Paula Roma: "Jestem już wolna od tych trudnych emocji" [WYWIAD]

Paula Roma wydała nową płytę /materiały prasowe

"Ta, co płonie z Miłości" - to właśnie zdanie, które najtrafniej opisuje Paulę Romę. Na swoim drugim albumie studyjnym kolejny raz pokazała swój sznyt liryczny. Skąd on się u niej wziął, o czym jest nowa płyta i kto wymyślił taki tytuł - o tym zdecydowała opowiedzieć nam sama autorka.

Damian Westfal, Interia: Na wcześniejszych płytach były utwory "Cześć, tu Miłość" i "...Złość", a teraz "...Smutek". W jakim momencie jest dzisiaj Paula Roma?

Paula Roma: - Tego smutku jest mało w tym momencie, ale ten smutek pojawił się na płycie, żeby zaznaczyć, że było go bardzo dużo. Już mnie opuszcza i zamienia się w melancholię - piszę o tym w ostatniej zwrotce w piosence, o którą pytasz. Teraz Paula Roma na pewno płonie z miłości. Wiem, że taki jest tytuł albumu, ale naprawdę oddaje to, w jakim okresie obecnie jestem. Z różnych względów - i prywatnych, i zawodowych - ta miłość jest we wszelakich odcieniach, bo ma nieraz odcienie strachu czy właśnie smutku.

Reklama

Zwróciłem uwagę na głębokie teksty, chwytające tytuły, a potem doczytałem, że wszystkie teksty napisałaś sama. Skąd u ciebie takie pokłady delikatności, wrażliwości?

- Dziękuję, że tak to widzisz, to mnie wzrusza. Artystę zawsze cieszą słuchacze, którzy są dociekliwi i wczytują się w te teksty. Cieszę się, że jest coraz większe grono, które czyta tekst lub po prostu te słowa trafiają prosto do serc. Myślę, że to, jak piszę, o czym piszę, to jest zbitka wszystkiego, co mnie w życiu spotkało: to na pewno wpływ ponadrocznego mieszkania w Paryżu, który uruchomił we mnie odwagę i powiedział do mnie "możesz być kim chcesz". Potem świadoma decyzja o powrocie do Polski i wszelakie kierunki studiów, poznanie po drodze ludzi, którzy odegrali ogromną rolę w mojej twórczości, no i oczywiście mój mąż i moja mama… Skoro pytasz, skąd takie teksty, to muszę powiedzieć o swojej mamie, bo - mimo że to bardzo prywatne - uczę się od niej każdego dnia. Mimo, że ona nie pisze tekstów i uważa, że nie jest artystką (choć ja uważam, że jest), to ma niesamowicie wrażliwą duszę. Nie znam drugiej takiej wrażliwej osoby. Nawet jak czasem mówi do mnie przez telefon, to rozmawia jakby pisała wiersz albo śpiewała piosenkę i ja często zapisuję jej słowa. To właśnie ona jest współautorką tytułu płyty. Te wszystkie przeżycia wyżej wymienione zbudowały te frazy, które są na tej płycie. Powinnam dodać do tego oczywiście ogromne zainteresowanie poezją, którą czytam od liceum. Zaczęło się, gdy dostałam na osiemnastkę pierwszy tomik wierszy Szymborskiej. Od tamtej pory mogę cytować te wiersze. Zbieram te tomiki i czytam na dobranoc na przemian z książkami kulinarnymi.

Jak można czytać do snu książkę kulinarną?

- Mój mąż też zawsze zadaje takie pytanie (śmiech). Gotowanie to moja druga, bardzo poboczna pasja, która wbrew pozorom bardzo się łączy z muzyką. Zrozumiałam to w Paryżu. Skoro i tak musisz coś dla siebie ugotować, to czemu by nie czerpać z tego przyjemności? Zaczęłam czytać książki kulinarne na przemian z poezją i to się jakoś wplotło we mnie. Z tego powstała piosenka "Z wanilią" i pomysły, żeby jakoś połączyć te obie pasje. Dlatego na przykład do swojego albumu dołączam zawsze swój przepiśnik, na którym umieszczam autorskie przepisy na proste dania. Bardzo lubię gotować dla moich najbliższych. W moim domu praktykuję od lat wieczorki tematyczne "Kolacje u Pauli Romy". Lubię wymyślać nowe dania i komponować własne menu. Jedzenie jest dla mnie czymś więcej niż tylko spisem dań i składników. Po prostu jakaś muzyka się z tego wydobywa, nie potrafię tego nawet jasno określić. Wertuję kartki, patrzę na kolory, strukturę, fotografię kulinarną i to wszystko składa mi się w całość.

Zaczęło się od nucenia sobie pod nosem w kuchni?

- Moja mama bardzo dobrze gotuje i to ona nauczyła mnie szacunku do składnika: dobrego, nieprzetworzonego, pochodzącego najlepiej z własnego ogródka. To podstawy wyniesione z domu. Warto mieć swoje własne, zdrowe, nieprzetworzone i proste jedzenie. Był czas na studiach, że nie gotowałam, ale pamiętam, jak do tego wróciłam i miałam ochotę przygotować spaghetti. Tego samego dnia był casting do "The Voice of Poland". Wiedziałam, że jest ten casting, ale wiedziałem też, że na niego nie pójdę. Gdy robiłam to jedzenie, moja koleżanka przyszła i powiedziała: "Co ty robisz? Przecież idziemy na casting". Zabrała mnie do autobusu i pojechaliśmy na ten casting. Byłam na samym końcu kolejki, więc moje nastawienie do tego castingu było bardzo średnie, bo w końcu stała ze mną rzesza ludzi bardzo dobrze śpiewających. Doszłam do ćwierćfinałów i jak widzisz po tej krótkiej historii to danie, spaghetti, kojarzy mi się właśnie z tym tematem. 

Był u ciebie etap paryski, studiowałaś też dziennikarstwo. Zakładam, że miałaś plan B na siebie. Nie wierzyłaś, że uda ci się osiągnąć ten cel muzyczny?

- Nie lubię planów B, ale rzeczywiście zdecydowałam się pójść tą drogą z bardzo wielu prywatnych powodów. Moja mama wtedy ciężko chorowała i ja chciałam być blisko niej. W tym samym czasie chciałam złożyć papiery na Akademię Muzyczną w Katowicach, to było moje marzenie, ale teraz cieszę się, że to się nie stało. Dla tamtej dziewczyny to było marzenie, choć zrozumiałam wtedy, że powinnam zostać w domu. Jak chciałam, tak zrobiłam. Wybrałam wtedy ten plan B, bo tak mi trochę życie podyktowało. Pamiętam, jak tata bał się, że muzyka nie da mi stałego utrzymania - to klasyczne stwierdzenie, wiele osób tak sądzi, trochę się zgadzam, trochę nie, ale uważam, że ta droga była bardzo trudna. Dziś rozumiem lęki moich rodziców o córkę, która chce śpiewać, ale nie wie do końca, od czego zacząć. Jestem im wdzięczna, że poprosili mnie wtedy, żebym miała w rękawie jakiś wyuczony zawód. Padło na dziennikarstwo, chociaż już na tych studiach wiedziałam, że nie będę się tym zajmować na stałe, choć ta wiedza przydaje mi się dziś w życiu. Dzień po obronie licencjatu wzięłam ślub, a tydzień później wyleciałam do Paryża. To było wielkie zawirowanie w moim życiu, bardzo tego chciałam i pojechałam kompletnie w nieznane. Nie miałam tam nawet pracy, wiedziałam tylko, że chcę uczyć się języków, wiec poszłam tam do szkoły językowej i ćwiczyłam angielski, francuski i hiszpański. 

Może zaśpiewasz kiedyś na polskiej scenie jakąś piosenkę po francusku? Najlepiej swoją.

- Wiem, że nie mogłabym napisać tak głębokiego dla mnie tekstu w innym języku, jak po polsku. Szczególnie inspiruje mnie dawna polszczyzna, lubię sięgać do różnych zwrotów, idiomów - myślę, że mają w sobie ogromną siłę. Nie ukrywam, że pomysł wydania piosenki w języku obcym przeszedł mi już przez myśl i pewnie najbardziej prawdopodobna byłaby piosenka w języku angielskim. Próba już była i to całkiem udana. Napisałam taką piosenkę, gdy mieszkałam w Paryżu, nazywa się "Parisian Home" i jest w całości po angielsku. Mam przyjaciół, którzy znają ten numer na pamięć i słuchają go od paru lat. Na każdej domówce ten numer leci i zawsze pytają mnie, dlaczego go nie wydałam.

Zapytam w takim razie o to samo!

- Naprawdę nie umiem ci odpowiedzieć. Po prostu sobie leży u mnie na dysku i czeka. To jeszcze nie ten moment i nie wiem czy w ogóle nadjedzie. Może będzie pasować do któregoś z moich przyszłych albumów…

Wiem już, skąd u ciebie gotowanie i dziennikarstwo. A pisanie piosenek jak do ciebie przyszło?

- Jestem przykładem dochodzenia do tego, co się chce, przez metodę prób i błędów, bo bardzo nie wierzyłam w swoje pióro będąc w liceum, a już wtedy pisałam teksty. Ostatnio je nawet znalazłam i są teraz na moje oko dużo gorsze. Ale każdy musi jakoś zacząć. Są tacy, którzy mają ten dar od razu, ale ja do nich nie należę. Przyszedł taki dzień, że postanowiłam zacząć nagrywać EP-kę "Cześć, tu Paula Roma". Zanim powstała, stwierdziłam że kupię parę gotowych piosenek. Zrobiłam ten eksperyment, potem poszłam do studia i próbowałam napisać jeszcze kolejne piosenki w studiu, z producentami. To doświadczenie uświadomiło mnie, że nie nadaje się do pisania piosenek z innymi ludźmi. Nie potrafię napisać piosenki "na kolanie" w studiu, tak jak niektórzy, co nie jest niczym złym. Potrzebuję usiąść do tego w samotności. Mogę powiedzieć, że była to strata pieniędzy i czasu, ale tym samym była to bardzo cenna lekcja, bo dowiedziałam się o sobie czegoś nowego.

Nie lubisz pisać z kimś, tak samo jak nie lubisz duetów.

- Tak było. Teraz bardzo lubię duety, już dojrzałam do tego. Chciałabym ich mieć teraz więcej. I teraz brakuje mi mężczyzny w duecie. Bo moje duety z Rosalie i Belą Komoszyńską są bardzo prokobiece, to są duety, w których słychać kobiecą wrażliwość. Teraz chciałbym wpuścić w mój świat męski głos.

A propos kobiecości - zostałaś niedawno ambasadorką Spotify Equal. Gratulacje!

- Cieszę się tym bardziej, bo to globalny program, w którym jest ponad 50 krajów z całego świata. Na celu ma pokazanie, że kobiety są widoczne i mają być jeszcze bardziej widoczne w przemyśle muzycznym. To dla mnie bardzo ważna rzecz i wielkie wyróżnienie, bo wybiera się w Polsce tylko jedną artystkę miesięcznie. Zostałam dostrzeżona za te rzeczy, o których przed chwilą rozmawialiśmy, że te teksty są prokobiece, bardzo czułe, choć nie chcę dzielić na płeć, chcę żeby to wszystko było bardzo płynne. Jestem dumna, że dostrzeżono we mnie te cechy i to, że stawiam na emancypację kobiet. Chcę, żebyśmy były widoczne i żebyśmy nie chowały tej pięknej wrażliwości, która bardzo często w społeczeństwie jest uznawana za słabość. 

Masz ogromną misję.

- Właśnie tego słowa mi brakowało. Sam program ma swój cel, ale uczestnicy czy ambasadorzy mają właśnie swoją misję. Moją misją jest to, co wyśpiewuję plus odwaga i bycie widoczną, nawet kosztem stresów, tego, że muszę się odważyć wyjść do ludzi i opowiedzieć swoje, często bardzo osobiste, historie. Ludzie samym tworzeniem czegoś wykazują się odwagą.

Ta płyta różni się od poprzedniej. Co tym razem cię poruszyło przy pisaniu jej?

- "Cholerne pragnienie" to były rzeczy o większym ciężarze, to były rzeczy bardziej smutne, bolesne, przytłaczające. Pisałam tę płytę pod dużym wpływem stanów lękowych i depresji, którą przechodziłam. Cierpiałam na zaburzenia oddychania i się dusiłam, nie mogłam czasem oddychać. Wiele piosenek powstało w tym stanie krytycznym, że wołałam o pomoc, chodziłam do różnych lekarzy, stosowałam multum różnych terapii. Pisanie pomogło mi bardzo w pozbyciu się wielu traum i ta płyta była naznaczona tym ciężkim przeżyciem i walką o widoczność. A nowa płyta, za którą się zabrałam w tym samym miesiącu, co wyszło "Cholerne pragnienie", jest już dużo lżejsza. Naturalnie poczułam, że muszę dograć kolejne piosenki. Wiedziałam, że one nie wejdą na ten pierwszy album, ale że sobie poleżą i poczekają na swój moment - który właśnie nadszedł. Postanowiłem wtedy nagrać "Płonę", pierwsza napisana piosenka z tego albumu. I już wtedy poczułam, że następna płyta będzie lżejsza w odbiorze i w odcieniu mojego śpiewania. Zrozumiałam, że ja już jestem wolna od tych trudnych emocji. "Ta, co płonie z Miłości" jest bardziej otulona ciepłem, miłością i wrażliwością na świat i ludzi. 

Rzeczywiście brzmisz na tej płycie trochę inaczej. Ciąża, większa dojrzałość czy zamierzony efekt?

- Na pewno nie zamierzony efekt ani kwestia ciąży. Może jednak minimalnie ciąża, bo jednak te organy są bardziej ściśnięte. Czuję po prostu, że uwolniłam swój głos. Na "Cholernym pragnieniu" wokal jest bardziej ściśnięty, bo często nagrywałam te piosenki z atakami duszności. Często nagrywałam w stanie, kiedy walczyłam, aby wstać w ogóle z łóżka. Tak silna choroba, jaką jest depresja - dopiero się przekonałam o tym, chorując na nią - zmienia głos. Nagrywając tę płytę, byłam w studiu i nie miałam już boleści brzucha, nie pociłam się tak dużo, tylko po prostu czułam się swobodnie.

Zaciekawiły mnie także fotografie na twoim albumie. Gdzie były robione?

- Ten album to są tak zwane "piosenki wyjazdowe". Powstawały w różnych częściach świata. Na okładce jest zdjęcie zrobione w Minorce. Tył płyty to Chorwacja, a cały środek to Majorka. Wszystkie zdjęcia są autorstwa mojego męża. Bardzo chciałam, żeby to były zdjęcia z mojego archiwum prywatnego i świadomie zrezygnowałam z sesji. Rzadko kto się na to decyduje, ale ja chciałam być jak najbardziej naturalna, bez tłumu ludzi, którzy cię ubierają, czeszą, malują…

Jakie masz plany zawodowe po urodzeniu?  

- Marzę o tym, aby choć na chwilę pobyć mamą na pełen etat. Chcę się zanurzyć w tym odczuciu, marzę o tej roli już od wielu lat. Nie mogę się doczekać mojego synka. Jeżeli życie dopisze dobre scenariusze, to wrócę jesienią. Zostawiam jednak słuchaczy z tym nowym albumem i piosenkami a jesienią chcę wyruszyć w "płonącą trasę koncertową" i będzie ona promować ten album w największych miastach w Polsce. Zagramy na żywo wszystkie nowe aranżacje, trasa skupi się tylko na tym albumie i mam nadzieję, że będzie płonąco (śmiech).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Paula Roma
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy