Reklama

Ars Latrans Orchestra: "Ten projekt daje nam przestrzeń do tworzenia wspólnie fajnych rzeczy" [WYWIAD]

Pod koniec lutego, doczekaliśmy kolejnej odsłony Ars Latrans Orkiestry. Tym razem motywem przewodnim był "noir". O tym, w jaki sposób powstawał materiał, porozmawialiśmy z Piotrem Wykurzem (waterbody) i Antonim Olechem (Tony Yoru), którzy stanowili trzon tegorocznego projektu.

Pod koniec lutego, doczekaliśmy kolejnej odsłony Ars Latrans Orkiestry. Tym razem motywem przewodnim był "noir". O tym, w jaki sposób powstawał materiał, porozmawialiśmy z Piotrem Wykurzem (waterbody) i Antonim Olechem (Tony Yoru), którzy stanowili trzon tegorocznego projektu.
Ars Latrans Orchestra wydała nowy album "Noir" /Zuzanna Kruczek /materiały prasowe

Wiktor Fejkiel: Jak narodził się pomysł na stworzenie Ars Latrans Orkiestry? 

Piotr Wykurz (waterbody): - Chcieliśmy, aby na naszym festiwalu sztuki interdyscyplinarnej był projekt, który będzie nas wyróżniał. Stąd narodził się w nas pomysł Orkiestry. Wielu moich znajomych z okolic Krakowa było chętnych do robienia zwariowanych projektów. Połączyliśmy swoje moce. To był taki moment zapalny, w którym powstał pierwszy skład Ars Latrans Orkiestry. Drugą równie ważną dla mnie kwestią było to, że brakowało mi tych czasów, kiedy mogliśmy się spotkać w Krakowie gdzieś na sali i razem sobie pograć. Orkiestra powstała z moimi super znajomymi, mieliśmy więc możliwość grać na jednej scenie, spędzić wspólnie czas. Te dwa elementy przyczyniły się do powstania naszej Orkiestry.

Reklama

Myślicie, że za kilka lat tego typu projekty w muzyce pop będą popularniejsze? W rapie pojawiają się, na przykład Hotel Maffija czy Club 2020, natomiast w popie pustka...

PW: - Myślę, że nie, bo to jest zbyt kosztowne i zbyt trudne do ogarnięcia. Ludziom to się nie opłaca i nie chciałoby im się tego typu rzeczy robić. Jest teoretycznie Męskie Granie, które tworzy coś podobnego, z taką różnicą, że jest to totalnie komercyjny projekt, gdzie artyści robią utwory pod dyktando dużej firmy piwnej. My tutaj staramy się tworzyć koncept album, więc takich projektów nie ma. Może właśnie w środowisku raperskim coś takiego jest, ale nie wiem, czy ktokolwiek by się podjął w popie takiego zadania.

Antoni Olech (Tony Yoru): - Tyle że, no właśnie, w rapie zajmują się tym wytwórnie, a Ars Latrans to po prostu stowarzyszenie. My jesteśmy niezależnymi artystami, którzy tak naprawdę nigdy się nie znali wcześniej. Czyli dokładnie na odwrót, niż we wspomnianym Hotelu Maffija.

PW: - Ja jestem oczywiście za tym, by tych projektów powstawało jak najwięcej, bo to stwarza dla artystów możliwość udziału w większej liczbie fajnych rzeczy. Ale tak jak mówię, to jest dosyć wymagające i trzeba na to poświęcić bardzo dużo czasu. W sumie jak tak o tym myślę, to zmieniam zdanie. Niech takie projekty nie powstają i bądźmy tylko my i rośnijmy w siłę (śmiech).

Siedzibą stowarzyszenia Ars Latrans jest Kraków, to tutaj powstawały pierwsze festiwale i projekty. W tym roku również festiwal organizujecie w Krakowie. Planujecie więc pozostać tu na zawsze? 

PW: - Już teraz Kraków jest naszą siedzibą niestety tylko na papierze. Wiele osób związanych z Ars Latrans, które zaczynały w Krakowie, przeprowadziły się - w tym ja. Nad projektami pracujemy już tylko zdalnie. Natomiast Kraków pozostał takim naszym sercem, gdzie to wszystko się zaczęło. Z tego też powodu tu odbędzie się koncert premierowy, choć dwa tygodnie później będziemy grali we Wrocławiu i Warszawie. Staramy się już spoglądać na ten projekt z perspektywy całego kraju. Nie ukrywam, że Warszawa daje nam więcej możliwości. W Krakowie po sześciu latach gromadzimy taką samą publikę, co w stolicy na pierwszych koncertach. To samo mówi za siebie. Kto wie, jak to będzie wyglądać w przyszłości. Istotne jest to, że zaczynaliśmy z Orkiestrą w Krakowie, ja tam mieszkałem, znałem tam ludzi i chcieliśmy to robić razem. Teraz większość składu Orkiestry jest z Wrocławia i cieszę się, że to się zmienia, bo o to chodzi w tym projekcie. Im bardziej jest różnorodny, tym bardziej ciekawy i tym większe inspiracje można czerpać od siebie nawzajem. O to w tym wszystkim chodzi. Projekt nie jest po to, by tylko stworzyć płytę, ale też po to, by się poznać między sobą i otworzyć na jakieś inne połączenia. 

Jak narodził się pomysł, by tegorocznym tematem był "Noir"?

PW: - Temat co roku wybierają wspólnie członkowie stowarzyszenia, do którego również ja należę. Spotykamy się w jednej przestrzeni i dyskutujemy na tematy projektów, jakie dookoła festiwalu mogą powstać. Nasze ostatnie spotkania były dość długie. Było ich cztery, każde po około 2-3 godziny. Siedzieliśmy i rozkminialiśmy pomysły. Nie byliśmy do końca przekonani, jaki temat powinien być. W zasadzie 15 minut przed końcem ostatniego spotkania Karolina Kossakowska rzuciła "noir”. Każdemu od razu pootwierały się oczy i poczuliśmy, że to jest to.

Z czego wynikało przełożenie premiery z października?

PW: - Byliśmy zmuszeni zrobić parę zmian. Tworzymy rzeczy własnymi rękami, siłami i staramy się je ogarnąć jak najlepiej. Nie jesteśmy dużą komercyjną wytwórnią. Dorośliśmy do takich decyzji, że lepiej coś zrobić dobrze, a nie w sposób niedopracowany na ostatnią chwilę. Uświadomiliśmy sobie, że z niczym nam się nie spieszy, że najważniejszy jest ten nasz vibe w środku, żeby nie robić rzeczy pod presją, tylko tak, by każdy czuł się z tym dobrze i cieszył się z tego.Te wszystkie istotne elementy wpłynęły na to, że lepiej było przełożyć te rzeczy, lepiej je zaplanować i zrobić z większym funem, a nie stresem. 

Obserwując wasze działania, można zauważyć stały cykl roczny. Premiery albumów i festiwale odbywały się każdego roku w październiku, wcześniej single, obozy itd. W przypadku "Noir" to zostało nieco zaburzone…

PW: - Może nie tyle zaburzone, ile zmienione pod wpływem wielu problemów, z którymi borykaliśmy się wówczas. Co natomiast w 2024 roku? Zobaczymy po festiwalu. Jestem jednak pewien, że orkiestra nie będzie wychodzić co roku. Te ostatnie 3 lata pokazały, że jest to jednak zdecydowanie za duży wysiłek, by to ogarnąć strategicznie. Mogę więc powiedzieć, że ten cykl na pewno się rozciągnie, ale nie wiem jak bardzo. Musimy próbować, co będzie dla nas najlepsze, nie możemy się bać i musimy być otwarci na nowe.

Skład Orkiestry z roku na rok się zmienia, za sprawą nowo podejmowanego tematu. W jaki sposób on powstaje?

PW: - Skład wybieram ja. Zastanawiam się, kto by fajnie w danym temacie pasował, jacy fajni artyści są obecnie na rynku muzycznym, którzy coś tworzą. Wszystko to jest jednak podejmowane intuicyjnie. Nie zastanawiam się, który z nich przyniesie większą korzyść, nie analizuję żadnych wykresów. Skupiam się raczej na tym, jakie połączenia byłyby ciekawe, inspirujące. No i dokładnie w ten sposób powstał tegoroczny skład. Zapisałem sobie propozycje osób na kartce i tak finalnie on powstał. Wyjątkowa sytuacja była natomiast z Antkiem, bo co prawda wcześniej brałem go pod uwagę, ale zamknęliśmy już skład.

AO: - Piotrek przyszedł na mój koncert w Warszawie, ja się z nim w ogóle nie przywitałem wtedy, bo byłem w jakimś szale przed występem, a ja wtedy nie ogarniam, co się dzieje. Zgadaliśmy się jednak po i zaproponował, czy nie chciałbym dołączyć. Ja na zaproszenie zareagowałem pozytywnie, bo widziałem, jak oni fajnie to robią, jak to wszystko jest dobrze ogarnięte. Pomyślałem sobie, że chętnie bym wziął udział w takim doświadczeniu.

PW: - Wbiłem na koncert i Tony na scenie mnie zmiótł. Mimo tego, że mieliśmy już zamknięty skład, to wbiłem na backstage i się z Antkiem po koncercie dogadaliśmy, nie zastanawiając się, jakie będą tego konsekwencje. Końcowo mieliśmy aż pięciu wokalistów w składzie (śmiech). Potem jak wróciłem do domu, to miałem wątpliwości, jak uda nam się pogodzić ich aż tylu na obozach kompozycyjnych. Ale końcowo efekt wyszedł znakomity.

Mieliście problemy ze zgraniem terminów obozów dla całej orkiestry?

PW: - To jest właśnie dla mnie zaskakujące, bo jak jest energia w zespole, gdzie każdy jest czymś zaciekawiony i chce wejść w projekt, to mam wrażenie, że ustalenie wspólnych dat nie jest problemem. Każdy akurat wtedy ma wolne i ma ten czas. Wygląda to, jakby ktoś z zewnątrz nad tym wszystkim czuwał. Mówimy tutaj o ośmiu osobach, gdzie każda ma swoje życie prywatne, swoją pracę, swoje projekty solowe, a i tak udaje nam się wszystkim znaleźć ten czas.

Na lokalizację tego obozu wybraliście XVI-wieczny pałac w Gorzanowie. Dlaczego wybór padł na to miejsce?

PW: - Chcieliśmy znaleźć miejsce, które swoim klimatem zahaczy o ten "noir”, rozbudzi w nas to. W tym pałacu było właśnie tak, jak chcieliśmy. Panował mrok, spaliśmy w komnatach, które były przerobione na pokoje sypialniane. Całe kompozycje powstawały w starej bibliotece, tam rozłożyliśmy instrumenty i naprawdę to całe otoczenie fajnie się wpisywało.

AO: - To było naprawdę magiczne miejsce, no i ludzie też wyjątkowi. (śmiech)

Antek, a jakie ty miałeś oczekiwania, przystępując do tego projektu po raz pierwszy?

AO: - Ja to od dawna nie mam żadnych oczekiwań w życiu. Na pewno możliwość wzięcia udziału w czymś, co jest profesjonalnie ogarnięte i tak też będzie wyglądać w ostateczności. Nie ukrywam, że mi brakowało takich współpracy z ludźmi, którzy po prostu wiedzą, co robią. Miałem też małą przerwę w robieniu muzyki i chciałem też się troszeczkę rozruszać i zobaczyć, na co mnie stać w takiej grupie rozbudowanej, która nie porusza się w klimatach, które ja tworzę na co dzień.

PW: - Ja się naprawdę bardzo cieszę z tego, co się dzieje, gdy tworzymy taki skład. Ci artyści w swoich solowych projektach robią kompletnie inne rzeczy. W zespole natomiast powstaje naprawdę fajny miks tego wszystkiego.

Jakiego odbioru płyty "Noir" się spodziewacie? Czy po ubiegłym roku, gdzie udało wam się zagrać mnóstwo koncertów i festiwali z albumem "y2k",  apetyt rośnie w miarę jedzenia?

PW: - Ubiegły rok, moim zdaniem, to nie zasługa w pełni "y2k", a projektu, który narodził się przy okazji "Sztuki Miłości", który potem rozwijaliśmy i kontynuowaliśmy. Z roku na rok pozyskujemy nową grupę odbiorców, więc mam nadzieję, że ta tendencja będzie cały czas wzrostowa, że to się nie zatrzyma i będziemy mogli cały czas się rozwijać oraz grać więcej koncertów.

Jakie są wasze oczekiwanie względem koncertu premierowego na wspomnianym już festiwalu Ars Latrans. Jesteście zwolennikiem tego materiału w wersji studyjnej czy koncertowej?

PW: - No ja się nie mogę doczekać, by zagrać te utwory na żywo. Ta praca studyjna była fajna, ale jednak granie koncertów na żywo to najfajniejsza rzecz, jaką można zrobić. Siedzenie w studio nie jest ci w stanie oddać tego kontaktu z publiką. Znając nasz potencjał, spodziewam się niezłej petardy i gruzu ze sceny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu (śmiech).

AO: - Pisanie muzyki jest spoko, ale ja w studiu siedzieć nie lubię. Jest to dla mnie zbyt żmudny proces. Koncerty to jest dla mnie taki moment, gdzie mogę powiedzieć "sprawdzam", bo widzę, w jaki sposób inni ludzie te utwory odbierają. Jak siedzę na chacie, to wiem, że jest spoko, ale wciąż nie mam takiego doświadczenia, tych emocji, jakie występują z publicznością. Więc moment, w którym zaczynamy grać koncerty to ten, na który nie mogę doczekać się najbardziej. Mogę wtedy stanąć na tej scenie, gdzie rzeczywiście czuję się jak u siebie.

Na koncercie premierowym będziemy mogli usłyszeć materiały ze wcześniejszych płyt, czy tylko "Noir"?

PW: - "Noir" traktujemy jako nowe rozdanie, więc ja bym chciał zaprezentować artystów, którzy tworzą tę orkiestrę. Chciałbym, by pojawiły się ich utwory solowe, będą też na koncercie specjalni goście. Bez powrotu do wcześniejszych utworów i odgrywania coverów.

Czujesz w projekcie swego rodzaju misję Ars Latrans Orchestra na kształtowanie przyszłości polskiej sceny muzycznej?

PW: - Ars Latrans daje nam przestrzeń, gdzie możemy razem stworzyć fajny materiał, sobie pomóc w takim dużym składzie. Wszyscy razem mamy więcej możliwości. Najważniejsza jednak dla mnie jest kwestia poznania się między sobą. Ta misja, jaką mam w głowie w założeniu, całkowicie się spełnia- taki networking pomiędzy ludźmi. O to w tym wszystkim chodzi, o wymianę tych pomysłów i inspiracji między sobą.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama