Reklama

Usher skończył 45 lat. To on wystąpi na przyszłorocznym Super Bowl

W Polsce nie należy być może do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych zagranicznych artystów, ale już choćby w Stanach jest wielką gwiazdą. Niektórzy nazywają go nawet "nowym królem R&B". Muzyk ma na koncie więcej przebojów niż wielu słynnych popowych wykonawców, a swoją klasę będzie mógł udowodnić podczas Super Bowl w 2024 roku. Usher skończył 45, a jeśli do tej pory nie byliście ekspertami od jego muzyki - bez obaw. Mamy dla was mały przewodnik "Usher dla początkujących".

W Polsce nie należy być może do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych zagranicznych artystów, ale już choćby w Stanach jest wielką gwiazdą. Niektórzy nazywają go nawet "nowym królem R&B". Muzyk ma na koncie więcej przebojów niż wielu słynnych popowych wykonawców, a swoją klasę będzie mógł udowodnić podczas Super Bowl w 2024 roku. Usher skończył 45, a jeśli do tej pory nie byliście ekspertami od jego muzyki - bez obaw. Mamy dla was mały przewodnik "Usher dla początkujących".
Usher będzie gwiazdą kolejnego Super Bowl /Edward Berthelot /Getty Images

Kiedy okazało się, że to właśnie Usher będzie gwiazdą Super Bowl Halftime Show 2024, wiele osób powiedziało: "Nareszcie!". Oczywiście takich występów nie przyznaje się w zamian za zasługi dla rynku muzycznego, ale gdyby tak było, to wokalista ma się czym pochwalić. Trochę liczb: Usher jest na scenie od 30 lat i umieścił prawie 20 piosenek na liście 10 najpopularniejszych utworów w USA, z tego niemal połowę na szczycie zestawienia. Muzyk należy też do światowej czołówki artystów sprzedających najwięcej płyt. Nieźle, prawda?

Reklama

Usher Raymond IV urodził się w Dallas, w Teksasie. Podobnie jak wielu kolegów po fachu wokalista zaczął swoją karierę od występów w kościelnym chórze. Krewni muzyka szybko zauważyli jego talent, ale w Dallas nie było zbyt wielu perspektyw dla młodych wokalistów, więc rodzina przeniosła się do Atlanty. To okazało się świetnym wyborem, bo Usher dołączył tam do grupy wokalnej, ale przede wszystkim, podczas konkursu młodych talentów, poznał ochroniarza Bobby'ego Browna, który przedstawił go ważnym osobom z branży i wytwórni. 

Mówcie, co chcecie, ale nawet największemu talentowi przydadzą się znajomości i kilka słów polecenia. Usher trafił wkrótce pod skrzydła Puff Daddy'ego, a jako 16-latek wydał swoją debiutancką płytę. Tak zaczęła się kariera "nowego króla R&B".

"Yeah!"

Tę piosenkę musieliście kiedyś słyszeć. Utwór może akurat bardziej pasuje do hiphopowej sceny niż do świata R&B, ale nie zmienia to faktu, że był sporym przebojem. Kiedy Usher przyniósł do wytwórni roboczą wersję swojego czwartego albumu, "Confessions", usłyszał, że brakuje na nim takiego oczywistego, mocnego hitu. Muzyk wrócił więc do pracy, żeby napisać jeszcze kilka piosenek, a do pomocy zatrudnił Lil Jona, rapera i producenta. Lil Jon często pisał dla innych artystów, więc chciał dać Usherowi jedną ze swoich piosenek, których akurat nie miał okazji wykorzystać. Panowie nagrali wstępną wersję "Yeah!", ale pojawił się nieoczekiwany problem. 

Raper nie wiedział, że wytwórnia zdążyła już dać ten "niewykorzystany" utwór innemu muzykowi, który go nagrał, wysłał do stacji radiowych i nie chciał nawet słyszeć o wycofaniu piosenki. Lil Jon wszedł więc do studia i stworzył dla Ushera zupełnie nowy utwór, zresztą równie chwytliwy. W piosence pojawił się gościnnie Ludacris. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że to świetny pierwszy singel, Lil Jon wysłał płytę z utworem do znajomych DJ-ów. Kiedy pracownicy wytwórni wrócili do pracy po świąteczno-noworocznej przerwie, mieli już gotowy hit, który zdążył pojawić się w stacjach radiowych.

"Burn"

Co prawda ten utwór, po małym podstępie Lil Jona, przegrał walkę o pierwszy singel z płyty "Confessions", ale... tylko na tym zyskał. "Yeah!" narobiło takiego zamieszania, że ludzie jeszcze bardziej wyczekiwali kolejnej nowej piosenki i nie zawiedli się. W sumie, dzięki tym dwóm utworom, Usher przez 19 tygodni z rzędu okupował pierwsze miejsce amerykańskiej listy najpopularniejszych singli. "Burn" to już klasyczne R&B, które muzyk koniecznie chciał pokazać na albumie. To również piosenka o wypalającym się uczuciu. Kiedy powstawał ten utwór, Usher był od dwóch lat w związku z Chilli z grupy TLC. Muzyk i jego współpracownicy - Jermaine Dupri oraz Bryan Michael Cox - siedzieli akurat w studiu, a wokalista żalił się kolegom, że nie wszystko w jego życiu układa się świetnie. Właśnie po tej rozmowie artysta stworzył "Burn". Ploteczki i szczegóły z prywatnego życia to niezłe narzędzie marketingowe, więc muzyk sugerował, że płyta "Confessions" jest pełna jego osobistych wyznań. Później tłumaczył, że niektóre historie są zmyślone, ale to już wielu fanom ewidentnie umknęło.

"My Boo"

Usher pracował z Alicią Keys już przy okazji remiksu jednej z jej piosenek. Kiedy trwały prace nad utworem "My Boo", wokalista i jego współpracownicy szukali jakiejś artystki, która mogłaby zaśpiewać z nim w duecie. Muzyk nagrał nawet demo z Kortney Kaycee Leveringston, ale to ciągle nie było to. Producent, a przy okazji współautor piosenki, Jermaine Dupri, rzucił wtedy, że skoro Usherowi świetnie pracowało się z Alicią Keys, to może ona byłaby dobrym wyborem. Spoiler: to nie był pierwszy ani ostatni genialny pomysł Jermaine'a. Utwór opowiada o parze, która rozstała się dawno temu, ale każde z nich nadal ciepło wspomina tę relację i drugą osobę. 

"Think of You"

Czas na mały powrót do absolutnych początków kariery. Jeśli zastanawiacie się, co świat tak bardzo pokochał w tym zdolnym chłopaku z Teksasu, to ten singel będzie najlepszą odpowiedzią. Pewnie w życiu byście nie obstawili, że śpiewa to 15-latek (bo w takim wieku Usher był podczas nagrań). Tym bardziej że piosenka opowiada o chłopaku, który nie może zapomnieć o dawnej dziewczynie, chociaż wie, że rozstanie było słuszne. Nawet współpracownicy muzyka mieli wątpliwości, czy nastolatek będzie wiarygodny w tego typu piosence, ale Usher po pierwsze sprawiał wrażenie doroślejszego, niż wskazywałaby na to jego metryka, a po drugie uparł się, że chce to zaśpiewać. I wygrał. 

Nad produkcją płyty młodego wokalisty czuwał Puff Daddy, pod którego skrzydła artysta trafił. Usher wspominał, że wyjazd do Nowego Jorku na swego rodzaju staż u rapera był dla niego najlepszą życiową lekcją, chociaż chwilami bardzo trudno było mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Na jedno muzyk na pewno nie mógł narzekać: Puff zapewnił mu najlepszych współpracowników. "Think of You" współtworzyła na przykład Faith Evans, która ma na koncie wiele piosenek - i jako ich autorka, i jako wokalistka. Evans śpiewała między innymi refren słynnego hitu Puffa "I’ll Be Missing You".

"U Got It Bad"

Cała płyta "8701" to ukłon w stronę legend pokroju Marvina Gaye'a i Steviego Wondera, więc nie zdziwcie się, jeśli usłyszycie echa mistrzów w tej piosence. Oczywiście w nowoczesnym wydaniu. W historii tego utworu znów pojawia się producent Jermaine Dupri. Pewnego razu muzyk pracował z Usherem, ale wokalista nie był w stanie niczego nagrać, bo rozpraszały go rozmowy z dziewczyną, którą przyprowadził do studia. Dupri nie był zadowolony, ale już kiedy po kłótni z chłopakiem kobieta wyszła, a Usher spędził kolejne minuty, rozmawiając z nią przez telefon, producent wyrzucił artystę ze studia. Zwyczajnie wiedział, że ten dzień jest stracony. Jermaine sam usiadł do pisania i błyskawicznie stworzył tekst piosenki. Kiedy Usher wrócił, ekipa miała już nad czym pracować. Utwór okazał się dla wokalisty trzecim numerem jeden na liście Billboardu, a przez kilka kolejnych tygodni walczył i zamieniał się miejscami w pierwszej trójce z "How You Remind Me" grupy Nickelback.

"U Remind Me"

Jeśli widzicie pewną prawidłowość w tytułach piosenek tego artysty, to nie jest to przypadek. "U jak Usher", bo warto mieć swój znak rozpoznawczy. Wokalista ma ich zresztą więcej, a jednym z nich są teksty o relacjach, przy których na Facebooku muzyk spokojnie mógłby zaznaczyć słynne "to skomplikowane". "U Remind Me" to piosenka o tym, że artysta nie może spotykać się z jakąś dziewczyną, bo ta przypomina mu jego eks. Utwór napisali wspólnie Eddie Clement i jego siostra Anita McCloud. Eddie zamierzał nagrać piosenkę razem ze swoim zespołem, ale jego menedżer wysłał ją do wytwórni płytowej. Kawałek trafił w ręce szefa firmy, który wiedział, że to będzie idealny letni przebój dla Ushera. Clement nie za bardzo chciał oddać piosenkę, ale obietnica zrobienia z niej singla z płyty młodego artysty i - nie oszukujmy się - niezła rekompensata finansowa zrobiły swoje. Eddie nie miał ostatecznie powodów do narzekań, tym bardziej nie miał ich Usher, który za wykonanie utworu dostał swoją pierwszą nagrodę Grammy.

"Love in This Club"

Polow da Don, jeden z autorów tego utworu, mówi, że inspiracją dla muzyki była jego wizyta w Las Vegas, zwłaszcza w klubach, w których, hmm, dzieją się różne rzeczy. Polow od razu pomyślał, że warto zgłosić się z piosenką do Ushera, bo wokaliście na pewno przyda się taki kawałek. Dlaczego? Muzyk był świeżo upieczonym małżonkiem, a nic tak nie odstrasza niektórych fanek jak obrączka na palcu idola. Nic też nie ratuje wtedy sytuacji tak dobrze jak piosenka o flircie w klubie. Taki był przynajmniej plan. Utwór ma też gościa specjalnego, który idealnie wpasował się w lekko hiphopowy klimat piosenki, chociaż wszystko wydarzyło się przypadkiem. Raper Young Jeezy był akurat w tym samym studiu co Usher i przez przypadek usłyszał kawałek. Raper wręcz prosił da Dona, żeby pozwolił mu dograć się do piosenki. Polow nie był przekonany, ale panowie umówili się, że nagrają coś na próbę. Ta "próba" została do dzisiaj.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Usher Raymond IV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy