Reklama

Alt-J powraca do Polski. "Przetrwaliśmy - to duże osiągnięcie"

Lada dzień zespół Alt-J ponownie wystąpi w Polsce. Kolejny koncert odbędzie się 16 sierpnia w Warszawie. Klawiszowiec formacji, Gus Unger-Hamilton, opowiada nam, jakie są najważniejsze osiągnięcia w historii zespołu.

Anna Nicz, Interia: Pamiętasz swój ostatni koncert w Polsce?

Nie do końca, ale zawsze byliśmy bardzo, bardzo ciepło witani w Polsce. Słuchacze i słuchaczki w Polsce zdecydowanie wiedzą, jak czerpać z muzyki. Świetnie przyjmują muzykę na żywo.

Co masz na myśli mówiąc, że wiedzą, jak czerpać z muzyki? Myślisz, że polscy fani muzyki są otwarci na nowe, nieoczywiste brzmienia?

Jeśli idą na nasz koncert, to na pewno są nastawieni na nietuzinkową muzykę. Myślę, że jesteśmy zespołem, po którym nie spodziewałbyś się, że znajdzie wielu słuchaczy. Wiesz, nagrywamy dość nietypowe albumy, nasza muzyka może być dość trudna do przyswojenia przy pierwszym odsłuchu. Jestem bardzo wdzięczny naszym fanom w Polsce i fanom na całym świecie za to, że lubią naszą muzykę. To więcej, niż kiedykolwiek oczekiwaliśmy.

Reklama

Porozmawiajmy o procesie tworzenia ostatniej płyty, "The Dream". Co najbardziej pamiętasz z tamtego czasu?

Po raz pierwszy mieliśmy własne studio, które było cudowne. Wspaniale jest mieć miłe środowisko do pisania, a potem nagrywania. To było nowe doświadczenie. Myślę, że to sprawiło, że proces tworzenia albumu był naprawdę przyjemny. Byliśmy zrelaksowani i czuliśmy się, jakbyśmy byli swoimi własnymi szefami.

Czytałam, że zanim zaczęliście nagrywać, zebraliście w studiu ważne artefakty.

- Tak, przynieśliśmy ramki na zdjęcia i plakaty. Wystawiliśmy kilka naszych nagród, kilka ważnych pamiątek, aby sobie przypomnieć, ile osiągnęliśmy od początku istnienia zespołu i jakie mieliśmy szczęście. I co możemy osiągnąć, jeśli się do tego przyłożymy. To było miłe uczucie.

Co zatem jest dla ciebie największym osiągnięciem w waszej ponad 10-letniej działalności?

Zdobyliśmy Mercury Prize, co było niesamowite. Mieliśmy singiel numer jeden w Ameryce. Największym osiągnięciem jest jednak to, że wciąż jesteśmy, nadal idziemy, wciąż cieszymy się z bycia zespołem i nadal jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ta praca może naprawdę odbić się na tobie osobiście i psychicznie, a wielu artystów, z którymi zaczynaliśmy w 2012 roku z różnych powodów już nie działa na rynku. Wydaje nam się, że to, że przetrwaliśmy ponad 10 lat w tej branży to duże osiągnięcie.

Przetrwaliście też pandemię i wróciliście do koncertowania. Jak ten czas wpłynął na zespół?

- Gdy odwołano koncerty, festiwale, pojawiały się kolejne lockdowny, myślałem: 'Boże, to się nigdy nie skończy'. Teraz, gdy już możemy grać, świetnie było znowu pojawić się na festiwalach, patrzeć na ludzi celebrujących ten czas, bawiących się razem w słońcu, tak jak robiliśmy to wcześniej. Nie myślę o minusach 2020 roku. Myślę o pozytywach.

Sam masz swoje ulubione festiwale muzyczne, na których grałeś lub bawiłeś się jako słuchacz?

- Tak. Jestem z Wielkiej Brytanii, więc Glastonbury to oczywiście jeden z moich ulubionych festiwali. Pojechałem tam po raz pierwszy, kiedy miałem około 19 lat. Spędziłem niesamowity weekend ze wszystkimi moimi czterema braćmi. W tym roku zabieram tam żonę i syna. To wyjątkowe wydarzenie. 

Ile lat ma twój syn? To świetnie, że zabierasz go na pierwsze festiwale.

- Mój syn ma rok. Na szczęście moi rodzice mieszkają bardzo blisko Glastonbury, więc będzie spał z dziadkami w ich domu, a potem przyjedzie na festiwal w ciągu dnia, żeby się pobawić. A potem wróci do łóżka.

Widzę, że od małego wprowadzasz go w świat muzyki.

Tak, mam nadzieję, że uda mi się zabierać go na kolejne koncerty. Był już na naszych występach. Nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę go na następne. Mam nadzieję, że mu się spodoba. Na pewno mu się spodoba, kto by tego nie lubił!

Porozmawiajmy o organizacji Map Charity, której jesteście ambasadorami. MC pracuje z młodymi ludźmi, którzy nie mają dostępu do głównego systemu szkolnictwa.

- To niesamowita organizacja z Leeds, robią świetną robotę. Pomagają młodym ludziom, którzy zmagają się z wykluczeniem ze szkoły, problemami w odnalezieniu się w tradycyjnej edukacji. Pomagają w poznaniu muzyki i sztuki, znalezienia czegoś, co ich zachwyca, inspiruje. My też pochodzimy z Leeds, jesteśmy bardzo dumni, będąc ambasadorami tej akcji. Miejmy nadzieję, że dzięki temu kolejne pokolenie będzie odkrywać muzykę i to, że może ją tworzyć.

Odkąd zostałeś ojcem, twoje postrzeganie tej działalności jakoś się zmieniło? Stało się ważniejsze?

- Nie wiem, nie myślałem o tym, jeśli mam być z tobą szczery. Chyba wszyscy chcemy, by dzieci miały szanse i poczucie, że mogą coś osiągnąć. Zamiast uczucia, że społeczeństwo czy system je zawodzą.

Jak wygląda twoja rola jako ambasadora?

Pomagam w zbieraniu funduszy i podobnych rzeczach. Mam nadzieję, że to jakoś pomaga. Sami pochodzimy z Leeds, mieszkaliśmy tam, gdy założyliśmy zespół. Mam nadzieję, że niektóre dzieciaki z Leed też poczują, że dzięki muzykę mogą coś osiągnąć.

Dzieciom w dzisiejszych czasach trudniej jest spełniać marzenia dotyczące muzyki?

- Teraz jest łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej samemu tworzyć i produkować muzykę. Możesz używać swojego iPhone'a do tworzenia naprawdę dobrej muzyki. Jeśli wychowałeś się w latach 80., nie miałeś wystarczająco dużo pieniędzy i możliwości dostępu do studia. Chociaż z drugiej strony - teraz powstaje tyle muzyki, że trudno się wyróżnić.

Wydaje mi się, że lepiej jest patrzeć na muzykę jako po prostu sposób na wyrażanie siebie. Jeśli myślisz o zrobieniu kariery muzycznej, to prawdopodobnie trochę trudniejsze.

Czego fani i fanki mogą spodziewać się po waszym koncercie w Warszawie?

- Zagramy piosenki z nowego albumu i te z naszych starszych wydawnictw. Lubimy tworzyć mieszankę kawałków z różnych etapów istnienia zespołu. Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni, który usłyszą piosenki, które lubią najbardziej. Nie chciałbym, aby fani wychodzili z koncertu zawiedzeni, bo nie wybrzmiało to, na co czekali.

Wyobrażasz sobie, że za 10-20 lat nie będziesz już czerpać przyjemności z grania waszych największych przebojów?

- Nie, nie wydaje mi się. Sam jestem fanem muzyki i gdy idę na koncert, chcę usłyszeć moje ulubione piosenki. Nie gardzę naszymi popularnymi piosenkami. Lubię nasze popularne kawałki. Lubię je grać, bo cieszą mnie reakcje fanów. Myślę, że zawsze będziemy grać nasze hity.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Alt-J | wywiad
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama