Reklama

"Marzy mi się śmierć na scenie"

Geniusz, szaleniec, błazen, satanista, skandalista - to tylko niektóre określenia używane pod adresem Ozzy'ego Osbourne'a. Artysta przez przeszło 30 lat swojej kariery, zarówno solowej jak i tej z zespołem Black Sabbath, zasłużył sobie w pełni na większość z nich. Jego bytność na rockowej scenie obfitowała w monumentalne sukcesy, które przejawiają się w liczbie kilkudziesięciu milionów egzemplarzy sprzedanych tytułów solowych, jak i upadki na samo dno, gdy uzależnił się od alkoholu i narkotyków i omal przez to nie udusił kiedyś swojej żony Sharon. Dziś Ozzy i Sharon to szanowani biznesmeni muzyczni, prowadzący wytwórnie płytową oraz organizujący rokrocznie trasę "Ozzfest". Na szczęście wokalista nie zatracił się zupełnie na robieniu pieniędzy. Dowodem na to jest pierwsza od kilku lat studyjna płyta Osbourne'a wymownie nazwana "Down To Earth". Oto co o swojej nowej produkcji mówił Maciejowi Rychlickiemu twardo stojący na ziemi Ozzy.

Przy pierwszym kontakcie z twoją nowa płyta można doznać lekkiego szoku. Rentgenowskie zdjęcie ukrzyżowanego Ozzy'ego...

To miał być ukrzyżowany kosmita, widocznie nie wyszło.

Czy doszukiwać się za taką okładką jakiejś filozofii?

Nie, to o prostu zwykła okładka albumu. Szukaliśmy czegoś naprawdę dziwnego i wybraliśmy to zdjęcie. Nie niesie ze sobą żadnych głębszych przesłań czy przemyśleń...

Ale tytuł płyty ma w sobie wyraz "Earth..."

... i jest to jednocześnie pierwsza mojego zespołu, zanim jeszcze wymyśliliśmy Black Sabbath. Tak, to prawda, ale uprzedzając twoje pytanie - to zwykły zbieg okoliczności. Można naliczyć już całkiem sporo wyrazów, które wypowiedziałem w przeszłości i to że sam użyję ich teraz, wcale nie musi świadczyć o jakimś wpływie tamtych czasów na moją obecną twórczość.

Reklama

A "Down To Earth" nie jest w żadnym stopniu "powrotem do korzeni"?

Może w minimalnym stopniu...

Krążą plotki o tym, że w przyszłym roku pojawi się nowa płyta Black Sabbath. Możesz to jakoś skomentować?

O, to jeszcze bardzo dalekie plany. W tym momencie jesteśmy na etapie wstępnej selekcji piosenek, które chcemy wspólnie nagrać ale wcale nie mamy pewności, czy w ogóle wejdziemy do studia. Sam widzisz, że jest jeszcze zbyt wcześnie , żeby coś mówić o reaktywacji Black Sabbath. Zdradzę tylko, że pracujemy w oryginalnym składzie z 1978 roku.

Twoja nowa płyta "Down To Earth" nie przynosi specjalnych rewolucji brzmieniowych, podczas gdy na płycie z trasy koncertowej Ozzfest 2001 promujesz wiele grup grających tzw. new metal - Slipknot, Papa Roach, Linkin Park. Nie kusiło cię poeksperymentować z brzmieniem?

W żadnym wypadku! W końcu to ja nazywam się Ozzy, ja jestem przykładem dla nich, a nie oni dla mnie.

Ale to mogła by być całkiem ciekawa przygoda...

Wiedz, że prawdziwy Ozzy nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił. Nie tego oczekują ode mnie fani.

Często do pracy nad płytą zapraszasz wielu swoich sławnych znajomych. Na przykład Lemmy'ego z Motörhead...

Jeżeli chodzi o moich "sławnych znajomych", to raczej nie proszę ich o pomoc w nagrywaniu swoich płyt. Lemmy jest moim bliskim kumplem, często się spotykamy, ale jak ognia unikamy rozmowy o sprawach zawodowych. Taki już jestem, jeżeli decyduję się coś firmować moim nazwiskiem, to chcę, żeby było to tylko moje dzieło. Inna sprawa to gitarzyści, z którymi pracuje od lat - Zakk Wylde, Jon Sinclair, Robert Trujillo czy Mike Bordin - oprócz pracy w studio, zamierzam wyruszyć z nimi na trasę.

Pamiętasz, jak długo trwało nagrywanie "Down To Earth"?

Razem z producentem tej płyty, Timem Palmerem, rozpoczęliśmy pierwsze nagrania już jakieś dwa lata temu. Wcale nie znaczy to, że tyle czasu nad nią pracowaliśmy. Po prostu było wiele innych zobowiązań, które musiałem przez ten czas wypełnić - co roku gram przecież np. na Ozzfest. Ten i inne koncerty spowodowały, że najdłuższa przerwa w pracy nad płytą trwała ponad rok. Mimo iż pierwsze szkice powstały już dwa lata temu, nagranie całego albumu, nie zajęło nam w sumie więcej niż sześć miesięcy.

Porozmawiajmy teraz o dwóch szczególnych utworach na tej płycie. Pierwszy to "Dreamer" - utwór kojarzący mi się z "Imagine" Johna Lennona.

Naprawdę? Przyjmuję to jako komplement.

To kolejny dowód twojej fascynacji Beatlesami?

Nigdy nie miałem zamiaru napisać czegoś, co mogłoby się równać z tą piosenką. To, że ktoś widzi w utworze "Dreamer" jakieś podobieństwo do "Imagine" to czysty przypadek. Któregoś dnia siedziałem, pisałem nowe kompozycje i ten kawałek po prostu na mnie "spłynął", nawet nie musiałem go długo poprawiać. To prawda, że jeżeli czymś się bardzo fascynujesz, to w którymś momencie muszą być tego efekty w twojej pracy. To nieuniknione. Ale brzmieć jak John Lenon? Nie, to nigdy nie było moim celem. Zawsze jestem i będę Ozzy Osbourne?em!

Drugi utwór to jednominutowa kompozycja "You Know". Z tego co słyszałem, powstała z myślą o twoich dzieciach?

To bardzo osobisty utwór, nie chcę się wdawać w szczegóły o czym tak na prawdę opowiada. Od strony muzycznej jest jednak miniaturą, takim smaczkiem urozmaicającym album.

Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia zamierzasz wyruszyć w trasę "Merry Mayhem Tour".

Tak, jeszcze do niedawna miała się ona nazywać "Black Christmas Tour", ale po wszystkim, co się dzieje tu, w Ameryce, nazwa ta zaczęła nawet dla mnie brzmieć trochę niestosownie. Teraz jest bardziej neutralnie. Zagram razem z Robem Zombie, a w roli supporta wystąpi grupa Mudvayne.

Czy z tej trasy też powstanie płyta live? Nagrania kolęd w metalowych wersjach nie podjął się chyba jeszcze nikt!

(śmiech) Tak, to jest pomysł! Ale poważnie: nie ma jeszcze planów wydawania płyty z tej trasy. Na razie wydałem własną płytę i chce ją jak najlepiej wypromować. A, przyznaj sam, co mogą mnie obchodzić jakieś pieprzone święta (śmiech)?!

Po ostatniej wielkiej trasie koncertowej "No More Tours" oświadczyłeś, że koniec z koncertowaniem. A tymczasem...

To nieprawda! Po każdej trasie można czuć znudzenie i zmęczenie. Kilka miesięcy w podróży, występy prawie co noc - to potrafi wykończyć nawet takiego wyjadacza koncertowego, jak ja. Ale po jakimś czasie siedzenia w domu i zajmowania się czymś innym, zwyczajnie zaczyna mi się nudzić. Nie wiem jak długo będę w stanie grać, ale powiem ci jedno - marzy mi się śmierć na scenie.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Black Sabbath | trasy | Down | nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy