Reklama

Roboty też mają uczucia

Robyn "Body Talk Pt. 1", Konichiwa

Robyn na pierwszym ze swoich trzech tegorocznych mini-albumów przebiera się za kilka wersji samej siebie, a słuchacze na prawie wszystko dają się nabrać.

Powinniśmy wgapiać się w stronę Szwecji z nieustającym podziwem. Sąsiedzi zza Bałtyku działają systematycznie i są niezwykle skuteczni. Nie wiem, z czego to wynika - z edukacji nie omijającej kształtowania wrażliwości estetycznej, angielskich napisów zamiast lektora w publicznej telewizji czy odwiecznego kolektywizmu - ale reprezentanci tej nacji, nawet gdy próbują zrobić cyniczny popowy, epatujący wulgarnością produkt, tworzą niechcący stylowe dziełko, z wieloma subtelnymi odwołaniami do historii muzyki popularnej.

Reklama

Tak jest właśnie ze szwedzką piosenkarką Robyn. Pięć lat temu czwarty album przyniósł jej w końcu międzynarodowy rozgłos. Agresywny, timbalandowy bit singla "Konitchiwa Bitches" epatował ekspresją kojarzoną z gorętszymi regionami świata i seksualnością reprezentowaną przez Gwen Stefani czy M.I.A. Teraz podobną, zołzowatą kreacją otwiera pierwszą część serii mini-albumów, "Body Talk". Druga piosenka na "Body Talk Pt. 1", "Fembot", to przykład wspomnianego przeze mnie szwedzkiego perfekcyjnego poczucia estetyki. Podczas gdy my desperacko wypatrujemy gwiazdy pop z Polski, która zostanie zauważona w wielkim świecie, Robyn z ośmiomilionowej Szwecji gra w tej samej lidze, co Kelis (z nią zresztą wspólnie koncertuje) czy Janelle Monae, umiejętnie żonglując niezwykle modnym obecnie w damskim popie motywem kobiety-robota czy występując jako support przed samą Madonną.

Trzeci indeks, piosenka "Dancing On My Own" rządzi na wszystkich listach przebojów, również nadwiślańskich, ale smutek i uczucie zimnej izolacji, który wyziera spod dyskotekowego syntetyzatora, to emocje w czołówce zestawień singli raczej niespotykane. Piosenka o tym, że główna bohaterka jest niezauważana przez chłopca i musi tańczyć "on her own" wydaje się strasznie cyniczna - a jednak produkcja i wykonanie wokalne Robyn powodują, że ciężko tego niezbyt oryginalnego lamentu nie kupić. "When You Get Older" Robyn rozprawia o tym, jak łatwo jest zostać zranionym, do stadionowego riffu syntetyzatora w stylu Killers czy MGMT. W "Dancehall Queen" niestety trochę przesadza ze stylizacją. Zimne północne digi-reggae jest mało przekonujące, również pod względem tekstowym. Kolejny wątek jamajski przynosi "None of Dem" - produkcja jest jeszcze bardziej mroźna, bit jeszcze mroczniejszy i dobitnie można się przekonać, że Robyn kreująca się na divę z kingstońskich potańcówek to jednak wycieczka zbyt forsowna.

Pierwszą część serii "Body Talk" Robyn kończy dwiema balladami. "Hang With Me" to intymny damski pop z bogatymi smyczkowymi aranżami. Ale po tej całej zabawie w roboty artystka na sam koniec rozkleja mnie folkową kołysanką, tradycyjną szwedzką piosenką "Jag Vet En Dejlig Rosa". Wokalistka brzmi w niej jakby miała 10 lat. A więc po kobiecie-promotorce nałogów ("Don't Fucking Tell Me What To Do"), kobiecie-cyborgu (ale wrażliwym), porzuconej damie w wieku 15-45 i walczącej o respekt bywalczyni dancehallu, Robyn przeistacza się w dziewczynkę z przedmieść zimowego Sztokholmu. "Dalej jestem prostą dziewczyną ze Szwecji, nadal chodzę do lokalnego sztokholmskiego sklepu, mając na sobie dres, gdzie kupuję chleb i mleko. Chcę taką pozostać. Znam swoje miejsce w szeregu " - mówiła niedawno o sobie Robyn, komentując sprawę jej rzekomego konfliktu z Madonną.

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy