Reklama

"Taka już jestem"

Każda kolejna płyta Kasi Kowalskiej przyjmowana jest przez fanów z dużym zainteresowaniem. Za każdym razem bowiem ta jedna z najbardziej popularnych w Polsce wokalistek zaskakuje nas czymś nowym. Nie inaczej jest w przypadku albumu "5", który trafił na rynek po dwuletniej przerwie. Co działo się z wokalistką w tym czasie, a także o tragedii na "Kursku", Dżemie, nagrodach MTV, piractwie i internecie, z Kasią Kowalską rozmawiał Konrad Sikora.

Od ukazania się Twojej ostatniej płyty minęło ponad dwa lat. Co działo się z tobą w tym czasie i co się w tobie zmieniło jeśli chodzi o muzykę?

Żyłam, po prostu żyłam. Mam dziecko, więc musiałam mu poświęcić trochę czasu, poza tym grałam koncerty i pracowałam nad nową płytą. Jeśli chodzi o muzykę, to jest tak, że innej słuchałam kiedy miałam jedenaście lat, innej gdy miałam dziewiętnaście, a jeszcze innej słucham teraz. Lubię zmiany i lubię szukać. Nagrywanie różnej muzyki jest szansą trafienia do większej ilości ludzi, a o to przecież chodzi. Tak jest właśnie w przypadku tego albumu. Materiał na niego zbierałam ponad rok i starałam się, aby był on bardzo przemyślany i pasował do tego, co teraz dzieje się w muzyce.

Reklama

Kto pomagał ci przy nagrywaniu tej płyty?

W przeciwieństwie do poprzedniej, tym razem zrezygnowałam z jednoczesnego pełnienia funkcji producenta. Powierzyłam tę rolę Adamowi Abramkowi, który także w kilku utworach zagrał na klawiszach. Oprócz tego zagrali Maciek Gładysz i Wojtek Pilichowski oraz Alek Woźniak. Poza tym swój udział ma w niej także Michał Grymuza, a przy zgrywaniu całości palce maczali Leszek Kamiński i Piotr Siedlaczek.

Poza jednym utworem napisałaś wszystkie teksty na ten album. Bije z nich jakaś nostalgia i niepokój. Czy to jest twój obecny stan ducha?

Jestem osobą bardzo emocjonalną i wrażliwą, dlatego w ten a nie inny sposób piszę. Poza tym jestem kobietą, co oznacza, że patrzę na świat inaczej niż mężczyźni. Odczuwam przez to także więcej niepokoju i w ten sposób piszę, taka już jestem.

Jedną z piosenek, „Czekam, boję się”, zadedykowałaś rodzinom marynarzy z okrętu „Kursk”. Dlaczego?

Dlatego, że chciałam to zrobić. Ten utwór powstawał w okresie, gdy rozegrała się ta tragedia. Może jestem kiepskim komentatorem tego, co dzieje się na świecie i w polityce, ale ta historia bardzo mną wstrząsnęła. Postanowiłam rodzinom tych marynarzy zadedykować właśnie ten utwór. Przez to, że jest on tak zakręcony muzycznie, a nawet muzycznie chory – tak go nazywam – stwierdziłam, że najlepiej się do tego nadaje. Bardzo przeżywałam tę historię, z resztą nie tylko ja, ale wszyscy ludzie, którzy ze mną pracowali przy tej płycie. Ta piosenka jest hołdem dla nich.

Tekst tej piosenki zwrócił moją uwagę z jeszcze jednego powodu. Przypomina nieco „Modlitwę” Dżemu, którą też dość długo miałaś w swoim repertuarze.

Nie ukrywam, że jestem osobą gdzieś tam w głębi wierzącą. Wierzę, że gdzieś tam jest Bóg, do którego zwracam się, do postaci, która będzie karać tych, którzy robią źle i wynagrodzi tych, którzy czynią dobro. Tutaj jednak bardziej chodziło mi o to, że tragedia marynarzy jest często tłumaczona brakiem zdecydowania ludzi z rządu i kierownictwa armii rosyjskiej. Kto wie, może gdyby Rosjanie nie byli takimi ludźmi, jakimi są, to udałoby się to wszystko rozwiązać pomyślnie. Masz rację, jest to pewnego rodzaju modlitwa. Ten fragment jest w piosence nagrany tak, jak gdyby to był kościół – jest to modlitwa niewinnych dusz.

A czy na koncertach masz jeszcze zamiar śpiewać „Modlitwę”?

Nie wiem. To nie jest moja piosenka i dlatego nie zawsze jest okazja, aby ją śpiewać. Mogę ją wykonać w jakimś klubie, gdzie ludzie przychodzą wysłuchać konkretnie mnie, a nie jest to jakaś loża szyderców i przypadkowy spęd ludzi..

Skoro jesteśmy przy Dżemie. Jak wspominasz swój udział w koncercie „List Do R.”, poświęcony pamięci Ryśka Riedla?

To było jedno z najbardziej niesamowitych przeżyć w moim życiu. Brałam udział w obydwóch koncertach w Katowicach i w Krakowie, jednak ten drugi nie był już tak dobry. Pamiętam jak w „Spodku” siedziałam z tyłu, za sceną i gdy Jacek Dewódzki wyszedł i zaczął śpiewać „List do M.”, to zaczęłam płakać. To była tak przejmująca atmosfera, że nie zapomnę tego koncertu do końca życia.

Kazik otrzymał nagrodę MTV jako pierwszy w historii polski artysta. Czy myślisz, że przyznawanie tych nagród ma jakieś znaczenie dla naszych rodzimych artystów?

Ja już wielokrotnie wyrażałam swą opinię na temat tych nagród. Myślę, że ludzi bardziej interesuje kto odbierze daną nagrodę, w co będzie ubrany i jak będzie wyglądał. Sama chętnie oglądam to właśnie dlatego, bo chciałam zobaczyć, jak wygląda Madonna i co zrobią Robbie Williams i Kylie Minogue. Cieszę się, że Kazik dostał tę nagrodę, zasługiwał na nią.

Skoro nagrody MTV to tylko telewizyjny show, to co sądzisz o Fryderykach?

To gorsza wersja tego samego. Zagranicą mają większe tradycje i doświadczenie jeśli chodzi o tego typu rzeczy. Tam już wszystko jest bardziej dopracowane. Mam nadzieję, że Fryderyki staną się bardziej prestiżowe. Ludzie w Polsce, taj jak i zagranicą, potrzebują takich nagród.

Jaką wartość ma ta nagroda dla ciebie, jako artystki?

Jeśli jest to nagroda publiczności, tak jak to było dwa lata temu, to jest to dla mnie bardzo duże wyróżnienie. Płyty nagrywa się przecież dla ludzi, a nie dla branży. Branża nie kupuje moich płyt, tylko ludzie i ich zdanie najbardziej się liczy. Zresztą nasz rynek jest jaki jest.

To znaczy?

Panuje na nim ogromny zastój. Wina leży tutaj w dużej mierze po stronie mediów, które ignorują polską muzykę. A ludzie przyzwyczajają się do tego, co słyszą. Jeśli ktoś słyszy tysiąc razy dziennie Britney Spears, to pójdzie i kupi jej płytę, bo mu się to w końcu spodoba. Cieszę się, że powstały polskie wersje MTV i VIVY. Wreszcie jest sens w tym kraju robić teledyski. Przynajmniej jest je gdzie puścić. Kiedy wydałam poprzednią płytę, zrobiłam dwa klipy. Nie wiem, gdzie je puszczano, może były na antenie z pięć razy. Tak jak i na świecie, wreszcie także u nas nadeszły czasy, że wydaje się singla i trzeba go poprzeć teledyskiem.

Mówiąc o singlach, czy myślisz, że u nas jest szansa, aby zaczęły one grać tak dużą rolę na rynku, jak to jest zagranicą?

Generalnie Polska jest dużo słabszym rynkiem. Nie opłaca się u nas wydawać singli na sprzedaż. Nie wiem, czy jest szansa, aby to się zmieniło. Na razie singel jest tak naprawdę tylko dla radiostacji i chyba tak pozostanie.

Co sądzisz o nowym medium, jakim jest Internet?

Od czasu kiedy mam komputer, bardzo się cieszę, że Internet istnieje. Tę radość burzą mi tylko rachunki telefoniczne. Dzięki niemu mogę mieć stały dostęp do informacji, które potrzebuję, a których wcześniej nie mogłam mieć. Jeśli chodzi o mp3, to jestem zwolenniczką tradycyjnych nośników muzyki. Mp3, jak dla mnie, ma zbyt słabą jakość.

Czy ściąganie plików mp3 jest dla ciebie piractwem?

Nie wiem, nie mam na ten temat zdania, pewnie jest to jakaś forma piractwa. Bardziej wnerwiają mnie ludzie na stadionie w Warszawie, stojący z kartonami pełnymi pirackich płyt. To jest straszne z punktu widzenia artysty. Ja już nie mówię o wysiłku przy nagrywaniu płyty, ale firma wkłada dużo czasu i pieniędzy w promocję danego tytułu. A taki gość stoi sobie na placyku i sprzedaje płyty. Ludzie kupują u niego, bo ich nie stać na legalne płyty. Prawda jest taka, że płyty w Polsce są za drogie, jednak na ich cenę nie ma wpływu artysta. A tak naprawdę to my dostajemy najbardziej po dupie. Dopóki piratowano artystów zagranicznych, nikt nie miał z tym żadnych problemów i przymykano na to oczy. Kiedy dotknęło to polskich wykonawców, nagle wszyscy oburzyli się. I tak coś się zaczyna dziać. Mamy ustawę, policja ma pilnować i podobno to robi. Podobno.

Dziekuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Działo się | 'Działo się' | mp3 | MTV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy