Reklama

Kasta "Nestor". To nie pożegnanie, a angielskie wyjście [RECENZJA]

Niezwykle rzadko album pożegnalny potrafi udźwignąć miano najlepszego wydania artysty. Podsumowanie twórczości powinno się kojarzyć ze stylem, z którym raper utożsamia się od lat, szczególnie gdy cieszy się tak imponującym stażem, jak Waldemar Kasta. Niestety wrocławska legenda postanowiła uczcić swoją trzydziestkę na scenie eksperymentami, które zupełnie się nie udały.

Niezwykle rzadko album pożegnalny potrafi udźwignąć miano najlepszego wydania artysty. Podsumowanie twórczości powinno się kojarzyć ze stylem, z którym raper utożsamia się od lat, szczególnie gdy cieszy się tak imponującym stażem, jak Waldemar Kasta. Niestety wrocławska legenda postanowiła uczcić swoją trzydziestkę na scenie eksperymentami, które zupełnie się nie udały.
Waldemar Kasta wydał pożegnalną płytę "Nestor" /Piotr Tarasewicz/East News /East News

Rapowa emerytura ciągnie się za Waldemarem Kastą od 2009 r. Przez te 13 lat dogrywał zwrotki do zaprzyjaźnionych raperów, aktywnie udzielał się w mediach społecznościowych, chętnie rozmawiał z dziennikarzami i zapowiadał pożegnalny album. Głośniej o "Nestorze" zrobiło się w 2021 r., kiedy to Kasta wyznał, że płyta jest gotowa, tylko czeka na odpowiedni moment. Dwa lata później doczekaliśmy się zwieńczenia wieloletniej działalności, lecz krążek okazał się niewypałem.

"Nestor" to album na chwilę, bez większych refleksji czy konkretnych bangerów. Wpada jednym uchem, wypada drugim. Kasta wybrał zły moment na eksperymentowanie z muzyką. Brzmi to tak, jak wygląda - facet po czterdziestce próbuje nadążyć za trendami, czego efektem jest mierne połączenie drillu, oldschoolu, boom bapu i pop-rapu. 

Reklama

Intro "Nestora" złudnie zapowiada dobry materiał. "Ancient Art" to klimatyczny wstęp ze świetnymi skreczami. Bit wkomponował się w wielokrotnie powtarzane "If you ask me, Kasta is a straight G". Kilka wersów położonych przez Wall-iego stanowi dopełnienie i pozostawia niedosyt, że całość nie trwa nawet dwóch minut.

Ciężko powtórzyć numer, który stanowi jeden z filarów hip-hopu w kraju. "Peryferie" były przełomem. To m.in. po tym wydaniu na polskich osiedlach utwardziła się moda na szersze spodnie, czapki z prostym daszkiem i świadomość, że dzieciaki bez przyszłości także mogą brać się za rap. Kasta podołał, wskrzesił numer i oparł "Peryferie 2" na tym samym samplu z odświeżonym bitem. Gdyby Wall-e utrzymał w tym stylu "Nestora", byłby to niewątpliwie kandydat do płyty roku. Pech chciał, że po tych dwóch wzniesieniach przyszła pora na gigantyczny spadek.

"Inception" rozpoczyna serię pomyłek. Pozytywy kawałka zaczynają się od gościnnych wersów zagranicznego rapera i niestety na niej się też kończą. Kemzy raczej błądzi w głębokim podziemiu, a jego numery rzadko przekraczają granicę 1000 odtworzeń na Spotify. Pokazał jednak, że zasługuje na więcej uwagi. Kasta z kolei przypomina tutaj o swoim gigantycznym wkładzie w powstawanie polskiego hip-hopu. Uwaga, powtórzy to jeszcze wielokrotnie. Słyszał ktoś o maksymie "sukces lubi ciszę"? Wall-e nie należy do jej zwolenników. Numer nijaki, ciężko cokolwiek więcej o nim powiedzieć. Dodatkowo jako artysta udzielający się na kawałku wpisany jest Ńemy, lecz ciężko wyczuć różnicę wokalną pomiędzy nim i Waldemarem Kastą, co sprawia, że udział artysty jest nijaki. Plus dla Swizzy'ego, który na tym albumie tworzył bity do sześciu utworów i potwierdził tym samym, że utrzymuje się w producenckiej topce kraju. 

Kasta w wielu wywiadach od lat pozytywnie wypowiadał się na temat Kabe i to nie tylko w kwestiach muzycznych. Wall-e darzy ogromną sympatią 23-latka i kiedy tylko może, publicznie wspomina o tym, że gdy lata temu poprosił go o dogranie się do singla, Kabe odesłał mu gotowy numer przed upływem doby. Być może tak było i tym razem, ponieważ jego zwrotka to pod względem wokalu kalka 1:1 z najbardziej znanych ulicznych kawałków, które nagrał. Kabe do znudzenia pracuje tym samym flow. Ratuje go jedynie tegoroczny album "Złote Przeboje", które nagrał w duecie z Miszelem. Katowicki prekursor drillu w tym kraju również udzielił się na "Nestorze". 

"Devvsky" to nieporozumienie. Nie wiem, jak zakwalifikować ten numer, ponieważ ma niewiele wspólnego z rapem. Kasta nie może się zdecydować, czy chce śpiewać, czy rapować, a łączenie mu nie wychodzi. Oczywiście tutaj też słychać pełno wersów o życiu na ulicy, byciu "g" i prawach dżungli, jak i prawach rynku. Odnoszę wrażenie, że Wall-e nie przesłuchał swojej płyty od deski do deski, tylko skupiał się na numerach wybiórczo. W przeciwnym razie nie męczyłby słuchaczy tymi samymi tematami. 

Zaproszenie Frostiego na album było świetnym ruchem ze strony Waldemara Kasty. Reprezentant "SPÓŁKI ZOO" przeżywa obecnie jeden z lepszych momentów w swojej dotychczasowej karierze. Numer "Viking" był pierwszą zapowiedzią całego "Nestora" i wypadł bardzo dobrze. Ponownie wyróżniłbym tutaj pracę Swizzy'ego. Stylowo Kasta i Frosti się dopełniają i choć numer ten nie trafia na moje słuchawki zbyt często, to zdarza mi się do niego wracać.

Nie boję się stwierdzić, że kolejny gość na "Nestorze" jest parodią rapera. Siekan dba o swoją prywatność i rzadko możemy zaobserwować jakąkolwiek aktywność w jego mediach społecznościowych, z wyjątkiem TikToka. Jakiś czas temu viralem stały się wersy: "Moja przyjaciółka nie żyje, mam kolegów, którzy są martwi, kiedyś na cześć z polskimi królami, dziś koledzy w brytyjskiej monarchii". Nie sądziłem, że ktoś może brać na poważnie młodego chłopaka, który nawija o tym, jak pozbyć się odcisków palców i o tym, ile zabójstw zdążył już dokonać. Wizerunek gangstera kłóci się z promocją poprzez wrzucanie swojej ksywy w komentarze pod numerami dobrze zapowiadającej się konkurencji (jak chociażby Polskii), ale Kasta na to poszedł. Powiedzieć "Siekan koloryzuje w swoich numerach" to nie powiedzieć nic. Chyba, że rzeczywiście ma już na koncie zabójstwo, odsiedzenie wyroku, bieganie z bronią palną i mieczem jednocześnie, palenie kurtki by zlikwidować dowody i kilka lat dilerki, a do tego znalazł jeszcze czas by dograć się Kaście. Jeśli tak, to przepraszam.

Pomysł na numer "Geekin" pojawił się już dwa lata temu, ponieważ Miszel przyznał na swoim instastory, że to właśnie w 2021 r. Kasta zaprosił go na pożegnalny album. Z racji tego, że w tamtym czasie Buffel zaczynał zdobywać coraz większe uznanie łatwo wywnioskować, że w jego przypadku było tak samo. Miszel był wtedy po wydaniu płyty "W Stronę Światła", która w ekspresowym tempie uniosła go do rangi mainstreamowego artysty. Słusznie, bo jest on jednym z prekursorów drillu w tym kraju. Przy takim składzie Kasta również wypadł dobrze. Refren przystępny do zapamiętania, numer szybko wchodzi w głowę i sprawia, że chce się do niego wracać. Zdecydowanie jest to mój faworyt z albumu "Nestor", choć nie oszukujmy się, zbyt dużej konkurencji nie ma.

"Mój rap, mój drill, mój trap" kładzie Kasta w kawałku "Psycho". Waldek, zdecyduj się. Wall-e postanowił zaczerpnąć z kilku gatunków, co w efekcie zbyt wiele mu nie dało. Sojusz BOR x K.A.S.T.A Squad ma się dobrze, choć wrocławska ekipa zaliczyła regres do jednoosobowej działalności. Każdy, kto należy do środowiska hip-hopowego powinien się ucieszyć, że doszło do takiej współpracy. Mam kilka "ale", lecz to kwestia kosmetycznych poprawek. Paluch pokazał się z dobrej strony, co w jego przypadku, bazując na ostatnich ruchach muzycznych, wcale nie jest oczywiste.

Sitek, jak dobrze Cię znowu słyszeć! Powszechnie wiadomo, że obaj panowie pałają do siebie sympatią, więc ta współpraca była dość przewidywalna, co nie zmienia faktu, że może ona cieszyć. Kasta podobnie, jak w większości poprzednich numerów, rapuje, że jest wilkiem, że ta gra nie jest dla wszystkich i tylko największe kozaki mogą się w niej czuć swobodnie. Gdyby ktoś miał oceniać Wrocław mając jako źródło wyłącznie pożegnalną płytę Waldka, wziąłby miasto stu mostów za jedno z najniebezpieczniejszych na starym kontynencie. Ba, jeśli nie na świecie! Włamania, kradzieże, rozboje, napady - wiadomo, na kim wzorował się Siekan.

Czas na odpoczynek od ulicznej otoczki. "Delirka" to lovesong z Sariusem. Waldek w romantycznej wersji średnio przemawia do odbiorcy, który przez 10 poprzednich numerów kreślił już w głowie scenariusz na film w reżyserii Guya Ritchiego. Sarius po występie na jednej z freakfightowych gal rzadko udziela się muzycznie, a jeśli już to robi, to nie idzie mu najlepiej. Wyjątkiem jest niedawno wydany singiel "Okinawa", lecz przyjmijmy, że potwierdza on tylko regułę. Zwrotka na "Delirce" niczym nie powala. Brzmi, jakby udzielił się na płycie od niechcenia. Wokalne próby Kasty także powinny zostać w szufladzie. Na potrzebę recenzji album "Nestror" przesłuchałem ośmiokrotnie. Przy drugim odsłuchu walczyłem ze sobą, by tego nie przewinąć.

Zastanawia mnie, czy to był celowy zabieg, by na początku singla "Dianas" Kasta brzmiał tak niezrozumiale. Ponownie słychać, ile to Waldek w życiu nie wypalił i to, że zważywszy na jego życiorys, czuje się wyżej niż inni. Nastoletniemu raperowi, który po sukcesie zachłysnął się kasą, można byłoby wybaczyć takie wersy. Gorzej, gdy mówimy o facecie, który lepiej lub gorzej trzyma się sceny od trzydziestu lat. Kaczy Proceder z kolei przegrał walkę z bitem. Jest za cicho, a jego wokal kompletnie nie pasuje do bitu.

Jak dotąd każdemu singlowi poświęciłem osobny akapit, lecz w przypadku "Sky" i "Lullaby" nagnę koncepcję, gdyż nie ma podstaw, by poświęcać im więcej, niż dwa zdania. Pierwszy z wymienionych numerów jest przezroczysty. HVZX stworzył najprostszy, podchodzący pod drill bit, a Kasta ponownie miesza recytację ze śpiewem. Paradoksalnie temu numerowi poświęciłem najwięcej czasu podczas odsłuchów, by wyciągnąć z niego jeszcze coś do odnotowania. Za ciężka robota. Z kolei outro, tj. "Lullaby" pozostawię bezkrytyczne. Kasta żegna się ze sceną na swoich zasadach i nieważne jakby to zrobił, to według mnie ta przestrzeń nie powinna być oceniana.

Chapeau bas dla osób odpowiedzialnych za mix/mastering, bo przez cały album nie słychać żadnego sapania, a w końcu Kasta mógł złapać zadyszkę, próbując dogonić obecne trendy. Gdyby Wall-e nagrywał z taką częstotliwością, jak przykładowo Filipek, który potrafi wydać średnio 2-3 albumy w roku, to całkowita ocena "Nestora" wyglądałaby inaczej, na plus dla artysty. Kłopot w tym, że jak na pożegnalną płytę, jest ona bezbarwna, pełna niedociągnięć i nieudanych eksperymentów. Kiedy Kasta kochał oldschool, wszystko było jak należy. Skacząc jednak z modnego gatunku na kolejny modny gatunek i nie mogąc się zdecydować, jaką drogę obiera, dostaliśmy masę numerów z niewykorzystanym potencjałem.  Patrząc na niektórych gości, a także producentów, na papierze "Nestor" aspirowałby do miana płyty roku. Tak, to co najwyżej można traktować go jako niewypał i osobiście uważam, że to dość łagodne określenie.

Kasta "Nestor", Kasta Records Ltd dla Agora Muzyka

3/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kasta | Waldemar Kasta | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy