Reklama

"Śmiertelne rytuały"

Chris Barnes to ikona death metalowej sceny, wokalista kojarzony z najważniejszymi płytami Cannibal Corpse, które zbudowały fundament gatunku. To jednak stara historia, bo Chris od kilkunastu lat występuje z formacją Six Feet Under, i właśnie nowy krążek tego bandu, o jakże wymownym tytule "Death Rituals", stał się powodem do rozmowy. Przed wami jedna z najważniejszych postaci śmierć metalu, Chris Barnes. Z wokalistą rozmawiał Tomasz Orzechowski z magazynu "Hard Rocker".

Jak się masz Chris, cały i zdrowy? To nasze trzecie podejście do wywiadu... (dwa poprzednie terminy artysta odwołał, zmogła go grypa - przyp. red).

Cześć Tom, tak wszystko jest już OK. Sorry, wiem, że mieliśmy rozmawiać nieco wcześniej, ale totalnie rozłożyła mnie gorączka. Ale przyszedł w końcu czas na dobry wywiad dla "Hard Rockera".

Ok., Chris, zatem do rzeczy - pogadajmy o "Death Rituals" - najnowszym krążku Six Feet Under. Nota bene świetny tytuł, trudno chyba o lepszy...

Dzięki, też tak myślę. Etykietka daje ci pełen obraz tego, czego możesz spodziewać się po tej płycie...

Reklama

Taa... Słucham jej od jakiegoś czasu i zbudowałem sobie na razie obraz twoich wokali. Bo wiesz, one się nieznacznie zmieniły. Warczysz na scenie już kopę lat, trochę obniżyłeś tonację, ale wciąż w twoim głosie jest tyle agresji. Co cię tak wkurza (śmiech)?

Wiesz (śmiech), zapewne życie i cały otaczający nas świat. Wiesz, można mieć koncept, pomysł na pewną konwencję i to sprawdzi się na jednym, dwóch albumach. Jeśli jesteś na scenie kilkanaście lat, proces twórczy przenika twoje życie, a życie przenika proces twórczy. Patrząc wstecz na wczesne albumy Kanibali widzę, iż śpiewam w sposób, który wyraża mnie w 100% na tamten czas. W zasadzie ta muzyka jest mną, a ja jestem nią - tak to działa! Nie stawiam na schematy, ani nie stawiam sobie wytycznych: to ma brzmieć tak czy siak. Po prostu śpiewam.

Naturalna ekspresja czy taki szczery gniew?

Jedno i drugie, albo dwa w jednym. Tak to już jest, w muzyce i w życiu. Zarówno ja, jak i cały Six Feet Under tworzymy z serca, z zamiłowania do tej muzyki, to zdecydowanie nasza pasja. Tak to wyglądało też w Cannibal Corpse i w fińskim Torture Killer.

Wiesz Chris, patrząc na twoją karierę, widzę sporo podobieństwo do drogi, którą przeszedł Max Cavalera. Max, mimo iż nie gra już w Sepulturze od lat, wciąż kojarzony jest z największymi dokonaniami tego bandu. Za jego czasów zespół ten, podobnie jak Cannibal Corpse, kojarzył się z techniką i szybkością, podczas gdy kolejne projekty Soulfly i Cavalera Conspiracy, stawiają bardziej na klimat, ciężar i groove. To mocno przypomina zasadę, według której tworzy Six Feet Under. Widzisz tu podobieństwo?

Yeah (śmiech), w dodatku Max podobnie jak ja zapuścił z czasem dready i jara zioło. Choć prawdę powiedziawszy, nigdy go nie spotkałem i nie mam czasu śledzić jego innych zespołów. Kojarzę oczywiście Sepulturę, ale nie słyszałem Soulfly ani Cavalera Conspiracy. Zresztą, nie patrzę na to tak. Nie porównuję, nie kojarzę faktów, staram się koncentrować na mojej sztuce, a konkretnie na danym kawałku, który akurat tworzę. Wiesz, coś takiego, o co pytasz, to jak czytanie recenzji własnych płyt! Nie wiem jak inni muzycy, ale ja nigdy tego nie robię! Bo co mnie obchodzi, co krytycy myślą o tej muzie? Dla mnie jest ważne to, że podoba się nam i ludziom, którzy są z nami. Chociaż, skoro już o tym gadamy, to ciekawi mnie teraz, co ty myślisz o tym krążku.

Uważam, że jest niezły, ale stać cię na więcej (śmiech). Pogadajmy chwilę o produkcji, ponownie wybór padł na Morrisound w Tampie, Floryda - dlaczego?

Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa (śmiech), ale nie to jest najważniejsze, jak już wspomniałem, każdy album odzwierciedla inny czas i jest robiony przez ludzi dla ludzi, przez zespół dla fanów. Może kolejny mocniej trafi w twój gust. Tak, ponownie Morrisound, w zasadzie tak było najwygodniej. Świetne lokalne studio, materiały tam nagrane nieźle brzmią, znamy ludzi, którzy tam pracują od lat, wiesz to ułatwia szereg spraw.

Co racja to racja. Wiesz twój zespół wypracował pewien standard, zarówno dotyczący kompozycji jak i brzmienia, ale można usłyszeć też różnice pomiędzy poszczególnymi krążkami.

O tak, jak w każdym zespole, chociaż u nas podstawową słyszalną dla mnie różnica jest zmiana na pozycji gitarzysty. Steve Swanson jest totalnie innym muzykiem, niż Alan West. To tak jak Massacre jest zgoła innym zespołem niż Obituary. I inaczej współpracowało się z Alanem, inaczej pracuje się ze Stevem. Myślę, że ta zmiana ma podstawowy wpływ zarówno na kompozycje zespołu jak i jego brzmienie, a przede wszystkim na mnie.

Steve i Terry ostatnio wskrzesili Massacre. Myślisz, że planują coś nagrać, czy te kilka występów miało było jednorazowym projektem?

Hmm... Wiesz, trzeba zapytać Steve'a, ale z tego co wiem, on raczej z tym skończył. Ta reaktywacja to był tylko chwilowy projekt, chcieli razem pomłócić, jak za dawnych lat.

Wracając do spraw związanych z produkcją, ostatnio zrobiliście live video do kawałka "Seed of Filth", jak oceniasz ten obrazek?

Ohh man (Chris jest czasem bardzo amerykański - przyp. red) to było fantastyczne doświadczenie. Jak pewnie wiesz, klip nagrywaliśmy w święto Halloween. Graliśmy akurat koncert, odbiór fanów był fantastyczny, mocno agresywny, wiesz. Zmontowaliśmy najlepsze fragmenty i myślę, że w efekcie mamy bardzo fajny klip, który reprezentuje to, czym w chwili obecnej jest Six Feet Under.

"Śmiertelne Rytuały" to dość typowa dla was płyta, ale mamy na tym krążku kilka wyjątków od reguły, do jakiej przyzwyczaił nas Six Feet Under...

Wyjątki, tak? A jakie (śmiech)?

Hmm... Dla przykładu "Crossroads To Armageddon" to coś innego. Wolny jak walec kawałek z szeptanym wokalem.

O tak, specyficzna sprawa, tak jak powiedziałem, pracuję nad każdym utworem osobno i każdy kawałek, jaki napisałem w pewnym sensie odzwierciedla mnie, moje wnętrze. Widać "Crossroads..." jest takim lustrem mniej wzburzonych obszarów mojego "ja".

Mocne wrażenie robi też nagrane na automatyczną sekretarkę intro w "Shot In The Head"...

Nie znajdziecie mnie, nigdy mnie nie znajdziecie, a każdy kolejny dzień będzie przynosił nową śmierć (śmiech)!! To rodzaj wiadomości, jaką bohater, tu: masowy morderca, zostawia policji. Taki wzmocnienie przekazu piosenki, albumu, w zasadzie całej mojej twórczości. Zaskoczę cię może, ale głosu na automatyczną sekretarkę użyczył mój dobrych kumpel Iggy Pop.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: Rytuał | nie żyje | Sześć stóp pod ziemią | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy