Reklama

"Muzyka musi żyć dalej"

Gov't Mule to jeden z niewielu zespołów, który potrafi połączyć to co najlepsze w muzyce bluesowej, z tym, co najciekawsze w muzyce rockowej, czy wręcz hard rockowej. Niebanalne kompozycje wywołują dreszcz emocji, pobudzają wyobraźnię, aż chciało by się dodać likwidują stresy i zaparcia, ale aż tak dobrze nie ma.

Panie i Panowie, jeśli kiedykolwiek mieliście kontakt z muzyką Gov't Mule, to pewnie jesteście w mniejszym lub większym stopniu jej fanami, jeśli nie, szczerze polecam zaznajomić się z ich twórczością. O najnowszej płycie "By A Thread" z października 2009 roku, śmierci basisty, przyjaźni z Jamesem Hetfieldem, przyjęciu jakie zgotowała zespołowi polska publiczność, Piotrowi Brzychcemu z magazynu "Hard Rocker" opowiedział gitarzysta, wokalista i lider formacji, Warren Haynes.

Dwa dni temu dostałem waszą najnowszą płytkę "By A Thread" i od tych kilku dni nie słucham niczego innego. Muzyka, którą tam znalazłem nie należy wcale do najłatwiejszych, początkowo (znając wcześniejsze wasze płyty, które wchodziły mi od pierwszego przesłuchania) miałem problem z ogarnięciem tej muzyki. Teraz nie mogę bez niej funkcjonować. Powiedz mi jak pisaliście utwory? Czy była to forma pracy nad każdym motywem, czy rejestracje improwizacji?

Reklama

Kilka utworów napisałem jeszcze zanim zaczęliśmy spotykać się na próbach, pracując nad nowym materiałem. Kiedy już zaczęliśmy coś grać, część z nich została lekko pozmieniana. Kilka innych utworów powstało już w trakcie pracy w studio nagraniowym. To było bardzo fajne i spontaniczne. Spędziliśmy na nagraniach jakieś 2 tygodnie.

A gdzie nagrywaliście płytę i kto zajmował się jej produkcją?

Nagrywaliśmy w Austin w Texasie w Willie Nelson's Pedernales Studio. Produkcją zająłem się ja wspólnie z Gordie Johnsonem, który produkował także nasz poprzedni album "High And Mighty". To nasz stary przyjaciel. Zrobił kawał niesamowicie dobrej roboty pracując nad tymi nagraniami.

Podczas sesji do płyty "High & Mighty", poza regularnymi utworami, które znalazły się na płycie, mówiliście, że macie jeszcze w zapasie inne kawałki, z których jesteście zadowoleni. Czy właśnie te kompozycje trafiły później na płytę "Mighty High"? Czy tworząc materiał na "By A Thread" też skomponowaliście więcej utworów niż te 11, które trafiło na płytę?

"Mighty High" to był remiks EP utworów, które nagrane były już wcześniej, ale też materiałów z nagrań na żywo. Dwa utwory nagrane już wtedy trafiły na "By A Thread", to dwa ostatnie tytuły "Scenes From A Troubled Mind" i "World Wake Up". Podczas pracy nad ostatnim albumem, podczas prób, też powstało kilka kawałków, które finalnie nie znalazły na nim miejsca. Część z nich została nawet nagrana i myślę że wykorzystamy je w przyszłości.

Płytę zamyka dość eklektyczny utwór "World Wake Up", o którym właśnie wspomniałeś. O czym jest tekst tego utworu? Czy można doszukiwać się tutaj jakiegoś ukrytego przesłania? Czy można w jakiś sposób odnieść go do okładki?

Nie wydaje mi się, żeby to przesłanie było jakoś szczególnie ukryte. Jest ono o potrzebie zjednoczenia świata i pracy nad tym, aby nasze jutro było lepsze. Większa część jest przedstawiona z perspektywy amerykańskiego obywatela i złej sytuacji w Stanach, którą mamy, która wytworzyła się za czasów rządów George'a W. Busha. Jest to sytuacja bardzo nieciekawa, zwłaszcza w ujęciu globalnym.

Aktualnie wszyscy wiążą duże nadzieje w związku z prezydenturą Barracka Obamy, ale to będzie wymagało dużo wzajemnego zrozumienia, dialogu i pracy, żeby stan obecny zaczął się zmieniać na lepsze.

Ok. A jak to się ma do okładki?

No cóż, "World Wake Up" to czytelne przesłanie, jesteśmy w bardzo istotnym okresie w historii i jeśli się nie ockniemy w porę, będziemy mieć spore kłopoty.

Każda studyjna płyta, którą wydajecie budzi wśród fanów muzyki rockowo-bluesowej wiele emocji, słyszałem jednak, że najwięcej emocji wzbudzają wśród fanów wasze koncerty. Niektórzy twierdzą, że jesteście koncertową maszyną do zabijania. Niestety nie dane mi było przekonać się o tym osobiście, ale widziałem DVD "A Tail Of 2 Cities" i jestem sobie to w stanie wyobrazić. A jak ty czujesz, wolisz pracę w studiu, czy granie koncertów?

Gdybym miał wybierać, to pewnie byłoby to na korzyść koncertów. To tam naprawdę możemy zaistnieć. Kiedy gramy 3-godzinny koncert, każdego wieczoru inny set, nasz repertuar to setki utworów. Publiczność nigdy nie wie co zagramy, dopóki nie przyjdzie na koncert i nie przekona się.

To świetne uczucie dla nich i dla nas. W zamian dostajemy tak niesamowity ładunek energii od publiczności zgromadzonej na koncertach, że to jest nie do zastąpienia, w studio tego nie znajdziesz. Z kolei praca w studio jest spokojniejsza, uwielbiam ją równie bardzo, ale w trochę inny sposób. To są po prostu dwa różne procesy, nie da się tego porównywać.

Zastanawia mnie, czy każdy członek zespołu ma takie samo prawo głosu w procesie twórczym? Czy jesteś bezwzględnym liderem i kierownikiem?

Zespół powinien mieć lidera i ja jestem liderem tego zespołu, ale proces twórczy jest bardzo demokratyczny. Porozumiewamy się we wszystkich kwestiach. Część utworów tworzymy wspólnie, część piszę sam, ale nawet te, które stworzyłem ja, podlegają interpretacji i obróbce w ramach zespołu. Jesteśmy dosyć komunikatywni. Jedyny sposób na tworzenie dobrej muzyki polega na próbowaniu pomysłów każdego z członków zespołu, nie ma więc mowy o żadnej dyktaturze.

Każdy kto kupił waszą płytę "Deja Voodoo" miał darmowy dostęp poprzez internet do EP-ki "Mo' Voodoo", czy tym razem możemy liczyć na jakieś specjalne niespodzianki?

Oferujemy, tym którzy zamówią album w przedsprzedaży, możliwość ściągnięcia z internetu nagrań z koncertów, które będą miały miejsce przy okazji promocji albumu. Nie będzie tym razem EP. Przy okazji kolejnych albumów staramy się zawsze zaproponować coś nowego.

James Hetfield pojawił się gościnnie w studiu, w którym rejestrowaliście kompozycję "Drivin' Rain". Frontman Metalliki powiedział też, że Gov't Mule wprowadzi muzykę rockową w nowe milenium. Jesteście przyjaciółmi? Jak wspominasz tą współpracę? James w udzielanych wywiadach jest wręcz zachwycony i waszym zespołem, i tym gościnnym udziałem.

Poznaliśmy się jakoś w latach 90. Czytałem gdzieś, że James był fanem Gov't Mule. Ktoś znajomy spytał, czy nie chciałbym poznać chłopaków z Metalliki. Spotkaliśmy się no i zostaliśmy przyjaciółmi. Kiedy nagrywaliśmy kompilację, utwór "Driving Rain", zaproponowałem Jamesowi, żeby wziął udział w nagraniu. Po przesłuchaniu utworu zgodził się oczywiście. To był utwór stworzony dla niego. Brzmiał bardzo naturalnie. W tym czasie na basie grał z nami Les Claypool, jeszcze zanim zatrudniliśmy Andy'ego Hessa.

O wilku mowa. W zeszłym roku basista Andy Hess został zastąpiony przez Jorgena Carlssona. Nigdzie nie natknąłem się na jakąś notkę wyjaśniającą ową zmianę. Trafiała do mnie gra Andy'ego, wydawało mi się, że wraz z Mattem Abtsem stanowią fundament zespołu, a tu nagle wiadomość, że nastąpiła zmiana. Możesz wyjaśnić dlaczego tak się stało?

Andy odszedł z zespołu z prywatnych powodów. Kiedy tylko dowiedzieliśmy się, że ma zamiar odejść, natychmiast zaczęliśmy szukać nowego muzyka, który mógłby objąć tę rolę w zespole. Szukanie nowej osoby na jego miejsce to był długi proces. Przesłuchaliśmy wielu basistów, większość polecona przez znajomych. Ale dopiero, kiedy Jorgen zagrał z nami, poczuliśmy, że to jest to, właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Jego styl i brzmienie bardzo przypominają grę naszego pierwszego basisty Allena Woody'ego, który zmarł w 2000 roku. Brzmienie zespołu trochę się zatem zmieniło, jak zawsze kiedy przychodzi ktoś nowy, ale zmieniło się w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Andy był zmuszony opuścić zespół. Wiesz, żyję teraz w przekonaniu, że wszystko co się dzieje, ma jakiś sens i teraz Jorgen jest na właściwym miejscu.

Wspomniałeś o Allenie. Czy w chwili gdy dowiedziałeś się o jego śmierci myślałeś o rozwiązaniu grupy? O zamknięciu rozdziału Gov't Mule?

Tak. Moją pierwszą reakcją było: powinniśmy zakończyć działalność. Kosztowało to wiele ciężkiej pracy różnych ludzi, aby przekonać mnie, że jednak warto próbować dalej. James Hetfield był jednym z tych ludzi. Podzielił się ze mną swoimi doświadczeniami z okresu kiedy odszedł Cliff Burton, pomógł mi przetrwać i dał wiarę w to, że warto kontynuować muzyczną przygodę. Pomogły mi rozmowy z wieloma ludźmi, z przyjaciółmi.

Pierwszy telefon jaki miałem był od Phila Lesha, który zadzwonił do mnie natychmiast, opowiedział mi o śmierci Jerrego Garcia i jak to wpłynęło na wszystkich. Wspierał mnie bardzo Greg Allman, on przeżył podobną historię ze swoim bratem Duanem i kilkoma innymi członkami zespołu, Dave Schools z Widespread Panic, którzy stracili gitarzystę Michaela Housera, również. Dave był jednym z wolontariuszy, którzy podtrzymywali Gov't Mule przy życiu, kiedy szukaliśmy basisty. Dave Grohl skontaktował się ze mną, żeby opowiedzieć jak było ciężko po śmierci Kurta Cobaina, ale też że trzeba iść dalej. Wszyscy ci ludzie sprawili, że Gov't Mule nie przestał istnieć. Na wiele różnych sposobów, to inni ludzie przekonali mnie, że muzyka musi żyć dalej.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: mus | życia | studio | Andy | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy