Reklama

​Arkadiusz Jakubik: Muzyka daje mi wolność

"Z techniką wokalną nie jest u mnie najlepiej - śpiewam na gardle" - przyznaje Arkadiusz Jakubik, lider zespołu Dr Misio, szerzej znany z aktorskich dokonań. Niedawno ukazał się trzeci album jego formacji. To artystyczna wolność jest tym, co pcha Jakubika w stronę muzyki.

"Z techniką wokalną nie jest u mnie najlepiej - śpiewam na gardle" - przyznaje Arkadiusz Jakubik, lider zespołu Dr Misio, szerzej znany z aktorskich dokonań. Niedawno ukazał się trzeci album jego formacji. To artystyczna wolność jest tym, co pcha Jakubika w stronę muzyki.
Arkadiusz Jakubik w muzyce odnajduje wolność /Podlewski /AKPA

Czy muzyka daje panu coś, czego nie daje panu aktorstwo?

Arkadiusz Jakubik: To, co znalazłem na planecie pod nazwą muzyka, to jest totalna artystyczna wolność. Kiedy jestem aktorem, gram w filmie czy teatrze, zawsze dostaję scenariusz do ręki. Mam tam określoną postać, kwestie do nauczenia się na pamięć. A muzyka to jest wolność, nie mam nad sobą żadnego reżysera, żadnego producenta, który mówi mi, co mam grać i jak. Po prostu zamykam się z moimi przyjaciółmi z zespołu w sali prób i robimy to, co nam w duszy gra. I to jest dla nas rzecz najważniejsza.

Reklama

Z jakimi założeniami przystąpił pan do pracy nad trzecim albumem Dr Misio?

- Po drugiej płycie zespołu, "Pogo", która była bardzo mroczna, depresyjna, ciężka, chciałem wyruszyć w podróż, która zaskoczy mnie, kolegów z zespołu i przede wszystkim naszych fanów. Tym razem nasza muzyka jest bardziej melodyjna, odrobinę lżejsza.

Niemniej, wciąż poruszacie ważne społeczne tematy.

- Ta płyta jest w dużej mierze krytyką współczesnego konsumpcjonizmu, kultu mamony i takiego bezmyślnego życia bez głębszej refleksji. Jakiś czas temu poczułem u siebie pewien rodzaj egzystencjalnego lęku - nieprzypadkowo ta płyta nosi tytuł "Zmartwychwstaniemy". Autorem większości tekstów jest Krzysiek Varga, a na pomysł napisania tytułowej piosenki wpadł, kiedy zbierał materiały do ostatniej części swojej węgierskiej trylogii, powieści "Langosz w jurcie". Na węgierskim pograniczu znalazł cmentarz, gdzie nad bramą był napis "Zmartwychwstaniemy". Dopisałem do tego tekstu swoją historię, przepuściłem to przez moje doświadczenia.

Cmentarz nie jest dla pana tylko wizualizacją. Niedawno był pan pochłonięty ważną, rodzinną sprawą.

- Rzeczywiście. Półtora roku temu przeniosłem prochy mojego ojca ze Strzelec Opolskich, skąd pochodzę, na cmentarz w Konstancinie pod Warszawą. Dobudowałem sobie tam nad tatą pięterko.

Które utwory na albumie są panu najbliższe?

- Mam swoją ulubioną trójkę: "Zmartwychwstaniemy", "Pismo" i "Ochroniarz". Wszystkie te trzy piosenki w jakimś sensie kręcą się wokół eschatologicznych pytań, tęsknoty za jakimś absolutem, za czymś więcej. W utworze "Pismo" jest mój ulubiony fragment, który jest zaczerpnięty z Pisma Świętego: "i ten, kto ma dużo/ będzie mieć dużo więcej/ a temu kto nic nie ma/ wszystko zabiorą".

Klip do "Pisma" wyreżyserował Wojtek Smarzowski. Czy macie podobny gust muzyczny?

- Myślę, że słuchamy podobnych rzeczy. Przynosimy sobie czasem jakieś nowości. Albo takie rzeczy, które ktoś z nas wygrzebie, a o których druga osoba nie słyszała. Ostatnio Wojtek polecił mi belgijski zespół Kiss The Anus Of A Black Cat.

Jest pan wokalistą, aktorem, działa pan w dubbingu. Wszędzie pracuje pan głosem. Czy w jakiś sposób dba pan o swój aparat mowy?

- Niestety nie, ale na szczęście struny głosowe mam z żelaza, co dobitnie pokazują kolejne koncerty zespołu Dr Misio. Z techniką wokalną nie jest u mnie najlepiej. Krótko mówiąc, śpiewam na gardle. To cud, że moje gardło wytrzymuje kilka koncertów pod rząd, a każdy taki występ to dwie godziny bardzo ekspresyjnego wydzierania się.

Słyszałem, że na waszych koncertach publiczność reaguje bardzo żywiołowo.

- Jak na razie, każdy nasz koncert, który gramy, nawet ten w najbardziej eleganckiej sali, kończy się tak, że przynajmniej część męskiej publiczności stoi pod sceną rozebrana do pasa, spocona, zmęczona i tańczy z Dr Misiem pogo (śmiech). Najlepiej czujemy się w małych, muzycznych klubach, gdzie przychodzi niewielka, ale wierna rzesza fanów. To są ludzie, którzy chcą obcować z naszą muzyką i wejść w pewien trans, rodzaj ekstazy, unieść się kilka centymetrów nad ziemią i dać się porwać. I jeśli energia wytwarzająca się między zespołem i publicznością wymknie się spod kontroli, jest to najbardziej fantastyczne zjawisko pod słońcem.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk 

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Dr Misio | Arkadiusz Jakubik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy