Reklama

"Kiedy blues wróci do łask, skończy się świat"

Phil Mogg, lider, wokalista i założyciel legendarnego brytyjskiego zespołu hard rockowego U.F.O., z całą pewnością zalicza się do grona największych ekscentryków rockowego światka. Rozmawiając z nim zastanawiałem się, czy coś ze mną jest nie tak, czy może mój telefon jest zepsuty, czy zwyczajnie Phil jest kompletnie zakręcony.

W przypadku niektórych pytań nie doczekałem się odpowiedzi w ogóle, a na inne musiałem czekać i gdy myślałem już, że to koniec wokalista odpowiadał. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy aby nie robi tego z premedytacją, ale przypominając sobie Phila jak zachowywał się na scenie warszawskiej Stodoły 2 lata temu, zrozumiałem, że taki właśnie jest. Szczerze mówiąc nic w tym złego, bo coraz mniej prawdziwych, barwnych postaci w tym światku, a kiedyś w rock'n'rollu to właśnie takie charakterystyczne, charyzmatyczne osoby dyktowały warunki.

Reklama

Z liderem U.F.O. rozmawiał Piotr Brzychcy z magazynu "Hard Rocker".

Witaj Phil! Czas jest nieubłagany, wydaje mi się jakby wasz ostatni koncert w Polsce w Warszawie, odbył się miesiąc temu, a to już grubo ponad dwa lata. Pamiętasz tamten koncert? Miałeś szampański nastrój i daliście znakomity koncert!

To było już chwilę temu. Koncert był naprawdę dobry. Dużo działo się wtedy na trasie, mieliśmy wtedy jakieś 20 koncertów jeden za drugim. Samego pobytu tutaj nie pamiętam, wiesz, wszystkie hotele wyglądają tak samo, kiedy przemieszczasz się z jednego miejsca do drugiego. Natomiast, masz rację był to czas dobrej zabawy.

Phil, niebawem premiera waszej najnowszej płyty. Pierwsze wrażenie było takie, że ta płyta jest lżejsza niż wasze poprzednie produkcje. Słychać tu dużo naleciałości bluesowych. Czy taki mieliście zamysł, czy tak wyszło przypadkiem?

No niestety nie mieliśmy żadnego superplanu, nie nastawialiśmy się, że będziemy pracować według jakiegoś z góry ustalonego scenariusza. Nagraliśmy to co akurat wtedy wena przyniosła. Ta muzyka jest odzwierciedleniem tego co w danym momencie czuliśmy i cieszę się, że jest właśnie taka a nie inna.

Patrząc na ilości bluesa w muzyce z tej najnowszej płyty, wydaje mi się jakby muzyka zatoczyła koło, i znów wróciliście do czasów gdy w zespole grał Mick Boston. Oczywiście nie porównuję utworów, czy całych płyt...

Słuszne spostrzeżenie, gdzieś w naszej historii dużo czerpaliśmy z bluesa, ale teraz na nowej płycie jest on fundamentem jak był na początku. Coś w tym jest. Nie myśl, że to koniec naszej kariery (śmiech).

Nie myślę (śmiech). Na waszej stronie internetowej przeczytałem, że Pete ma problemy z wątrobą, i to zmusiło go do tego aby zrezygnować z większej części nagrań i koncertów. Jak obecnie wygląda sytuacja?

Tak. Pete ma poważne problemy ze zdrowiem. Wiesz, pewne rzeczy w życiu po prostu się zdarzają. Jeśli umrze, na pewno przyjdziemy na jego pogrzeb. Taki czarny humor. Mam nadzieję, że jego stan się poprawi. Trzeba mieć nadzieję.

Kompozycje obfitują w melodie, ale jednocześnie nie jest popowo. Jest rasowo. Jak chciałbyś aby ta nowa płyta została odebrana przez fanów? Wiesz, mając na koncie tyle płyt i etykietkę "legenda" pewnie ciężko jest stworzyć coś nowego, a jeśli już to ma się pewną wizje odbioru przez fanów i krytykę tego nowego...

Tak, jest i rock i blues, ale są też melodie, a robiliśmy to wszystko w sposób naturalny. Nie ma mowy o celowym łagodzeniu muzyki. Ludzie lubią nucić coś pod nosem, zapamiętywać dobre melodie, dlatego im to dajemy. Są przecież tacy, którzy jak stworzą coś bardzo prostego, albo bardzo melodyjnego, to wywalają to, bo uważają, że to wstyd... My nie obawiamy się prostoty, bo to wszystko i tak z bluesa wyszło, i na bluesie się skończy. Kiedy blues wróci do łask, stanie się modny, skończy się świat. Zobaczysz.

W obecnym składzie UFO, za garami zasiada Andy Parker, a jeszcze na poprzedniej trasie grał Simon Wright, którego siła uderzenia w werbel była porównywalna z wybuchem bomby jądrowej. Rewelacyjny pałker. Dlaczego już z wami nie gra? Jak do zespołu trafił Andy?

Tak, facet miał atomowe uderzenie. W tym biznesie nie ma tak, że dziś grasz z kimś i jutro też. Są muzycy, którzy udzielają się w wielu projektach, i na tą trasę jedziesz z jednym, na drugą z innym. Wiesz, jesteśmy kumplami, ale niektórzy granie traktują jak biznes, jak pracę. Ja poza pracą lubię bawić się tym życiem muzyka, inni wolą myśleć o swoje przyszłości. Układać ją po to, by zapewnić sobie i rodzinie przyszłość. Andy to również dobry pałker.

Mówiąc o składzie... Mam wrażenie, że na stałe zadomowił się w nim Vinnie Moore. Obserwując was na scenie, miałem wrażenie, że jest między wami chemia. Muzycznie jest również rewelacyjnie. Jak Vinnie trafił do zespołu, i jak ci się z nim pracuje?

Tak, dobrze się z nim gra, jest odpowiedzialny na scenie i poza nią. Poza tym jemu pasuje też taki klimat grania. Dobrze się rozumiemy jako kumple, choć jest sporo różnic między nami. Jakby jednak nie było, Vinnie jest teraz podporą UFO.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: UFO | Andy | muzyka | wokalista | koncert | świat | phil | blues
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy