"Wszystko od początku"
Na początku lipca ukazała się płyta "New World" - solowy debiut Lauriego, wokalisty fińskiej grupy The Rasmus. Muzyczna zawartość jednak różni się od jego dokonań w macierzystej grupie.
Z Laurim w Warszawie rozmawiała Justyna Tawicka.
Tytuł twojej solowej płyty to "New World": nowy świat, nowy Laurie?
- To właśnie nowy "ja"! Całkowicie. Minęło już siedemnaście lat, odkąd gram z The Rasmus. Przez ten czas zebrałem wiele pomysłów, które nie do końca wpasowują się w twórczość zespołu. Teraz więc nadszedł właściwy czas, by poskładać je w jedną całość - mój pierwszy solowy album. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Świetnie się bawiłem, nagrywając tę płytę. Właściwie wszystko robiłem tutaj sam: pisałem utwory, nagrywałem je, produkowałem... Sam nawet realizowałem teledyski, aczkolwiek przy pomocy reżysera. W zasadzie to było tak, jakbym zaczynał wszystko od początku. Można to porównać do podboju świata przez początkujący zespół, małymi kroczkami. To coś wspaniałego.
- Od początku miałem bardzo jasną wizję tego, jak ma wyglądać ta płyta. Chciałem, żeby brzmiała jak krążek, który idealnie nadaje się do słuchania podczas nocnej jazdy samochodem. To bardzo prosta koncepcja, ale zarazem każdy jest sobie to w stanie wyobrazić, słysząc takie sformułowanie. Bardzo łatwo jest nagrywać płytę, jeśli przystępujesz do tego z taką właśnie już ukształtowaną, jasną wizją. W warstwie wizualnej natomiast inspiracją dla tego albumu był film "Łowca androidów", który jest moim ulubionym filmem wszech czasów. Nawet pewne dźwięki niejako "zapożyczyłem" - czy też raczej nauczyłem się pisać podobnie - od Vangelisa, wspaniałego kompozytora, który stworzył równie wspaniałą ścieżkę do tego filmu.
Czy nagranie solowej płyty oznacza, że The Rasmus odsuwa się na dalszy plan?
- To nie będzie mój ostatni solowy album. Co do tego jestem absolutnie przekonany. Podoba mi się to, że z jednej strony mam The Rasmus - kapelę rockową - a z drugiej ten projekt solowy, nad którym mogę pracować bez względu na to, gdzie akurat przebywam: mam słuchawki, mam laptopa - i już mogę kodować muzykę i nagrywać. Dzięki temu, że to ja jestem jedyną decyzyjną osobą i niejako prowadzę ten projekt samodzielnie, pracuję teraz w sposób bardziej spontaniczny. Tutaj nie ma mowy o żadnych kompromisach. Nie wiem, jaki będzie mój kolejny solowy album - ale myślę, że proces twórczy również będzie przebiegał bardzo spontanicznie, kiedy już przyjdzie właściwy czas. Teraz jednak, przez całe lato, byliśmy zajęci pisaniem i nagrywaniem nowych utworów The Rasmus - na chwilę obecną mamy dwanaście piosenek i próbujemy zarezerwować sobie studio nagraniowe na nadchodzącą jesień. Tak więc w przyszłym roku pora na nowy album The Rasmus.
Na "New World" romansujesz z elektroniką. Jakie były twoje inspiracje?
- Powiedziałbym, że styl muzyczny, który reprezentuje ta płyta, to elektroniczny pop. Inspiracją są dla mnie liczni artyści, jak wspomniany Vangelis. Jeśli chodzi o świat dźwięków jako taki, to dużo "zapożyczyłem" z jego twórczości. Chyba powinienem też wymienić Daft Punk, w pewnym stopniu Pet Shop Boys - takie właśnie formacje.
- W dużym stopniu inspiruję się też kinem - nawet takimi filmami, jak "Terminator". Chciałem stworzyć muzykę, której brzmienie przypominałoby temat przewodni z "Terminatora". Dla mnie jest to też więc album, który odbieram wizualnie. Ale jest na nim również sporo partii instrumentalnych - słychać to zwłaszcza wtedy, kiedy gramy ten materiał na koncertach na żywo. Przypomina to didżejskie sety. Wydłużamy utwory, przeciągając partie instrumentalne. W ten sposób stają się chyba bardziej taneczne. Nie mogę się więc doczekać, żeby przyjechać do Polski i zagrać kilka koncertów - mamy świetne oświetlenie, telebimy LED, na których wyświetlane obrazy są zsynchronizowane z muzyką. To coś fantastycznego!
(tłumaczenie Katarzyna Kasińska)