Reklama

Czesław Mozil "#ideologiamozila": Bez gryzienia się w język [RECENZJA]

Czesław Mozil własnymi słowami wyrzuca z siebie tony frustracji i sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości. A przy okazji nagrywa płytę, z którą ma szansę powrócić do szerszego grona odbiorców.

Czesław Mozil własnymi słowami wyrzuca z siebie tony frustracji i sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości. A przy okazji nagrywa płytę, z którą ma szansę powrócić do szerszego grona odbiorców.
Czesław Mozil na okładce płyty "#IDEOLOGIAMOZILA" /materiały prasowe

Trudno nie odnieść wrażenia, że blask jupiterów nieco onieśmielał Czesława Mozila. Muzyk bardzo świadomie swoimi nietypowymi decyzjami artystycznymi wycofywał się w cień. I zdaje się, że miał głęboko w poważaniu potencjał komercyjny swoich projektów: czy mowa tutaj o inspirowanej muzyką poważną i wierszami dla dzieci płycie z Arte dei Suonatori, czy też o świątecznym krążku "Kiedyś to były święta", nagranym z dziećmi uczęszczającymi do szkół muzycznych w całej Polsce.

"#IDEOLOGIAMOZILA" nie jest może powrotem do korzeni, ale na pewno Mozil najczęściej od dawna mruga tu w stronę bardziej znormalizowanych form piosenkowych lub też specyficznie rozumianej przebojowości. Wystarczy włączyć "To nasze coś", by zauważyć ten potencjał kompozycji widocznie eksplodujący w mocnym, melodyjnie napisanym refrenie, który na koncertach sprawdziłby się wręcz doskonale. Albo balansujące na granicy kiczu "Mama zawsze mówiło", nawiązujące wyraźnie do urzekającej naiwności synth-popu lat 80. w krajach bloku wschodniego. Ba, harmonie wokalne w mostku łatwo skojarzyć można z najlepszymi dziełami Papa Dance.

Reklama

Jednocześnie Czesław Mozil daje regularnie znać o swojej smykałce do pisania utworów musicalowych. Doskonałym tego przykładem jest "6/13", w której to piosence Czesław z pełną swobodą bawi się możliwościami swojego głosu, przechodząc od delikatnego, nieco przesłodzonego śpiewania, przez bardziej gardłową ekspresję, aż po krzyk. A to wszystko w towarzystwie sekcji smyczkowej i dętej.

Ale powrót do przebojowości to nie jedyny przełom, jaki nastąpił na tym albumie. "#IDEOLOGIAMOZILA" to pierwsza polskojęzyczna płyta Czesława, na której muzyki postanowił większość tekstów napisać sam. To też może być jednym z wytłumaczeń, dlaczego płyta podpisana jest jego imieniem i nazwiskiem zamiast tradycyjnym "Czesław Śpiewa". Decyzja o napisaniu tekstów przez Mozila jest o tyle ciekawa, co niepotrzebnie odkładana w czasie. Bo kto pamięta pojedyncze polskojęzyczne teksty Tesco Value, chociażby z zagubionych w czasie piosenek z ich MySpace'a (kiedy to było?), ten wie doskonale, że Mozil miał ku temu predyspozycje - wystarczyło tylko komuś pokazać te teksty, aby pomóc pozbyć się różnych nieporadności językowych wynikających z emigranckiej przeszłości.

Na "#IDEOLOGIIMOZILA" wersy naprawdę działają. Owszem, można utyskiwać niejednokrotnie na proste do bólu rymy, które sprawiają, że łatwo domyślić się, co Mozil wyśpiewa zanim skończy wers. Niekiedy jest to wręcz bardzo, bardzo bolesne. Ale jednocześnie muzyk potrafi rzucić ciekawymi obserwacjami wobec rzeczywistości, które zwyczajnie łapią za gardło. Słychać, że trzyma rękę na pulsie, kiedy nawiązuje do katastrofy klimatycznej, wypuszczają wersy pokroju "Cicho przebąkują, że to ostatnia z dekad" czy "Dom wszystkim dałaś - w zieleń ubrałaś/A w zamian łzy spalinami przeplatane płyną dziś".

Potrafi być jednak dużo bardziej dosadny. "Przerobili wszystkie szkoły/na harcerskie koszary i dziecięce kościoły" czy "Tak płoną wielkie nazwiska/Bo czym grubsze książki, tym piękniejsze ogniska" śpiewa w "Dniu, w którym uśmiech znikł" - antyutopijnej fantazji, która nabiera zaskakująco rzeczywistych kształtów. Albo rzuca "Nie znaczy nic tutaj twoja godność/Zarządzą ciałem i życie ci ułożą", nie dając słuchaczowi zbyt dużego pola do popisu w kwestii interpretacji.

To spory wyróżnik, że w czasach wiecznego migania się artystów od jasnych deklaracji politycznych - przynajmniej w utworach, byleby nie utracić słuchaczy - Mozil wprost śpiewa o tym, że nie po drodze mu z wpływami Kościoła, podziałami w kraju, przyzwoleniem na dyskryminację kobiet czy homofobię (chociaż - przyznajmy - w tej deklaracji dobrał słowa dość... niefortunne). Ba, "Pan tu nie stał" to piosenka mówiąca wprost o negatywnym stosunku gospodarza płyty do rządu, nieszczędząca słów o olewaniu przez nich potrzeb młodych ludzi i sianiu propagandy oraz wmawianiu bzdur pokroju tego, że aktywizm skierowany przeciw partii rządzącej jest z zasady atakiem na Polskę.

Do tego Mozil postanowił zaprosić na swoją płytę gości wokalnych, z czym - pomijając "Grajków przyszłości" - ostatnio nie przesadzał. Dobrze, Hania Rani akurat jest pianistką, ale warto ją odnotować. Chociażby dlatego, że w "Z miłości" wystukuje na stłumionym fortepianie chłodną melodię w duchu post-klasycznych kompozytorów pokroju Ólafura Arnaldsa, Dustina O'Hallorana czy akustycznych projektów Nilsa Frahma. I jak zwykle w przypadku tej artystki, urzeka niepowtarzalnym, skandynawskim klimatem.

Za to swoim głosem chętnie pochwalił się Stanisław Soyka, który pojawia się we wspomnianym "Pan tu nie stał". Szkoda, że o ile sam utwór od strony kompozycyjnej bardzo chętnie nawiązuje do bałkańskiego folkloru, tak końcówka, w której pojawia się wokalista, została dostosowana do stylu gościa. A potencjał na zaskakującą konfrontację był.

Najbardziej zaskakujące rzeczy dzieją się w "Autorytecie" - to podniosła, mocna w brzmieniu piosenka, która od strony lirycznej pełna jest drobnych złośliwości i ironii. Przy okazji urzeka niemal bondowskim refrenem, który w przebiegu piosenki Mozil oddaje swojemu gościowi. I jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tym silnym głosem, który wspaniale przeciąga słowa i wie, jak wprawić swoje struny głosowe w przyjemną wibrację jest... discopolowy wokalista Czadoman. Z drugiej strony, czy Michał Sławecki tym swoim niesamowitym, technicznie dopracowanym w każdej sekundzie tenorem nie imponuje jeszcze bardziej? 

Tak zachwalam tę "#IDEOLOGIĘMOZILA", pochylam się nad jej warstwą tekstową, ale trzeba przyznać, że pod koniec płyta znacząco traci impet i błyskotliwość kompozycyjną, którymi w pierwszych utworach z kolei zachwyca. Stąd też końcówka psuje nieco ogólne wrażenie, gdyż sprawia wrażenie nieco wymęczonej, przeciągniętej. Co nie zmienia faktu, że jeżeli mielibyście po latach wrócić do twórczości Czesława Mozila, to "#IDEOLOGIAMOZILA" jest płytą skrojoną pod was. Chyba że nie podzielacie jego poglądów - wówczas wyrzucie ją za okno, a Mozil tylko uśmiechnie się pod nosem, że zabolało tam, gdzie miało zaboleć.

Czesław Mozil "#IDEOLOGIAMOZILA", Mystic Production

7/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czesław Śpiewa | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy