Reklama

"Wciąż jest w tym magia"

Podobnie jak niegdyś skandynawskie grupy Ulver, Opeth czy Green Carnation, tak i norweska formacja Borknagar zdecydowała się na nagrania w pełni akustycznego albumu. "Origin", siódma studyjna płyta postblackmetalowego kwintetu z niesławnego Bergen trafiła na rynek 30 października 2006 roku, jak zwykle z logiem niemieckiej wytwórni Century Media. O naturalnej magii akustycznych dźwięków, procesie powstawania materiału, muzycznych fascynacjach i własnym stylu opowiedział Bartoszowi Donarskiemu lider i gitarzysta Borknagar, postawny Oystein G. Brun.

Kiedy właściwie narodził się pomysł nagrania w pełni akustycznego albumu?

Wpadliśmy na ten pomysł już w 2001 roku, kiedy nagrywaliśmy album "Empiricism". Wspólnie z Larsem [A. Nedlandem, klawisze] odbyliśmy wtedy wiele akustycznych sesji, grając stare utwory Borknagar. Fajnie to wszystko brzmiało, dlatego początkowo myśleliśmy o stworzeniu akustycznych wersji naszych starszych kompozycji w postaci takiego specjalnego materiału dla fanów.

Jednak z czasem pomysł zaczął ewoluować i chyba w 2004 roku zdecydowaliśmy się na napisanie zupełnie nowych utworów w formie akustycznej. Nasza muzyka od dawna miała w sobie takie partie. Tym razem postanowiliśmy, aby ten aspekt Borknagar rozwinąć do rozmiarów całego albumu.

Reklama

No właśnie. Nie jest to dla was nowość. Czy można zatem w tym przypadku mówić o nowym wyzwaniu, jakiego podjęliście się przy tworzeniu "Origin"?

Właściwie nie, ale zmusiło nas to do maksymalnej koncentracji. Tworzenie całej płyty akustycznie jest pewnym wyzwaniem. Nie chcieliśmy przecież, żeby ten album był nudną muzyką śpiewaną przy ognisku.

To miały być utwory z energią, mocą i ciężkimi partiami, nawet jeśli mamy tu do czynienia z akustycznym graniem. Niemniej, pracowanie nad tym materiałem było dla nas bardzo naturalne.

Czy nagrywanie takiego albumu jak "Origin" znacząco różni się od typowych prac studyjnych?

W zasadzie nie. Najprościej mówiąc, to nadal ten sam proces. Nagrywając akustyczną muzykę trzeba być jednak o wiele dokładniejszym. Przy rejestrowaniu typowego, metalowego albumu używamy przesterów, jest więcej hałasu, są blasty i możemy ukryć wiele błędów (śmiech).

Wielu rzeczy na drugim planie po prostu nie słychać. W akustycznym albumie wszystko musi brzmieć naprawdę bardzo dobrze, bo dźwięk jest nagi, otwarty. Czasami można nawet usłyszeć oddech. Musisz być bardzo precyzyjny i skupić się na jakości tego, co chcesz nagrać. Samo podejście do takiej muzyki jest nieco inne.

Co jest najważniejszą zasadą przy pisaniu akustycznej muzyki? To z pewnością nie jest metal, dlatego podejrzewam, że również podejście do komponowania musi być trochę odmienne.

W pewnym sensie tak. Dla nas było to jednak dość naturalne, bo już wcześniej mieliśmy w naszej muzyce akustyczne czy atmosferyczne partie. Z akustycznymi instrumentami należy się też nieco inaczej obchodzić. Trzeba być bardziej ostrożnym. Mimo iż nie jest to metalowa płyta, chcieliśmy, żeby była ciężka.

Moim zdaniem ten album ma w sobie sporo takich elementów. Najważniejsze było jednak to, aby stworzyć interesującą muzykę. Wiesz, skomponowanie nudnego, akustycznego materiału to bułka z masłem. "Origin" ma w sobie wiele różnych partii, wiele różnych emocji.

Ten album nie jest po prostu akustyczny, ale też wyraźnie inspirowany muzyką folkową. Czy folk to granie, którego słuchasz regularnie w domowym zaciszu?

Raczej nie. Prawdę mówiąc nie słucham zbyt wiele muzyki folkowej. Ale takie granie od zawsze siedzi w mojej głowie, jest dla mnie inspiracją. Uwielbiam tę wyjątkową magię tej muzyki. Oczywiście nie chcę w Borknagar pisać typowych utworów ludowych, tylko zawierać w naszej twórczości pewne elementy folku, te które czynią tę muzykę najbardziej interesującą.

Z tego co się powszechnie uważa, muzyka folkowa jest raczej wesoła z wieloma radosnymi melodiami. "Origin" nie ma z tym jednak nic wspólnego. Ogólny nastrój tego albumu jest bardziej melancholijny, wyciszony, smutny. Jak powiedziałeś, to nie jest folk.

Racja, choć wciąż jest w tam na magia, która mnie najbardziej pociąga. Sądzę zresztą, że folk to nie tylko wesołe granie. Jest wiele utworów ludowych o bardzo mrocznym charakterze. Te pierwiastki chcieliśmy wykorzystać. To samo z elementami rocka progresywnego, muzyki klasycznej czy symfonicznej, które również postanowiłem tu umieścić. Choć raz jeszcze podkreślę, nie chodziło o bezpośrednie zapożyczenia, ale o adaptowanie pewnych nastrojów, motywów.

I tu dochodzimy do punktu, w którym warto zwrócić uwagę, że wasz styl ewoluuje już od wielu lat. Każdy album ma swój, nieco inny klimat, do czego fani Borknagar zdążyli się już przyzwyczaić. Z drugiej strony wasza muzyka cały czas jest doskonale rozpoznawalna. Z tego wniosek, że umacniania własnej muzycznej tożsamości, utrzymanie pewnego stylu Borknagar jest dla was bardzo istotne.

Tak. To jedna z tych rzeczy, której od zawsze poświęcam wiele uwagi. Chcemy utrzymać to, co jest w Borknagar wyjątkowe. Jasne, cały czas się rozwijamy i nie mamy zamiaru stać w miejscu, jednak zachowanie rdzenia, podstawy naszego grania jest dla mnie bardzo ważne. Zgadzam się z twoim zdaniem. Bez względu na to, czy jest to akustyczny lub metalowy album, zawsze będziesz w stanie rozpoznać, że to Borknagar.

Na "Origin" pojawiło się kilku dostojnych gości. Jak udało się wam przyciągnąć ich do tego projektu? Praca z nimi w studiu musiała być chyba dla was nowym doświadczeniem.

To było wspaniałe doświadczenie. Już samo nagranie albumu w stu procentach akustycznie było olbrzymim wyzwaniem. Tu nie ma żądnych syntezatorów, efektów. Wszystko jest prawdziwe: flet, wiolonczela, skrzypce. Cała ta sesja była dla mnie niczym spełnienie marzeń.

Wszystko jest tu żywe i brzmi naturalnie. Gościa pojawili się dzięki różnym powiązaniom i kontaktom. Człowiek, który zagrał na wiolonczeli jest kolegą Asgeira [Mickelson, perkusja], a dziewczyna, która nagrała partie skrzypiec to znajoma Larsa. Tyr [eks-Emperor i Vintersorg, Borknagar] ponownie zarejestrował nam bas.

Warto też wspomnieć o Steinarze Ofsdaldzie, który zagrał na flecie. To naprawdę bardzo sławny muzyk w Norwegii. Uważa się go niemal za ikonę muzyki folkowej. Jeżeli masz na płycie partie fletu i on je tobie zagra, to nic lepszego w tej kwestii nie może cię już spotkać. Praca z muzykami tego kalibru była dla nas niesamowitym przeżyciem.

Wszystko pięknie, zastanawiam się jednak, czy oddanie tej atmosfery będzie w pełni możliwe na koncertach.

Nie dbam o to. Granie na żywo jest dla mnie sprawą drugoplanową. Nie tworzę muzyki i nie nagrywam albumów pod kątem grania ich na koncertach. Oczywiście, wiele utworów dobrze sprawdza się na scenie, ale to nie jest powód, dla którego robię moją muzykę. Po pierwsze ta muzyka ma żyć na płycie. Zdaję sobie jednak sprawę, że niektóre kompozycje z "Origin" nigdy nie zabrzmią na koncercie, tak jak w studiu. Na scenie po prostu traci się wiele szczegółów.

Myślisz, że ten album ma szansę zainteresować ludzi, którzy - powiedzmy - nie bardzo siedzą w metalu?

Tego nie wiem. Nie mam pojęcia, czego oczekiwać po tym albumie. Płyta na pewno ma ku temu potencjał. Ta muzyka wychodzi poza scenę metalową. Mam wrażenie, że "Origin" może się spodobać ludziom słuchającym muzyki klasycznej czy prog rocka.

Zmieniając temat. Jakiś czas temu planowaliście wydanie materiału DVD. Porzuciliście ten pomysł? Coś nowego dzieje się w tej kwestii?

Cały czas o tym rozmawiamy. Mamy pewne plany i wiele różnych materiałów. Myślimy też nad sfilmowaniem kilku koncertów. Jednak nic konkretnego jeszcze się nie dzieje. Wiesz, koncentrujemy się głownie na nagrywaniu kolejnych płyt. To nasz główny cel. Reszta to sprawy poboczne. Zobaczymy co się wydarzy. Z pewnością postaramy się w odpowiednim czasie o tego typu materiał. Dziś jednak nie wiem, kiedy mogłoby to nastąpić.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nagrania | partie polityczne | muzyka | magia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy