Reklama

Paramore w Warszawie: Więcej i więcej

Na początek "Ignorance", na koniec "Misery Business". A w międzyczasie solidna dawka głośnego pop-punku i szalejąca na scenie marchewkowowłosa Hayley Williams. 4 lipca amerykańska grupa Paramore wystąpiła w Warszawie.

Zespół wprowadził na scenę aż trzech muzyków obsługujących gitary elektryczne, więc już od pierwszych dźwięków było jasne, że mimo młodzieży na widowni, nie będzie to granie typu "bułkę przez bibułkę". Utwory brzmiały naprawdę mocno, a jeśli dodamy do tego ogłuszający krzyk wyposzczonych rodzimych fanów Paramore, to otrzymamy stężenie decybeli niemalże jak na koncercie Slayera. Choć szczerze przyznam, po koncercie Slayera szum w uszach był jakby mniejszy.

Sympatycy Paramore w poniedziałkowy wieczór zdecydowanie stanęli na wysokości zadania. Znali wszystkie teksty, nie dało się ich zagiąć. To zresztą uratowało Hayley trzy razy tyłek, bo, jak się sama przyznała, trzy razy zapomniała w Warszawie tekstu.

Reklama

Co jeszcze bardziej imponujące, w amfiteatrze w Parku Sowińskiego nikt nie siedział! Wszyscy poderwali się z miejsc na widok wchodzących na scenę członków formacji i tak im już zostało do końca.

Warszawski występ był pierwszym polskim show w karierze Paramore. - Gdybyśmy wiedzieli, że jesteście takimi wariatami, nie czekalibyśmy tak długo. Tym razem na pewno przyjedziemy szybciej niż za sześć lat - zapewniła Hayley Williams.

Wysoka forma fanów Paramore tym jest przyjemniejsza, że - jak donoszą nasze dobrze poinformowane źródła - kilka dni wcześniej czeska widownia zachowywała się niemrawo.

Widząc co się dzieje na publiczności, Hayley doprowadziła swoją żywiołowość do takiego stanu, że chyba musiałaby eksplodować, żeby dać z siebie jeszcze więcej. Biegała od jednego końca sceny do drugiego, skakała, rzucała butelkami z wodą (wcześniej się nią polewając), kładła się na swoim podeście (niewysoka z niej dziewczyna).

- More, more Paramore - krzyczeli fani w czasie każdej przerwy dłuższej niż wdech i wydech.

Zespół wystąpił w Polsce w nowym składzie. W grupie nie ma już braci Farro, obecnie Paramore tworzą Hayley Williams, Jeremy Davis i Taylor York. Towarzyszy im trzech zaproszonych muzyków, w tym starszy brat Taylora. Niestety, bardzo widoczna była nieobecność przede wszystkim Zaka Farro za bębnami. Aktualny perkusista jest od niego o klasę słabszy. Tamten był zwierzęciem, które instrument niemalże rozszarpywało, nowy gra po prostu poprawnie. Tej agresji jednak mi brakowało, szczególnie przy tak mocnym brzmieniu gitar.

Na koniec warszawskiego koncertu Hayley zaprosiła na scenę jedną z fanek, by ta razem z nią wykonała "Misery Business". Dziewczyna wczuła się w swoją rolę tak bardzo, że podbiegała z mikrofonem do muzyków, pokrzykiwała do widzów i wskakiwała na podest. Wyglądało to na ustawioną historię, ale i tak ten happening oglądało się z przyjemnością.

Chwilę po ostatnich dźwiękach wystrzeliło w górę pomarańczowo-czerwone konfetti. Pisk miażdżył bębenki.

Dla niżej podpisanego ciekawym doświadczeniem było przeniesienie się z Open'era na Paramore. Z Jamesa Blake'a na Hayley Williams. Z fanów alternatywy na fanów "plakatowo-t-shirtowych". Ale jeśli Ozzy Osbourne występuje w jednej reklamie z Justinem Bieberem, to trudno samemu nie szukać pomostów, na przykład między tym, co ambitne a tym, co popularne.

Michał Michalak, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hayley Williams | Paramore | koncert | Warszawa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy