Reklama

"Nie straciłyśmy kontaktu z rzeczywistością"

Jeszcze kilka lat temu nikt nie miał wątpliwości, że najpopularniejszą żeńską grupą w Stanach Zjednoczonych jest trio TLC. Wystarczyła jednak tylko chwila i pojawiła się kolejna mocno błyszcząca gwiazda - zespół Destiny's Child. Dzięki takim przebojom, jak "Independent Woman" czy też "Survivor", Beyonce, Michele i Kelly szybko podbiły większość list przebojów na całym świecie. Z okazji premiery swego najnowszego albumu „Survivor”, który ukazał się wiosną 2001 roku, członkinie grupy Destiny's Child opowiadają o kulisach produkcji, sławie, pieniądzach i mężczyznach.

Co odpowiadacie tym wszystkim, którzy śmieją się, że jesteście prawdziwymi ‘surviors’ (ocalałe), tylko dlatego, że przetrwałyście wszystkie zmiany personalne w zespole?

Beyonce: To, co tak cenię sobie w Destiny’s Child, to fakt, że wszystkie negatywne czy nieprzyjemne rzeczy jakie nas spotykają, wychodzą nam ostatecznie tylko na dobre. Podobne sytuacje powodują, że stajesz się po prostu bardziej odporna. Robimy błędy jak każdy, ale zamiast rozpamiętywać je czy poddawać się im, staramy się nie popełnić ich już nigdy w przyszłości. Traktujemy je jak ciągłą lekcję życia. I nawet jeżeli pojawiają się jakieś złośliwe docinki, czy ktoś po prostu nie rozumie, o czym śpiewamy i przeinacza to na swój użytek, jest to dla nas tylko wyzwanie, żeby działać dalej. Czasem z takich sytuacji powstają nawet niezłe piosenki: „Survivor” napisałam chyba w ciągu 5 minut. Czułam wtedy, że ten utwór sam się pisze. Kiedy przedstawiłam go Kelly i Michele, obie stwierdziły, że jest świetny i nagrałyśmy go jako pierwszy kawałek na płytę. I dobrze, bo udział w jego nagraniu - jak i powstaniu całej płyty - wzięłyśmy wszystkie trzy i świetnie się nad nim pracowało. Płyta „Survivor” w pewnym stopniu powstała dzięki wszystkim nieprzychylnym uwagom, które umotywowały nas do pracy.

Reklama

W dzisiejszych czasach zespoły czy artyści, są często tworami sztucznie wykreowanymi przez topowych producentów i tylko dzięki temu udaje im się przebić. W przypadku Destiny’s Child topowych producentów należy szukać w samym zespole!

(wszystkie) Hej, miło, że zauważyłeś!

Michele, opowiedz nam więc o pracy z waszą ‘topową producentką’ - Beyonce.

Michele: Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że Beyonce była autorką i współproducentką dużej części „The Writing’s On The Wall”! Także na naszej pierwszej płycie... a w zasadzie już nawet kiedy miała 11 lat, nie zdawała sobie sprawy, że aranżując wokale robi to, co normalny producent! Tak więc robi to niemal od zawsze i jest już prawdziwą profesjonalistką. Ma do tego talent, bo każdy może mieć jakąś wizję piosenki czy instruować cię, jak masz śpiewać, ale ważne są ostateczne efekty. I według mnie jest obecnie jedną z lepszych producentów na świecie! Poza tym w teksty, które pisze, może wczuć się każdy, niezależnie od płci. Porusza tematy od miłości, szczęścia po taniec i wrażenia z nim związane. Nie jest to takie proste, wierzcie mi! Nie można sobie tak po prostu usiąść i napisać piosenki, sprawa wymaga większego zachodu. Nie potrafię wyrazić, jak jest utalentowana. I piękna!

Beyonce: O rety, dzięki... To takie miłe.

Kelly: To wszystko prawda. Kiedy słucha się naszych piosenek, szczególnie w czasach, jakich przyszło nam doczekać, łatwo zauważyć, że opowiadają o prawdziwym życiu, prawdziwych emocjach i uczuciach Na takie teksty jest w tej chwili zapotrzebowanie.

Beyonce: Jednym z najpiękniejszych utworów na tej płycie jest „The Story Of Beauty”, inspirowany historią pewnej dziewczyny molestowanej przez swojego ojca. Sztuką jest przełożenie takiej historii na słowa piosenki. „Story...” mówi, że możesz być dalej piękna i młoda, nawet jeżeli przeszłaś przez coś tak strasznego. Często ludzie są ‘oślepieni’ trzeźwym spojrzeniem na świat i nie dopuszczają do siebie myśli, że ktoś po przejściach ma cały czas szansę stać się kimś wielkim.

Beyonce, jesteś już profesjonalnym producentem i napisałaś świetne utwory na ten album, ale czy nie przeraża cię perspektywa pełnej odpowiedzialności za tę płytę?

Beyonce: Tak, to ogromny stres, szczególnie dla 19-latki. Destiny’s Child sprzedały już ponad 10 milionów płyt i wytwórnia Columbia wyłożyła bardzo dużo pieniędzy na nagranie tego albumu, co tylko zwiększa moją odpowiedzialność. W rzeczywistości wyglądało to tak, że raz weszłyśmy do studia i raz nagrałyśmy „Survivor”, za drugim razem „Bootylicious”, potem kolejne kawałki i zanim wytwórnia zaprosiła nas do studia, płyta była już prawie skończona. Wykorzystałyśmy to, że samemu zabierając się za pracę nad tymi piosenkami, wytwarzała się między nami bardzo specyficzna atmosfera, jaką trudno byłoby potem odtworzyć. Można powiedzieć, że ta płyta sama się nagrała. I jestem faktycznie trochę przestraszona tą odpowiedzialnością, bo kiedy samemu piszesz i produkujesz swój materiał, to na nikogo nie możesz zrzucić winy, jeżeli coś poszłoby nie tak. Ale uważam, że szacunek należy się całej naszej grupie. Jesteśmy autorkami naszych piosenek, same wymyślamy sobie choreografię, podsuwamy pomysły na klipy i kreujemy swój wizerunek, styl. Nie jesteśmy przez nikogo wyprodukowaną grupą i to dlatego jesteśmy prawdziwymi ‘survivors’, dlatego przetrwałyśmy. Nie jesteśmy zespołem, który wchodzi do studia, nagrywa swoje partie i na tym kończy się jego praca. To nie dla nas.

O czym opowiada piosenka o tym przedziwnym tytule „Bootylicious”?

Michele: Wiele kobiet ogląda telewizje i czyta różne kobiece magazyny, i wszędzie widzą jeden ustalony wzór piękna. A w tej piosence mówimy, że nie ma nic złego w posiadaniu okrągłych bioder, tyłeczka, ud. Nie ważne, jakie nosisz rozmiary - zawsze możesz wyjść na parkiet i bawić się tak jak inni. „Bootylicious” jest jak modjo. Zachęca żeby się bawić, tańczyć, śmiać - i odnosi się zarówno do kobiet , jak i do mężczyzn.

Zaledwie z dwiema płytami na koncie zgarnęłyście w 2001 roku bardzo prestiżową nagrodę Soul Train Award im. Sammy’ego Davisa Jra. w kategorii „Artysta/Grupa Roku”. Jakie to uczucie?

Beyonce: Nie do opisania. Zdajemy sobie sprawę, kim dla przemysłu rozrywkowego jest Sammy Davis Jr. i jaką odpowiedzialność niesie za sobą wygranie nagrody jego imienia. To tylko powoduje, że chcemy pracować jeszcze ciężej, żeby kroczyć szlakiem przetartym przez takie legendy.

Michelle: Także pomysłodawca tych nagród - Don Cornelious - odegrał znaczącą rolę w naszej karierze. Cała telewizja Soul Train, ale on szczególnie, zawsze wspierał nas i wierzył w nasze możliwości.

Kelly: To on załatwił nam pierwszy poważny występ. Zaśpiewałyśmy wtedy na Soul Train „No No No”, zanim jeszcze ten utwór trafił na szczyty list przebojów. Potem śpiewałyśmy to jeszcze gdzieś i dopiero wtedy wszyscy zaczęli się nami interesować. On był pierwszą osobą, która tak naprawdę do końca w nas wierzyła i która miała możliwość zaprezentowania nas tak dużemu gronu odbiorców.

To, co tak w was cenię, to fakt, że nadal jesteście tymi samymi skromnymi dziewczynami, co kiedyś. W dzisiejszych czasach wielu zespołom już po jednym przeboju odbija palma sukcesu. W waszym przypadku, obecnie najpopularniejszej grupy żeńskiej na świecie, wydaje się, że ciągle stąpacie twardo na ziemi. Jak udaje wam się ta sztuka w świetle milionów sprzedanych płyt, zdjęć na okładkach najpopularniejszych magazynów?

Beyonce: Nie straciłyśmy kontaktu z rzeczywistością, bo mamy rodziny i przyjaciół, którzy nigdy nas nie okłamują. Jeśli nie mamy racji, wówczas przyjmujemy to ze spokojem, nie jesteśmy typem ludzi, którym nie wolno wytknąć żadnego błędu. Jesteśmy w stosunku do siebie nawet bardziej krytyczne od innych. Kochamy się, mamy w sercu Boga i to On się nami opiekuje. Innym sposobem jest otaczanie się ludźmi, którzy naprawdę cię kochają. Można mówić różne rzeczy o pracy z nami, ale gdyby nie nasi bliscy i wszyscy, którzy autentycznie angażują się w naszą karierę i są częścią naszego życia, byłybyśmy pewnie jednym z tych zespołów, o jakich wspomniałeś. Nie potrzebujemy ludzi, którzy mówią nam tylko to, co chcemy usłyszeć. Dlatego pozostajemy skromne. Nie zawdzięczamy przecież sukcesu samym sobie, ale i Bogu. A także: wytwórni, menedżmentowi, ciężkiej pracy, fanom, sprzedawcom itd. Sukces jest nie tylko twoją zasługą, a jeżeli myślisz inaczej, w każdej chwili Bóg może cię tego pozbawić.

Kelly: Dodam tylko, że całe nasze parafie gorąco się za nas modlą. Tak samo często spotykamy fanów, którzy mówią, że zmawiają za nas modlitwy. Dlatego jeszcze tu jesteśmy i wykonujemy swój zawód.

Osiągnęłyście sukces, zarobiłyście sporo zielonych, często spotykacie się z zazdrością. Jak sobie z tym radzicie?

Michele: Jest nieraz faktycznie ciężko, niektórzy ludzie jakby umyślnie próbują cię zmartwić, doprowadzić do płaczu. Staramy się możliwie unikać z nimi kontaktu. Dzisiaj przeczytałam gdzieś zdanie: „Opinie innych ludzi to nie twoja sprawa”. Chodzi o to, że jeżeli ktoś coś mówi na mój temat, to nie moja sprawa i nie powinno mnie to nawet interesować. Ale czasem nie da się tego uniknąć: ktoś opowiada o tobie jakieś absurdalne kłamstwa i czujesz potrzebę udowodnienia, że tak nie jest. A jeżeli cię nie zna, to przez tę chwilę i tak cię nie pozna, więc zwyczajnie tracisz wtedy swój czas. Ale i tak przytrafia nam się więcej pozytywnych, niż negatywnych rzeczy. Ludzie potrafią krzywdzić i zawsze będą to robić. Dla artystów, takich jak my, jest to często cios poniżej pasa, szczególnie jeżeli ofiarą pomówień jest na przykład twoja siostra czy twój menedżer - ktoś, z kimś jesteś bardzo związany.

Beyonce: Każda z nas pracuje naprawdę ciężko, a ludzie zawsze mogą rzucić w naszą stronę coś niemiłego. Jest to często spowodowane ich ignorancją. Moja mama powtarza, że jeżeli chcesz coś komuś udowodnić, to już z góry jesteś usprawiedliwiony. A i tak wszystkich kiedyś osądzi Bóg.

Opowiedzcie o jakimś szaleństwie ze strony fanów, z jakim spotkałyście się osobiście.

Kelly: Byłyśmy niedawno w Londynie i pojawiłyśmy się w sklepie sieci HMV. Nikt, zupełnie nikt nie spodziewał się, że przyjdzie nas zobaczyć aż tyle osób i choć miałyśmy zaplanowane wykonanie na żywo „No No No”, ludzie tak szaleli z radości, że wdrapywali się na latarnie, tratowali innych i w którymś momencie było już tak niebezpiecznie, że przerwałyśmy występ i musiałyśmy się stamtąd jak najszybciej ewakuować!

Beyonce: Taka sama sytuacja zdarzyła się w Szwecji. Przyszły podobne tłumy.

Michele: Schlebia nam to, że fani tak nas kochają, ale chcemy, żeby czuli się też przy nas bezpiecznie. Boimy się, że komuś stanie się jakaś krzywda.

Beyonce: To trochę dziwne, że niektórzy nie widzą w nas normalnych dziewczyn, jakimi jesteśmy. Przecież tak samo wstajemy rano, korzystamy z łazienki i ubikacji, czasem kichamy, kaszlemy i może tylko częściej od innych mamy okazję śpiewać. Bo kochamy śpiewać! A podczas spotkań, podczas podpisywania płyt, często spotykamy ciekawych ludzi, z którymi chciałybyśmy porozmawiać, bliżej ich poznać, a w tym szaleństwie nawet nie ma na to szans.

Kiedyś przeczytałem, że bałyście się zostać gwiazdami.

Michele: Ja się nadal boję!

Beyonce: Normalnie staramy się obyć bez ochroniarzy. Kiedy same wybieramy się do supermarketu czy na imprezę, nasze rodziny zastanawiają się, czy jesteśmy normalne, bo nie powinnyśmy nigdzie pokazywać się same. Ja tak nie uważam. Może faktycznie nie umiem trzeźwo oceniać rzeczywistości, ale widząc Janet Jackson z wianuszkiem ochroniarzy myślę sobie, że daleko nam jeszcze do takiej popularności, że mnie to nie dotyczy. Faktycznie dochodzi już do takich momentów, kiedy nie mogę wejść do sklepu, żeby po pięciu minutach nie być otoczoną tłumem fanów. To mnie przeraża.

Michele: Nigdy nie wiesz, czy ktoś cię gdzieś nie zaciągnie, czy cię akurat nie śledzi. Czy taka jest cena popularności?!

Beyonce: Nie chcę doczekać takiej chwili, kiedy nie będę mogła przejść ulicą bez wycelowanego w swoją stronę jakiegoś aparatu fotograficznego. Iść gdzieś ze swoją siostrą nie słysząc, że wszyscy pokazują mnie sobie palcami i obgadują. Już jako 4-latka marzyłam, żeby kiedyś występować przed publicznością, żeby mieś wielu fanów i być kimś popularnym.... Powiem może tylko, że uczucie, jakiego doznaje się na scenie podczas koncertu jest ważniejsze od wszystkich niedogodności związanych za sławą.

W jednym z wywiadów przeczytałem również, że trafiacie ciągle na niewłaściwych facetów.

Michele: Cały czas tak jest...

Kelly: To dziwne, ale codziennie spotykamy ludzi, którzy są dla nas mili, sympatyczni i chociaż ich nie lubimy, to potrafią wydzwaniać do nas codziennie. Ale kiedy zależy ci, żeby ktoś oddzwonił, to na pewno tego nie zrobi. W dodatku ci, których szczerze nie znosisz, jeszcze bardziej cię za to uwielbiają! Ale ciągle nikogo jeszcze nie mamy, więc może za parę lat inaczej odpowiemy ci na to pytanie...

Chodzi mi o to, że jesteście jednymi z najbardziej pożądanych kobiet na świecie, a tak naprawdę nie macie nigdy okazji, żeby tego doświadczyć w bezpośrednich kontaktach. Wasz plan zajęć pęka w szwach...

Beyonce: Nie mamy nawet czasu, żeby myśleć o spotykaniu się z kimś. Dosłownie! Kiedyś, podczas kręcenia zdjęć do musicalu „Carmen”, miałam 40 minut, żeby po prostu pobyć z ludźmi, których właśnie poznałam. To było po raz pierwszy odkąd cztery lata temu skończyłam szkołę!!! I tak to jest w naszym przypadku - spotykamy nowych ludzi, widzimy się z nimi przez 10 sekund, potem mówimy: „Cześć, mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy!” i koniec. Jeżeli nie są to jakieś znane osoby czy popularni dziennikarze, to zazwyczaj nie mamy okazji ich już nigdy zobaczyć. Nasze kontakty z ludźmi trwają po około 5 minut i czasem nawet nie wiadomo, co przez ten czas im powiedzieć. Myślą, że nie będziemy z nimi rozmawiać, bo ich na przykład nie stać na kino, a my mamy kupę forsy. A to wcale tak nie jest, bardzo chcemy pogadać!

Na podstawie materiałów promocyjnych Sony Music.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: studia | piosenki | Beyonce Knowles
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy