Reklama

"Wystawa okrucieństwa"

Dla każdego szanującego się thrashera pięć pierwszych albumów Exodusa to pozycje obowiązkowe. Kapela ta współtworzyła scenę Bay Area, jedną z najpotężniejszych thrashowych scen na świecie. Przyczyniła się również pośrednio do sukcesu Metalliki, której szeregi zasilił współzałożyciel Exodusa - Kirk Hammet.

Po wspomnianych pierwszych pięciu wydawnictwach zespół rozpadł się, reaktywował kilka lat później nagrywając album koncertowy, po czym ucichł ponownie na sześć lat. Prawdziwy powrót nastąpił w 2004 roku, kiedy to chłopaki wydali genialny "Tempo Of The Damned", ponownie ze świetnym Stevem Souzą na wokalu. Dziełem tym pokazali, że scena amerykańska nadal wie co to dobry thrash.

Emocje nieco opadły rok później po wydaniu kolejnego albumu, tym razem z nowym wokalistą, dużo nowocześniejszego, nieco hardcorowego, zalatującego nowoczesnością. Aktualnym dziełem "The Atrocity Exhibition... Exhibit A" kontynuują obrany poprzednio styl. Czy ktoś płytę lubi, czy nie, jednego nie można Exodusowi odmówić - są jedną z najważniejszych kapel na thrashowej scenie i bez nich scena ta byłaby z pewnością wyraźnie uboższa. Krótką rozmowę z gitarzystą i liderem zespołu Garym Holtem przeprowadził Wojtek Gabriel z magazynu "Hard Rocker".

Reklama

Nowy album niestety nie dotarł do mnie na czas, więc na początek zadam kilka podstawowych pytań. Byłeś głównym kompozytorem dwóch poprzednich płyt. Jak było tym razem?

Wciąż pracuję nad większością materiału, ale jest duża różnica, bo nawet jeśli piszę utwory sam, dużo wkładu pochodzi od reszty chłopaków. Użyliśmy na cele tego albumu większość muzyki jaką napisaliśmy, ale już pracujemy nad jedną trzecią kolejnego, tak więc następny pójdzie łatwiej.

Wyprodukowałeś płytę ponownie własnoręcznie?

Nie, właściwie pracowaliśmy z Andy'm Sneapem nad tym albumem, od początku do końca.

Druga część albumu wychodzi w przyszłym roku. Dlaczego postanowiliście podzielić materiał na dwie części, a nie na przykład zrobić z tego wydawnictwo dwupłytowe?

Rozmawialiśmy o tym. Pierwszą rzeczą, o której dyskutowaliśmy było zrobienie albumu dwupłytowego. Ale wiesz, koszty produkcji i wytworzenia są również podwójne, a nie zarobisz podwójnej ilości pieniędzy. A my definitywnie nie jesteśmy bogaci. Tak więc zdecydowaliśmy wybrać niektóre utwory i zachować te, które uważaliśmy za najlepsze na następny album. Zdecydowaliśmy zrobić jakby drugą część. Kiedy skończymy, to będzie właściwie jak podwójna płyta.

Kapela przeżyła wiele zmian składu i rozpadów. O ostatnim okresie powiedziałeś, że jako zespół nigdy nie czuliście się tak zainspirowani i zmotywowani jak teraz. Wygląda, że obecny skład współpracuje naprawdę świetnie?

Tak, wszyscy są bardzo zaangażowani, zagraliśmy razem ponad 200 koncertów. Posiadanie Toma z powrotem - wiesz, jest moim przyjacielem od czasu gdy miałem 17 lat - to niesamowite uczucie. Wszyscy są bardzo podnieceni tym, co życie przyniesie w ciągu najbliższych paru lat.

No właśnie, Tom wrócił do kapeli. Jak się pracuje z gościem, którego znasz od prawie 30 lat?

Fantastycznie, jest jednym z najlepszych perkusistów na świecie. Kiedy mówisz o Tomie, mówisz o człowieku, który jest kluczową częścią brzmienia zespołu, od samego początku. To jak naturalny język, którym muzycznie rozmawiamy, który potem przekłada się na utwory. Poza tym jest jednym z moich najstarszych przyjaciół na świecie, z nielicznymi wyjątkami, tak więc świetnie mieć go z powrotem.

Wygląda na to, że zespół jest pełen energii. Wystartowaliście ponownie z "Tempo Of The Damned" i regularnie wydajecie kolejne albumy. Czy to nastawienie podobne do tego jakie mieliście w połowie lat 80.?

Poziom energii jest teraz nawet większy. Bo wiesz, było tyle wzlotów i upadków, mieliśmy tyle problemów, że teraz kapela jest niesamowicie głodna i zmotywowana, żeby wrócić tam i odzyskać to co nasze. A teraz właśnie thrash przeżywa widoczne odrodzenie, więc czas nie mógłby być lepszy dla takiej kapeli jak my.

Gracie nowy materiał od sierpnia. Jak się podoba fanom?

Wiesz, z reguły jak grasz nowy materiał zanim wyjdzie album, publika po prostu patrzy, nie znają kawałków. Ale teraz szaleją, naprawdę im to wchodzi.

Dlaczego wybraliście "Riot Act" na wideoklip? Nie widziałem go, jest już gotowy?

Video powinno być skończone jakoś teraz. Użyliśmy technologii zielonego ekranu, więc mogliśmy wrzucać obrazy i różne rzeczy na naszym tle. Poza tym miałem pomalowanego Flyinga V, więc mogliśmy robić projekcje również na mojej gitarze. Świetny kawałek, jeden z moich ulubionych, a poza tym jeden z utworów na płycie wystarczająco krótkich, żeby nakręcić klip.

A co to za ukryta ścieżka na końcu płyty, grana na banjo? Słyszałem jakieś fragmenty...

Haha, to wersja banjo-country "Bonded By Blood".

Nie poznałem!

Haha, posłuchaj tekstu.

Jeśli byłbyś dziennikarzem i słyszał nowy album po raz pierwszy, jak być go ocenił, w skali 1-10?

Na pewno 10... Może 11, haha?

Co za niespodzianka, haha... Zespół powrócił po długiej przerwie ze świetnym "Tempo Of The Damned". Co robiłeś przez te 12 lat, poza wydaniem koncertówki?

Wiesz, zrobiliśmy ten album koncertowy w 1997... Rozpadliśmy się jakoś koło 1994, po "Force Of Habit", spędziłem trochę czasu w domu, będąc ojcem, z córką, potem zeszliśmy się w 1997, ale potem - mówię za siebie - miałem rozwód, to były dla mnie naprawdę złe czasy, problemy z narkotykami... Ale w końcu wróciliśmy do tego, o co naprawdę chodzi - do grania heavy metalu.

Kiedy powróciliście z "Tempo..." Steve Souza ponownie z wami śpiewał. Jego wokale na tamtym albumie są genialne. Potem odszedł, zastąpił go Rob Dukes. Jest świetnym wokalistą, pasuje do muzyki, ale jego styl jest dość nowoczesny. Nie bałeś się, że old-schoolowi fani nie zaakceptują takiej zmiany?

Nie, nie martwiłem się o to. Nie uważam, że musimy zostać old-schoolowi, gdyby tak było, wciąż nosiłbym białe wysokie tenisowe buty, jakie miałem w 1985, haha... Wciąż tak bym się ubierał i próbowałbym tak pracować.

Tu chodzi o wyzwania. Wszyscy uważają, że Rob rządzi na żywo. To po prostu coś innego, jest nowocześniejsze, ale nowy materiał byłby okropny ze starymi rzeczami w środku, brzmiałoby tandetnie.

Słyszałem, że Rob był właściwie twoim technicznym od gitary? Jak został wokalistą?

Wynająłem go, żeby zastąpił pierwszego technicznego, jakiego miałem na trasie z Megadeth, bo ten pierwszy gościu robił beznadziejną robotę. To był przypadek, bo jeśli pierwszy techniczny pracowałby naprawdę dobrze, nigdy nie poznałbym Roba.

Kiedy rozpoczynaliście muzyczną podróż byliście fanami NWoBHM, byłeś pod wpływem ludzi jak Blackmore, Iommi, Angus Young. Dlaczego zdecydowaliście się grać coś znacznie szybszego i mocniejszego niż wasi idole?

Zaczęło się od kapel, które uwielbialiśmy, wiesz, hard rock jak AC/DC, Aerosmith, Van Halen, Sabbath, potem Iron Maiden, wcześniej Priest, całe NWoBHM, ale poza tym uwielbialiśmy hardcore punk. Mówię za nas wszystkich, Slayer, wszystkie kapele. Myślę, że to zaczęło się od wpływów metalu wymieszanych - mówię za siebie - z brytyjskim hardcore punkiem, szczególnie Discharge.

Jako osoba która jest częściowo odpowiedzialna za narodziny sceny Bay Area, jakie widzisz różnice na tej scenie pomiędzy latami 80. i czasem obecnym?

Nie wydaje mi się, żeby scena Bay Area thrash jeszcze istniała. Zespoły nie robią wielkich koncertów, a co do młodych kapel, to nic mi nie przychodzi na myśl. Jeśli teraz istniałaby scena Bay Area, byłyby to te same kapele, jak Exodus, Testament, Death Angel, potem Forbidden, który się schodzi na kilka koncertów w przyszłym roku. Ale nie wydaje mi się, żeby było wiele nowych zespołów.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: utwory | scena | wystawy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy