Reklama

"Najbardziej kręci mnie rock"

W połowie 2003 roku pojawiły się pierwsze plotki, że polski basista - Paweł Mąciwoda-Jastrzębski, został członkiem legendarnej niemieckiej grupy Scorpions. Zespół i jego menedżment nie puszczali jednak na ten temat pary z ust.

Ostatecznie w styczniu 2004 roku oficjalnie potwierdzono, że Ralph Rieckerman przestał współpracować z grupą Rudolfa Schenkera i Klausa Meine, a jego następcą zostanie właśnie Paweł. Polski basista cieszy się od lat opinią znakomitego muzyka. Zawsze słynął z wszechstronności. Nic dziwnego, że do współpracy zapraszali go artyści rockowi, jazzowi, a nawet punkowi. Paweł zarejestrował ze Scorpions materiał na kolejną płytę, zatytułowaną "Unbreakable". Dziennikarze, którzy mieli możliwość przesłuchania albumu przed wydaniem, nie kryli zdziwienia - jest to bowiem powrót do grania z czasów albumu "Blackout"!

Reklama

Lesław Dutkowski zapytał Pawła Mąciwodę-Jastrzębskiego między innymi o to, jak trafił do Scorpions, jakie ich płyty lubi, jak został przyjęty przez muzyków i co porabiał w Stanach Zjednoczonych.


Paweł, muszę ci zadać to pytanie chociaż wiem, że słyszałeś je już pięćset tysięcy razy. Jak doszło do tego, że Scorpionsi cię znaleźli?

Zaczęło się wszystko w Szczecinie. Zostałem polecony przez Wojtka Pogorzelskiego, lidera grupy Oddział Zamknięty, Alexowi Malkowi, który jest asystentem Rudolfa Schenkera. Muszę też zaznaczyć jedno nazwisko, niejakiego Jurka Bobrowicza. To jest człowiek ze Szczecina, który właściwie zorganizował wszystko, w odpowiednim momencie zadzwonił i przypomniał o całej sytuacji. On również zadzwonił do mnie przed pierwszym przesłuchaniem. To z jego inicjatywy to wszystko wyszło. Generalnie takie były początki.

Idąc dalej, po tych telefonach zostałem zaproszony na pierwsze przesłuchanie, które odbyło się w prywatnym studiu Rudolfa pod Hanowerem. Tam odbyło się moje pierwsze spotkanie z zespołem. Poszło bardzo dobrze. Po tym pierwszym przesłuchaniu widziałem, że są mną zainteresowani. Później zostałem zaproszony do studia w Hanowerze, do Peppermint Studio, i tam już zacząłem nagrywać piosenki na najnowszą płytę Scorpionsów.

W plotkach, które krążą od kilku miesięcy po Polsce, wymieniani są także Dariusz Michalczewski i Jan Borysewicz, jako te osoby, które miały coś wspólnego z tym, że teraz grasz w Scorpionsach. Czy oni rzeczywiście mieli z tym coś wspólnego?

Nie znam całej sprawy. To chyba rozgrywało się pomiędzy nimi a Alexem. Wiem, że chyba polecili mnie. Myślę, że w dobry sposób się wypowiadali na mój temat. Janek zna mnie od lat, więc prawdopodobnie powiedział - z tego, co słyszałem - że jestem the best, że się nadaję. O Dariuszu Michalczewskim nie wiem nic, więc wolałbym to zostawić bez komentarza.

Gdy już przyszedłeś na pierwszą próbę, pograłeś chwilę z nimi, zaskoczyli cię czymś? Czy podeszli do ciebie profesjonalnie, jak rasowi muzycy?

Pierwsze przesłuchanie wyglądało tak, że właściwie nie graliśmy razem, tylko musiałem nagrać tracki basowe do już nagranych podkładów. Generalnie wychowałem się na muzyce rockowej, a Scorpionsi to już legendarne brzmienie. Dla mnie to było dość naturalne wskoczyć w ten cały rytm i to brzmienie, które wyniosłem od dzieciństwa, od najmłodszych lat. Jest to bardzo znane mi brzmienie. Nie jest to może muzyka skomplikowana, ale niesie ze sobą duży ładunek energii. Oni zawsze byli energetyczni, tak więc poszło, że tak powiem organicznie.

Wiesz ilu miałeś konkurentów, ilu pokonałeś?

Słyszałem na początku, że sześciu, ale podobno było ponad 30. Tak naprawdę to nie wiem, ilu muzyków było przesłuchiwanych.

James Kottak będzie twoim partnerem w sekcji rytmicznej. Co możesz powiedzieć o nim jako o twoim współpracowniku?

Z Jamesem zaprzyjaźniliśmy się od razu. W ogóle od pierwszych uderzeń, że tak powiem zażarło między nami. On jest Amerykaninem i gra po amerykańsku, a ja spędziłem 11 lat w Ameryce i po prostu rozumiem ich poczucie rytmu i tak zwanego groove'u. On zresztą sam to skomentował, że czynię jego pracę łatwiejszą. Dokładnie tak było. W studiu rozumieliśmy się bez słów. Było bezbłędnie.

Wspomniałeś o swoim pobycie w Stanach. Tam też grywałeś rocka? Wiem, że miałeś coś wspólnego także z punkiem.

Też. Na początku, gdy wyjechałem z Urszulą i Jumbo, po sześciu miesiącach odszedłem od zespołu i grałem z takim hardcore'owym zespołem Genitorturers. Z tego, co widzę, jeszcze działają, grają regularne trasy w Stanach, są dość popularni. Grałem z nimi zaraz na początku ich kariery, kiedy nie mieli jeszcze płyty. Nagrywałem z nimi demo. To były pierwsze kroki tego zespołu, ale już wtedy mieli dość szokujący show.

W tym zespole śpiewa kobieta, o ile się nie mylę?

Tak, nazywa się Jennifer Zimmerman. Grałem z nimi przez jakiś czas, potem przeniosłem się do Nowego Jorku i Chicago. Wymienić ci z kim grałem?

Podaj parę nazwisk.

Przede wszystkim z Adamem Holzmanem, klawiszowcem od Milesa Davisa, w zespole Section 31. Sporadycznie, jammowo, grałem z ludźmi z zespołu Spin Doctors, z Blues Traveller, nawet udało mi się zagrać z Petem Townshendem z The Who.

W jakich okolicznościach to się stało?

To była prywatna impreza urodzinowa jednego z fotografów grupy The Who, który nazywa się Robert Kirk. On jest zaprzyjaźniony z zespołem i zaprosił Petera i jego brata na imprezę. To był taki zapalony muzyk, miał sprzęt w domu, więc zaczęliśmy jammować, Peter się podłączył i graliśmy razem przez 40 minut.

Standardy rockowe?

Tak. Graliśmy głównie na trzech akordach jakieś tam bluesowe historie. Poszło bardzo fajnie. Była to jednorazowa sprawa, ale utkwiła mi w pamięci, bo jakby nie było był to Pete Townshend z The Who. W Stanach poznałem TSA, Marka Piekarczyka i Andrzeja Nowaka. Przyjechaliśmy do Polski w 1997 roku, wyszły dwie płyty - akustyczna i koncert z Sopotu.

Mówiłeś, że wychowałeś się na rockowym brzmieniu. Zanim okazało się, że będziesz basistą Scorpions, słuchałeś ich płyt? Miałeś swoje ulubione?

Tak. Bardzo mi się podobał "Lovedrive" i "Blackout". Pierwsze dwie płyty uważam za bardzo ciekawe ["Lonesome Crow" i "Fly To The Rainbow" - red.]. Są to albumy bardzo unikalne, że tak powiem. Grali zupełnie inaczej, to są inni Scorpionsi od tych późniejszych. Podobała mi się również "Acoustica", bardzo fajna płyta. No i "Moment Of Glory" z orkiestrą symfoniczną, uważam za znakomity pomysł jak na Scorpions.

Generalnie słuchało się Scorpionsów. Wiadomo, bardzo często byli grani w radiu. Miałem krąg znajomych, którzy interesowali się rockiem i płyty Scorpions były przesłuchiwane. Ja sam może niezbyt często ich słuchałem, ale znana mi była ich twórczość.

Widziałem cię parę razy na koncercie i raczej grywałeś palcami.

Tak, grałem palcami, ale kostką również. W zależności od potrzeby. Głównie gram palcami, ale kostką też mogę.

Na jakim sprzęcie grasz, bo na zdjęciach widziałem cię głównie z basami Fendera?

Właściwie tę ostatnią płytę Scorpionsów nagrałem głównie na Music Manie, pięciostrunowym, model Sting Ray. Mam też Fender Jazz Bass. To moje dwie ulubione gitary.

Paweł, grywałeś punk, jazz, rocka. Jest jeszcze jakiś styl muzyczny, który chodzi ci po głowie, a w którym jeszcze nie zagrałeś?

W sumie właściwie to, co zdarzyło się do tej pory, wystarcza mi. Byłem też w zespołach reggae, troszeczkę ocierających się o muzykę latynoską, ale najbardziej kręci mnie jednak rock. Może rock do dzisiaj nie miał jakichś najlepszych czasów, ale przypuszczam, że moda na rocka wraca. Jest to rodzaj muzyki, który niesie w sobie potężny potencjał energetyczny i można robić fajny show z tymi gitarami, jak jest duża scena. Można pobiegać, można pokiwać głową, poszaleć. Generalnie chyba to mi najbardziej pasuje. Ja mam takie dwie osobowości: gram w zespołach rockowych, ale z drugiej strony - co mnie bardzo też cieszyło - była muzyka jazzrockowa, fusion. Ta sprawa też bardzo mnie rajcowała.

Znany jesteś z tego, że współpracowałeś z całą masą artystów w różnych projektach. Czy teraz, po dołączeniu do Scorpions, przestajesz być takim człowiekiem, który zagra z każdym i skoncentrujesz się tylko na Scorpions?

Powiem ci szczerze, że chciałbym. Chciałbym się skupić na Scorpions. Myślę, że w zupełności mi wystarczą i mam nadzieję, że będą grali jak najdłużej i będę mógł poświęcić się im w całości. Do tej pory nasyciłem się tymi projektami, tymi zespołami z różnych parafii. Powiem ci szczerze, że fajnie się wszystko składa, że w tym okresie będę mógł się skupić na jednym zespole i być może mieć więcej czasu dla siebie. Chociaż nie wiem, czy się na to zanosi, bo jeżeli uda się trasa koncertowa Scorpionsów, to przez najbliższych osiem miesięcy będę bardzo zajęty. Automatycznie nie będzie czasu, żeby cokolwiek innego robić.

Słyszałeś już jak sądzę nową płytę?

No pewnie.

Powiedz mi, jaka ona jest w porównaniu do poprzednich albo ogólnie powiedz, jaka ona jest?

Generalnie nie mogę się za bardzo wypowiadać na ten temat.

Powiedz tyle, ile możesz.

Jest to powrót do korzeni. Jest bardzo mocne uderzenie, proste, energetyczne granie. Nie ma za dużo ballad, z których oni są najbardziej znani, ale tak jak mówię, jest ogromny ładunek takiej fajnej, świeżej energii, dlatego, że oni chcą grać. Po prostu są gotowi do następnej trasy, do nagrania następnej płyty i robią to naprawdę bardzo szczerze.

Od czego zaczynałeś jako muzyk? Wiem, że twój ojciec też był muzykiem. Czy cię jakoś ukierunkował?

Mój ojciec był moim pierwszym nauczycielem. Na początku mojego grania byłem zafascynowany grą Krzysztofa Ścierańskiego, chodziłem na każdy jego koncert. Świetny basista. Na początku interesowałem się generalnie rockiem, a potem - poprzez to, że mój ojciec słuchał więcej jazzu - przedstawił mnie muzyce bardziej jazzowej, takiej jak Weather Report, Jaco Pastorious, Herbie Hancock. To mnie też wciągnęło i dlatego pchnęło mnie w takim kierunku jazzrockowym. Stąd współpraca z Walk Away, z Little Egoists. Ale równocześnie byli to na przykład Pudelsi. Zawsze miałem te dwa światy.

A pamiętasz pierwszy zespół, w którym grałeś jako basista z prawdziwego zdarzenia?

Najbardziej pierwszy był zespół Poziom Piąty. Graliśmy w Wieliczce, w której się wychowałem. To był zespół, w którym byliśmy zafascynowani Rush, Jethro Tull, Yes.

A więc progresywnym graniem.

Tak, progresywnym rockiem. Próbowaliśmy w ten sposób grać. Wygrywaliśmy jakieś okoliczne przeglądy i dość dobrze nam szło.

Paweł, masz duże doświadczenie jako muzyk, ale sam zapewne wiesz, że są takie miejsca na świecie, w których Scorpionsi grają przed dziesiątkami tysięcy ludzi. Czy ty odczuwasz jeszcze w ogóle coś takiego jak trema, na samą myśl, że będziesz musiał wyjść na scenę i grać przed, powiedzmy, 50 tysiącami ludzi?

Nie bardzo. Mnie to raczej podnieca niż przeraża. Im więcej ludzi, tym lepiej. Ja już jestem na takim etapie, że cieszę się tym, co robię. Zawsze jest jakiś element tremy, ale mnie to bardziej podnieca niż sprawia, że się boję. Poza tym wyjście na scenę z takim zespołem to jest pewniak. To jest coś takiego, że po prostu nie ma siły, żeby się nie podobało, ponieważ wszystko jest przygotowane bardzo profesjonalnie.

Czytałem już opinie muzyków Scorpions na twój temat. Bardzo pozytywnie się wypowiadają o tobie jako o muzyku i jako człowieku. Domyślam się, że jako o muzykach masz o nich jak najlepsze zdanie, ale interesuje mnie, co możesz powiedzieć o nich jako o ludziach. po tych kilku miesiącach wspólnego grania?

Na początku ujęli mnie swoim spokojem, swoją wyrozumiałością i doświadczeniem. Przez nich przemawia ogromne, fantastyczne doświadczenie. To są ludzie, którzy przeszli bardzo wiele w swojej karierze i są po prostu dojrzałymi mężczyznami, bardzo równymi gośćmi. Nie odczuwasz tej bariery typu, że oni są wielkimi gwiazdami a ty jesteś jakimś tam małym człowieczkiem. Są to kompletnie normalni ludzie, choć poniekąd są zwariowanymi artystami. Nie odczułem absolutnie w ani jednej sekundzie jakiejś bariery. Bardzo miło zostałem potraktowany. I to od pierwszego momentu.

Po angielsku mówisz świetnie, ale powiedz mi, czy będziesz musiał się nauczyć niemieckiego?

Wiesz co, myślę, że dla własnych potrzeb tak, ponieważ porozumiewamy się po angielsku, choć oni między sobą mówią po niemiecku i na przykład chciałbym wiedzieć, o czym rozmawiają. Domyślam się, ale wiadomo, że lepiej byłoby po prostu wiedzieć. Ta komunikacja chyba byłaby łatwiejsza.

Co zrobisz ze swoim dotychczasowym samochodem?

To jest Skoda, a zachowam ją sobie na pamiątkę. Namaluję na masce białego Scorpiona. (śmiech) Tak sobie obiecałem, jak dostanę się do zespołu.

Czy masz już może jakieś przecieki od zespołu co do tego, kiedy mogłaby się rozpocząć trasa koncertowa i czy jest szansa, że zobaczymy Scorpions z polskim basistą na koncercie w Polsce?

Myślę, że jest duża szansa. Trasa ma ruszyć w połowie kwietnia.

Gratuluję ci i życzę sukcesów.

Dziękuję.

I ja dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Scorpions | Paweł Mąciwoda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy