Reklama

"Prawdziwa wartość zespołu"

Lubelski Convent to zespół, który zaczynał swą przygodę z death metalem już pod koniec lat 80. Przez te 20 lat przez formację przewinęło się wielu muzyków, co - jak mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim perkusista i lider Convent Mariusz Killian - samo w sobie mogło by stanowić przedmiot pracy naukowej.

Zapewne też z tego powodu wydany w połowie marca 2009 album "Abandon Your Lord", jest dopiero drugim pełnowymiarowym dokonaniem, dziś, podopiecznych Old Temple Records.

- Wiem, że to szaleństwo i nikt dziś tak sobie nie utrudnia, ale w ten tylko sposób można przedstawić prawdziwą wartość zespołu - o nagrywaniu żywych instrumentów na "Abandon Your Lord" mówi Killian. W tym szaleństwie jest metoda.

Trochę was nie było. Album "The Truth Revealed" ukazał się dobre 8-9 lat temu. Co prawda w roku 2002 pojawiło się jeszcze promocyjne demo, ale później właściwie niewiele było o was słychać. Dlaczego trwało to tak długo?

Reklama

Zapewniam cię, że powód jest jak zawsze ten sam, ludzie... Pobudki jakimi się kierują przy wstępowaniu, jak i opuszczaniu zespołu, mogłyby stanowić dobry temat pracy naukowej. Nie chcę się zagłębiać w ten temat, więc pominę to. Jedno jest pewne, że od 23 marca 1989 roku Convent ani na moment nie zawiesił swojej działalności.

"Abandon Your Lord" to naprawdę solidna propozycja. Podejrzewam, że materiał na ten album powstawał dość długo, w końcu część numerów to kompozycje ze wspomnianego promo. Jak wyglądało komponowanie tej płyty?

Materiał tak naprawdę powstał wiele lat temu i z różnych powodów nie został nagrany, o niektórych z nich już wcześniej wspomniałem. Kolejny powód to pomysł i sposób jego nagrania, czyli rejestracja żywych instrumentów oraz gra od początku do końca utworów bez żadnych wklejek.

Wiem, że to szaleństwo i nikt dziś tak sobie nie utrudnia, ale w ten tylko sposób można przedstawić prawdziwą wartość zespołu. Trzeba było się również naprawdę solidnie przygotować, a w międzyczasie dochodziły inne problemy w konsekwencji długo czekaliśmy, by płyta ujrzała światło dzienne.

Nowy album przynosi sporo rasowego death metalu w mrocznym stylu znanym Convent nie od dziś. Nie nazwałbym jednak tej płyty li tylko nostalgiczną podróżą do lat 90., jedynie powrotem do brutalnego, oldskulowego death metalu. Materiał ten ma bowiem znacznie więcej do zaoferowania. Jak to postrzegasz?

Myślę, że każdy tworzący muzykę stara się zrobić coś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju. Convent nie podąża za żadną modą, to co oferujemy to muza , która drzemie w naszych głowach.

Nie liczymy, że wszystkim się spodoba, bo wszystkim nie dogodzisz, ale jeśli będziesz powracał do jej słuchania, ciągle ją odkrywał i stwierdzisz, że ten zespół jest nietuzinkowy, ma coś do zaoferowania i potrafi grać, to oto nam chodzi!

Podoba mi się brzmienie tego albumu; mięsiste, a zarazem bardzo mroczne. Zapewne o taki efekt wam chodziło. Zgadza się?

Właśnie tak! Od samego początku widziałem, jak ma to wszystko wyglądać. Dlatego uzyskanie takiego efektu było możliwe tylko przy dobrze przygotowanej strategii. Każdy etap był zaplanowany tak, aby uniknąć słabych stron. Oczywiście, niektóre rzeczy można było zrobić lepiej. Uważam, że nagranie żywej perkusji w zasadniczy sposób wpłynęło na nie-plastikowe i dobre brzmienie płyty.

Zauważyłem, że w wielu miejscach dość mocno wybija się bas, co w tak brutalnej muzyce nie jest wcale rzeczą powszechną. Przyznam, że w niektórych utworach przypomina mi to nawet Death z czasów, powiedzmy, "Individual...", "Symbolic". Co ty na to?

Brawo, wielki szacunek! Bas spełnia ważną funkcję, ale w większości metalowych kapel jest kolejną gitarą, tego nie rozumiem! Gra z taką częstotliwością uderzeń jak gitara prowadzi do bałaganu i braku powietrza między dźwiękami. To jest poważny problem "metalowców" myślących, że trzeba zapieprzać dużo i szybko, bo to jest ekstremalne. Nie! Trzeba grać te dźwięki, które są potrzebne, często proste znaczy właściwe.

Brzmienie tworzą wszystkie instrumenty i tylko odpowiednie relacje między nimi dają czytelność i charakter. Myślę, że nasze brzmienie może być dowodem na to...

Ciekawą sprawą jest to, że mastering tej płyt odbył się w cenionym "Cutting Room" w Sztokholmie. Skąd ten pomysł?

To jest plan i strategia, o której pisałem. Wybór renomowanego studia masteringowego mógł dać pożądany efekt. Słyszałem "parę" masteringów rodzimych fachowców, a raczej pseudo fachowców! Szkoda gadać, lećmy dalej...

Album wieńczy przeróbka Slayera. Do całej kwestii podeszliście jednak dość awangardowo. Dość powiedzieć, że do nagrań zaprosiliście kilku filharmoników z Lublina. Powiedz kilka słów o całym przedsięwzięciu.

Był to mój pomysł i uważam, że nie jest to nic nowego, ale z pewnością fajne doświadczenie. Idea była taka, (że) przez dwadzieścia lat istnienia Convent pożegnaliśmy wielu kolegów muzyków metalowych z Polski oraz ze świata. Jedni byli naszymi przyjaciółmi inni tworzyli historię metalu - w ten sposób chciałem wyrazić szacunek dla nich oraz tego co robili.

Dlaczego Slayer? Bo to ikona gatunku oraz bardzo ważny zespół w moim życiu. Sam utwór jest też nieprzypadkowy; tytuł i aranżacja znakomicie pasowały do mojego pomysłu. Zależało mi na tym, żeby udział muzyków filharmonii wpłyną na patetyczny przekaz oraz monumentalne brzmienie.

W tym roku przypada 20. rocznica powstania waszego zespołu. Na przestrzeni tych dwu dekad Convent z pewnością wyraźnie zaznaczył swą obecność na scenie, w końcu byliście jednymi z pierwszych na deathmetalowej niwie, mino wszystko wasza dyskografia raczej "nie pęka w szwach". Dlaczego wygląda to tak, a nie inaczej?

Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, nie planujemy żadnej muzycznej kariery, nie jesteśmy zobligowani przez kontrakty i jeśli coś tworzymy to tylko sztuka dla sztuki. Ilość nie świadczy o jakości i umiejętnościach, ewentualnie o lenistwie muzyków...

Cały materiał zarejestrowaliście zdaje się już w 2006 roku. Od tego czasu minęły już trzy lata. Czy można liczyć, że w niedalekiej przyszłości usłyszymy od was coś nowego?

Małe sprostowanie, w grudniu 2006 zaczęliśmy nagrywać, była to etapowa rejestracja w równych terminach, natomiast album był gotowy pod koniec 2007. W chwili obecnej mamy przygotowany prawie cały materiał na nową płytę, z pewnością będziemy prezentować te utwory przy okazji koncertów i obserwować reakcje ludzi.

Na razie nie mam pełnej koncepcji, jakie będą dalsze losy i co przyniesie czas, gdybyśmy nazywali się Vader lub Behemoth można by rozmawiać o terminach. Tymczasem czekamy na reakcję w związku z premierą "Abandon Your Lord".

Album ujrzy światło dzienne nakładem Old Temple. Jak oceniacie tę współpracę? Z tego, co widzę, płyta już teraz cieszy się sporym zainteresowaniem, nie tylko w kraju nad Wisłą. Próbujecie pchnąć to na Zachód?

Na dzień dzisiejszy nie mam żadnych zastrzeżeń, nasza współpraca rozwija się, mamy już wspólne plany na przyszłość, z pewnością pojawią się inne. Słyszałem o dużym zainteresowaniu naszą płytą, co cieszy nas i Old Temple, czyli dobrze ulokowana "decyzja".

Sprawami Zachodu zajmuję się nasz menago, który tam mieszka. Z tego co wiem to podpisane były kontrakty na wyłączność w innych krajach. Zresztą są już propozycje koncertów zagranicznych.

Czy w związku z premierą "Abandon Your Lord" jest szansa na nieco bardziej intensywne wznowienie przez was aktywności koncertowej?

Jesienią mamy grać trasę po Polsce w towarzystwie kilku rodzimych zespołów, pojawiają się wstępne rozmowy co do koncertów poza granicami kraju. Jesteśmy gotowi podjąć wyzwanie i mam nadzieję, że wszechobecny kryzys nie pokrzyżuję nam i organizatorom planów na przyszłość. Dziękuję za wywiad, pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia na koncertach.

Dzięki i do zobaczenia!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Convent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy