Reklama

Intrygi, zdrady i skandale. Życie Diany Ross to gotowy scenariusz na film

"Nic nie jest w stanie jej zatrzymać" - mówili koledzy po fachu. Czasami krył się za tym upór, który pozwalał jej działać mimo przeciwności losu, a czasami było to bezwzględne parcie do przodu albo wręcz brutalna walka o swoje. Tak czy owak, metody okazały się skuteczne, bo Diana Ross została "królową wytwórni Motown" oraz wielką gwiazdą. Piosenkarka i aktorka skończyła właśnie 80 lat. Jej życie to nie tylko pasmo sukcesów, ale też intrygi i skandale.

"Nic nie jest w stanie jej zatrzymać" - mówili koledzy po fachu. Czasami krył się za tym upór, który pozwalał jej działać mimo przeciwności losu, a czasami było to bezwzględne parcie do przodu albo wręcz brutalna walka o swoje. Tak czy owak, metody okazały się skuteczne, bo Diana Ross została "królową wytwórni Motown" oraz wielką gwiazdą. Piosenkarka i aktorka skończyła właśnie 80 lat. Jej życie to nie tylko pasmo sukcesów, ale też intrygi i skandale.
Diana Ross dużo przeszła w drodze na szczyt /Joseph Okpako/WireImage /Getty Images

Dla jej rodziny nie ma kogoś takiego jak Diana. Jest Diane. Kiedy matka artystki rejestrowała ją po urodzeniu, urzędnik pomylił się w formularzu i wpisał złe imię. Bliscy wokalistki konsekwentnie nazywają ja Diane, nawet ona sama na początku się tak przedstawiała. Ironia losu: kiedy gwiazda rejestrowała własne dziecko, urzędnicy popełnili podobny błąd. Niezależnie od imienia, Ross zrobiła wielką karierę na scenie, chociaż nie zawsze było łatwo. Już początki w muzycznym biznesie okazały się dla Diany torem przeszkód.

Diana Ross: fryzjerka po godzinach

Życiorys Ross wygląda trochę jak połączenie "amerykańskiego snu" i "Mody na sukces". Mamy tu bogactwo, talent, dramaty, romanse, zdrady i brutalną konkurencję, a wszystko zaczęło się w 1944 roku w Detroit. Diana była drugim dzieckiem wśród sześciorga rodzeństwa. Co ciekawe, z okolicy, w której mieszkała piosenkarka, wywodzi się kilka muzycznych talentów, oprócz niej oczywiście. Sąsiadem Ross był na przykład wokalista, autor piosenek i producent, Smokey Robinson. To właśnie on załatwił Dianie przesłuchanie w słynnej wytwórni Motown, kiedy nastolatka postanowiła zająć się muzyką, co na początku wcale nie było takie oczywiste. 

Reklama

Ross miała inne plany, marzyła o byciu projektantką mody. Przyszła gwiazda zapisała się nawet na dodatkowe zajęcia, żeby jak najlepiej przygotować się do zawodu, więc po godzinach uczyła się szycia i wzornictwa. Pracowita nastolatka interesowała się też modelingiem, kosmetologią i fryzjerstwem. To ostatnie pozwoliło jej trochę dorobić, bo Diana w wolnych chwilach strzygła sąsiadów. Artystka od najmłodszych lat musiała umieć sobie radzić. Kiedy miała siedem lat, jej matka zachorowała na gruźlicę. Dzieci trafiły wtedy do dziadków. Co prawda kobieta w końcu wyzdrowiała, ale ten czas mocno wstrząsnął całą rodziną. Do tego Rossowie musieli później przeprowadzić się do Brewster-Douglass Housing Projects, czegoś w rodzaju osiedla dla niezbyt majętnej klasy pracującej, bo w domu zdecydowanie się nie przelewało.

"Wróćcie, kiedy skończycie szkołę"

Smokey Robinson nie był jedynym utalentowanym sąsiadem Diany. W okolicy mieszkały też Florence Ballard i Mary Wilson, które założyły zespół The Primettes. Miał to być żeński odpowiednik grupy The Primes. Dziewczyny szukały jeszcze kogoś do zespołu i tu wkroczyła - cała na biało - Ross. Nastolatka wniosła do grupy nie tylko swój talent wokalny. Diana na początku projektowała oraz szyła kostiumy dla ekipy, do tego zajmowała się makijażem oraz fryzurami koleżanek. Smokey załatwił artystkom przesłuchanie w słynnej wytwórni Motown, oczywiście nie za darmo. Muzyk w zamian "przejął" od grupy gitarzystę, którego odkryła Diana. 

W każdym razie wokalistki poszły na spotkanie z wielkimi oczekiwaniami, a wyszły z ogromnym zawodem. Szef firmy, Berry Gordy, powiedział, że są utalentowane, jednak za młode na karierę i mają wrócić, kiedy skończą szkołę. Ekipa się załamała, ale nie Ross. Przyszła gwiazda niemal codziennie przychodziła do firmy i kiedy tylko był potrzebny ktoś do zaśpiewania chórków - albo nawet klaskania w piosenkach - ona była na miejscu. Upór się opłacił, bo w końcu menedżer zdecydował się pracować z zespołem. Postawił jednak warunek: grupa musi zmienić nazwę. Dziewczyny wybrały z listy "The Supremes" i tak zaczęła się historia jednego z najpopularniejszych zespołów w historii amerykańskiej muzyki. 

Początki nie były jednak łatwe. Pierwsze single formacji okazały się porażką. Na korytarzach Motown grupa miała nawet nieoficjalną nazwę "The No-Hit Supremes". Losy zespołu odmieniły się, kiedy jego główną wokalistką została Diana. Zmiana wywołała jednak spore kontrowersje, bo historia, która się za nią kryje to już opowieść z kategorii "telenowela".

Szef Motown, Berry Gordy, widział w Dianie największy talent w zespole. Kłopot w tym, że artystka zakochała się w swoim przełożonym. Gordy starał się utrzymywać profesjonalne relacje z piosenkarką, poza tym miał w tym czasie żonę, chociaż nie było wielką tajemnicą, że nie jest najwierniejszym mężem w okolicy. Wiadomo jednak, że Ross nigdy nie należała do osób, które łatwo się poddają. Artystka przeczekała więc rozpad małżeństwa Gordy'ego, kilka jego romansów, aż w końcu ta dwójka została parą. Starszy o 15 lat mężczyzna z dużą władzą i młoda dziewczyna - to schemat znany od lat i bardzo często takie układy niezbyt dobrze się kończą. 

W tym przypadku związek negatywnie wpłynął na grupę The Supremes. Koleżanki Diany czuły, że jest ona faworyzowana, więc relacje w zespole trochę się ochłodziły. Sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła, kiedy grupa była u szczytu sławy, a Gordy postanowił zmienić nazwę formacji na Diana Ross & The Supremes. O ile Mary Wilson starała się robić swoje i nie angażować się w konflikty, o tyle Florence Ballard, która już wcześniej straciła rolę głównej wokalistki na rzecz Ross, bardzo źle to zniosła. Artystka zachorowała na depresję, do tego zaczęła topić smutki w alkoholu, przez co zdarzało jej się nie pojawiać na koncertach albo słabo śpiewać. Gordy postanowił więc wyrzucić ją z grupy. Tego Florence nie zamierzała już odpuszczać. 

Piosenkarka pozwała wytwórnię Motown i zażądała prawie dziewięciu milionów dolarów odszkodowania. Przegrany proces ją załamał i wkrótce Florence straciła swój majątek, a ostatecznie zmarła w wieku zaledwie 32 lat. Diana tymczasem żyła pod presją ogromnych oczekiwań, co sprawiło, że zachorowała na anoreksję. Nawet upadek gwiazdy na scenie i pobyt w szpitalu nie powstrzymały Berry'ego przed planowaniem jej dalszej kariery. Diana Ross w końcu została solową artystką, zresztą z wielkimi sukcesami na koncie, ale trochę kosztem grupy The Supremes, która zeszła w wytwórni na drugi plan, co nigdy nie zostało wokalistce zapomniane.

Nie mogli jej tego wybaczyć

Związek Gordy'ego i Ross rozpadł się po kilku latach, kiedy piosenkarka chciała, żeby to było coś więcej niż romans, a szef nie zamierzał się deklarować. Berry miał nawet stwierdzić: "Nie mogę się ożenić z tą kobietą. Jest tak samo samolubna jak ja". Dianie ten związek pomógł rozwinąć karierę, bo nikt nie miał wątpliwości, że Gordy ją promuje, ale przy okazji przysporzył jej wrogów. Rodzina Ballard nie wybaczyła jej tego, co zrobiła Florence. Również fani The Supremes winili Ross za zniszczenie zespołu. Kiedy Diana, w wielkiej limuzynie i w towarzystwie ochroniarzy, pojawiła się na pogrzebie Ballard, została wybuczana. 

Niezbyt miłe okazało się też późniejsze spotkanie z dawnymi koleżankami z grupy. Na początku lat 80. wytwórnia Motown nagrywała specjalny program telewizyjny ze swoimi gwiazdami, nawet tymi dawnymi, więc nie mogło tam zabraknąć The Supremes. Występ nie poszedł jednak ekipie najlepiej. Mary Wilson, która kiedyś próbowała być neutralna w konflikcie między koleżankami, zaskoczyła Dianę swoją zemstą. Mary nie tylko wyprzedzała choreografię Ross i "kradła" jej ruchy na scenie, ale też śpiewała jej partie, zanim Diana zdążyła otworzyć usta. Po drodze były jeszcze równoczesne przemówienia i małe złośliwości. Podsumowując: montażyści mieli sporo roboty. Efekt był taki, że Ross nie chciała pojawić się później u boku dawnej koleżanki podczas ceremonii wprowadzenia The Supremes do Rock and Roll Hall of Fame, a Wilson, mimo obiecanych sporych kwot, odmówiła udziału w reaktywacji grupy oraz specjalnej trasie koncertowej. Tournée z samą Dianą i "zastępczymi" wokalistkami okazało się porażką. 

Sercowe wybory Ross jeszcze kilka razy okazały się dla niej fatalne w skutkach i na różne sposoby jej zaszkodziły. Małżeństwo z menedżerem artystów Robertem Ellisem Silbersteinem, który zresztą zaopiekował się dzieckiem wokalistki i Gordy'ego, rozpadło się po kilku latach. Związkowi na pewno nie pomogło to, że Robert dopiero po czasie dowiedział się, kto jest prawdziwym ojcem córki. Wkrótce partnerem Diany został Gene Simmons z grupy Kiss. Kłopot w tym, że muzyk dosłownie chwilę wcześniej był chłopakiem Cher, czyli jej najlepszej przyjaciółki. Kiedy Cher zasugerowała Gene'owi, żeby poprosił Ross o pomoc w wyborze świątecznych prezentów, nie miała pojęcia, że to początek końca ich relacji. Simmons zostawił dziewczynę dla Diany, a Cher, jak nietrudno się domyślić, była wściekła. Ten związek też nie przetrwał próby czasu. 

Mężem Ross został później biznesmen Arne Næss Jr., jednak i ta historia miała fatalne zakończenie. Mężczyzna zdradził wokalistkę, jego kochanka była w ciąży, a sama żona dowiedziała się o rozstaniu z wywiadu. Diana załamała się, coraz częściej sięgała po alkohol, aż trafiła na odwyk. Artystka wypisała się z niego przed czasem, żeby ruszyć w zaplanowaną trasę i szybko okazało się, że to był błąd. Konsekwencją był kolejny odwyk, również niezbyt udany, bo pod koniec 2002 roku policja zatrzymała pijaną piosenkarkę za kółkiem. Publiczny wstyd i 48-godzinna odsiadka sprawiły, że Ross postanowiła wziąć się w garść, chociaż nie było to łatwe. Næss, który zdradził gwiazdę, ale którego nazywała ona po latach miłością swojego życia, zginął w górach w RPA w 2004 roku. Ross jednak, nawet po rozstaniu, utrzymywała kontakt z jego dziećmi, czyli swoimi dawnymi pasierbami. 

Zastąpiła ją Whitney Houston

Diana, poza śpiewaniem, zajmowała się też w życiu aktorstwem. Gwiazda zagrała między innymi w filmie "Lady śpiewa bluesa", za który zdobyła nawet nominację do Oskara. Nieco mniejszym sukcesem okazał się występ w "Mahogany". Kiedy miejsce zwolnionego reżysera zajął Berry Gordy, byli partnerzy nie mogli się dogadać w pracy. Doszło do tego, że Diana opuściła plan zdjęciowy, a produkcja musiała się głowić, jak sfilmować sekretarkę, która zastępowała gwiazdę, żeby nikt się nie zorientował. Film zebrał zresztą słabe recenzje, co zirytowało i Ross, i Gordy'ego. 

Jedną z głośniejszych ról Diany okazał się późniejszy występ w "Czarnoksiężniku z krainy Oz". Najciekawsza w karierze wokalistki jest jednak produkcja, w której piosenkarka... nie zagrała. W połowie lat 70. Lawrence Kasdan napisał scenariusz filmu "The Bodyguard". To opowieść o wielkiej gwieździe, która zakochuje się w swoim ochroniarzu. Brzmi znajomo? Partnerem Diany na planie miał być Steve McQueen. Produkcja nie doczekała się jednak realizacji, przynajmniej wtedy. Ostatecznie "The Bodyguard" powstał na początku lat 90., a zagrali w nim Whitney Houston i Kevin Costner.

Być może życie artystki nie zawsze było idealne i jest kilka rzeczy, których Diana pewnie do dziś żałuje, ale trudno odmówić piosenkarce talentu, zaangażowania, uporu, a przede wszystkim sukcesów. Ross ma na koncie nie tylko Złoty Glob i honorowego Cezara, ale też oczywiście wiele nagród przemysłu muzycznego. Co ciekawe, artystka była kilkanaście razy nominowana do Grammy, jednak statuetkę zdobyła dopiero w 2012 roku, za całokształt twórczości. Wokalistka wydała prawie 30 solowych studyjnych płyt, ścieżki dźwiękowe, albumy koncertowe, do tego ponad 30 zestawów największych przebojów i kompilacji. Gwiazda sprzedała na całym świecie ponad 100 milionów albumów. Nieźle jak na dziewczynę, której ktoś kiedyś powiedział, że "jest za młoda i ma wrócić, kiedy skończy szkołę", prawda?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Diana Ross | The Supremes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy