świata jest w stanie rozpoznać po kilku dźwiękach, a potem zanucić. Ludzie mogą nawet nie znać wykonawcy ani tytułu, ale to nie ma znaczenia, bo sam utwór kojarzą błyskawicznie. Dla wielu artystów coś takiego jest spełnieniem marzeń, tymczasem taka sytuacja spotkała muzyków, którzy nawet nie walczyli o posiadanie przeboju. "Seven Nation Army" grupy The White Stripes, hit stadionów i festiwali, świętuje 20- lecie premiery.

Pomysł na grupę The White Stripes był prosty: szczere, brudne, rockowe brzmienie, bez udziwnień i przesadnego wygładzana w studiu. Grupa od razu wzbudziła spore zainteresowanie na rynku. Dlaczego? Dzisiaj muzycy mają już wielu naśladowców, ale ponad 20 lat temu dwuosobowe zespoły rockowe wcale nie były taką oczywistością. Poza tym formacja stała się obiektem wielu plotek, bo branża muzyczna długo zastanawiała się, czy Jack White i Meg White to rodzeństwo, czy też może małżeństwo. Po kilku latach wyszło na jaw, że to małżonkowie, na dodatek dość szybko rozwiedzeni, co tylko dodawało grupie tajemniczości.

Reklama

Duet szybko podbił serca fanów rocka, a prostota piosenek The White Stripes niektórym przypomniała najlepsze lata tego gatunku, kiedy muzykę, czasem nawet niedoskonałą, tworzyli ludzie, którzy po prostu cieszyli się z grania razem, a w studiu polegali głównie na sobie - nie ma komputerach. Zespół pozostałby pewnie znany wyłącznie w gronie fanów rocka, gdyby nie płyta "Elephant", a konkretnie pierwszy utwór i przy okazji singel z tego albumu: "Seven Nation Army".

"Seven Nation Army" - to miała być piosenka do Bonda

Na początku 2002 roku grupa The White Stripes ruszyła w trasę koncertową po Australii. Jack White siedział pewnego dnia w swoim hotelowym pokoju w Melbourne i wymyślił riff gitarowy, który świat miał poznać kilkanaście miesięcy później. Muzyk pochwalił się swoim pomysłem Benowi Swankowi, koledze z wytwórni Thrid Man. Swank nie okazał jednak wielkiego zachwytu. Powiedział, że motyw jest "po prostu ok" i nie wróżył piosence spektakularnego sukcesu. 

Trochę innego zdania był Jack, który stwierdził, że ma w zanadrzu coś wyjątkowo cennego. Muzyk uznał nawet, że jeśli kiedykolwiek zostanie poproszony o napisanie utworu do filmu o Jamesie Bondzie, ten pomysł będzie idealny. Gitarzysta planował więc zachować riff na taką okazję. Ostatecznie White uznał, że pewnie nigdy nie doczeka się propozycji od producentów filmów o Agencie 007, więc umieścił piosenkę na płycie The White Stripes. "Seven Nation Army" zostało nagrane w Toe Rag Studios w Londynie. Swoją drogą, muzyk pewnie nieźle się zdziwił, kiedy pięć lat później zaproponowano mu napisanie utworu do filmu o przygodach Bonda, "Quantum of Solace".

The White Stripes zawsze lubili iść pod prąd. "Seven Nation Army" jest tego najlepszym dowodem, bo White wymyślił, że fajnie byłoby wydać singel bez refrenu. Muzyk sporo eksperymentował też z brzmieniem gitary, żeby - jak to u niego - nie było zbyt ładnie ani grzecznie. Artyści nie mieli jednak pojęcia, że - mimo ich wielkich "starań" - piosenka stanie się przebojem, na dodatek... przewidzi ich przyszłość. Jack powiedział magazynowi "Rolling Stone": "Tekst początkowo opowiadał o dwóch konkretnych osobach, które znałem w Detroit. Mówił o plotkach, rozpowszechnianiu kłamstw i reakcji jednego z tych ludzi na taką sytuację. Wszystko wzięło się z frustracji, którą czułem, kiedy obserwowałem, jak te dwie osoby robią sobie takie rzeczy. Ostatecznie wszystko stało się metaforą dla tego, co sam przechodziłem".

Wspomniane plotki i kłamstwa dotknęły bowiem w końcu członków The White Stripes. Grupa osiągnęła sporą popularność i nagle wiele osób zaczęło się interesować prywatnym życiem muzyków, a aura tajemniczości, jaką roztaczali wokół siebie Meg i Jack, tylko nakręcała spiralę domysłów. Duet nie lubił pisać ani opowiadać o sobie. Trudno jednak, żeby zainteresowania nie budził zespół, który w dość krótkim czasie podbił serca ogromnej publiczności. Muzycy, którzy do tej pory występowali w klubach w Detroit, zaczęli grać na festiwalach dla stutysięcznej publiczności. Te plotki z piosenki nagle zaczęły dotyczyć właśnie Meg i Jacka. Jeśli natomiast zastanawiacie się, skąd wziął się tytuł utworu, to wszystko zaczęło się od dziecięcej pomyłki gitarzysty. Jack usłyszał kiedyś w domu rozmowę na temat Salvation Army, czyli Armii Zbawienia, ale źle zrozumiał to, co mówili dorośli. Przyszły gwiazdor był bardzo długo przekonany, że instytucja nazywa się Seven Nation Army. 

Z boiska na listy przebojów

Pamiętacie Bena, kolegę Jacka z wytwórni? Tego, który powiedział, że utwór jest ok? Otóż świat okazał się właśnie takim Benem. Piosenka wcale nie stała się natychmiast przebojem. Oczywiście fani zespołu oszaleli na punkcie "Seven Nation Army", ale reszta potencjalnych słuchaczy wcale nie piała z zachwytu. Utwór wylądował na 76. miejscu listy Billboardu, co było miłe, ale trudno uznać to za spektakularny sukces. Ludzie zaczęli odkrywać "Seven Nation Army" dopiero kilka miesięcy później, a pomógł w tym... sport. 

Belgijscy piłkarze z Club Brugge KV pokonali AC Milan, na dodatek we Włoszech, co okazało się podwójną niespodzianką. Belgowie usłyszeli "Seven Nation Army" płynące z głośników jeszcze przed meczem i uznali, że to idealny utwór do zagrzewania zawodników do walki, a potem świętowania zwycięstwa. Wkrótce kibice drużyny zrobili z piosenki nieoficjalny hymn klubu. Trzy lata później piłkarze innego włoskiego klubu, AS Roma, pokonali Club Brugge KV, a przy okazji wrócili do domu z "przyśpiewką", której nauczyli się od Belgów. Zgadnijcie, co kibice włoskiej reprezentacji nucili podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2006 roku? 

Stadionowa popularność "Seven Nation Army" przeniosła się na boiska futbolu amerykańskiego, utwór "przygarnęli" też hokeiści. Piosenka stała się również niesamowicie popularna wśród uwielbianych w USA orkiestr marszowych, a to było najlepszym dowodem na to, że The White Stripes zwyczajnie osiągnęli sukces. 

"Seven Nation Army" zaczęło być odtwarzane podczas wielkich imprez, nie tylko sportowych zresztą, obok klasyków pokroju "Eye of the Tiger". Nieźle jak na piosenkę bez refrenu, prawda? Utwór The White Stripes ma jednak ogromną przewagę choćby nad hitem Survivor: da się go bez problemu zanucić.

"Seven Nation Army" zdobyło nagrodę Grammy dla najlepszej rockowej piosenki. To jednak nic przy tym, jakiego uznania utwór doczekał się wśród kolegów po fachu Meg i Jacka. Wielu muzyków grało fragment piosenki podczas występów, między własnymi utworami, a wśród artystów, którzy zrobili cover "Seven Nation Army" znaleźli się między innymi Metallica i The Flaming Lips. Fragmentów utworu użył w swojej piosence między innymi Pitbull. Czy The White Stripes spodziewali się takiej sławy swojego dzieła? W żadnym wypadku, ale nie ma się co oszukiwać: "Seven Nation Army" dało grupie największy przebój w jej karierze. Nawet ci, którzy nie mają pojęcia, kto wykonuje słynne "Po po po po po po po", potrafią zanucić fragment, a o czymś takim wielu artystów może najwyżej pomarzyć.

Czytaj też:

Zbrodnia na parkiecie i piosenka, która uratowała zespół - oto słynne "krwawe" przeboje

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jack White | White Stripes | Meg White | Metallica | Seven Nation Army
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy