Była u szczytu sławy, nagle zapadła się pod ziemię. Co się dzisiaj dzieje z Dido?

Dido nieoczekiwanie została wielką gwiazdą. Sława jednak miała swoje blaski i cienie /Chad Buchanan/Patrick McMullan via Getty Images /Getty Images

Biła rekordy sprzedaży płyt, a jej piosenki nie schodziły z list przebojów. Nagrody, wielkie trasy koncertowe, setki wywiadów - tak wyglądało życie Dido. Kiedy jednak Brytyjka była u szczytu kariery, nagle zniknęła. Przynajmniej tak to wyglądało. Co się stało z Dido i co artystka robi dzisiaj?

Florian Cloud de Bounevialle O’Malley Armstrong - tak naprawdę nazywa się artystka, ale lepiej nie używajcie jej oficjalnego imienia. Wokalistka nie jest jego fanką, wiele razy wspominała, że rodzice zrobili "okrutną rzecz", nadając jej męskie, niemieckie imię. Na szczęście dla niej, Florian funkcjonuje tylko w urzędach, bo na co dzień wszyscy znają artystkę jako Dido.

Gwiazda pochodzi z artystycznej rodziny. Ojciec wokalistki był wydawcą, a jej matka przez wiele lat tworzyła poezję. Dido chodziła do prestiżowej szkoły w Londynie, ale jej rodzina nie należała do najbogatszych. Artystka przyznała po latach, że nawet pudełko z lunchem otwierała z dala od koleżanek, bo jej posiłki różniły się od frykasów, jakie przynosili pozostali uczniowie. Rodzice wokalistki mieli dosyć oryginalne metody wychowawcze. Matka Dido nie pozwalała córce ani jej bratu na oglądanie telewizji, ani też przyprowadzanie do domu kolegów. Nic dziwnego, że dzieci miały sporo czasu, więc bardzo dużo czytały i pochłaniały nawet najgrubsze powieści. 

Reklama

Armstrongowie zaczęli jednak w końcu odkrywać inny świat, kiedy gościli u znajomych ze szkoły, w których domach królowały telewizory. Artystka zaczęła też chodzić na koncerty i do klubów, takie życie bardzo jej się spodobało, więc nie było już powrotu do dawnych zwyczajów. 16-letnia Dido przeprowadziła się do koleżanki, co też, umówmy się, było raczej nietypowe, ale protesty rodziców na niewiele się zdały.

Była u szczytu sławy, nagle zapadła się pod ziemię. Co się stało z Dido?

Szkoła muzyczna, do której trafiła wokalistka, dała Dido jasną odpowiedź na pytanie, co chce w życiu robić: występować na scenie. Armstrong nauczyła się grać na pianinie i skrzypcach, a kiedy odkryła, że nieźle śpiewa, postanowiła zrobić użytek ze swojego głosu. Pierwsze kroki w muzycznym świecie artystka stawiała razem ze starszym bratem. Rowland, zwany Rollo, też jest muzykiem i pewnie znacie kilka jego przebojów, chociaż pewnie nawet nie mieliście o tym pojęcia. Rodzeństwo na początek założyło duet, a później Rollo zaczął działalność w grupie Faithless. Dido nagrywała od czasu do czasu chórki dla zespołu, przy okazji planowała swoją karierę. 

Wokalistka nagrała demo "Odds & Ends" i wysyłała je do kolejnych wytwórni. Pomagał jej zresztą menedżment, który zauważył artystkę dzięki jej współpracy z Faithless. Operacja zakończyła się sukcesem, Dido udało się w końcu podpisać kontrakt, chociaż z powodu sprzedaży jednej z firm, artystka musiała nieco poczekać na wydanie swojej muzyki.

W 1998 roku Dido nareszcie zaczęła pracę nad debiutancką płytą. Wtedy wokalistka jeszcze nie wiedziała, że ten album okaże się tak wielkim hitem. Prawdę mówiąc początki solowej kariery Armstrong nie były spektakularne. Płyta "No Angel" ukazała się w czerwcu 1999 roku, ale tylko w Stanach Zjednoczonych. Zamieszanie z kontraktami sprawiło, że krążek musiał jeszcze wiele miesięcy czekać na premierę w innych krajach, w tym w Wielkiej Brytanii. Artystka starała się tym nie przejmować i promowała swoje piosenki podczas trasy koncertowej, ale pierwszy singel, "Here With Me", nie zrobił furory w stacjach radiowych. Wytwórnia zastanawiała się nawet nad wyborem innej piosenki, kiedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Utwór, który wcześniej pojawiał się tam we fragmentach, zabrzmiał w całości w finale sezonu serialu "Roswell". Sprzedaż singla natychmiast skoczyła, teledysk trafił na antenę MTV i nagle świat zaczął odkrywać Dido. Nie zaszkodziło też na pewno to, że piosenka została używa w świątecznym kinowym przeboju "To właśnie miłość". Prawdziwy przełom miał jednak dopiero nadejść.

Dido: Film, który zmienił wszystko

Piosenka "Thank You" trafiła do filmu "Przypadkowa dziewczyna" z Gwyneth Paltrow w roli głównej. Jeden z producentów muzycznych usłyszał utwór i po prostu zgrał go na taśmę, a potem wysłał do Eminema. Raper tak zachwycił się fragmentem, że postanowił wykorzystać go w swoim nowym singlu "Stan". Eminem nie tylko poprosił Dido o zgodę na użycie piosenki, ale też zaprosił artystkę do udziału w teledysku. Wokalistka nie miała co prawda doświadczenia aktorskiego i nie była przekonana do grania ciężarnej dziewczyny bohatera, która w pewnym momencie ma usta zaklejone taśmą i ląduje w samochodowym bagażniku, ale ostatecznie się zgodziła. Nigdy nie żałowała, bo te najbardziej drastyczne sceny w klipie zostały ocenzurowane, do tego artystka bardzo dobrze wspominała współpracę z raperem. 

Klip pozwolił też ludziom poznać autorkę oryginalnej piosenki. To ważne, bo "Stan" okazał się nie tylko jednym z najlepszych i najchętniej kupowanych singli Eminema, ale też przyniósł wielką - i zasłużoną - popularność Dido. O artystce zrobiło się na tyle głośno, że jej debiutancki album "No Angel" wrócił na listy sprzedaży i w 2001 roku bił wszelkie rekordy. Świat oszalał na punkcie wokalistki.

Debiut Dido sprzedał się w ponad 20 milionach egzemplarzy. To samo w sobie jest spektakularnym wynikiem, ale warto wspomnieć, że popularność płyty przypadła na moment, kiedy triumfy święciły pirackie serwisy do ściągania muzyki w sieci. Faktyczny sukces Dido był więc jeszcze większy. Artystka niemal bez przerwy koncertowała, pojawiała się na okładkach magazynów, a o szaleństwie na jej punkcie może świadczyć to, że nawet fryzura wokalistki, "Dido flip", dostała własną stronę w Wikipedii. Co można zrobić z takim sukcesem? Najlepiej go powtórzyć. Drugi album gwiazdy, "Life for Rent", promowany przez singel "White Flag", też okazał się przebojem. Może nie aż takim jak debiut, ale Dido królowała na listach sprzedaży, a bilety na jej koncerty znikały błyskawicznie. Artystka była na szczycie i wydawało się, że nic nie jest w stanie jej zatrzymać. No właśnie, wydawało się.

Powrót do domu

Ojciec wokalistki zachorował na toczeń rumieniowaty. Dido porzuciła wtedy swoją popularność, scenę i pojechała do domu, żeby spędzać z ojcem jak najwięcej czasu. "Chciałam móc go widywać każdego dnia. To było ważniejsze niż wszystko inne" - tłumaczyła artystka w rozmowie z "Daily Mail". W wolnych chwilach wokalistka zaczęła pisać utwory na kolejny album, ale stan jej ojca się pogarszał. William zmarł w 2006 roku. Po jego śmierci Dido poleciała do Los Angeles. Armstrong chciała odpocząć psychicznie i spędzić tam kilka tygodni. Krótka wyprawa przerodziła się jednak w dwuletni pobyt. Artystka spędziła ten czas między innymi na zajęciach z muzyki i literatury angielskiej, bo zapisała się na studia. Dido napisała też oczywiście w tym czasie sporo nowych utworów, ale jedyną rzeczą, o jakiej była w stanie opowiadać, okazało się odejście ojca. 

Płyta "Safe Trip Home" ukazała się w 2008 roku, jednak nie sprzedała się nawet w części tak dobrze jak jej poprzedniczki. Wokalistka nie wyobrażała sobie promocji tak osobistego albumu w mediach. Nawet kiedy Dido chciała śpiewać te utwory na żywo, przekonała się, że to wyjątkowo trudne zadanie. Skończyło się na jednym koncercie w Los Angeles. Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że artystka usunęła się w cień.

Niespodziewana przerwa okazała się dla Dido bardzo dobrym rozwiązaniem. Wokalistka, która była zmęczona gonitwą i ciągłym życiem na walizkach, nareszcie miała szansę trochę odetchnąć. Armstrong wspominała, że odkąd zrobiło się o niej głośno, pracowała niemal bez przerwy przez sześć lat, więc chwila odpoczynku nie wydawała się wcale przerażającym zjawiskiem. Artystka nareszcie mogła zacząć "normalnie" żyć, trochę z dala od popularności. Dido wyszła za mąż i urodziła syna, Stanleya. Tak, pierwsze skojarzenie jest oczywiste, ale gwiazda zarzeka się, że to imię nie ma nic wspólnego ze Stanem z piosenki Eminema. W każdym razie wokalistka na kilka lat odsunęła się od życia w blasku fleszy. Co prawda jej piosenki pojawiały się w tym czasie na różnych ścieżkach dźwiękowych, ale o nowej muzyce było cicho. 

Aż do 2013 roku, kiedy ukazał się album "Girl Who Got Away", z gościnnym udziałem między innymi Kendricka Lamara. Płyta została dobrze przyjęta, chociaż jeśli ktoś liczył na rekordy sprzedaży, to mógł się raczej rozczarować. Artystka promowała album w programach telewizyjnych, występowała też w stacjach radiowych, a nawet była mentorką w talent show, ale nie planowała żadnej tradycyjnej trasy koncertowej. Nie skłoniło jej do tego nawet wydanie zestawu największych przebojów pod koniec roku. Gdyby wtedy wokalistka wróciła do koncertowania, nie miałaby najmniejszego problemu ze sprzedażą biletów. Udowodnił to choćby gościnny występ na festiwalu Reading właśnie w 2013 roku. Eminem zapytał, czy nie zaśpiewałaby z nim kawałka "Stan". 

Dido wsiadła rano w samochód, pojechała na imprezę i wystąpiła z raperem. "Tłum po prostu oszalał. To było dla mnie dziwaczne, ale też świetne doświadczenie" - wspominała Armstrong. Po koncercie artystka po prostu wróciła do domu.

Zobacz nagranie!

Miała być "krótka przerwa", wyszło 15 lat

Czy to doświadczenie zachęciło ją do pełnego powrotu na scenę? Tak, ale nie od razu. Artystka, która po zakończeniu poprzedniego kontraktu, była już zawodowo wolna i mogła tworzyć, co tylko jej się podobało, kolejny album wydała dopiero w 2019 roku - i właśnie wtedy pomyślała o graniu na żywo. "Moim ostatnim wielkim występem było Live 8 w 2005 toku. Po ponad sześcioletniej harówce pomyślałam, że zrobię sobie trochę wolnego od koncertów. Wyszło 15 lat" - przyznała Dido. W show-businessie to prawie wieki, ale nie myślcie, że fani zapomnieli o wokalistce. Płyta "Still on My Mind" zebrała bardzo dobre recenzje, tym bardziej nie dziwi, że praktycznie cały 2019 rok Dido spędziła na koncertowaniu. Artystka odwiedziła między innymi Polskę i planowała kolejne występy, w tym w naszym kraju, ale pandemia koronawirusa pokrzyżowała jej plany.

Wokalistka w ostatnich latach pojawiła się gościnnie na albumie projektu swojego brata, R Plus - "The Last Summer". Dido jest też współautorką utworu Caroline Polachek "Fly to You", który w 2023 roku trafił na płytę "Desire, I Want to Turn Into You". To nie koniec, bo "Thank You" wróciło pod koniec 2023 roku w remiksie DJ Tiësto i chyba nie jest dla nikogo niespodzianką, że od razu wylądowało na szczycie klubowych list przebojów. Kiedy doczekamy się nowego krążka samej Dido? Artystka przyznała w rozmowie z "Digital Spy", że "Life for Rent" było jedyną płytą w jej karierze, jaką świadomie zaplanowała. Wytwórnia pytała o kolejny album, a wokalistka była tak podekscytowana sukcesem debiutu, że sama zdecydowała się coś od razu stworzyć. 

"Przed i po tej płycie pisanie było po prostu moją metodą komunikacji. Nigdy nie działam tak, że teraz siadam i mam do napisania piosenki na album. Ja po prostu swobodnie tworzę utwory, aż stwierdzę, że mam ich tyle, że ułożyłabym z nich płytę" - stwierdziła Dido. Na razie fani świętują 20-lecie wydania "Life for Rent" i każdego tygodnia dopytują w sieci artystkę o coś nowego. Kto wie, może Dido zrobi im niespodziankę w 2024 roku?

Czytaj też:

Jaka jest najpopularniejsza piosenka na świecie? Te hity rządzą listami!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dido
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy