Reklama

"Kocham pracę w studiu":


Projekt Mull Historical Society to tak naprawdę dzieło jednego człowieka, Szkota Colina McIntyre'a. Sam komponuje on swoje utwory, sam je potem nagrywa i produkuje. Swe płyty firmuje nazwą faktycznie istniejącego stowarzyszenia zajmującego się ochroną tradycji na jego rodzinnej wyspie, czyli Isle Of Mull. "Us", druga płyta w dorobku Mull Historical Society, jest bardzo osobistym wydawnictwem - sporo piosenek dotyczy samego Colina. Ta otwartość jest bardzo wyraźna - McIntyre śpiewa o unikaniu emocjalnych dołków, o uczeniu się lubienia samego siebie i o tym, aby nie podchodzić do życia zbyt poważnie. W warstwie muzycznej The Mull Historical Society łączy eksprerymentalność i bogatą instrumentalizację The Beta Band i The Flaming Lips, przy jednoczesnej popowej "proprawności" Beatlesów i The La's.

Reklama

Z okazji wydania płyty "Us", Łukasz Wawro rozmawiał z Colinem McIntyrem o wpływie różnych wydarzeń na jego teksty i muzykę, oglądaniu telewizji, mieszaniu różnych nastrojów i towarzystwie Mull Historical Society.


"Us" jest bardzo osobistym albumem.

Tak, to prawda. Jest kilka utworów, w których pojawią się jakieś postaci, ale głównie jest to album o mnie, o moich uczuciach. Tak, jest tam wiele mnie samego. Ale "Loss" także był bardzo osobisty. Oba albumy są właśnie takie.

Ciekaw jestem, czy ciężko jest nagrywać utwory, które w dużej mierze opowiadają o twoim własnym życiu, zwłaszcza, jeżeli często mówisz w nich o tych najsmutniejszych jego momentach?

Wiesz, to jest tak, że ja uwielbiam sam proces nagrywania płyty. Miałem mnóstwo piosenek, nagrałem jeszcze chyba ze 20 utworów, które nie znalazły się na płycie, sam także produkowałem album i ciężko powiedzieć, żeby to było trudne. Chodzi mi o to, że nie jest to wyczerpujące, męczące uczucie. Uwielbiam pisać piosenki i kocham pracę w studiu i nie myślę o tym. Musiałem to zrobić, więc to zrobiłem i nie miałem z tym trudności. Oczywiście, jest pewien problem związany z tym, że to piosenki tak naprawdę są o mnie, ale z drugiej strony mówią one także bardzo wiele o innych ludziach. Jestem w to mocno zaangażowany emocjonalnie, ale z drugiej strony, chociaż wiem, że zabrzmi to banalnie, bardzo się cieszę, że moja twórczość ujrzy światło dzienne, a potem to już ludzie sami osądzą, o czym ona tak naprawdę mówi.

Wydaje mi się, że szereg piosenek, jakie znajdują się na albumie, chociażby "Asylum", czy "5 More Minutes", skomponowałeś bardzo łatwo i naturalnie.

Tak, te piosenki powstały bardzo szybko. Uwielbiam ten sposób komponowania, kiedy melodia pojawia się nagle w twojej głowie i bardzo szybko masz gotowy utwór. Poza tym są piosenki mało skomplikowane, ich nagrywanie nie zajęło mi wiele czasu.

"5 More Minutes" powstał niemal natychmiastowo. Oglądałem film dokumentalny o J. K. Rowling, autorce Harry?ego Pottera, i trafiłem akurat na moment, w którym opowiadała ona o tym, jak straciła matkę. Była wtedy w trakcie pisania książki i postanowiła, że matka Harry?ego Pottera także zginie. Widać było, jak śmierć jej matki wpływa na książkę oraz to napięcie związane ze śmiercią kogoś bliskiego. I wtedy w głowie pojawił mi się utwór "5 More Minutes" mówiący o sytuacjach, kiedy dalibyśmy bardzo wiele tylko za to, by móc spędzić z kimś jeszcze pięć minut. "Asylum" także powstał bardzo szybko.

Na twojej stronie internetowej można znaleźć krótki opis każdej piosenki, jaka znalazła się na "Loss". Wygląda na to, że każda z piosenek na nowej płycie opowiada pewną historię. Czy w przypadku "Us" również będziemy mogli przeczytać w Internecie opis poszczególnych utworów?

Tak, mam zamiar to zrobić. Prawdę mówiąc miałem to zrobić dzisiaj i bardzo dobrze, że mi przypomniałeś. Będę miał w Sieci zupełnie nową witrynę, jest już w zasadzie gotowa. Kiedy będziesz publikował ten wywiad, będzie tam już można zajrzeć. Jedną z rzeczy, jakie muszę jeszcze zrobić, jest napisanie krótkiego opisu poszczególnych piosenek. Dzięki, że mi przypomniałeś (śmiech).

Według mnie to dobry pomysł, bo często zdarza się, że po jakimś czasie zapominasz, o czym mówiła ta piosenka na początku, co było impulsem, który przyczynił się do jej powstania.

Czy tego rodzaju opis ma także na celu uniknięcie złej interpretacji treści twoich utworów?

Nie, raczej nie. Wiesz, kiedy o czymś piszę, prostu robię to i nie zastanawiam się, o czym to będzie. Nie za bardzo przejmuję się także tym, jak odbiorą to inni ludzie. Wydaje mi się, że to całkiem ciekawe, kiedy możesz wejść na stronę i nieco poczytać. A jak tobie się wydaje? Czy to dobry pomysł?

Powiedziałbym, że pomysł jest ciekawy, chociaż tego rodzaju opis nie jest konieczny.

Chodzi mi oto, że choć wiem, że "5 More Minutes" powstał od wpływem wypowiedzi J. K. Rowling, to nawet bez tej informacji, utwór ten wywołuje mnóstwo emocji. A co napiszesz o "Minister For Genetics And Insurance M.P."

Ten utwór powstał, kiedy oglądałem w telewizji debatę parlamentarną i jakiś facet mówił o ministerstwie do spraw genetyki i ubezpieczeń. Pomyślałem sobie, że taki minister musi mieć zupełnie zwariowaną pracę i postanowiłem napisać o tym piosenkę. Dojrzewała ona we mnie stopniowo, a w studiu przybrała zupełnie abstrakcyjną formę. Kiedy zaczynałem nagrywanie tego utworu, nie miałem pojęcia, jak się skończy. A skończyło się na tym, że utwór opowiada o smutku, o sytuacji, kiedy jesteś znudzony życiem.

A czy przeraża cię to, że w dzisiejszych czasach ludzie często żyją i pracują, zgodnie z tekstem "Live Like The Automatics", jak maszyny?

Pewnego razu zobaczyłem, jak pracują ludzie w fabryce pewnej firmy telekomunikacyjnej i było to wstrząsające przeżycie. Ci ludzie wykonują okropną, mechaniczną pracę. Wyobraziłem sobie, jak wielu ludzi żyje niczym maszyny, robiąc dokładnie to, co im się każe. Chodzi to zwłaszcza o tych wszystkich z najniższej klasy społeczeństwa. O tym jest ta piosenka. To ciekawe, bo to utwór pop, ale tak naprawdę jest bardzo mroczny.

Straszne dużo czasu spędzasz przed telewizorem.

Tak?

Wszystkie piosenki, o których do tej pory opowiadałeś, swój początek wzięły z historii, jakie zobaczyłeś w telewizji.

Kiedyś faktycznie tak było, ale teraz nie mam zbyt wiele czasu. Natchnienie czerpię z wielu źródeł, także z tego, co czytam, od ludzi, którzy są wokół mnie itd.

Na płycie znajdują się pod rząd tak różne utwory, jak "Live Like The Automatics" i "Don't Take Your Love Away From Me". Wygląda na to, że lubisz, kiedy dochodzi do zderzenia różnych muzycznych światów.

Tak, bardzo to lubię i wydaje mi się, że jest to bardzo ważne. Bardzo lubię łączyć ze sobą różne rzeczy. Nie chodzi o to, by dojść do punktu, w którym piosenka jest już zbyt skomplikowana, by jej słuchać, ale świetnie jest, kiedy różne style współgrają ze sobą. Wydaje mi się, że to bardzo ważne, by łączyć ze sobą różne tempa i różne emocje.

Chociaż na albumie bardzo dużo jest smutnych, przygnębiających dźwięków, to nie chcesz nas zostawić w tym nastroju i płyta, po kilku minutach ciszy, kończy się dosyć wesołymi dźwiękami.

Chodzi ci o bonus, który znajduje się na samym końcu?

Tak.

To dźwięki, które chodziły mi po głowie już od dłuższego czasu. Dodałem to tego nieco odgłosów wydawanych przez owce. Wydaje mi się bardzo ważne, byś nie do końca traktował wszystko bardzo poważnie. Siebie także nie do końca traktuję poważnie.

Po przesłuchaniu płyty odnoszę wrażenie, że jesteś osobą, która nie przepada za tłumami i woli spokój i ciszę.

Tak, to prawda. Lubię przebywać z przyjaciółmi, ale mam mnóstwo pracy, poza tym często jestem z zespołem w trasie i to w końcu mnie męczy. Wiesz, chodzi o to, że staram się wywarzyć to wszystko w jakiś sensownych proporcjach. Poza tym zawsze sam komponuję. Zawsze tak robiłem i w ten sposób najlepiej mi to wychodzi. Nie wydaje mi się, żeby to się kiedyś zmieniło.

A czy to prawda, że wszystkie partie instrumentów, jakie słyszymy na płycie, nagrałeś sam?

Tak, to prawda. Wiesz, nie gram na klasycznych instrumentach, ale sam nagrywam je przy pomocy komputera. A pozostałe partie instrumentów są już zagrane przeze mnie.

A nie byłoby łatwiej grać zatrudnić do tego muzyków sesyjnych?

Właściwie najbardziej stosowna odpowiedź na to pytanie brzmi: Nagrywam sam, bo potrafię to zrobić. Jeżeli bym nie potrafił, wówczas zatrudniłbym kogoś innego, ale skoro równie dobrze mogę zrobić to sam, to tak właśnie się dzieje. Poza tym w ten sposób dużo łatwiej jest mi to kontrolować. Wiem dokładnie, jaki dźwięk chcę usłyszeć i nie muszę tego nikomu tłumaczyć. To samo dotyczy produkcji. To bardzo dobre rozwiązanie. Poza tym jest się bardziej efektywnym. W ciągu 3 miesięcy nagrałem jakieś 45 piosenek. Wydaje mi się, że w przypadku zespołu taka ilość byłaby niemożliwa do zarejestrowania.

Ilu muzyków występuje z tobą na scenie na żywo?

W tej chwili mam 5-osobowy zespół. W zeszłym roku graliśmy w większym składzie. Miałem jeszcze sekcję dętą i kwartet smyczkowy, ale teraz chcę wystąpić w okrojonym składzie. Tak jest chyba lepiej. Zresztą wydaje mi się, że ludzie przychodząc na koncert nie chcą usłyszeć dokładnie tego samego, co znajduje się na płycie. Oczekują czegoś specjalnego, co jest dostępne tylko na żywo.

Przeczytałem, że nie miałeś najmniejszych problemów z wyborem akurat tych 14 utworów. Naprawdę było tak łatwo?

Aż tak łatwo nie było, ale pomagało mi w tym kilka osób, menedżer, znajomi. Około dwunastu piosenek było takimi pewniakami, a do tego dochodziło kilka, spośród których wybór był już dużo cięższy. Około siedmiu, czy ośmiu piosenek nie zmieściło się ostatecznie na albumie, chociaż także były bardzo dobre.

Usłyszymy je na singlach?

Tak. Pojawią się na stronach B singli. Poza tym, cztery z nich będą zaprezentowane za pośrednictwem prezentacji mulitmedialnej, którą możesz odtworzyć na komputerze. Niemniej jest to mocno frustrujące, bo wyprodukowałem sporo piosenek, a 14, jakie znalazło się na płycie, to i tak za dużo.

Powiedz mi na koniec, czy wiesz, co o twojej twórczości sądzą członkowie towarzystwa Mull Historical Society, od którego zaczerpnąłeś nazwę?

Myślę, że są zadowoleni. Ale tak naprawdę nie mam z nimi kontaktu. Ja robię swoje i nie przeszkadzam im w ich pracy.

Nigdy nie rozmawiałeś z członkami towarzystwa?

Tak naprawdę to nie. Oczywiście wiem, że na wyspie są osoby zaangażowane w jego pracę, ale nie staram się z nimi spotkać. Wiesz, ta nazwa powstała bardzo szybko, nie zastanawiałem się nad nią. Po prostu nagrałem utwór "Mull Historical Society" i tak już zostało. Nie bardzo chcę im zawracać sobą głowę, a poza tym zupełnie nie zależy mi na ich opinii.

Dziękuje za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: niekochana | Kochanie | Kocha | piosenka | dzieło | utwory | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy