Reklama

"Destrukcja na granicy obłędu"

Powroty na muzyczną scenę, po latach niebytu, oraz po błądzeniu w innej niż "korzenna" stylistyce, także i w naszym kraju nie są już rzadkością. Generalnie nie będę robił wywodów na temat jakości tych powrotów, niemniej jednak wskazać trzeba, iż najbardziej pozytywnym aspektem ww. zjawiska jest fakt, iż niektóre z ponownie narodzonych grup nagrały najlepsze krążki w swej dotychczasowej karierze!

Do tego grona bez wątpienia zaliczyć można album "Next Stop Insanity" stołecznej grupy Testor. Po latach niebytu, ubierania się w obcą skórę, zespół zasilony zastrzykiem świeżej krwi wydał pełną energii, czadu i kopa płytę, która swymi pancernymi riffami wysadzi z butów każdego fana nowocześnie podanego thrash metalu.

Myślę, że "Next Stop Insanity" będzie jedną z najmocniejszych pozycji na rodzimym rynku w bieżącym roku. A co tym albumie i całości spraw wokół Testor sądzi gitarzysta Robert "Robson" Pruski opowiedział Michałowi Grendzie z magazynu "Hard Rocker".

Reklama

Witam panowie na łamach Hard Rockera! Na początku chciałem spytać o moment, może to było jakieś zdarzenie, które spowodowało, że znów chwyciliście instrumenty w ręce (cokolwiek by to oznaczało) i znów zaczęliście ciągnąć ten wózek z napisem "Testor".

Witaj, zacznijmy od tego, że nigdy ich nie odłożyliśmy. Pomijając braki personalne nasza trójka tj. ja, Wiesiek i Mirek cały czas pracowaliśmy nad nowym materiałem. Potem skład zasilił Seba, który wniósł wiele dobrego, przede wszystkim stworzył z Mirkiem morderczą sekcję. A niedługo po nim dołączył do nas Kefir i tym samym znacznie obniżył średnią wieku, hehehe...

Wielokrotnie, nawet w prywatnych rozmowach, dajecie wyraz temu, że to co było w przeszłości, jest już nieważne - liczy się tylko teraźniejszość i przyszłość. Dlaczego nie chcecie wracać do przeszłości, przecież waszych fanów może interesować droga, którą do tej pory przebyliście.

Nie jest dokładnie tak jak mówisz. Nie chcemy po prostu sięgać zbyt daleko. Owszem jest pewna grupa ludzi, która słuchała nas 10-15 lat temu, ale dla większości młodszej publiki jesteśmy zjawiskiem stosunkowo nowym.

Obecnie na palcach jednej ręki można zliczyć fanów, którzy pamiętają jeszcze "Through The Back Door", nie mówiąc już o takim zabytku jak "The Torment", który był de facto pierwszą demówką Testora, nagraną jeszcze z Maćkiem Taffem (Rootwater) na wokalu i Skayą (Quo Vadis) w chórkach. Dlatego też stwierdziliśmy, że nie ma sensu cofać się dalej niż do płyty "Ruiny", która ogólnie w środowisku metalowym jest pozycją dość znaną.

Poza tym prawdziwe sukcesy zaczęły się mniej więcej na przełomie lat 93 i 94. To wtedy stworzyliśmy większość materiału, który znalazł się na "Ruinach" i zagraliśmy masę świetnych, mniejszych koncertów i dużych imprez plenerowych. Wtedy też nakręciliśmy nasz pierwszy clip do utworu "Jak Kamienie", który został nawet wybrany teledyskiem miesiąca w programie "Luz".

Potem był festiwal w Węgorzewie, główna nagroda i trasa koncertowa z Vader, Sweet Noise i Proletaryat. I w 95 roku nagranie pierwszej oficjalnej płyty, czyli "Ruin". Później kilka triumfów, a następnie roszady personalne. Po raz kolejny znaleźliśmy się w czarnej dupie, hehehe...

Znowu trzeba było montować nowy skład i zaczynać zabawę niemalże od nowa. Oczywiście starałem się podać tę część naszej historii w telegraficznym skrócie, żeby was nie zanudzać.

Przechodząc już do "Next Stop Insanity", czy zdawaliście sobie sprawę na etapie komponowania materiału na ten album, jaki będzie on miał kształt w sensie stylistycznym? Czy zakładaliście, że album będzie oparty na thrash metalu, czy wyszło to zupełnie naturalnie?

Po kolejnych zmianach składu, które miały miejsce po nagraniu płyty "50%", znowu zaczęliśmy podążać w jedynym i słusznym kierunku... Z numeru na numer coraz bardziej zbliżaliśmy się do stylistyki thrash metalowej, którą porzuciliśmy na jakiś czas w okresie "50%". Tak powstał singel "Pillar" nagrany jeszcze z Robertem Prachem na wokalu. Był to swojego rodzaju łącznik między tym co zostawiliśmy daleko w tyle ("50%") i tym co miało nadejść ("N.S.I.").

Z czasem ciągoty do ostrzejszego łojenia stały się tak silne, że nie mogliśmy się oprzeć, żeby tworzyć coraz mocniejsze numery. I tak zaczęło powstawać "Next Stop Insanity". A Seba i Kefir dolali jeszcze oliwy do ognia...

Złośliwi powiedzą, że "Next Stop Insanity" wygląda tak, a nie inaczej dlatego, że od jakiegoś czasu obserwujemy wzmożone zainteresowanie thrash metalem. Jednakże muzyka jaka skomponowana została na płytę nie zawiera tylko i wyłącznie tak "modnego" ostatnio oldskulowego thrash metalu, ale także pierwiastki stylistyki Machine Head, czy Pantery. Wydaje mi się zatem, że że "Next Stop Insanity" jest w pewnym stopniu próbą pogodzenia waszych thrashowych korzeni i bardziej nowoczesnych dźwięków, które zaczęły was fascynować już "po drodze muzykowania". Czy mam choć trochę racji?

Oczywiście, że masz trochę racji. My wszyscy wychodzimy z założenia, że robimy muzę taką, jaka z nas płynie. Nie zamykamy się na to co obecnie dzieje się na rynku muzycznym i staramy się być na bieżąco. Co nie oznacza, że papugujemy aktualnie popularne bandy.

Staramy się robić swoje, a to, że różne osoby dostrzegają w naszej muzyce przeróżne naleciałości, jest rzeczą normalną. Nie da się przed tym ustrzec. Zawsze coś będzie podobne do czegoś. Najważniejsze, że nasza muza budzi różne skojarzenia i porównują nas do skrajnie różnych kapel. A to dobra oznaka, świadcząca o tym, że nie zżynamy z jednej konkretnej kapeli, hehehe...

Całość materiału na "Next Stop Insanity" to mocny cios w mordę. Nie idziecie na żadne zmiękczanie muzyki - od początku do końca konkretna jazda, pancerne riffy, wściekłe wokale. Wydaje mi się, że jest to muzyka, która nie tylko doskonale sprawdza się "do słuchania", ale i wprost stworzona jest do grania na żywo, a takie numery jak "Declaration", czy przede wszystkim "Shot In The Back" staną się (jeżeli już się nie stały) żelaznymi punktami waszych koncertów. Czy też tak obieracie ten materiał i jak sprawdza się on na żywo?

Tak, jesteśmy z niego bardzo zadowoleni. Przede wszystkim dlatego, że stanowi on swojego rodzaju nasze odrodzenie, poza tym doskonale czujemy się w tej stylistyce. I jak zauważyłeś świetnie sprawdza się na koncertach.

Ludzie bardzo żywiołowo reagują na numery z "N.S.I". A w związku z tym, że są one dość energiczne, nie pozwalają im być biernymi odbiorcami. "Shot In The Back" od początku był faworyzowany przez większość osób, które poznały materiał. Jest on także naszym faworytem. Refren zapada w pamięć i na długo nie chce z niej wyjść, drąży mózg i zmusza do machania dynią pod sceną. I o to chodzi!

Rozumiem, że muzyka, cały booklet i teksty stanowią całość, i to, że wasze liryki nie dotykają błahych spraw. Jakie jest zatem przesłanie płynące z obrazu zdobiącego "Next Stop Insanity" i z tekstów?

Przesłanie jest następujące: żyjemy obecnie w dziwnych i zakręconych czasach. Czasach, w których wyznacznikiem sukcesu jest praca w dobrej firmie, prestiżowe stanowisko, zachodnia fura w bogatej opcji i urządzone gniazdko.

Niestety, żeby to osiągnąć i zdobyć wpadamy w wir, który wciąga nas coraz głębiej. Liczy się tylko dążenie do osiągnięcia sukcesu. A co za tym idzie? Zapominamy o rzeczach przyziemnych, o rodzinie, przyjaciołach, po trupach idziemy do przodu, wspinamy się po szczeblach kariery, nasze życie wypełnia głównie praca. Cała ta gonitwa, rywalizacja i wyścig szczurów prowadzą do autodestrukcji.

Tytuł płyty stanowi przestrogę, żeby nie zapędzić się za daleko. Bo następną stacją w tej gonitwie jest szaleństwo i obłęd. Melodyjka z rozstrajającą się powoli gitarą, kończąca płytę, symbolizuje właśnie ten stan, kiedy przekraczamy cienką granicę między normalnością, a szaleństwem.

Album jest już dostępny od jakiegoś czasu, czy docierają już do was pierwsze reakcje? Ale nie opinie pismaków itp. tylko fanów. Czy wiadomo także już jak "Next Stop Insanity" się sprzedaje ?

Owszem, dociera do nas sporo informacji. Pojawia się w internecie wiele pozytywnych opinii na jego temat. Ludzie piszą na forach, dyskutują na temat zawartości muzycznej, brzmienia, oprawy graficznej etc. Zauważamy także, że numery z "N.S.I" są już rozpoznawane na koncertach. Część fanów zdążyło już nawet nauczyć się tekstów.

Jeszcze jest za wcześnie, żeby mówić na temat sprzedaży. Jeszcze mnóstwo pracy przed nami, żeby dobrze wypromować płytę. Na dzień dzisiejszy przede wszystkim staramy się dotrzeć do ludzi przez internet i koncerty.

Wydanie płyty w normalnym kraju pociąga za sobą możliwości koncertowania - trasy itp. Jak to wygląda w Polsce - wszyscy wiemy. Czy zatem dużo koncertów macie w planach - zarówno tych jednorazowych jak i może jakiś mini tras (bo na więcej to zapewne nie ma co liczyć)?

Jakiś czas temu zaczęliśmy grać tzw. imprezy weekendowe. Sami zauważyliśmy, że granie pojedynczych koncertów w ciągu tygodnia nie ma sensu. Ludzie na ogół są zmęczeni pracą i wolą siedzieć z piwkiem w ręku przed telewizorem.

Dlatego też skupiamy się przede wszystkim na imprezach sobotnio-niedzielnych, na które na ogół przychodzi zdecydowanie więcej ludzi. Jeśli chodzi o plany koncertowe, to na bieżąco zapełniamy grafik. Sporo graliśmy w kwietniu i maju. Mieliśmy też zagrać za pośrednictwem zachodniej agencji koncertowej mini trasę po Europie (Belgia, Holandia, Niemcy i Polska), ale niestety nasze plany zostały pokrzyżowane przez czynniki zewnętrzne. Szkoda!

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | destrukcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy