Reklama

"Walka o postęp"

Norweska formacja Zyklon jest już dziś marką o ugruntowanej pozycji na metalowym rynku. Powstały w 1998 roku zespół traktowany był początkowo jako projekt uboczny muzyków Emperor, kultowej wręcz grupy na blackmetalowej scenie. Z biegiem lat Zyklon zyskiwał jednak na własnej tożsamości, wypracowując swój własny styl, oparty na solidnych deathmetalowych fundamentach i industrialno-elektronicznym zabarwieniu brzmienia. Okazją dla Bartosza Donarskiego do porozmawiania z gitarzystą Samothem stała się premiera płyty "Disintegrate", która trafiła w ręce fanów w połowie maja 2006 roku. Lider zespołu opowiedział nam nie tylko o trzecim albumie Zyklon, ale również o swojej wytwórni Nocturnal Art, nowym projekcie Scum, no i oczywiście o legendarnym Emperor.

"Disintegrate" to już wasz trzeci duży album. Wielu ludzi uważa, że to właśnie trzecia płyta w historii zespołu jest tą decydującą, najważniejszą. Że jest pewnego rodzaju ostatecznym sprawdzianem muzycznej siły i kreatywności. Podzielasz ten pogląd czy wsadzasz go między bajki?

Wielu ludzi mnie o to dziś pyta. Jest na ten temat wiele teorii. Moim zdaniem każdy album jest ważny. Oczywiście, jeśli dochodzi się w swojej karierze do punktu, w którym wydaje się trzecią płytę, istotne jest, aby udowodnić swoją wartość, zrobić kolejny krok do przodu, ustalić pewne wytyczne dla zespołu i siebie samego, jako muzyka. Zapewne coś w tym jest, jednak nie przywiązuję do tego faktu zbyt dużej wagi.

Reklama

Za każdym razem, gdy przygotowujemy materiał, jest on dla nas bardzo ważny. Zawsze wkładamy w to maksymalny wysiłek. Niemniej, po drodze uczysz się nowych rzeczy, które przy kolejnych próbach pozwalając się rozwijać. Zawsze dąży się do zrobienia czegoś lepiej. Poza tym, nigdy nic nie jest idealne. Na tym polu wciąż trwa walka o postęp. A to pomaga. Zresztą powtarzanie samego siebie nie ma większego sensu. Trzeba rozwijać swoje umiejętności.

Cokolwiek by nie powiedzieć, z pewnością udało się wam stworzyć bardzo mocną pozycję w dyskografii Zyklon. Słychać, że naprawdę daliście z siebie maksimum. Zapewne kosztowało was to wiele potu i krwi wylanych na próbach.

Zgadza się. Uważam, że na "Disintegrate" wyraźnie udoskonaliliśmy brzmienie Zyklon. Myślę, że ta płyta ma w sobie wszystko to, czym jest ten zespół. Sporo czasu poświęciliśmy na pisaniu kompozycji, choć nie powiedziałbym, że pracowaliśmy nad tym albumem ciężej niż wcześniej. Byliśmy tylko bardziej wybiórczy i pewniejsi siebie.

Sądzę, że ważne było również to, że w tym składzie gramy już od dłuższego czasu i jest to już drugi materiał, który wspólnie zrobiliśmy. Znacznie łatwiej pracowało nam się na próbach, byliśmy bardziej spokojni.

Secthdaemon bardziej zaangażował się też w pisanie muzyki, stając się o wiele bardziej kreatywną częścią całego procesu. Destructhor z kolei jest w tej materii aktywny od samego początku. Na pewno więcej pracowaliśmy w fazie przedprodukcyjnej. Nagraliśmy praktycznie wszystkie utwory przed wejście do studia. Mieliśmy sporo czasu na ich przeanalizowanie i upewnienie się, że ich jakość jest właściwa.

Wydaje się, że tym razem chcieliście bardziej poszerzyć to, co znany z "Aeon", niż pójść w innym kierunku. Po prostu udoskonaliliście istniejącą już formułę. Zgodzisz się?

Kiedy zaczynaliśmy, to co robiliśmy wydawało się być bardziej eksperymentem. Nie byliśmy do końca pewni, w jakim kierunku chcemy pójść. Po prostu chcieliśmy nagrać coś ekstremalnego, łącząc to z elementami elektroniki, co w efekcie miało dać pewien rodzaj cybernetycznego, brutalnego metalu.

Za to na "Aeon" poszliśmy bardziej zdecydowanie w stronę death metalu. Z kolei na "Disintegrate" dopracowaliśmy brzmienie "World Ov Worms" i "Aeon", dodając do całości nowe pierwiastki, większą chwytliwość i wyraźniejsze melodie. Ogólnie mówiąc całe kompozycje są o wiele lepsze. Nie można zapomnieć też o produkcji, która jest także znacznie lepsza, masywniejsza, brutalniejsza, ale jednocześnie czystsza, zwłaszcza w warstwie gitarowej.

Na "Disintegrate" bardzo podoba mi się równowaga pomiędzy wieloma różnymi partiami, i że nie ugrzęźliście w jednym wymiarze. Podeszliście do tego materiału z różnych stron. Podejrzewam, że miało to dla was spore znaczenie.

Bardzo dzielnie z tym walczyliśmy, starając się wytworzyć silniejszą dynamikę utworów, wprowadzić do nich większą różnorodność. Doskonale sprawdziło się to na całym albumie. Są tam zarówno brutalne metalowe ataki, jak np. w "Vile Ritual", jak kompozycje w stylu "Cold Grave", która kończy się bardzo melodyjnie, niemal melancholijnie.

Znów mamy tu też do czynienia z industrialnym posmakiem waszej muzyki. Nie jestem pewien, ale myślę, że ma to coś wspólnego z tym, jak chcecie, aby wasze płyty były produkowane.

Od samego początku muzyka Zyklon miał industrialny posmak. To po części nasza wizja tego zespołu - łączenie elektronicznych, industrialnych elementów z ekstremalnym, metalowym podejściem. Wiele w tym temacie działo się na pierwszym albumie, jednak przystopowaliśmy z tym nieco na "Aeon", bo stało się jasne, że Zyklon będzie normalną grupą, grającą na żywo.

Dlatego skoncentrowaliśmy się na pisaniu utworów, które dobrze chodziłyby na scenie, niż na dokładaniu elektroniki. Na "Disintegrate" również nie ma tego zbyt wiele, choć tu i ówdzie pojawiają się industrialne pierwiastki, jak choćby w "Skinned And Endangered", który jest praktycznie w całości oparty na elektronice. Tu chodzi jednak głównie o to, aby poszerzać trochę cały obraz muzyki, eksperymentować z innymi brzmieniami, spoza podstawowej, metalowej formuły. To budowanie atmosfery.

Z drugiej strony styl Zyklon jest wciąż dość hermetyczny, a wszelkie drobne szczegóły, niuanse jedynie wzbogacają deathmetalową podstawę.

To podstawa naszego zespołu. W Zyklon chodzi przecież o granie ekstremalnego, brutalnego metalu. Tym się właśnie zajmujemy, i nie wyobrażam sobie, abyśmy od tego odeszli. Nasze korzenie są w black i death metalu. To fundament tego zespołu.

No tak, ale wcale nie musiało być to takie oczywiste, skoro w Emperor często robiliście wycieczki w stronę awangardowego grania.

Bez wątpienia Emperor stał się z czasem bardzo progresywny. Mieliśmy odwagę robić coś nowego. Myślę, że na tym albumie Zyklon też próbujemy trochę innych rzeczy, i może na kolejnych dokonaniach pójdziemy z tym jeszcze dalej. Jesteśmy dość otwarci, jeśli chodzi o tworzenie muzyki. Nie chcemy w kółko nagrywać tej samej płyty. Zawsze trzeba posuwać się do przodu, wynajdywać świeże rozwiązania.

Nie masz wrażenia, że z roku na rok Zyklon coraz bardziej zyskuje na własnej, silnej tożsamości? Coraz mniej ludzi posługuje się terminem "zespołu byłych muzyków Emperor".

Porównania z Emperor zawsze będą obecne, ale myślę, że to najzupełniej naturalne, skoro ja i Trym graliśmy w tym zespole przez tak wiele lat. Emperor to duża nazwa na metalowej scenie i ludzie i tak będą nas porównywać. Nie mam z tym problemu. Wprost przeciwnie, jestem niezwykle dumny z tego, że współtworzyłem Emperor, który tak wiele osiągnął.

Poza tym uważam też, że ludzie doskonale zdają sobie sprawę, że Zyklon to normalna, regularna grupa, a nie projekt byłych muzyków Emperor. My robimy swoje. Sądzie, że jest to dla wszystkich jasne już od co najmniej kilku lat.

Zyklon pojawił się w 2000 roku. Wówczas można było myśleć, że to projekt, gdyż Emperor jeszcze działał. Zbudowanie własnej tożsamości musiało chwilę potrwać. Ale od jakiś czterech lat nikt już nas w ten sposób nie określa, co daje się odczuć w moich rozmowach z prasą, fanami. Jesteśmy postrzegani, jako rzeczywisty zespół. Nie wydaje mi się nawet, żeby był to temat do dyskusji.

Co do produkcji. Z tego, co wiem ponownie odwiedziliście studio "Akkerhaugen" i szwedzkie "Fredman", gdzie dokonaliście miksów. Dlaczego wciąż wracacie w to samo miejsce?

Dotychczas wszystkie nasze albumy rejestrowaliśmy tu na miejscu, w "Akkerhaugen Lydstudio". Dzięki temu, że studio znajduje się niedaleko mojego miejsca zamieszkania, podczas nagrań mogę normalnie działać, zajmować się wytwórnią etc. Nie ma takiego stresu, wszystko odbywa się na większym luzie, w odpowiadającym nam tempie.

Miksy z kolei powierzyliśmy szwedzkiemu studiu "Fredman", gdzie zajęto się wcześniej "Aeon". Z miksów tamtej płyty byliśmy bardzo zadowoleni, stąd ta decyzja. Wiedzieliśmy, że Fredrik Nordström wyciągnie z tego na "Disintegrate" jeszcze więcej.

Warto też wspomnieć o wokalach Secthdaemona, chyba najlepszych w jego dotychczasowej karierze. Daje się wyczuć, że nie spoczął na laurach, tylko wciąż stara się rozwijać własne umiejętności głosowe. Jesteś z niego zadowolony?

Jestem z niego bardzo zadowolony. Już na poprzednich płytach wykonał świetną robotę, jednak na "Disintegrate" dał z siebie w studiu jeszcze więcej. Chciałem, żeby tym razem pokusił się o więcej eksperymentów, urozmaicił swój głos, bo wiedziałem, że go na to stać. Ze swoim wokalem potrafi zrobić bardzo wiele. Udało się wspaniale. Mamy teraz na płycie znacznie większą różnorodność, począwszy od ekstremalnego, deathmetalowego growlingu, poprzez blackmetalowe partie, do industrialnych wrzasków. Myślę, że jeszcze bardziej rozwiniemy to w przyszłości.

Zmieniając temat. Niedawno twoja wytwórnia Nocturnal Art podpisała kontrakt z angielską Candlelight Records. Skąd ta decyzja?

Prowadzę Nocturnal Art od 1994 roku, i trzeba przyznać, że to już sporo czasu. Wytwórnia ta zawsze miała podziemny charakter i idealistyczne podejście do wielu spraw. Ale dzisiejszy rynek, z tyloma zespołami i firmami zmusza niestety do nieco innych zachowań. Trudno mi połączyć zajmowanie się wytwórnią z byciem w zespole na pełen etat czy z innymi sprawami, które mam na co dzień na głowie.

Dlatego rozpocząłem współpracę z Candlelight. Po to, żeby mieć więcej artystycznej wolności, zarówno w pracy z Nocturnal Art, podpisywaniu nowych zespołów, jak i w kreatywnej sferze moich działań, jako muzyka.

Podejrzewam, że ważne było również to, że z ludźmi z Candlelight znasz się nie od dziś.

No tak. Z Candlelight podpisaliśmy kontrakt już na początku lat 90. [chodzi o Emperor - przyp. red.]. Znam ich wszystkich od podszewki i wiem, że zawsze starają się nas wspierać. Nie mają też żadnego problemu z artystyczną wolnością. To z kolei pozwala mi robić to, co chcę w kwestii znajdowania nowych zespołów. Oczywiście oni mają swoje procedury, swoje zdanie, ale nie ma na tym tyle żadnych zgrzytów.

Mówiąc o Nocturnal Art. Co musi mieć zespół, aby znaleźć się w firmie Samotha? Czego szukasz?

Różne to bywa. Na pewno nie jest tak, że szukam czegoś konkretnego. Niekiedy zdarza się po prostu tak, że jakiś zespół przyciągnie czymś moją uwagę. Zazwyczaj jednak grupa taka musi cechować się oryginalnością. Musi wyróżniać się spośród wszechogarniającej typowości. Trudno przecież, żebym szukał przeciętnych zespołów.

Taki twór musi mieć w sobie tę oryginalność i indywidualizm i starać się pogłębiać własną tożsamość. Znalezienie takiej wyjątkowej kapeli jest bardzo trudne. Zespołów jest masa, tyle samo też dostaję demówek, ale rzadko zdarza się, aby któraś z nich na dłużej zagościła w moim odtwarzaczu.

W dzisiejszych czasach zespoły chyba trochę za szybko starają się o podpisanie kontraktu. Pamiętam, jak my zaczynaliśmy z Thou Shalt Suffer i Emperor. Wtedy podpisanie umowy na płytę było czymś wielkim. Nawet kontrakt na wydanie 7-calówki był sporym wydarzeniem.

Obecnie, jak nie uda ci się podpisać kontraktu, sam możesz sobie wytłoczyć album. Dziś jest za prosto, a to rujnuje rynek. Choć oczywiście w aktualnym natłoku zespołów, znalezienie wydawcy też nie jest wcale łatwe. Moim zdaniem cały metal zyskałby, gdyby zespoły najpierw trochę więcej popracowały, a dopiero później zajmowały się kontraktami.

Od pewnego czasu kojarzony jesteś również z grupą Scum. Biorąc pod uwagę niezobowiązujący charakter tej formacji i jej punkowo-rockowe brzmienie, musiała być to dla ciebie fajna zabawa.

Jasne. Scum to tak naprawdę żaden zespół. Nie było żadnego planu. Scum po prostu nagle się pojawił, bardzo spontanicznie. Dla mnie osobiście był to eksperyment, w którym mogłem spróbować zrobić coś innego od tego, czym zwykle się zajmuje w Zyklon, czy co grał dawniej w Emperor.

Pewnego dnia weszliśmy do studia i nagraliśmy punkrockowo-blackmetalowy materiał. W Scum działam zupełnie inaczej niż w Zyklon, i właśnie to mnie w tym pociąga. Wyszedł nam z tego całkiem fajny album.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | Aeon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy