Reklama

Piekło to inni

Gazpacho "Missa Atropos", Rock Serwis

Z rozpalonych słońcem piasków Sahary do smaganej wiatrem latarni morskiej zagubionej gdzieś na dalekiej Północy. Rozmarzeni Norwegowie wciąż na fali.

Poprzednia płyta Gazpacho, "Tick Tock", nawiązywała do XX-wiecznej powieści "Ziemia, planeta ludzi" Antoine'a de Saint-Exupery'ego (historia feralnego lotu pisarza i jego przyjaciela, podczas którego rozbili się samolotem na Saharze). Tym razem Norwegowie sięgnęli jeszcze głębiej w przeszłość literatury, bo punktem wyjścia jest grecka mitologia.

Przybliżając dokładniej koncept "filmu bez zdjęć" (jak mówią o swojej twórczości muzycy Gazpacho), bohaterem dźwiękowego obrazu jest człowiek, który zaszywa się w samotności na latarni morskiej, by tam napisać tytułową "Mszę dla Atropos". To jedna z Mojr, mitologicznych bogiń losu i przeznaczenia, która przecinała nić życia każdego śmiertelnika. Historia jest jednak całkiem współczesna, opowiada o trudnych relacjach pomiędzy mężczyzną i kobietą ("Piekło to inni / A niebo jest piekłem" - śpiewa Jan Henrik Ohme w "Defense Mechanism").

Reklama

Jeśli chodzi o muzyczną stronę "Missa Atropos", to nadal jest to osadzony w tradycji post-rock z charakterystycznym skandynawskim chłodem (pluskające niczym morskie fale klawisze, rozwiany wiatrem głos Ohme). Dołujące gitary często odzywają się mocniej, czasem tylko delikatnie oprawiając eteryczny wokal frontmana Gazpacho.

Muzyczna nić albumu przeplata się od łagodniejszych wstępów ("Mass for Atropos I", początek "Missa Atropos", bajkowy klimat w "She's Awake", prowadzony delikatną partią klawiszy "Will To Live") po rozbudowane, niemal bombastyczne utwory, przywodzące na myśl nagrania Muse (finał "Missa Atropos") czy miniaturki Marillion ("I Was Never Here"). Skondensowaną pigułką jest tytułowy utwór "Missa Atropos", łączący delikatną partię skrzypiec, narastającą emocjami część środkową i eksplodujący finał. Całość jest bardzo spójna stylistycznie, utwory niemal bez przerw przechodzą płynnie z jednego w drugi.

Zgrabnie opowiedziana przez szóstkę z Oslo opowieść trwa prawie godzinę, ale Norwegowie nie pozwalają zatriumfować Atropos. Nić snuje się dalej, bo ja z chęcią od razu włączam płytę jeszcze raz.

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pieczenie | piekło | Gazpacho | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy