Reklama

"Samotność może być czymś pozytywnym"

Erosa Ramazzotti'ego nie trzeba specjalnie przedstawiać. Przystojny włoski wokalista jest jedną z najpopularniejszych postaci na scenie pop, a jego sława sięga daleko poza granice rodzinnego kraju. W swoim dorobku ma ponad 36 milionów sprzedanych płyt. Dziesiąty album w jego dorobku to "Calma Apparente", a ukazał się on pod koniec października 2005 roku. Promował go singel "La Nostra Vita". Na płycie znalazł się także duet "I Belong To You - El Ritmo De La Passion", nagrany wspólnie z Anastacią, która napisała tekst. Co ciekawe, amerykańska wokalistka fragment utworu zaśpiewała po włosku. Eros Ramazzotti w rozmowie z Sylwią Paszkowską (Radio RMF FM) opowiedział o nowych nagraniach, współpracy z Anastacią i samotności. Nie mogło zabraknąć pytań o dwie rzeczy, bez których trudno sobie wyobrazić prawdziwego Włocha - kuchnię i piłkę nożną.

Singlowy utwór "La Nostra Vita" to podobno pierwsza piosenka, jaką napisałeś od początku do końca sam. Dlaczego tak rzadko to robisz?

Tym razem postanowiłem samodzielnie napisać piosenkę. Zajęło mi to mnóstwo czasu, dlatego nie sądzę, bym w przyszłości jeszcze to powtórzył. Nie mogę przecież pisać jednej piosenki przez 3 miesiące. Mamy 6-7 miesięcy na zrealizowanie całej płyty, trzeba się więc bardzo spieszyć. Myślę jednak, że warto było.

Udała się. Mówi o ważnych sprawach. Chociaż oczywiście jest bardzo ciężko ująć w cztery minuty wszystko, co chciało się powiedzieć.

Reklama

Padają w niej ostre zdania na temat współczesnego świata.

Tak, to mocne zdanie, gorzkie. Ale taka jest rzeczywistość, świat jest obrzydliwy. Nie możesz swobodnie podróżować, nie ryzykując, że jakiś kamikadze wysadzi się obok w powietrze. Włączasz telewizor i codziennie widzisz śmierć. W mojej piosence wyraźnie zaznaczyłem kontrast - z jednej strony życie, które jest najważniejszą rzeczą, jaką może mieć człowiek, a z drugiej strony otaczający go świat, który my sami doprowadzamy do upadku.

Życie jest piękne, ale świat taki już nie jest, dlatego budzi mój wstręt. Dlatego trzeba znaleźć w swoim życiu jakieś oparcie, coś pozytywnego, jakiś cel, by rzeczywistość stała się mniej koszmarna. Jeśli masz dziecko, powinieneś całkowicie poświęcić się dziecku - to jest to, co po tobie zostanie na tym świecie. Myślę, że to najpiękniejsze, co można zrobić.

Dlaczego twoje piosenki ostatnio są takie smutne?

Nie powiedziałbym, że są smutne. Muzyka włoska ma takie korzenie, melodykę, to piosenki o miłości, mają więc w sobie tę nutę smutku. Chociaż nie nazywałbym tego może smutkiem, raczej refleksyjnością.

Pojawiają się także refleksje o samotności.

Mam na myśli błogosławioną samotność. To zasadnicza różnica cierpieć z powodu samotności, a doświadczać błogosławionej samotności - to dwie różne rzeczy. Błogosławiona samotność oznacza, że jest ci dobrze samemu. Samotność może być czymś pozytywnym. Nie jest powiedziane, że musi powodować depresję.

Czy w takim razie lubisz być w centrum zainteresowania? Ciężko ci tego uniknąć.

Jestem na świeczniku od bardzo dawna, ponad 20 lat, ciągle w drodze, ciągle wśród ludzi, dlatego kiedy mam więcej czasu dla siebie, niechętnie się gdzieś ruszam. Wolę zostać w domu, pograć np. na gitarze, pobyć przede wszystkim z córką, albo z najbliższymi przyjaciółmi. Zjeść wspólną kolację w domu.

Niechętnie się gdzieś wypuszczam. Wystarczająco dużo jest mnie wszędzie przez cały rok.

Mówisz o wspólnej kolacji. A sam umiesz gotować?

Jestem jednym z nielicznych Włochów, którzy nie potrafią gotować. Ale to dlatego, że mi się nie chce, bo gdybym się przyłożył, na pewno zrobiłbym coś dobrego (śmiech).

Po rozwodzie wychowujesz córkę. Czy może jest odwrotnie - to ona ciebie wychowuje?

Małe dzieci uczą cię takich rzeczy, jakich sobie nawet nie wyobrażasz, dlatego jestem bardzo do przodu. Oczywiście wszystko zależy od charakteru dziecka. Moja córka ma bardzo silny charakter, jest zdecydowana, łatwo jej wszystko przychodzi.

Ale jest też bardzo delikatna, wrażliwa. Od niej można się naprawdę wiele nauczyć.

A masz już pomysł na to, co będzie robiła w przyszłości?

To ona zadecyduje o swojej przyszłości. Twoim zadaniem jest tylko jak najlepiej wychować swoje dzieci, właściwie nimi pokierować: nauczyć szacunku do bliźniego, do życia, pokazać, kiedy błądzi, a kiedy postępuje właściwie. Tylko tyle należy robić, wychowując dzieci, nie wolno im nigdy niczego narzucać.

Bawisz się z córką?

Czasem to ja chcę pobawić się lalkami, ale ona nie chce. Nie chodzi o to, że jest poważna. Uważa po prostu, że faceci się na tym nie znają (śmiech).

W "I Belong To You - El Ritmo De La Passion" zaśpiewałeś razem z Anastacią. Czy podoba ci się ona także jako kobieta?

Wolę inny rodzaj kobiet, chociaż ona jest bardzo wrażliwa, to mnie uderzyło. To bardzo pozytywna postać, profesjonalistka, także piękna kobieta. Mnie podobają się jednak wyższe (śmiech). Żartuję.

Opowiedz o początkach swojej przygody z muzyką.

Moja przeszłość jest bardzo związana z muzyką. Zawsze miałem muzykę w domu. My, Włosi, jesteśmy narodem śpiewaków, to zasadnicza kwestia. W domu zawsze była gitara, perkusja, jakiś instrument.

Ale wszystko zależy tak naprawdę od twoich rodziców, od tego, co w jakiś sposób starają ci się narzucić. Chociaż tu nie było akurat mowy o narzucaniu, mnie się to podobało. Muzyka była dla mnie zawsze ważna. Było widać, że mam ją we krwi.

Początki chyba nie były łatwe, bo oblałeś egzamin na Akademię Muzyczną. Powiedz, jak na ciebie wpłynęło to doświadczenie, czy cię to załamało, czy raczej zmobilizowało?

Chciałem studiować coś, co mnie pasjonowało, czyli muzykę. Na szczęście zawsze miałem zimny i silny charakter. Nie poddałem się więc po porażce. Spędziłem dwa koszmarne lata, studiując coś, co mnie kompletnie nie interesowało. Potem mój ojciec zrozumiał, że to nie jest właściwa dla mnie droga i pomógł mi.

A czy czasem nie kusiło cię, żeby zmienić styl muzyki?

Tak naprawdę jestem bluesmanem. Bardzo lubię czarną muzykę. Udaje mi się nawet czasem napisać jakiś fajny kawałek w tym stylu, ale potem kiedy zaczynam to śpiewać po włosku, rezultat jest naprawdę nędzny (śmiech).

Włosi mają niemal nabożny stosunek do piłki nożnej. Jakbyś przekonał kobietę, żeby poszła z tobą na mecz?

Kobiety uwielbiają ostatnio pokazywać się na stadionach. Dlatego chętnie przychodzą same, gdyby jednak trafiła się jakaś oporna, mógłbym ją przekonać proponując w zamian kolację.

Najpierw mecz, a potem kolacja, coś za coś. Jeśli mnie kocha, przyjdzie, jeśli nie przyjdzie, znaczy, że mnie nie kocha.

Jesteś nie tylko kibicem, ale także czynnym piłkarzem.

Jestem napastnikiem, jeszcze całkiem niezłym. Chociaż czasem chciałbym robić te same rzeczy, jakie robiłem mając 20 lat. Dopiero później łapię się, że głowa by jeszcze chciała, ale ciało już nie to. Mam czterdziestkę, to już nie to samo co kiedyś.

Pod koniec października skończyłeś 43 lata. Co byś teraz powiedział młodemu chłopakowi, który ponad 20 lat temu zaczynał karierę.

Nie mógłbym mu nic powiedzieć. Widzę kompletną zmianę. Myślę, że na dobre. Widzę osobę dojrzalszą, mocno stojącą na ziemi, pełną pokory tak potrzebnej, by iść naprzód. To ktoś uleczony i całkowicie odmieniony.

Kiedyś był niepewny, jego osobowość dopiero się kształtowała, był nieśmiały i niedojrzały, teraz jest dojrzalszy, pewniejszy siebie, ale wciąż musi nad sobą pracować. To zawsze.

Na zakończenie powiedz, czy lubisz podróże i czy często podróżujesz?

Dla przyjemności mało. Przez ponad 20 lat podróżowałem mnóstwo zawodowo. Dlatego teraz, kiedy wracam do domu i mógłbym pozwolić sobie na podróż dla czystej przyjemności, aż mnie odrzuca.

Dla kogoś, kto podróżował mnóstwo przez tyle lat, to nie jest żadna frajda, ciągle tak jeździć, włóczyć się po hotelach. To trochę upierdliwe.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: radio RMF FM | świat | piosenki | 20 lat | śmiech | samotność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy