Reklama

"Nie chcemy być szufladkowani"

13 marca 2009 roku na rynku muzycznym ukazało się już czwarte "oblicze muzyczne", formacji Indios Bravos. Tym razem w jubileuszowym dziesiątym roku od wydania pierwszej płyty, którą była "Part One", zespół nagrał nowy album o tytule "Indios Bravos".

Album ten mający być według słów lidera Piotra Banacha najbardziej kompletną odsłoną muzyczną zespołu, jest właśnie promowany trasą koncertową. O tym wydawnictwie, przygotowaniach do jego wydania oraz inspiracjach, które złożyły się na charakter tej płyty, Marcin Danielewski rozmawiał z Piotrem Gutkowskim, wokalistą Indios Bravos.

Podczas naszego ostatniego spotkania, w grudniu 2008 roku, na koncercie w Gnieźnie, mówiłeś, że już wkrótce zaczynacie "pełną parą" pracować nad materiałem muzycznym na najnowszy album. Jak przebiegały te przygotowania, które wyłączyły was na prawie trzy miesiące z koncertowania i pozwoliły nagrać płytę "Indios Bravos"?

Reklama

Wpierw trochę się zgrywaliśmy na wspólnych próbach szykując ten nowy materiał, a później weszliśmy do Studia S4. Nim jeszcze przestaliśmy grać w zeszłym roku, to także trochę na koncertach próbowaliśmy oswoić się z częścią tego nowego materiału, którego już pewną część mieliśmy wtedy gotową.

W styczniu kiedy zaczęliśmy studyjną pracę nad albumem "Indios Bravos" okazało się, że to wszystko idzie całkiem prężnie, co nas pozytywnie zaskoczyło. Teraz już od tygodnia promujemy płytę na koncertach i mamy nadzieję, że przypadnie ona do gustu publiczności.

Poprzednie wasze płyty nagrywaliście w duecie. Wokalem zajmowałeś się ty, a instrumenty obsługiwał Piotrek Banach. Tym razem po nagraniu trzech albumów, zdecydowaliście się na inne rozwiązanie, bo zaangażowaliście w tworzenie tego materiału cały zespół. Dlaczego akurat teraz wybraliście inną drogę pracy studyjnej nad płytą "Indios Bravos"?

Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy na to gotowi. Widocznie wcześniej nie było do tego odpowiednich warunków, możliwości. Teraz też trochę do podjęcia tej decyzji zmusiła nas sytuacja. Piotrek nie mógł już sam zaaranżować studia, przygotować wszystkich instrumentów itd.

Ta nowa płyta Indios Bravos jest na tyle przemyślana, dopracowana i skomplikowana muzycznie, że nie było takiej możliwości aby nagrać ją bez udziału całego zespołu. Wybraliśmy akurat nagrywanie na "setkę", ponieważ Piotr Banach uznał, że to będzie najlepsze rozwiązanie. W zasadzie to było takie granie, jak na żywo, bo całym zespołem tyle, że w S4. O to też nam chodziło. Dzięki wcześniejszym próbom materiał muzyczny mieliśmy ograny i wszystko poszło bardzo szybko.

Nie obawiasz się zarzutów, że album "Indios Bravos", który czasowo zamyka się 46 minutach i 16 sekundach, jest zbyt krótki, jak na płytę długogrającą?

Wiesz dlaczego cały album zamyka się w 46 minutach?

Nie mam pojęcia.

Żeby było go łatwiej odsłuchać w internecie (śmiech). A tak na poważnie to obecnie jest taka moda żeby nagrywać płyty około 60-minutowe. Jeśli jednak sięgniesz wstecz to zauważysz tendencję odwrotną.

Jeszcze w latach 70. i 80. XX wieku większość albumów zamykało się w około 50 minutach. My też staraliśmy się tego trzymać nagrywając płytę "Indios Bravos". Jednocześnie chcieliśmy postawić na jakość, a nie na długość prezentowanych na nim piosenek i myślę że to się udało.

Nagrań dokonaliście w Studiu S4. Jest to efekt sentymentu Piotrka Banacha do tego miejsca z czasów działalności w zespole Hey czy też ufność w umiejętności reżysera dźwięku Leszka Kamińskiego?

Przede wszystkim wiemy jak doskonałym fachowcem jest Leszek Kamiński i dlatego też wybór padł na niego. Jednocześnie nie znam lepszego studia nagraniowego niż S4. A ty znasz?

Nie!

No właśnie i dlatego też kierując się tym żeby płyta "Indios Bravos" była jak najlepiej dopracowana, wybraliśmy S4. Leszek Kamiński, który był jej realizatorem, jest jednym z najlepszych zawodowców w swoim fachu i dlatego wybór padł właśnie na niego. Wcześniej zresztą współpracował z nami przy albumie "Part One" i to też miało spore znacznie. Dzięki temu Leszek Kamiński wiedział czego oczekujemy i z czego będziemy zadowoleni.

Podczas naszej ostatniej rozmowy przed wydaniem płyty "Indios Bravos" mówiłeś, że nowy album nie będzie pozbawiony wędrówek w kierunku innych gatunków muzycznych niż reggae. Tak też rzeczywiście jest, nie obawiasz się jednak tego, że powoli odchodzicie od tego, co wcześniej tworzyliście, czyli tzw. "cyber reggae" wzorowanym w części na Zion Train i Mad Profesorze?

My nie lubimy stać w miejscu. Stawiamy na ciągły rozwój. Jednocześnie chcemy fanom prezentować nasze fascynacje muzyczne. Stąd też bierze się to, że odeszliśmy od "cyber reggae". Oczywiście, w naszych sercach nadal jest reggae, bo przecież przez pewien czas graliśmy w ramach tego gatunku, poza tym cenimy tą muzykę, bo ona w dużym stopniu nas ukształtowała.

Dlatego album "Mental Revolution" był i pozostanie dla nas ważny, podobnie jak wcześniejszy "Part One". Natomiast na chwilę obecną gramy nieco inną muzykę. Sięgamy do różnych gatunków, które też ukształtowały muzycznie Indios Bravos. O to właśnie chodzi żeby nie zamykać się tylko w ramach reggae, bluesa czy rocka, nie chcemy być szufladkowani. Mamy swój styl. Takie jest właśnie Indios Bravos i takim pozostanie.

Kto w zespole fascynuje się bluesem? Bowiem już na płycie "Peace" "wędrowaliście" w kierunku tego gatunku muzycznego. Teraz zaś na najnowszym albumie prezentujecie kawałek "Ja to Ty", który brzmi niezwykle dojrzale i bluesowo.

W zespole zarówno ja, jak i Piotrek Banach lubimy bluesa. Obaj też już w przeszłości się nim fascynowaliśmy. Ja ze względu na to, że mieszkam na Śląsku, dokładnie w Katowicach, to w dużym stopniu wyrastałem w tym środowisku. Przecież takie zespoły jak SBB czy Dżem pochodzą właśnie ze Śląska. W związku z tym dość szybko zacząłem fascynować się polskim bluesem.

Do tego doszły inspiracje muzyką Muddy'ego Watersa, B.B Kinga i Jimiego Hendriksa. W ten sposób zakochałem się w bluesie. Do teraz jest we mnie ta muzyka i objawia się w różnoraki sposób.

Na albumie"Indios Bravos" doskonale łączycie różne gatunki muzyczne od tzw., "cyber reggae" przez mocne rockowe granie po uspokajającego bluesa. Dodatkowo IB potrafi wykorzystać kilka gatunków muzycznych w jednej piosence. Skąd bierze się ten własny, niepowtarzalny styl muzyczny, który prezentujecie? Wzorujecie się na kimś, czy też jest to efekt własnych poszukiwań?

Ten styl bierze się z naszych fascynacji muzycznych, które stają się inspiracją dla muzyki Indios Bravos. W szczególności Piotrek Banach, który tworzy naszą muzykę jest bardzo otwarty na różne granie. Stąd też bierze się to, że album "Indios Bravos" odstaje stylistycznie od "Mental Revolution, a "Peace" od "Part One".

Ja też nie chciałbym tkwić tylko w jednym gatunku muzycznym. W końcu ukształtowało mnie reggae Boba Marleya, blues Muddy Watersa, muzyka "chłopaków z Liverpoolu" czy granie Erica Claptona. Z czasem zainteresowałem się nawet country, mimo że kiedyś uważałem ją za "wieśniacką" muzykę.

Country zacząłem traktować inaczej, ponieważ zrozumiałem że jest to odmiana amerykańskiego folku, połączenie różnych wpływów kulturowych irlandzkich, angielskich, a nawet murzyńskich. A moje zainteresowanie tą muzyką pojawiło się wraz z pewną bardzo "złą grą komputerową", w którą kiedyś dużo grałem. Tam właśnie kiedy wsiadałeś do samochodu, leciało country.

To chyba graliśmy w tą samą grę (śmiech).

W moim przypadku horyzonty muzyczne są dość szerokie i w zasadzie jestem otwarty na wszelkie granie. Taka też jest muzyka Indios Bravos.

Na najnowszej płycie usłyszeć można dużo pięknych gitarowych brzmień Krzysztofa Saka i Piotrka Banacha. Na wcześniejszych albumach był to także ważny element, ale nie wysuwany aż tak mocno na pierwszy plan, jak teraz. Co zaważyło na tym, że postanowiliście bardziej wyeksponować sekcję rytmiczną gitar?

Zgadza się! Było to nasze zamierzone działanie. Na poprzednich płytach gitary były słyszalne, ale tym razem postanowiliśmy jeszcze mocniej je, jak to nazwałeś wyeksponować. Związane jest to z takim bardziej rockowym graniem.

Nasza muzyka ewoluuje i w związku z tym także brzmienie instrumentalne idzie w tym kierunku. Nie gramy już tylko "cyber reggae", gdzie te nasze gitary były trochę ściszone. Teraz prezentujemy nieco inną muzykę i dlatego też brzmienie instrumentów jest dostosowane właśnie do niej. Dzięki temu publiczność może usłyszeć dużo mocniejsze brzmienie gitar.

Na tym też polega muzyka żeby ciągle się rozwijać i prezentować coś nowego. Nie znaczy to jednak, że rezygnujemy z tego co nagraliśmy wcześniej. Przeszłość jest dla nas bardzo ważna i cenimy ją. Wiemy, że ludzie nas słuchający przychodzą na koncerty żeby usłyszeć też nasze dawne piosenki w starszych aranżacjach muzycznych.

Czy macie w planach nagranie teledysku, do którejś z piosenek z albumu "Indios Bravos"? W końcu podobny pomysł z takimi utworami, jak np. "Pom pom", "Wolna wola" czy "Zmiana" okazał się sporym sukcesem.

Z tymi teledyskami to jest trochę dziwnie. Rzeczywiście fajną sprawą było ich nagranie i występowanie w nich. Natomiast niestety to wszystko trochę kosztuje. Podczas gdy na chwilę obecną nie ma takiej stacji telewizyjnej, która stawiałaby tylko na emitowanie tego typu klipów.

Trzeba dużo pracy włożyć w nagrywanie i tworzenie teledysku, podczas gdy dociera on później do ograniczonej liczby osób. No może przesadzam, ale rzeczywiście pod tym względem rynek muzyczny jest mało rozwojowy.

Na pewno jednak pomimo tego spróbujemy nagrać klip do jednej lub dwóch piosenek z najnowszej płyty i wówczas też będzie on dostępny do obejrzenia na kilku portalach muzycznych. Dzięki temu może też pozyskamy nową publiczność.

Czasami brakuje mi Gawrona [Pawła Gawrońskiego, menedżera i byłego muzyka zespołu - przyp. red.] na scenie, przynajmniej podczas bisów, kiedy Paweł zawsze wchodził na scenę i śpiewał z tobą utwór "Czas spełnienia". Czy zespół jeszcze powróci do tego elementu, będącego kiedyś nie odłączną częścią waszego koncertowania?

O, Gawron właśnie siedzi tam za tobą i słucha (śmiech). Wiesz, my staramy się dość systematycznie zmieniać grany repertuar utworów. Stąd też bierze się to, że obecnie Gawron nie występuje z nami na scenie. Nie chcemy aby fani muzyki Indios Bravos zbytnio przyzwyczaili się do tego co gramy i w jakiej kolejności.

Bardzo jednak możliwe że w przyszłości powrócimy do tego elementu i Gawron ponownie będzie śpiewał z nami "Czas spełnienia". Na razie jednak nie myślimy o tym, bo to należy już do przeszłości. Natomiast rzeczywiście był to fajny element naszego koncertowania, nie chcemy jednak robić ciągle tego samego. Wiemy, że to mogłoby znudzić się publiczności, a Indios Bravos to taki zespół, który wciąż chce oferować fanom nowe, sceniczne, rozwiązania.

Dzięki za rozmowę.

(Listy do redakcji)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Indios Bravos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy