Reklama

"Nie odkrywamy Ameryki"

Po trzech latach działalności, krakowska grupa Skangur doczekała się debiutanckiej płyty. Album "Ze słońcem na twarzy", który trafił do sklepów w październiku 2003 roku, rodził się w bólach. W ciągu dwóch lat muzycy odwiedzili aż pięć studiów nagraniowych, co - ich zdaniem - wynikało głównie z dbałości o zachowanie na płycie energii, którą zespół imponuje podczas występów na żywo. Gitarzysta Adam Kozłowski i basista Adrian Fras tuż przed premierą płyty spotkali się z Krzysztofem Czają i opowiedzieli m.in. o tym, dlaczego Skangur musi liczyć osiem osób, dlaczego większość gitarzystów rezygnowała ze współpracy już po kilku próbach i jakie korzyści wynikają z pozostawania poza strefą wpływów wielkich koncernów fonograficznych.

Pochwalcie się swoimi dotychczasowymi osiągnięciami.

Adam: Mówiąc w największym skrócie: istniejemy trzeci rok, a regularnie gramy mniej więcej od dwóch lat. W tym czasie zagraliśmy bardzo dużo, jak na realia polskiego rynku, koncertów. Mieliśmy też dwutygodniową trasę po Niemczech. Nasz najświeższy sukces to płyta. Zaczynają się nami interesować media. Wszystko idzie w dobrą stronę.

Z tego, co napisaliście na waszej stronie internetowej wynika, że zespół rodził się w bólach. Możecie powiedzieć coś na ten temat?

Reklama

Adam: Nie wiem, czy to akurat ludzi tak bardzo interesuje. Najważniejsze jest to, że obecnie grupę tworzy osiem osób, tak jak to było w założeniu. Ten zespół powstał na zasadzie "wyrafinowanego planu". Razem z Adrianem i Maćkiem, który gra na bębnach, dobieraliśmy ludzi pod określone instrumentarium. A więc inaczej, niż w przypadku wielu innych zespołów, które często dobierają się na zasadzie koleżeństwa.

A czemu wymyśliliście, że będzie akurat osiem osób?

Adam: To wynika z preferencji estetyczno-muzycznych. Nie twierdzę, że odkrywamy Amerykę, ale na polskiej scenie nie ma wielu tego typu zespołów. Ta stylistyka jest rodem z USA, z Kalifornii.

Adrian: Na pewno chcieliśmy mieć w zespole sekcję dętą. Te trzy instrumenty: saksofon, trąbka i puzon to był zasadniczy element, który miał wypełnić naszą muzykę. Na szczęście udało nam się znaleźć ludzi, którzy już wcześniej byli naszymi przyjaciółmi, znaliśmy się dobrze i mieszkali w tej samej okolicy, co my.

Nagrania też początkowo szły pod górkę. Waszemu studiu wymówiono lokal, a sekcja dęta nie poradziła sobie...

Adam: Pierwsza sekcja dęta miała trochę inne oblicze od obecnej. Poprzedni saksofonista kompletnie sobie nie radził z grą w sekcji. Poza tym nie był wybitnym instrumentalistą.

Adrian: Powiedzmy sobie szczerze, że my też wtedy uczyliśmy się grać, przynajmniej od strony studyjnej, aranżacyjnej. Na początku tak naprawdę nie wiedzieliśmy, jak powinniśmy brzmieć i stąd te wszystkie problemy. Przez ostatnie dwa lata bardzo dużo się nauczyliśmy i możemy powiedzieć, że w końcu uzyskaliśmy brzmienie, które zaspokaja nasze wymagania. Udało nam się osiągnąć brzmienie bardzo zbliżone do koncertowego, co w przypadku naszego zespołu jest bardzo ważne.

Adam: Myśmy przez dwa lata zaliczyli pięć różnych studiów nagrań. Wszystkie pieniądze pakowaliśmy w jakieś studio, a efekt okazywał się niezadowalający, więc wynajmowaliśmy następne itd. Pięć studiów w ciągu dwóch lat to w polskich realiach dla zespołu znikąd dużo.

Przez grupę od początku jej istnienia przewinęły się ze dwa tuziny ludzi. Teraz macie już poczucie, że to jest ten właściwy skład?

Adam: Największy problem mieliśmy z wokalistą. Nasz pierwszy wokalista był bardzo fajnym kolegą, ale bardzo szybko okazało się, że po prostu odstawał od nas muzycznie - nie gloryfikując oczywiście naszych umiejętności. On też był tego świadomy i powiedział, że będzie pracował z nami tak długo, aż znajdziemy kogoś, kto nas usatysfakcjonuje. Z kolei z drugim wokalistą, z którym graliśmy przez rok, nie byliśmy w stanie się dogadać. Byliśmy z nim na trasie w Niemczech, zaliczyliśmy razem ponad 70 imprez różnego rodzaju, ale był osobą wprowadzającą ferment w zespole. Przez zespół przewinęło się też wielu gitarzystów - było ich chyba siedmiu albo ośmiu, zanim zaczęliśmy oglądać deski mniejszych lub większych scen. Jedni grali z nami dłużej, inni krócej, ale najczęściej rezygnowali sami.

Dlaczego?

Adam: Banalna rzecz - ze względu na element ska w muzyce, w artykulacji. Grał z nami jeden chłopak po konserwatorium - kiedy stroił gitarę, nabawiłem się kompleksów. Ale powiedział, że nie jest w stanie utrzymać takiego szybkiego, synkopowanego rytmu i sam się wycofał, mimo że sam grał bardzo fajnie. Dużo ludzi odpadało właśnie z tego względu. Niektórzy mieli inną mentalność muzyczną. Mówili, że to jest dziwna muzyka, w której nie potrafią się odnaleźć.

Adrian: Nasza muzyka nie jest absolutnie zbyt skomplikowana, aczkolwiek mamy pewną specyfikę grania. Myślę, że są patenty, które myśmy sobie razem z Adamem wypracowali przez lata wspólnego grania.

Adam: Szukaliśmy kogoś, kto by się w tym odnalazł, a z drugiej strony dołożył do tego jakiś dodatkowy element puzzle, a nie coś dolepionego na siłę.

Nie stoi za wami machina promocyjna żadnej wielkiej wytwórni. Wierzycie w to, że mimo wszystko uda się wam wypłynąć na szersze wody?

Adam: Powiem tak - bawię się w muzykę już 14 lat. Wiadomo, że od początku, oczami wyobraźni, widziałem jakieś tam sukcesy. Bardzo się cieszę, że wydaliśmy płytę - uważam to za nasz wielki sukces. Czy ta płyta się sprzeda, zobaczymy. Natomiast są w Polsce zespoły, które stały się znane, nie będąc w żadnej dużej wytwórni.

Adrian: To szczególnie widać w ostatnich latach, choćby na przykładzie grupy Łzy...

Adam: Tak, ten zespół jest świetnym przykładem. Nie był specjalnie dopieszczany przez media, za to dużo grał. W pewnym momencie okazało się, że zna go bardzo wielu Polaków.

Adrian: Najważniejsze jest to, aby zespół był akceptowany i dobrze przyjmowany przez publiczność. Nam się to akurat udaje. Mówiąc nieskromnie, bardzo się ludziom podobamy, ludzie się świetnie bawią przy naszej muzyce. Z drugiej strony nie jesteśmy zdesperowani, by na siłę osiągnąć sukces. Dlatego współpracujemy z ludźmi, którzy przede wszystkim są naszymi przyjaciółmi i lubią naszą muzykę. Oni podchodzą do tego bardziej ambicjonalnie, niż stricte biznesowo. Tak samo jak nam, im też sprawia to dużą frajdę. A jakieś sukcesy, małymi krokami udaje się nam osiągać.

Adam: Poza tym mamy taki układ, że jesteśmy dla naszej firmy jedynym projektem stricte muzycznym. Efekt jest taki, że jesteśmy ich oczkiem w głowie. W dużej wytwórni bylibyśmy jednym z trybików, które albo by się kręciły, albo nie i nikt by się jakoś specjalnie tym nie przejmował.

Adrian: Poza tym znamy wiele zespołów, które są pod skrzydłami dużych wytwórni i po pierwszej płycie totalnie się wypaliły. Ich kolejne wydawnictwa są blokowane, są uwiązani kontraktem na kilka lat, a nie mają żadnej pewności, czy ukażą się ich następne płyty. My wybraliśmy drogę, która jest dla nas optymalna.

Na waszej stronie przeczytałem bardzo ciekawą rzecz: "Całe przedsięwzięcie obliczone jest na dobrą zabawę i na kasę". Ujęło mnie takie postawienie sprawy. Nie udajecie, że tworzycie wielką sztukę i macie zamiar przejść do historii muzyki.

Adam: Nie widzę nic złego w mówieniu, że chodzi nam o kasę. Każdy, kto zajmuje się muzyką, chciałby robić tylko i wyłącznie to. Przynajmniej ja bym tak chciał. Ale wojna musi żywić wojnę. Żeby robić muzykę na przyzwoitym poziomie, nie można być jednocześnie uwiązanym przy pięciu innych pracach i wiązać koniec z końcem. Nie chcę nawet mówić o takich banałach, że trzeba kupować instrumenty, struny itd. - to każdy wie. Ale życie jest okrutne i póki co, trzeba walczyć na dwa fronty. Ja bym chciał doczekać takich czasów, żebym mógł żyć tylko i wyłącznie z muzyki. Mówiąc o pieniądzach, nie mam na myśli pięciu Mercedesów i 20-hektarowej działki z Bóg wie jakim basenem. Chciałbym mieć pieniądze, żeby móc się spokojnie zajmować muzyką, a nie myśleć: "No tak, zagraliśmy kilkadziesiąt koncertów, ale na najbliższe trzy tygodnie nie mamy nic". Nie mówię o nas w chwili obecnej, ale bywały różne momenty - zwykle coś się pojawiało, ale gdyby się nie pojawiło, to byłby problem.

Czyli rozumiem, że macie dodatkowe źródła dochodu.

Adam: To różnie wygląda w różnych przypadkach, ale większość z nas musi pracować.

Adrian: Z drugiej strony nie robimy muzyki z premedytacją, że to musi być bardzo komercyjne i podobać się szerszym kręgom. Robimy muzykę, którą potrafimy robić i która nam sprawia dużą frajdę. Budując ten zespół i tworząc materiał na płytę, nie zastanawialiśmy się, czy te piosenki będą się komuś podobać, czy nie. Tak naprawdę to jest wielka frajda dla nas, lubimy grać. Nie ma nic fajniejszego, niż widzieć ludzi, którzy się bawią i cieszą razem z zespołem jego muzyką.

Faktycznie, widziałem wasz koncert i dało się zauważyć, że granie sprawia wam dużą przyjemność i świetnie się tym bawicie, co publiczność docenia. Ale moim zdaniem na płycie trochę nie słychać tej energii. Czy ona brzmi dokładnie tak, jak chcieliście?

Adam: Akurat tutaj bym się z tobą nie zgodził, ale to jest kwestia indywidualnych odczuć. Ja nie mam odczucia, że na płycie ta energia gdzieś się zawieruszyła.

Adrian: Myślę, że to wynika stąd, że jesteśmy bardzo energicznym zespołem na koncertach i ktoś, kto najpierw widzi nas na żywo, a potem słucha płyty i nie widzi zespołu robiącego duży show na scenie, może być troszeczkę rozczarowany. Natomiast myślę, że w drugą stronę będzie duże pozytywne zaskoczenie. My jesteśmy zespołem stricte koncertowym i na pewno najlepiej wyglądamy i brzmimy na żywo, aczkolwiek z płyty jesteśmy jak najbardziej zadowoleni. Myślę, że na chwilę obecną udało się nam uzyskać maksimum naszych możliwości.

Jakie są wasze plany koncertowe na najbliższą przyszłość?

Adam: W najbliższym czasie gramy w Krakowie dla studentów - w ogóle bardzo dużo gramy dla studentów.

Adrian: Planujemy też trasę koncertową, która obejmowałaby przynajmniej dziesięć największych miast w Polsce.

Możecie zdradzić jakieś szczegóły?

Adrian: Jeszcze nie. Na razie jest to jeszcze w powijakach.

A jakieś plany zagranicznych wojaży?

Adam: Tu też nie możemy powiedzieć nic konkretnego, bo nie chcemy zapeszyć, ale jest bardzo realna szansa na kolejny wyjazd zagraniczny.

Adrian: Podobno mamy grać we Francji i w Niemczech. Ale też nie znamy żadnych dokładnych terminów, choć wydaje się to bardzo prawdopodobne. Kto wie, może w najbliższym czasie uda się też zagrać w Stanach Zjednoczonych.

W takim razie życzę wam powodzenia i dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy