Reklama

"Życie i miłość to jedno"

Kanadyjska wokalistka Alanis Morissette jest w czołówce światowej sceny muzycznej od niemal dekady. Pierwszy kontrakt nagraniowy podpisała już w wieku 14 lat, jednak jej pierwszy album, wydany poza Kanadą, ukazał się dopiero 7 lat później. Płyta "Jagged Little Pill" osiągnęła oszałamiający sukces, rozchodząc się w wielomilionowym nakładzie. Kolejne krążki - "Supposed Former Infatuation Junkie" (1998) i "Alanis Unplugged" (1999) - nie sprzedawały się już tak dobrze, ale pozwoliły Alanis na ugruntowanie mocnej pozycji w muzycznej branży. W 2002 roku do sklepów trafił kolejny longplay, "Under Rug Swept", zaś na połowę maja 2004 roku wyznaczono datę premiery najnowszego albumu, "So-Called Chaos". W rozmowie z Piotrem Welcem (RMF FM) Alanis Morissette w bardzo bezpośredni sposób opowiada o swoim związku, wierze, seksualności i fascynacji nowoczesną technologią. Mówi też o tym, w jaki sposób radzi sobie z depresją i co dała jej podróż do Indii.

Pięknie wyglądasz w nowej fryzurze...

Dziękuję.

Czy zachowałaś sobie choć kosmyk po długich włosach?

Nie - odcinałam je kawałek po kawałku podczas ostatniej europejskiej trasy. Parę centymetrów ścięłam też przed kamerą, w czasie kręcenia klipu do piosenki "Everything".

Nad którym utworem z ostatniej płyty pracowałaś najdłużej, który jest tym najbardziej oczekiwanym dzieckiem?

Hm... O Boże? Ten najtrudniejszy, najbardziej emocjonalny, to chyba "This Grudge", choć wszystkie znaczą dla mnie tyle samo, czyli wiele. Pot, krew i łzy kosztowało mnie napisanie "Doth I Protest Too Much" i "Spineless" - pewnie dlatego, że musiałam przyjrzeć się tej części mojej osoby, której sama się najbardziej boję. Jeśli postrzegasz się jako silną osobę, świadomą swojej kobiecości, najtrudniej byłoby odkryć, że tak naprawdę jesteś po prostu słaba, właśnie "spineless" (bez kręgosłupa).

Reklama

Masz jakiś projekt, nad którym pracujesz od wielu lat i ciągle nie jest doskonały?

Cóż, większość marzeń, które miałam w ciągu ostatnich 15 lat na szczęście się spełniło. Myślę, że po zakończeniu tego tournee robienie filmów mogłoby być kolejnym wyzwaniem. W ciągu najbliższych 5 lat mam też zamiar napisać książkę.

O sobie?

O życiu, o poczuciu humoru - parę myśli i anegdot? Bez fantazjowania i wymyślania historii - nie jestem w tym dobra.

Lubisz siebie czy też to ty właśnie jesteś swoim największym krytykiem?

Jedno i drugie. Powoli uczę się nie poniewierać samej siebie, uczę się jak postępować ze sobą delikatnie - i jestem w tym coraz lepsza.

Często popadasz w ten stan przygnębienia?

Kiedyś, owszem? Jest pewien związek pomiędzy wiecznym dołowaniem się a przygnębieniem - im mniej to robię, tym mniejszą mam depresję. Depresję, którą na własny użytek definiuję jako "nierozpoznanie potrzeb drugiej osoby". Jeśli sama potrafię wyrazić to, o co tak naprawdę mi chodzi, przezwyciężam depresję.

Czy takie stany przenoszą się na twój związek?

Tak, zwłaszcza, gdy przez zbyt długi czas jestem zbyt małomówna - depresja gotowa.

Jak na to reaguje twój partner?

Dopytuje się: "Co się dzieje?". Ja zachowuję się wobec niego tak samo, gdy on wydaje się być "nieobecny".

Często musi uciekać się do jakiś specjalnych sposobów, by poprawić ci nastrój?

Sztuczka, która tak naprawdę na mnie działa, i za każdym razem chwyta mnie za serce to: usiąść, porozmawiać i wygadać się.

A jeśli nie ma go w pobliżu, a ciebie właśnie dopadł "spleen"?

Dzwonię do niego.

Z komórki? Podasz mi swój numer?

(śmiech) Co chwilę go zmieniam! Zanim zadzwonisz, już będę miała inny!

Sprawiasz wrażenie osoby, której bliżej do natury, niż do pogoni za cywilizacją, za nowymi technologiami - czy postęp techniczny cię przeraża?

Szczerze mówiąc, to jestem tym obsesyjnie zafascynowana! Myślę sobie: skoro ewolucja techniczna przebiega znacznie szybciej niż nasz duchowy rozwój, to się źle to musi skończyć. Z drugiej strony, jestem zakręcona na punkcie mobilnego Internetu, telefonów komórkowych, komputerów - przepadam za tym. Cały czas korzystam z komórki, dzwoniąc do najbliższych i do przyjaciół, do Ryana, mojego chłopaka. Dużo czasu spędzam w Internecie.

Na rozdaniu nagród kanadyjskiego przemysłu muzycznego wystąpiłaś w kostiumie nagiej kobiety - dlaczego w kostiumie? Dlaczego nie poszłaś na całość?

(śmiech) Przecież przerwaliby transmisję! A zależało mi na tym, by ludzie złapali ten dowcip.

Podobno po domu chodzisz nago, w teledyku do "Thank U" byłaś nago - czy to rodzaj jakiegoś przesłania czy fetysz?

Raczej przesłanie, które sama sobie często powtarzam: nie boję się swojego ciała! Cała ta cenzura, która szaleje w Stanach, ale również w Kanadzie i w Wielkiej Brytanii, to nic innego, niż tłumiony strach przed swoja seksualnością, strach przed swoim ciałem. Jeśli coś tłamsisz i dusisz - to w końcu to wybuchnie. Tłumiona seksualność przeradza się w pornografię, gwałty, molestowanie. A jeśli tylko dopuścimy ją do głosu, nie sadzę, by wystąpiła wbrew swojej naturze.

A już myślałem, że jesteś uczulona na ubrania?

(śmiech) Nie!

A sięgasz po drogie i znane marki uznanych projektantów?

O tak! Ale często wybieram zwykłe, tanie ciuchy. Jeśli tylko nadążają za moim nastrojem - dziś jestem ubrana na żółto, jutro na zielono - jeszcze jedna z form własnego wyrazu.

Żółty to kolor radości i zazdrości?

A to dobre!

Czy również Ryana rozpieszczasz drogimi prezentami?

Tak, choć nie zawsze są to rzeczy bardzo cenne, czasem zwykłe błyskotki. Ostatnio kupiłam nam Toyotę Priusa - samochód z napędem hybrydowym, w połowie na benzynę, w połowie na prąd. To z okazji jego urodzin.

Rzeczywiście, drobnostka? A co on tobie kupił?

Cóż, moje urodziny dopiero się zbliżają - 1 czerwca już niedługo!

Wyślę ci kartkę!

(śmiech) Będę czekać! A Ryan, on cały czas mi coś kupuje, to naszyjnik, to kolczyki?

Sprawiasz wrażenie osoby, która nie przywiązuje wagi do luksusu i pieniędzy - więcej czasu poświęcasz sprawom duchowym niż materialnym?

Cóż, interesują mnie obydwie sfery. Jestem zainteresowana rozwojem duchowym w równym stopniu, co czerpaniem radości z życia. Uwielbiam luksus, ale nie jestem od niego uzależniona. Lubię diamenty, pięciogwiazdkowe hotele i wykwintne posiłki, ale mogłabym się bez tego obejść. W równym stopniu sprawia mi radość wypad pod namiot, podróż przez Indie?

Właśnie, podróżowałaś po Indiach. Wiele osób, które udaje się tam po duchowe odnowienie, wraca rozczarowanych, bo go tam nie znaleźli.

Mnie się udało, pewnie dlatego, że był to taki moment w moim życiu. Szczerze mówiąc, równie dobrze mogłabym je odnaleźć w publicznej łaźni w Ohio. Łatwiej mi było tego dokonać w Indiach, bo się im poddałam. To było po wydaniu debiutanckiej płyty "Jagged Little Pill", która odniosła wielki sukces. Byłam otumaniona sławą, nie do końca wiedziałam, kim jestem i co dla mnie znaczy "duchowość". To był taki moment w moim życiu, w którym "cała ja" wyruszyłam w tę podróż.

Czy był ktoś lub coś, co ci pomogło odnaleźć równowagę ducha?

Czytałam wtedy książkę "Rozmowy z Bogiem" - to była taka towarzyszka mojej podróży.

Myślałem, że nie wierzysz w personalizowanie Boga.

W tej książce był personalizowany - myślę, że w pewnym sensie wszyscy jesteśmy Jego częścią.

Ćwiczysz jogę? Medytujesz?

Od jakiegoś czasu już nie. Trochę się rozciągam, dużo spaceruję, tak jak dziś rano. Lubię wysiłek fizyczny, o ile tylko nie jest pretekstem do nadmiernego znęcania się nad sobą. Przez parę lat joga byłą moją obsesją - teraz zwolniłam trochę.

Nie dziwię się - w końcu twój brat jest nauczycielem jogi. Czy utrzymujesz bliski kontakt z rodziną?

Przez cały czas. Bardzo ich kocham.

Przez cały czas czułaś się przez nich akceptowana i wspierana?

Oczywiście przechodziliśmy przez takie historie, jak konflikt pokoleń, osądzanie. Nie zawsze czułam się akceptowana i zrozumiana przez swoją rodzinę. Ważne, by złapać ten moment, w którym zacznie się ze sobą rozmawiać, rozumieć potrzeby innych i swoje, wsłuchiwać się w nie - po prostu prowadzić dialog.

Czy byłaś ukochaną córeczką taty?

Jedyną córeczką taty! Więc odpowiedź brzmi: tak! (śmiech). Tak naprawdę, to zarówno z tatą, jak i z mamą porozumiewam się w pewien specyficzny sposób, mamy teraz stan równowagi?

Mieszkasz teraz w Los Angeles - czy Tom Cruise dzwonił już do ciebie, by zaprosić cię do kościoła scjentologicznego?

Nie! (śmiech)

A jeśli zadzwoni?

Odpowiedź brzmiałaby: nie. W ogóle nie interesuje mnie uczestnictwo w zorganizowanych formach życia religijnego. Lubię natomiast poczytać o tym, jak inni sobie z tym radzą, o tym, w co wierzą. Scjentologia, buddyzm, katolicyzm - wszystkie te tak różne religie łączy jakąś myśl przewodnia. Ale jak tylko widzę, że coś jest zorganizowane i poukładane - nie wchodzę w to.

Trudno zaufać tym, którzy twierdzą, że wiedzą więcej i lepiej?

Sprzyjam tym, którzy potrafią tchnąć siłę i zainspirować innych do odszukania w sobie tej boskiej cząstki i mądrości, która jest w nas wszystkich.

Wydaje się, że masz do religii bardzo liberalne podejście, pomimo wielu protestów występowałaś w "Dogmie", grając rolę Boga. Zamierzasz kontynuować taką działalność na styku życia i wiary?

Nic mi teraz takiego nie chodzi po głowie, ale taka właśnie jestem i w ten sposób się uzewnętrzniam. Lubię w rozmowie stawiać pytania w rodzaju: w jaki sposób religia nam może pomóc? Wierzę w przewodnictwo duchowe, jestem wielkim fanem osobistych relacji typu nauczyciel - uczeń, tzw. coachingu.

Spodziewasz się czegoś po śmierci?

Wierzę, że życie trwa dalej, tylko formy się zmieniają. Życie i miłość to jedno. W tym szczególnym momencie jestem tą Alanis, w tym życiu, a potem zmienię swoją postać. Moje ciało powędruje do ziemi i również przybierze inna formę. Nie wierzę, że powrócę w tej samej postaci, z tą samą świadomością, ale wierzę w to, że życie trwa wiecznie.

Otrzymałaś niedawno uprawnienia do udzielania ślubów. Dzięki nim będziesz mogła zrealizować jedno ze swoich marzeń: łączenie gejów i lesbijek w związki małżeńskie?

(śmiech) Tak sobie kiedyś zażartowałam? Oczywiście, bardzo bym chciała, więc kiedy tylko otrzymałam licencję?

Kto dał ci takie uprawnienia?

Zdobyłam je na kursach internetowych! Moja przyjaciółka i jej partner poprosili mnie, bym udzieliła im ślubu. Później ktoś w jakimś wywiadzie zapytał mnie czy chciałabym również udzielać ślubów zaprzyjaźnionym gejowskim parom. Odpowiedziałam: Oczywiście! Do tej pory udzieliłam ślubu dwóm parom.

Czy sama masz jakieś doświadczenia homoseksualne?

O tak - gdy dorastasz, masz prawo eksperymentować ze swoją seksualnością. I wiesz co? Odkryłam, że jestem heteroseksualna. Ale miałam w sobie tyle ciekawości, by to sprawdzić.

Czy podczas wywiadów cały czas kogoś grasz?

Wywiady to niesamowity dar i przywilej - nieczęsto przecież mamy okazję zadać sobie tak wiele pytań dotyczących nas samych. Są dni, w których jestem "nieobecna", nie wiem kim jestem, nie wiem gdzie jestem i co ja w ogóle tutaj robię - a po takim wywiadzie mam pełną jasność. I za to jestem wdzięczna.

I dobrze wyglądasz - co daje ci takie poczucie bezpieczeństwa i równowagi?

To co sprawia mi największą radość, to przebywanie ze swoim chłopakiem, Ryanem. Po raz pierwszy w życiu mam psa, małego chihuahua?

A nie, przypadkiem, Chewbacca?

Nie (śmiech). Chewbacca to bohater z moich ulubionych "Gwiezdnych Wojen". Pod takim pseudonimem zatrzymywałam się w hotelach?

Ale nie w tym hotelu, sprawdziłem.

Widzisz, wszystko tak szybko się zmienia! (śmiech) Wracając do pytania: mam chłopaka, psa, cudowną rodzinę i przyjaciół, uwielbiam podróże, naturę, dobre jedzenie, zakupy? Jestem szczęśliwa, choć nie zawsze tak było. Czuję się szczęśliwa, bo mam narzędzia, których mogę użyć, gdy szczęście umyka. To nie znaczy, że jestem cały czas szczęśliwa, ale gdy tylko dopada mnie zły nastrój, wiem jak sobie z tym poradzić. Nie zawsze tak było, zwłaszcza, gdy byłam młodsza.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: życia | miłość | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy