Reklama

"Chcemy zmian"

Według badań kosmologów, wszechświat się rozrasta. Na tę dynamiczną ekspansję kosmosu ma wpływ tzw. ciemna energia. Skąd to wiemy? Cóż, do wnikliwszego zbadania tych matematyczno-filozoficznych zagadnień ze "swojskiej" dziedziny "chaosu deterministycznego", podstępnie, jak mniemamy, zmusił Bartosza Donarskiego Adam, wokalista Hate.

Może to właśnie owa ciemna energia, tyle że dźwięków, kieruje też dynamicznym postępem muzyki warszawiaków? Trudno przecież nie zauważyć, że z epigonów Deicide w poprzednim milenium, w ciągu ostatnich lat Hate przeobraził się w twór agresywnie rozwojowy. Parafrazując Slayera, na "Morphosis" Nienawiść nie zna granic.

"Morphosis" potwierdza, że z godną pochwały konsekwencją muzyczne oblicze Hate ulega ciągłym przemianom. Podobnie jak "Anaclasis", tak i nowy materiał jest sporym krokiem ku nowemu. Jak postrzegasz tę płytę pod kątem artystycznego wyzwania?

Reklama

Jak zauważyłeś odchodzimy od tradycyjnie pojmowanego death metalu, z płyty na płytę poszukując bardziej indywidualnego stylu. Chciałem, aby był to muzyczny krok do przodu, a także żeby płyta nie była zbyt jednolita.

Pierwsze zabiegi w tym celu wykonaliśmy na albumie "Anaclasis - A Haunting Gospel Of Malice & Hatred" z 2005 roku. Odeszliśmy od tradycyjnego death metalu, zaczęliśmy używać elementów muzyki industrialnej i elektronicznej. Na "Morphosis" rozwijamy ten styl, choć staramy się nie przesadzić - wciąż najważniejsze są riffy i melodie. Klasycznie rozumiany death metal dotarł moim zdaniem do ściany, w jego ramach nie da się zrobić już nic więcej, a my nie chcemy wciąż powielać znanych patentów, czy - co gorsza - kopiować samych siebie.

Co zaskakuje chyba najbardziej, to znacznie wyraźniejsze wpływy black metalu. "Morphosis" nie jest albumem deathmetalowym sensu stricto. Taki "Threnody" z powodzeniem mógłby się znaleźć w repertuarze Satyricon, co obelgą raczej nie jest. Sami zresztą określacie dziś swój styl jako death / black / industrial metal. Myślisz, że to jest ten złoty środek, styl, który teraz będziecie już tylko udoskonalać?

Ten kierunek daje ogromne możliwości, bo są to tereny jeszcze nie do końca zbadane. Elektronika może być fascynująca, ale też niebezpieczna, bo można łatwo ulec wrażeniu, że "im więcej tym lepiej", a takie podejście prowadzi donikąd.

Jest kilka zespołów, które wpadły w tę pułapkę i kompletnie odleciały w syntetyczne brzmienie, lub zaczęły wykorzystywać je w nadmiarze, co skończyło się muzyczną mizerią i techno beatem. Taki metal jest dla mnie nie do przyjęcia, dlatego staram się znaleźć właściwe proporcje między gitarami, perkusją i wokalem a industrialnym backgroundem, zdając sobie sprawę, że nawet lekkie przegięcie w tej materii może wszystko zepsuć.

Jeśli chodzi o inspiracje black metalem, to jest ona oczywista. W naszym stylu staramy się łączyć najlepsze cechy death i black metalu z brzmieniami, które określane są ogólnie mianem "industrial".

Może zabrzmi to jak z zina dla 5-latków, ale nie uważasz, że dzięki temu blackmetalowemu sznytowi, ten album brzmi po prostu bardziej mrocznie?

Z pewnością tak jest postrzegany, o czym mówią pierwsze reakcje. Wydaje mi się, że jest to nasz najbardziej dojrzały materiał i najbardziej, że tak powiem, poważny. Także w warstwie tekstowej jest to przesłanie raczej okultystyczne czy może nawet filozoficzne, niż satanistyczne. Teksty nie są jednoznaczne ani proste w interpretacji, nie pojawia się w nich na przykład słowo szatan. Poświęcone są dynamicznej teorii wszechświata - tego, że wszystko płynie, wszystko się stale zmienia, ale nad chaosem, który widzimy, nad którym nie panujemy, którego nie możemy zrozumieć, panuje okładkowa omega - symbol nieskończoności kosmicznej, a także ostateczności. A dzięki wężom wychodzącym spod widocznej na okładce asyryjskiej tarczy, cały przekaz nabiera okultystyczno-filozoficznego charakteru.

Słowa dotyczą więc filozofii kosmologicznej, od jednoznacznego satanizmu w stylu Deicide odeszliśmy w naszych tekstach już dawno. Głównym tematem utworów na tej i poprzedniej płycie jest poszukiwanie głębszego znaczenia takich zjawisk jak ból, śmierć, rozpacz, transcendencja, erotyczne dewiacje, a także coś co nazywam "martyrologią demonów". Jest to opis męki tych, którzy zostali zepchnięci w otchłań lub istnieją na pograniczu świata realnego i duchowego.

Przyznam, że tak do "Cain's Way" wydawało się, że do końca świata będziecie rzeźbić w brutalnym, amerykańskim death metalu. Porównania do Deicide pewnie do dziś odbijają się wam czkawką. Czy te zmiany, których jesteśmy od kilku lat świadkami, są bardziej skutkiem oprzytomnienia, wyczerpania się formuły, a może chęcią rozwoju?

Myślę, że były one głównie podyktowane chęcią rozwoju i ogólnym znudzeniem utartymi schematami jakie istnieją w death metalu. Są to, rzecz jasna, nasze korzenie, których się nie wyrzekamy i które nadal są obecne w naszej muzyce. Jednak robienie wciąż tego samego przestaje być twórcze i zwyczajnie nudzi. Na szczęście nie jesteśmy zakładnikami naszej twórczości, ani nie gramy na czyjekolwiek zamówienie. Wciąż nie żyjemy z muzyki, więc możemy sobie pozwolić na całkowitą swobodę tworzenia. Możemy zmieniać się na każdej płycie i mogę powiedzieć, że to czego najbardziej chcemy to właśnie zmiany.

Kolejnym elementem, który coraz wyraźniej znajduje swe miejsce w muzyce Hate jest elektronika. Schowana nieco w tle, a jednak zdająca swój egzamin, budująca szerszy obraz waszej muzyki. Praca z sequencerem, samplami niesie z sobą tę samą satysfakcję, co gra na żywych instrumentach?

Elektronika jest jedynie dopełnieniem całości. Z tego punktu widzenia nie istnieje samodzielnie tak jak kompozycje, które są i pozostaną najważniejsze. Nawet najbardziej udane wykorzystanie sampli nie cieszy tak jak skomponowanie dobrego numeru.

Zresztą potem przychodzą koncerty i trzeba to wszystko odtworzyć na żywo, a to w przypadku grania z sequencerem jest bardzo wymagające od muzyków. Perkusista musi grać idealnie równo z metronomem, który słyszy cały czas podczas trwania utworów. Jedna pomyłka lub przesunięcie w czasie, może wszystko zburzyć.

Takiej próby nie przechodzi większość perkusistów grających death metal. Używamy sequencera od ponad trzech lat i oswoiliśmy się już z nim na tyle, że podczas koncertów bardzo często wpadamy w trans. Granie z równym tempem działa na mózg w dość tajemniczy sposób. W pewnym momencie wyłączasz myślenie, na moment jesteś jakby w innym świecie i wtedy istnieje tylko muzyka.

Trudno też nie wspomnieć o diabelskiej chwytliwości "Morphosis". Z naciskiem na "diabelskość", bo wesołe melodie to na pewno nie są. Nie sądzisz, że to jedna z podstawowych cech muzycznego dojrzewania? Powrót do podstaw - dobrej melodii. Niekiedy bardziej zawoalowanej, wyrafinowanej, dopasowanej do ekstremalnego stylu, ale jednak.

Cieszy mnie, że o tym mówisz. Po wielu latach odkryłem melodię, która na poprzednich płytach Hate (przed "Anaclasis") miała znaczenie marginalne. Na "Morphosis" jest kilka ewidentnie melodyjnych utworów, które należą do najmocniejszych atutów tej płyty.

"Morphosis" cechuje też spora przestrzenność brzmienia, rzec by można pewna epickość. Mniej tu prężenia muskułów, więcej magii. Dzięki temu ten album ma swój klimat, nie jest zbiorem odpalanych petard, które są może głośne, ale na krótką metę. Słowem zbudowaliście tu swoisty klimat, czego nie da się przecenić.

Staraliśmy się stworzyć bardziej przestrzenne brzmienie poprzez użycie ambientowych podkładów, które tworzą jakby dodatkowy wymiar. Poza tym perkusja na "Morphosis" jest naturalna, dzięki czemu słychać wyraźnie cały styl i manierę Hexena, który zagrał sporo nietypowych przejść i charakterystycznych dla niego zagrywek. Te niuanse można wychwycić dopiero przy którymś przesłuchaniu, ale właśnie o to nam chodziło, żeby nie wszystko było oczywiste od razu. Podobnie wokale które słychać w oddali. Mają one formę pisków, szeptów i krzyków, które docierają do świadomości po jakimś czasie.

Zapewne w związku z tym numery na "Morphosis" są nieco dłuższe niż to bywało w przeszłości. Bodaj połowa przekracza 6 minut, reszta zbliża się do 5. To narastało z biegiem czasu, czy może było pewnym muzycznym konceptem?

Nie ma w tym żadnej celowości. Po prostu długość utworów wynika najczęściej z ilości i długości riffów. Z kolei o kolejności numerów na płycie decyduje to, w jakim układzie robią największe wrażenie. Jedynie numer "Erased" chciałem umieścić na końcu z powodu tekstu, który ma apokaliptyczny, schyłkowy charakter. Postawione jest w nim pytanie o sens istnienia rzeczywistości i jej realność, a podsumowanie zawiera się w słowach - all you see is a lie.

Zmianom nie ulegają chyba tylko twoje wokale. Choć wydaje mi się, że twój growling nabiera większej klarowności. Przy odrobinie zaparcia, można zrozumieć to, co śpiewasz. Przypomina mi to trochę Rossa Dolana, Vincenta. Liczę jednak, że w przyszłości zdecydujesz się na więcej wrzasku. Uważam, że idealnie pasowałoby to do tej muzyki. Co ty na to?

Zgadzam się z tym w pełni. Myślałem o nagraniu takich wokali tu i ówdzie na tym albumie, ale zabrakło mi czasu w studiu, żeby eksperymentować w tym kierunku. Sesja była szybka i dość napięta czasowo, dlatego przede wszystkim staraliśmy się zrealizować najważniejsze założenia, a w takiej sytuacji na eksperymenty brakuje czasu. Nie znaczy to, że płyta jest niedopracowana. Od strony realizacji nie zaniedbaliśmy niczego.

Przy naszej poprzedniej rozmowie tak zachwalałeś Hellbeasta; że młody, że utalentowany. Ale widzę, że znów coś się zmieniło. Wyjaśnisz, jak aktualnie wyglądają szeregi Hate?

Tak się składa, że ludzie są nieprzewidywalni. Początek współpracy ze wspomnianym Hellbeastem był dobry, ale wkrótce okazało się, że moje pochwały pod jego adresem były przedwczesne. Podczas wyjazdu na kilka koncertów, przyniósł nam wstyd swoim zachowaniem poza sceną. Podziękowaliśmy mu za współpracę zaraz po powrocie. Ten epizod nauczył mnie bardziej ostrożnego dobierania ludzi do składu. Obecnie w Hate oprócz mnie jest Hexen na perkusji i Destroyer na gitarze. Gra z nami także sesyjnie basista Mortifer. W tym składzie zagraliśmy już koło setki koncertów i jak na razie atmosfera w zespole jest bardzo dobra. Można powiedzieć, że jak na ludzi z różnych środowisk i w różnym wieku, rozumiemy się bez słów.

Na listopadowej trasie po Polsce spotkały was pewne problemy. Parafianie się na was uwzięli, zabronili grać. Jak to traktujesz? Myślisz, że to bardziej działanie jakiegoś indywiduum, czy raczej element szerszej całości?

To była decyzja władz Kłodzka, a konkretnie burmistrza tego osiedla, który politycznie wywodzi się z LPR-u. Lokalny promotor opowiadał nam o ulotkach kolportowanych przez miejscową parafię, z których wynikało, że miasto przeżyje wkrótce najazd "szatanistów". W końcu zaangażowali się w to też zwykli mieszkańcy, dobrzy chrześcijanie. Efekt był taki, że nie udało się nawet przenieść koncertu w inne miejsce, bo każdy klub okazał się zamknięty przed "czcicielami diabła". W takie sytuacji odpuściliśmy sobie koncert w tym zacnym mieście.

Następnym razem z pewnością nie znajdzie się ono na naszej trasie. To był jedyny taki incydent podczas dwóch tras, jakie zagraliśmy pod szyldem "Rebel Angels". Oczywiście, w chrześcijańskiej Polsce można być prześladowanym za przekonania na każdym kroku, i w tym sensie jest to element większej całości. Po prostu duża część tego społeczeństwa to barany, które nic nie wiedzą i nie chcą wiedzieć. To z resztą dotyczy całej ludzkiej rasy bez względu na położenie geograficzne, religię czy standard życia. Część ludzi to po prostu zakute łby.

Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, wspominaliśmy zmarłego w 2005 roku Doca. Dziś żegnamy Vitka. Jakim go pamiętasz?

Vitek był jednym z najskromniejszych i najbardziej utalentowanych ludzi jakich znałem. Zginął w wypadku, w którym mógłby się znaleźć każdy z nas. To jest ogromna strata dla całego środowiska, a przede wszystkim dla jego rodziny, z którą był bardzo związany. Bez zastanowienia wzięliśmy udział w koncercie w krakowskich Krzysztoforach, z którego cały dochód został przekazany jego rodzinie.

Podczas naszego występu poprosiłem publiczność, żeby skandowała nazwę Decapitated i wszyscy tak uczynili. Mam nadzieję, że Vogg zdecyduje się reaktywować zespół. To wymaga czasu, ale liczę na to, że kiedyś tak się stanie. W każdym razie jestem absolutnie po ich stronie, bo to był, i mam nadzieję będzie, jeden z najważniejszych zespołów w polskim metalu, z którym w dodatku wiąże nas wieloletnia przyjaźń.

Wracając do Hate. Myślisz, że "Morphosis" może być przełomem również w sensie komercyjnym, zaangażowania wytwórni, promocji, tras? Mówiąc brutalnie, ten artystyczny sukces trzeba wykorzystać jak tylko się da!

Robimy wszystko w tym kierunku, żeby przekuć tę płytę w komercyjny sukces. Nie chce nam się dłużej tkwić w undergroundzie i chętnie ustąpimy miejsce innym (śmiech). Wytwórnia bardzo nas wspiera, ale niezależnie od jej działań dostajemy sporo propozycji od różnych agencji koncertowych z Europy, a także ze wschodu. Wygląda na to, że będzie to dla nas pracowity rok.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: elektronika | energia | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy