Reklama

Warszawa w łańcuchach

Kolejny wyprzedany do cna koncert w warszawskiej Stodole. Tym razem za sprawą ikony grunge'u Alice In Chains. Myliłby się jednak ten, kto przypuszcza, że reaktywowana kilka lat temu formacja płynie na nostalgii za flanelowymi koszulami i wysokimi martensami. To był rockowy spektakl najwyższych lotów.

Gdzie jak gdzie, ale wśród rockowej publiczności w tym kraju, żadnych symptomów kryzysu nie widzę. Ba, jest lepiej niż kiedykolwiek. Klub zapełniony po sufit, kasa zamknięta, bo już i tak nie ma czego sprzedawać. Dosłownie kilka minut po godzinie 19.30 wychodzą na scenę. Cantrell, Inez, Kinney i "ten nowy", czyli William DuVall, z warholowskim bananem na t-shircie. Wiadomo, że w dużej mierze od wokalisty zależało powodzenie tego koncertu. Wejście w buty tragicznie zmarłego Layne'a Staley'a, było zadaniem karkołomnym, ale to właśnie za sprawą ciemnoskórego śpiewaka dokonał się symboliczny triumf życia na śmiercią.

Reklama

Zaczęli od trzyutworowego setu z "Dirt". Bez żadnych przerw polecieli z "Rain When I Die", "Them Bones" i agresywnym "Dam That River". Po tym wejściu smoka, stało się jasne, że Warszawa została zdobyta. Mocne, selektywne brzmienie, sugestywne wizualizacje za plecami muzyków, świetne światła. I przede wszystkim namacalna energia i pasja bijąca z zespołu.

DuVall pewny siebie, wyluzowany, bez żadnych oznak przepraszania za to, że ośmielił się zastąpić kultowego poprzednika. Co prawda do jego skoków na jednej nodze raczej nie będę się w stanie przekonać, pamiętając zapisy wideo ze Staley'em, zastygłym przy mikrofonie w upiornym stuporze, ale facet ma po prostu kompletnie inny przelot i reaguje żywiołowo nawet przy największych dołach z repertuaru zespołu.

Po "Again" przyszedł czas na prezentację nowości z "Black Gives Way To Blue". Cantrell zamienia się z DuVallem pozycjami przy środkowym mikrofonie, ten drugi sięga po gitarę. Wykonują "Your Decision" i "Check My Brain", który już teraz można uznać za klasyk. Następny numer był dla mnie testem wokalnych możliwości nowego nabytku Alice In Chains. Mowa o "Love Hate Love" z niesamowitym, narastającym napięciem, prowadzącym do eksplozji w refrenie. I DuVall poradził sobie z wysoką partią poprzednika wzorowo.

Zespół nie odpuszczał ani na chwilę, kolejno usłyszeliśmy "It Ain't Like That" z "Facelift", "A Looking In View" i "Nutshell" z Ep-ki "Jar Of Flies", która jako jedyny mini-album w historii dotarła do pierwszego miejsca w zestawieniu Billboardu. Ten ostatni utwór zagrany został akustycznie, ale z elektryczną i absolutnie powalającą solówką Cantrella w finale. Chapeau bas!

Trochę szkoda, że Alice In Chains nie pociągnęli jeszcze trochę tego klimatu, bo na aktualnej trasie zdarzało im się grać właśnie podczas akustycznego setu takie perełki jak "No Excuses", "Down In A Hole" czy "Heaven Beside You", no ale nie można mieć w życiu wszystkiego.

Aby nie zrobiło się zbyt nostalgicznie, DuVall zapytał, czy chcemy by znów było głośno. I było, za sprawą "We Die Young". Potem nastąpił kwadrans z Alice In Chains w wydaniu trudnym i psychodelicznym. Segment złożony z "Sludge Factory", "Acid Bubble", "God Am" pewnie niektórych zmęczył, ale wiernych fanów na pewno usatysfakcjonował. Kiedy napięcie zaczęło trochę spadać, posypały się asy z rękawa.

"Angry Chair" i "Man In The Box" z wyśpiewanym przez całą Stodołę refrenem "Feed my eyes, can you sew them shut?/ Jesus Christ - deny your maker" zamknęły właściwą część show. To nie mogło się jednak tak skończyć.

Parę minut później, w ramach bisów, zabrzmiały doskonały "Sickman" (dla mnie jeden z punktów kulminacyjnych wieczoru), "Would?" i oczywiście utwór, którego nie mogło zabraknąć, czyli "Rooster" z fragmentami pamiętnego klipu wyświetlanymi w tle. Tak zakończył się ten, w mojej skromnej ocenie, jeden z najlepszych rockowych koncertów 2009 na piastowskiej ziemi. Podziękowaniom i pokłonom nie było końca, a członkowie zespołu prześcigali się w kurtuazji, że "jesteśmy najlepszą publicznością na trasie" i "że wrócą do nas, kiedy tylko będzie to możliwe". Przeżyłem małe deja vu, słysząc to samo z ust Marilyn Mansona tydzień wcześniej. Może coś w tym jest i staliśmy się naprawdę światową ojczyzną rock'n'rolla?

Łukasz Dunaj, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Alice In Chains | Warszawa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy