Reklama

Nigdy nie chciał być jak Bono

Już od 30 lat Justin Sullivan ze swoją Armią Nowego Autoramentu wyśpiewuje anty-establishmentowe i anty-systemowe hymny, nie popadając przy tym w autoparodię, co stało się udziałem wielu zespołów powstałych na zgliszczach punkowej rewolucji. Skąd ta niepokorna postawa? - Nigdy nie zależało mi na popularności i sławie. Kiedy New Model Army było sławne, to był najgorszy okres w moim życiu - artysta wspominał początek lat 90. przed środowym (24 lutego) koncertem w krakowskim klubie Loch Ness.

Niezachwianie niezależna i obojętna na mainstream formacja w 2010 roku obchodzi kolejny jubileusz. Swój pierwszy koncert New Model Army dali w 1980 roku w Bradford.

- Niewiele pamiętam z tego występu. Graliśmy wtedy jako trio. Wiem, że nie mieliśmy żadnych ambicji, by stać się kultowym zespołem, znanym prawie na całym świecie. Graliśmy, bo nas to interesowało i dawało nam radość. Wciąż zresztą tak jest - mówił niżej podpisanemu Sullivan, założyciel i lider New Model Army.

Trudno się nie zgodzić z deklaracją artysty, bo upływ czasu chyba nie dotyczy jego osoby. Pomimo 54 lat na karku, Sullivan wciąż ma młodzieńczy, zawadiacki błysk w oku. A to, że granie wciąż sprawia mu radość, było - któryż to raz z kolei? - widać i słychać podczas krakowskiego koncertu. New Model Army sięgnęli po klasyki (m.in. "No Rest For The Wicked", "White Coates", "Vagabonds" czy "Impurity"), ale jak klasyki zabrzmiały też nowsze kompozycje ("High", "Everything Is Beautiful" czy zwłaszcza "Today Is A Good Day"). Wszystkie te utwory mogłyby spokojnie stać się mainstreamowymi rockowymi hymnami. Tak się jednak nie stało. Sullivan ma na to odpowiedź:

Reklama

- To ciekawy temat, zawsze było sporo pytań dotyczących tego, dlaczego nie staliśmy się ogólnoświatową gwiazdą na wysokości albumów "Impurity" i "The Love Of Hopeless Causes". Każdy ma swoją opinię na ten temat. Powodów było sporo. Częściowo nie trafiliśmy w odpowiedni okres, bo wtedy w Anglii wybuchła moda na rave - mówił Justin.

- Teraz, kiedy patrzę na tamte czasy, wydaje mi się, ze zapieprzyliśmy sporo spraw. Częściowo świadomie. Obserwując te wielkie zespoły, dociera do mnie, jakie to musi być nudne. Każdy krzyczy "Yeah!" i wszyscy klaszczą dokładnie w tych samych momentach na koncertach. Nigdy tego nie pragnąłem. Nigdy nie chciałem być jak Bono, chociaż uważam, że on jest fantastyczny. Uwielbiam koncerty w małych klubach. Zresztą wszystkie moje ulubione koncerty, na których byłem jako widz, miały miejsce właśnie w małych klubach. Muzyka w takich miejscach o wiele mocniej do ciebie dociera - przekonywał do swoich racji podczas wywiadu, a wieczorem już na scenie wypełnionego do granic możliwości klubu Loch Ness.

Krakowski koncert był ostatnim w ramach polskiej części trasy promującej ostatni album grupy "Today Is A Good Day". New Model Army nie zamierzają jednak zaprzestać występów w 2010 roku. Po zakończeniu obecnego tournee, grupa szykuje wyjątkowe jubileuszowe koncerty, na których zaprezentuje dawno nie słyszane na żywo piosenki. W planach jest również film dokumentalny, w którym fani opowiadają o swoich doświadczeniach z muzyką zespołu.

- Mam prośbę do polskich fanów. Jeżeli chcecie znaleźć się w filmie o New Model Army, wyślijcie do nas DVD z nagraniem i opowiedzcie dlaczego lubicie naszą muzykę, co ona dla was znaczy. Szukamy właśnie takich fańskich materiałów - zaapelował Justin Sullivan. Więcej informacji na ten temat możecie znaleźć na oficjalnej stronie grupy.

Artur Wróblewski, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: New Model Army | NEW | Alex Minsky | koncerty | Bono
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy