Reklama

Kim Nowak "My": Minuty lecą i dni, a oni grają [RECENZJA]

9 lat temu? Cała wieczność. A Kim Nowak wrócili na scenę po takim czasie i grają jakby czas im nie upływał, a włosów nie ubywało na rzecz bardziej obfitej siwizny na brodzie.

9 lat temu? Cała wieczność. A Kim Nowak wrócili na scenę po takim czasie i grają jakby czas im nie upływał, a włosów nie ubywało na rzecz bardziej obfitej siwizny na brodzie.
Kim Nowak /Eris Wójcik /INTERIA.PL

Trudno w to uwierzyć, ale od ostatniej płyty Kim Nowak minęło 9 lat. I tak szczerze mówiąc, myślałem, że dla Fisza, Emade i Michała Sobolewskiego jest to już temat zamknięty. A tu nie dość, że premiera nowego albumu nastąpiła, mamy do czynienia z całkiem obfitym krążkiem, to jeszcze sam skład został uzupełniony o basistę, Staszka Wróbla. Nowy członek grupy tym samym zdjął obowiązek grania na czterech strunach z pleców starszego z braci Waglewskich. 

Reklama

"My" to powrót do grania w garażu. Ale w domu, w którym jednym z grających jest głowa rodzina, która zaprosiła do wspólnego hałasowania swoich przyjaciół. Może od ostatniego czasu ich wspólnego sięgania po instrumenty minęło trochę czasu, ale każdy z członków tego zespołu ćwiczył sobie w samotności, a do tego solidnie zainwestował w sprzęt. Tym samym nie brzmi to amatorsko, potrafi czasem zaskoczyć swoim wyrafinowaniem, w którym słychać masę doświadczeń.

Jako postronny słuchacz nie mogłem z początku oprzeć się wrażeniu, że zaskakująco dużo tu Sonic Youth. Utwierdzać w tym mogą chociażby sprzężenia z końcówki rozpoczynającego płytę "My", choć nie są oczywiście tak odważne jak w zespole Thurstona Moore'a, Kim Gordon i Lee Ranaldo. "Łysy z Fify" zresztą też podąża tym tropem, dodatkowo wzmacniając go sadzoną melorecytacją Fisza. "Bohaterzy" to wręcz jakiś zaginiony utwór z "Goo" czy "Dirty", który absolutnie błyszczy, kiedy już kończymy obowiązkową część piosenkową, aby przejść do momentu, w którym bębny biją mocniej, częściej uderzają w talerze, struny napinane są przez ramię mostka tremolo, a noga spogląda w dół w stronę gitar.

Ale później następuje lekka zmiana, bo "Ludzie w biegu" czy "Dzikie Gęsi" to raczej rzecz bliska Black Flag, a "Lajonel" to już skokliwy punk rock na modłę londyńską, w którym aż czuć dym papierosów wychodzący z płuc nastolatków ubranych w skórzane kurtki.

Choć raczej nie są z tym kojarzeni, to jednak moim zdaniem Kim Nowak absolutnie błyszczą, kiedy zaczynają płynąć zamiast podskakiwać. Doskonale to udowadniają "Sól" czy "Echo". Pierwsza z nich napędzana jest przez melancholijną, melodyjną partię przesterowanej gitary elektrycznej, choć gdy wjeżdżają niemal afrobeatowe (!) bębny, zaskoczenie bywa całkiem spore. A może to odwołanie do Sepultury? Cholera wie - grunt, że działa.

Powiedzmy to wprost: Fisz nie jest wokalistą wybitnym, który zachwyca swoją skalą, wędrowaniem po oktawach. Momentalnie słychać, że jego śpiew ukształtowały blues i punk. Tylko nie traktowałbym tego w żaden sposób jako zarzut, bo i pewnie sam Waglewski zdaje sobie doskonale sprawę ze swoich ograniczeń. Zresztą jego warsztat umożliwia mu realizację celów, jakie sobie stawia.

Gdybym miał bowiem ich dopatrywać, to w warstwie lirycznej. Śpiew jest przede wszystkim nośnikiem treści. Nawet jeżeli czasami Fisz zdaje się traktować słowa po macoszemu, ledwo je muska, zapętla, to tkwi w tym celowość. Nieraz przebija się u niego tęsknota za nastoletnim, nieco naiwnym buntem, ale przewertowana przez spojrzenie dorosłego człowieka "w biegu". I jasne, że nie zawsze traktuje się śmiertelnie poważnie tak jak wtedy, kiedy dissuje "Łysego z Fify", do tego chętnie ironizuje. Ale jego siłą jest umiejętność malowania obrazów tekstami czy zaskakujące skojarzenia. Te wszystkie "Nie bój się otwartej dłoni, co marszczy się jak Czarne Morze" czy "To jest dzień czekania na dni, co pachną tak jak proch".  

"My" to naprawdę udany powrót Kim Nowak po latach. Słychać tu głód grania, autentyczną radość i spójność mimo chwytania się różnych stylistyk w ramach szarpania strun. Ani przez moment nie miałem poczucia, że Kim Nowak grają po prostu jak Kim Nowak i w zasadzie to jest moim największym zarzutem do "My". Ale czy to naprawdę przeszkadza? Czy po części to nie jest zespół oparty na składaniu hołdu swoim zajawkom muzycznym z czasów nastoletnich? Sami sobie odpowiedzcie.

Kim Nowak, "My", Grand Imperial/Dwa Ognie, Mystic Production

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kim Nowak | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy