Reklama

Eric Shoves Them In His Pockets: "Alternatywa w mainstreamie" (wywiad)

Eric Shoves Them In His Pockets nie chciał być zespołem rockowym, ale nim jest. Chciał grać muzykę smutną, a wyszła mu wesoła. Grupa w ubiegłym roku zadebiutowała albumem "Walk It Off", w tym promowała go m.in. na Open'erze, OFF Festivalu i... w "Dzień Dobry TVN". Z triem spotkał się i porozmawiał o różnych paradoksach Olek Mika.

Skład Eric Shoves Them In His Pockets tworzą basista Hubert Woźniakowski, wokalista i gitarzysta Szymon Najder oraz perkusista Christoph Thun. Dwóch ostatnich muzyków jest też członkami zespołu Paula & Karol. Szymon udziela się dodatkowo w Warszawskiej Orkiestrze Rozrywkowej im. Igora Krenza.

Otwieraliście jedną ze scen tegorocznego Open'era dając koncert - w opinii wielu jego słuchaczy - będący świetnym wprowadzeniem do festiwalu. Jak to wygląda od strony artysty, łatwo tak pójść na "pierwszy ogień"?

Christoph: - Moim zdaniem być pierwszym zespołem, albo jednym z pierwszych, na kilkudniowym festiwalu to jest bonus. Publiczność jest jeszcze świeża. Nie jest przesycona muzyką. Na terenie Open'era byli ludzie, którzy przyjechali dzień wcześniej i czekali na otworzenie festiwalu. My im go otwarliśmy. Czuliśmy, że publiczność nie jest zmęczona i że jest pozytywnie nastawiona. Dla nas był to więc super koncert!

Reklama

Szymon: - Ja mam takie wrażenie, że pod koniec festiwalów ludzie już skupiają się bardziej na zespołach, które lubią i znają. Pierwszego dnia są bardziej podatni by chłonąć nową dla siebie muzykę. Dlatego wydaje mi się, że dla nas początek Open'era to był idealny mement by swoją twórczością gdyńską publiczność zainteresować.

Na OFF-ie z kolei graliście trzeciego dnia - było trudniej? W ogóle zauważyliście jakieś różnice w odbiorze Waszej twórczości na obu festiwalach?

Hubert: - Mówiąc tak na gorąco, wydaje mi się, że w Katowicach była większa "wkręta" w nasza muzykę. Na przykład publiczności klaskała w jakiś zupełnie nieoczekiwanych dla nas momentach...

Christoph: - Mieliśmy wrażenie, że z publicznością Open'era spotykamy się po raz pierwszy, czuliśmy, że się dopiero sobie przedstawiamy. W stylu: "Cześć, my jesteśmy Eric Shoves Them In His Pockets", "Cześć, my jesteśmy publiczność". W Katowicach spotkaliśmy ludzi, którzy już nas znali. Stąd w Gdyni na początku słuchacze patrzyli na nas spokojnie, ale pod koniec była już super energia i były brawa - czym bardzo się zajaraliśmy. W Katowicach od razu czuliśmy, że gramy dla znajomych. Stąd różnica, o której wspomniał Hubert.

Występowaliście też zagranicą, jakie mieliście przyjęcie podczas Waszej niemieckiej trasy?

Szymon: - Publiczność, tak w Polsce, jak i w Niemczech jest super zaangażowana w koncerty. Różnica polega na tym, że w Niemczech ludzi na koncertach jest więcej. Chyba dlatego, że mogą więcej wydać na kulturę i mają większy rynek. Jest więcej bookerów i klubów mających własną publiczności. Kultura koncertowa istniej tam nie tylko w dużych miastach, ale także w tych małych.

Hubert: - Wydaje mi się też, że w Niemczech więcej ludzi interesuje się muzyką dla siebie nową i chętniej przychodzą na nieznane zespoły. W Polsce istnieje taki stereotyp, że jak przyjeżdża grupa z zagranicy to trzeba pójść zobaczyć; na rodzime zespoły chodzi się rzadziej.

Christoph: - Ekstra jest jednak to, że w Polsce następuje zmiana - widzimy ją. Można zaobserwować, że pojawia się coraz więcej klubów, także w małych miastach, które bardzo świadomie wychowują sobie publiczność. Tak w Niemczech, jak i w Polsce mamy parę takich stałych miast, do których zawsze jeździmy.

A propos kultury koncertowej - koszulki przygotowaliście własnoręcznie; wspieracie ideę "Do It Yourself"?

Szymon: - Wiesz, ta idea jest totalnie w stylu naszego zespołu. I EP-kę, i pierwszą płytę nagraliśmy sami, razem ze znajomym, który pomógł nam z miksami. Jeśli chodzi o koszulki, to chcieliśmy mieć jakiś bonus na festiwale które lubimy. Najprostszym sposobem było je kupić, kupić trochę farby, pędzel i coś na nich namalować.

Hubert: - Poza tym Szymon jest amatorem rzeczy robionych przez samego siebie i lubi dziergać (śmiech). A poważnie - robiąc te koszulki spędziliśmy super przyjemnie kilka godzin.

A czy takie, trochę punkowe podejście, nie kłóci się z Waszym występem w "Dzień Dobry TVN"?

Szymon: - Była chwila zastanowienia: czy na pewno chcemy to zrobić. Ale tak naprawdę to chodzi o dotarcie do ludzi. Nie graliśmy w TVN-ie z playbacku, zagraliśmy dokładnie to, co chcieliśmy zagrać. Na żywo. Twórcy programu nasze warunki zaakceptowali - co moim zdaniem oznacza szacunek dla artysty, dla nas. I to daje mi poczucie, że nie ma obciachu, że to zrobiliśmy. Ponadto po odzewie na Facebooku zobaczyliśmy, że zadziałało.

- Słuchałem kiedyś wywiadu z Tame Impala, gdy ktoś ich zapytał o nagrody, które otrzymują powiedzieli ekstra rzecz, że oni skupiają się na graniu i tworzeniu jak najlepszej muzyki, resztę pozostawiają managementowi, ta cała pozamuzyczna sfera to jest pole dla sukcesów osób, który się nimi opiekują. Wiesz, my też się skupiamy na muzyce i uważamy, że głupio by było krępować ruchy naszemu managementowi.

Ale piosenek innego artysty nie wykonalibyście w telewizji?

Szymon: - Nie, nie. To nie wchodzi w grę.

Christoph: - Wiesz, narzekamy na poziom telewizji, na poziom kultury, który jest w mediach mainstreamowych i się od nich odcinamy. A powinniśmy sami w nie wejść i coś do nich dołożyć, w sensie wzbogacić o treści, które uważamy za ciekawe. Spójrz na amerykańskie talk-shows. One funkcjonują w komercyjnych telewizjach a zapraszają alternatywne zespoły. Można robić program, mieć gigantyczną oglądalność i pokazywać niszowe zespoły. Dlaczego nie działać tak w Polsce?

Hubert: - My możemy być alternatywą w mainstreamie (śmiech).

A jak dzielicie obowiązki między Eric Shoves Them In His Pockets a projektem Paula & Karol?

Christoph: - My, w trójkę, graliśmy jako Eric Shoves Them In His Pockets. Z grupą Paula & Karol poznaliśmy się przez serwis MySpace - stare dzieje (śmiech). Zaprosili nas byśmy zagrali przed nimi na festiwalu Magnetofon, a później dołączyliśmy do nich.

Szymon: - I tak Paula & Karol stał się dla nas dodatkowym projektem, który czasowo przejął nasze życie. Teraz na maksa zależy nam żeby do "Eryków" wrócić. A właściwie na poważne z nimi wystartować. Rzeczywiście pojawił się tu pewien paradoks, bo Eric Shoves Them In His Pockets zaistnieli po "Pauli", a dołączyliśmy do "Pauli" właśnie dzięki "Erykom".

Szymon, Ty współpracujesz także z Warszawską Orkiestrą Rozrywkową, która m.in. przygotowała "Song Reader" - utwór napisany przez Beck i wydany jedynie w formie nut.

Szymon: - Ja nie mam pojęcia, co ja tam robię (śmiech). Zespół tworzą muzycy z Lado (Lado ABC - przyp. OM), które to środowisko bardzo mi imponuje, więc jest niesamowitym zaszczytem dla mnie, że mogę z nimi grać. A trafiłem do zespołu bo zadzwonił do mnie Macio Moretti, który pomyślał chyba, że mój naiwny głos może tego Becka w jakiś spokój ponieść. Więc jest mi bardzo miło.

Wytłumaczcie proszę na koniec hasło, które do Was przylgnęło i często przy różnych opisach się pojawia, że ponoć chcieliście grać piosenki smutne, a wyszły... Wesołe Wam wyszły!

Christoph: - Chcieliśmy grać smutne kawałki, bo mieliśmy straszny hardcore w liceum i byliśmy bardzo smutni (śmiech).

Szymon: - Wiesz, trochę jest tak, jak powiedział Chris - jak się dorasta to życie wydaje się takie ciężkie, że naturalne jest, żeby grać smutną muzykę (śmiech). Ona ci imponuje. Dla mnie jednak ważna jest autentyczność. Ja nie potrafiłbym grać w zespole, który emanuje agresją, bo jej w sobie nie mam. Nawet jak napiszę tekst z jakimś smutnym motywem, to on zawsze wyjdzie jakoś tak romantycznie (śmiech). Zawsze się złapię na jakiejś naiwności i wychodzi wesoło.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Eric Shoves Them In His Pockets
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy