Reklama

Bonnie Prince Billy "Keeping Secrets Will Destroy You": Kanarek w kopalni węgla [RECENZJA]

Bonnie Prince Billy, niekoronowany folkowy król nudy, udowadnia, że i w nudzie - pozornej czy nie - może czaić się paradoksalnie coś niebywale interesującego.

Bonnie Prince Billy, niekoronowany folkowy król nudy, udowadnia, że i w nudzie - pozornej czy nie - może czaić się paradoksalnie coś niebywale interesującego.
Bonnie Prince Billy wydał album "Keeping Secrets Will Destroy You" /Ross Gilmore/Redferns /Getty Images

Możecie nie pamiętać, ale był taki rok, 2005 rok, kiedy po drugiej stronie oceanu wybuchło zjawisko zwane freak folkiem albo sceną New Weird America. Młode bywalczynie wielkomiejskich klubów tańczące w owych do dance punka, w zaciszu domowym zasłuchiwały się w luminarzach freak folkowej sceny: CocoRosie, Sufjanie Stevensie czy Joannie Newsom. Natalie Portman umawiała się z Devendrą Banhartem, a szan. kol. Bartek Chaciński, podówczas w "Przekroju", zachwycał się drugim krążkiem Antony and the Johnsons, finalnie czyniąc zeń płytę roku rzeczonego periodyku. 

Reklama

Pośród muzyków, którzy święcili wtedy szczyty popularności był także Will Oldham aka Bonnie Prince Billy, a jego "I See a Darkness" nucono w niejednym domu, na przemian z oldhamowską wersją "Am I Demon?" Danziga. Osobiście za Bonniem nie przepadałem; w porównaniu z ciężarem emocjonalnym Damiena Jurado czy feerią barw aranżacji Andrew Birda, wydawał się dosyć jednowymiarowy czy wręcz nudny. Jednak najwyraźniej jestem w swoim zdaniu odosobniony, bo nawet jeśli gwiazda Oldhama od tamtego czasu odrobinę przygasła, wierna grupa fanów nadal utrzymuje jego łysą głowę nad wodą, świadectwem czego nowa, dwudziesta szósta już w jego dyskografii - licząc albumy nagrywane w towarzystwie kolegów po fachu - płyta.

I jest to dokładnie taki Oldham, z jakim mamy do czynienia od co najmniej ćwierci wieku. W jednej z zagranicznych recenzji padło urzekające porównanie, że oto Bonnie Prince Billy jest jak targany nerwicą frontową kanarek, który właśnie wyleciał z kopalni węgla, gdzie miał miejsce wybuch metanu. I ów kanarek, dusząc się pyłem i chrypiąc wyśpiewuje swoje trele o życiu i śmierci, miłości i odrzuceniu, nadziei i zagładzie. Poza tym, że urzekające, porównanie to jest również celne. Szczególnie, że "Keeping Secrets Will Destroy You" to BPB w swojej najbardziej minimalnej formie. Nie znajdziecie tu praktycznie niczego poza jego gitarą, głosem, okazjonalnymi skrzypcami oraz wdzięcznym wokalnym towarzystwem Dane Waters, której dokonania solowe również warto sprawdzić, bardzo polecam.

Przyznam, że z powodów wymienionych chwilę wcześniej nie śledziłem każdego nagrania Oldhama. Patrzę więc na jego nową płytę z pewnym dystansem i po pewnej od niego przerwie. Co wobec tego znajduję najbardziej ujmującym, to stężenie życiowej mądrości i wrażenia bycia z owym życiem kompletnie pogodzonym. Mniej tu, niż dawniej, negacji i niezgody, więcej akceptacji i chciałoby się powiedzieć... muzycznego zen. 

Są też numery ocierające się o geniusz, jak choćby "Trees of Hell", które brzmi nie jak kompozycja autorska, ale jedna z tych demonicznych piosenek folkowych, przy których w XVIII i XIX wieku szli na dno przeżarci szkorbutem brytyjscy marynarze. Albo "Like It or Not", prawdopodobnie najmniej depresyjny utwór od dawna, przynajmniej jeśli chodzi o jego zupełnie solową dyskografię. Absolutnie przepiękną rzeczą jest też liryczne, zdobne w saksofon "Behold! Be Held!" albo walczyk "Blood on the Wine".

Będę się upierał, że w kategoriach brzmieniowych BPB mnie przynajmniej nadal niebywale wprost zanudza. Jednak w kategoriach kompozytorskich i tekstopisarskich nadal jest w świetnej formie, godnej pozazdroszczenia, a zarazem doskonale tłumaczącej, dlaczego kiedyś odniósł niszowy, ale przecież ogromny sukces. Bardzo dobra płyta, brawo.

Bonnie Prince Billy "Keeping Secrets Will Destroy You", Domino

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama