Reklama

Kariera Whitney Houston w cieniu skandali. Gwiazda skończyłaby 60 lat

Wielka kariera, dziesiątki przebojów i piosenki, które zna cały świat - tego wielu innych artystów zazdrościło Whitney Houston. Czego nikt jej nie zazdrościł? Problemów z używkami, przemocy domowej i zagubienia - rzeczy, które zniszczyły nie tylko karierę, ale życie gwiazdy. Houston skończyłaby 60 lat. Czego mogliście nie wiedzieć o genialnej wokalistce?

Wielka kariera, dziesiątki przebojów i piosenki, które zna cały świat - tego wielu innych artystów zazdrościło Whitney Houston. Czego nikt jej nie zazdrościł? Problemów z używkami, przemocy domowej i zagubienia - rzeczy, które zniszczyły nie tylko karierę, ale życie gwiazdy. Houston skończyłaby 60 lat. Czego mogliście nie wiedzieć o genialnej wokalistce?
Whitney Houston skończyłaby 60 lat /Suzie Gibbons/Redferns /Getty Images

Trudno przynajmniej nie spróbować śpiewania, jeśli pochodzi się z tak muzykalnej rodziny jak Whitney. I nie mówimy tu o ludziach, którzy hobbystycznie chodzili na karaoke albo grali na gitarze w domowym zaciszu. Rodzina Houston rzeczywiście miała na koncie spore sukcesy. Matka wokalistki, Emily "Cissy" Drinkard, to świetna wokalistka gospel. Cissy zdobyła i nominacje, i same statuetki Grammy, solo oraz ze swoim zespołem The Sweet Inspirations. Drinkard często nagrywała chórki dla innych artystów i pracowała z takimi tuzami jak Elvis Presley, Jimi Hendrix czy Aretha Franklin. Królowa soulu była zresztą ciocią i w pewnym sensie mentorką małej Whitney. Houston miała również znane i zdolne najbliższe kuzynki: Dionne oraz Dee Dee Warwick, a jej dalszą kuzynką była śpiewaczka operowa Leontyne Price. Nic więc dziwnego, że Whitney też chciała śpiewać, tym bardziej że już jako dziecko była cały czas otoczona muzyką. Przyszła gwiazda swoje pierwsze kroki na scenie - jak wielu jej znanych kolegów po fachu - stawiała w kościele. Houston śpiewała w chórze gospel i już tam wyróżniała się talentem.

Reklama

Talent w genach

Nie samym chórem człowiek żyje. Cissy doskonale wiedziała, że córka ma świetny głos i starała się uczyć ją śpiewu, ale też pokazywała, jak działa branża muzyczna. Nastoletnia Whitney często występowała z matką, do tego na początku poszła w ślady Cissy i śpiewała chórki na płytach znanych artystów. Houston zatrudnili między innymi Jermaine Jackson i Chaka Khan. I tu pojawia się historia jak z filmu. Whitney śpiewała u Khan w przeboju "I’m Every Woman". Kilkanaście lat później Houston nagrała cover tego utworu, za który zresztą zgarnęła nominację do Grammy, a do teledysku zaprosiła autorkę oryginału. A jak w ogóle doszło do tego, że młoda artystka trafiła na wielkie sceny? Na początku lat 80. Whitney śpiewała ze swoją matką w jednym z nowojorskich klubów. Cissy była już oczywiście gwiazdą, ale legendarny producent Clive Davis, który akurat oglądał ten koncert, stwierdził, że córka wokalistki koniecznie musi wydać płytę. Davis podpisał więc błyskawicznie kontrakt z utalentowaną piosenkarką, a w kolejnych latach stał się jednym z jej bliskich przyjaciół, pomagając Houston w przedzieraniu się przez zawiły świat szołbiznesu.

Mogła zostać gwiazdą wybiegów

Gdyby w jej życiu nie wygrała muzyka, Whitney miałaby szansę dołączyć do grona światowych supermodelek. Artystka, kiedy jeszcze stawiała pierwsze kroki na scenie, zajmowała się też modelingiem. Houston została zauważona przez agentkę Frances Grill w Nowym Jorku. Przyszła gwiazda sceny wkrótce podpisała kontrakt z prestiżową agencją Wilhelmina Models. Whitney została jedną z pierwszych czarnoskórych modelek na okładce magazynu "Seventeen", jej zdjęcia pojawiały się też w takich tytułach jak "Glamour" czy "Cosmopolitan". Czym zachwycała Houston-modelka? Miała urok dziewczyny z sąsiedztwa i osobowość, którą było wręcz widać na zdjęciach. Jeden z fotografów wspominał, że wokalistka miała "uśmiech wart milion dolarów" i pewnie zostałaby wielką gwiazdą w świecie modelingu. Gwiazdą została, ale w nieco innej branży. Houston musiała ostatecznie zrezygnować z pozowania, żeby skupić się na śpiewaniu, ale chyba nie żałowała, patrząc na efekty tego "skupienia się".

Ile jest wart twój koncert?

Wiadomo, że najbardziej liczy się muzyka, ale jeśli artysta trafia do Księgi Rekordów Guinnessa, to chyba nie znajdzie lepszego potwierdzenia swojego sukcesu. Houston pobiła rekord, kiedy okazała się najczęściej nagradzaną artystką w historii muzyki. Gdybyśmy chcieli wymienić wszystkie wyróżnienia dla Whitney, mogłoby to zająć sporo czasu, bo było ich kilkaset. Ale to nie wszystko. Houston pobiła nawet The Beatles, kiedy umieściła na pierwszym miejscu listy Billboardu siedem piosenek z rzędu. Wszystkich numerów jeden miała 11, co już w ogóle jest imponującą liczbą. Oczywiście świetne wyniki sprzedaży płyt i singli przekładały się na milionowe zarobki artystki, ale czasem nawet miliony to za mało. W sierpniu 1996 roku Whitney zaśpiewała na weselu księżniczki Rashidah, córki sułtana Brunei. Takie prywatne występy są popularne wśród gwiazd również dzisiaj, ale rzadko mówi się o nich publicznie. Gwiazda zaprezentowała w Brunei podobny zestaw piosenek jak na "Bodyguard World Tour", a na scenie towarzyszyło jej pięć tancerek, które miały dodatkowo robić show. Za organizację wesela i rozliczenia był odpowiedzialny brat sułtana, który wręczył piosenkarce czek in blanco. Houston miała sama wpisać tam kwotę, którą uważała za słuszną. Dokładna suma jest oczywiście tajemnicą biznesową, ale nieoficjalnie mówiło się, że artystka dostała za ten koncert ponad siedem milionów dolarów.

Jej piosenka prawie doprowadziła Dolly Parton do wypadku

"I Will Always Love You" z filmu "Bodyguard" to do dzisiaj jeden z największych filmowych przebojów w historii i jeden z najchętniej kupowanych singli na świecie. To przy okazji jeden z najpopularniejszych coverów. Niektórzy fani piosenki przecierali oczy ze zdumienia, kiedy, po latach, dowiadywali się, że utwór śpiewała oryginalnie Dolly Parton. Królowa country napisała "I Will Always Love You" jako prezent dla swojego kolegi i mentora Portera Wagonera, kiedy postawiła na solową karierę. W 1974 roku piosenka zdobyła sporą popularność, ale na pewno nie taką jak wersja Whitney. Na pomysł nagrania właśnie tego utworu wpadł Kevin Costner, który nie tylko występował, ale też pomagał w produkcji filmu. Aktor podsunął piosenkę swojej koleżance, a później sam zadzwonił do Dolly Parton z prośbą o zgodę na użycie przeboju. Autorka utworu zgodziła się, mimo że nie słyszała ani fragmentu nowej wersji. Dolly wspominała w "The Kelly Clarkson Show", że po raz pierwszy trafiła na wersję Whitney w radiu, gdy akurat jechała samochodem. "Kiedy po raz pierwszy usłyszałam to 'If I...', oszalałam. Musiałam zjechać na pobocze, bo naprawdę myślałam, że roztrzaskam auto. To było oszałamiające i świetne uczucie". Początek piosenki, który tak zachwycił Dolly, Houston zaśpiewała a capella. Może się zdziwicie, ale to też był pomysł Costnera.

Ten duet mógł zatrząść muzycznym rynkiem

Przypadkowe nagranie piosenki Dolly Parton nie było jedynym dowodem na to, że Houston miała w swojej karierze sporo szczęścia. Artystka miała też farta, kiedy w jej ręce trafił utwór "How Will I Know". Piosenka trafiła na debiutancką płytę wokalistki i stała się wielkim przebojem, ale niewiele brakowało, żeby nagrał ją ktoś inny. Autorzy utworu napisali go z myślą o Janet Jackson, jednak ta odrzuciła ofertę i w ten sposób piosenka trafiła do Houston. Ta sytuacja to przy okazji kolejny związek Whitney z rodziną Jacksonów. Piosenkarka śpiewała też przecież w chórkach u Jermaine’a, który został później producentem jej płyty. Z kolei niewiele brakowało, żeby nagrała duet z Michaelem Jacksonem. Król popu szukał drugiego wokalu do piosenki "I Just Can’t Stop Loving You" i od razu pomyślał o zdolnej debiutantce. Nie udało mu się jednak zrealizować planu. Wytwórnia płytowa artystki stwierdziła, że o Whitney jest już wystarczająco głośno. Duet z Jacksonem, który na pewno narobiłby zamieszania, sprawiłby, że ich gwiazda wyskakiwałaby z lodówki, a tego nikt nie chciał. Firma więc odmówiła, a Michael musiał pogodzić się z porażką. Muzyk nie miał jednak żalu do samej Huston, muzycy po latach bardzo się zaprzyjaźnili.

"Kto ci w ogóle powiedział, że umiesz śpiewać?"

Prawie, jak wiadomo, robi różnicę, ale Whitney prawie została gwiazdą seriali. Artystka walczyła o rolę Sondry Huxtable w hicie "The Bill Cosby Show". Wokalistka wygrała casting i... odrzuciła ofertę. Nie dlatego, że była słaba. Houston była wtedy jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty i zorientowała się, że jeśli serial okaże się sukcesem, to ona długo nie będzie mogła ruszyć w ewentualną trasę koncertową, co zrujnowałoby jej szansę na karierę na scenie. Reżyser nie był zachwycony i rzucił do artystki: "Kto ci w ogóle powiedział, że umiesz śpiewać?", na co niewzruszona Whitney odpowiedziała: "Mama, ciocia". Ostatecznie Sondrę zagrała Sabrina Le Beauf, która świetnie sobie poradziła. Wokalistka i tak trafiła do świata kina, ale nieco później. Houston zagrała w kilku telewizyjnych produkcjach i filmach, takich jak "Pamiętnik księżniczki" i "Żona pastora". Jej najważniejszym występem na ekranie jest jednak oczywiście rola piosenkarki Rachell Marron w filmie "Bodyguard". Tutaj pojawia się wspominany już Kevin Costner, który od początku wiedział, że Whitney była wprost stworzona do tej roli. Nie wszyscy się z tym zgadzali. Kiedy produkcja była przygotowywana, artystka nie miała akurat najlepszego momentu w karierze, do tego niektórym przeszkadzał fakt, że wokalistka była czarnoskóra i uważali, że to wpłynie na wyniki oglądalności. Jeśli w jakikolwiek sposób wpłynęło, to tylko tak, że zrobiło z filmu wielki kinowy przebój, a Whitney Houston udowodniła światu, że jest wielką gwiazdą. Nie po raz pierwszy zresztą, ani nawet ostatni.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama