Alibabki: Brniemy dalej w to radosne szaleństwo
Girlsband z prawdziwego zdarzenia. Na szczyty wyniósł je "Kwiat jednej nocy". Jako pierwsze w Polsce śpiewały Jamajca Ska, a wielkie przeboje lat 60. bez ich chórków nie byłyby nawet w połowie tak dobre!
Alibabki to zespół założony w 1964 r. Autorem największych przebojów był ich wieloletni kierownik muzyczny Juliusz Loranc. Śpiewały piosenki harcerskie, potem rozwinęły repertuar i styl. W 1968 r. uniezależniły się od ZHP. 15 razy wystąpiły na Festiwalu w Opolu (trzy nagrody główne) i 4 razy w Sopocie. Wylansowały przeboje "Kwiat jednej nocy", "Ene, due, rabe", "Kapitańskie tango". Śpiewały też w chórkach ("Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał" Skaldów). W 2009 r. odsłoniły swoją gwiazdę w Opolu.
Pamiętamy Alibabki i ich melodyjne piosenki, ale już Pań twarze mniej. Bez żalu pracowały Panie tylko na markę zespołu?
Wanda Narkiewicz-Jodko: - Filipinki śpiewały: "Jedno wspólne imię mamy". Chyba wzięłyśmy sobie to do serca. (śmiech)
Ewa Belina Brzozowska, z domu Dębicka: - Nie miałyśmy ambicji, żeby zaistnieć osobno. Może dlatego, że zanim stałyśmy się Alibabkami, śpiewałyśmy w chórach? My z siostrą w chórze Szkoły Muzycznej, koleżanki w dziecięcym chórze Filharmonii Narodowej.
Anna Dębicka-Czaplicka: - A potem wszystkie w Reprezentacyjnym Zespole Artystycznym ZHP pod dyrekcją harcmistrza Władysława Skoraczewskiego, który był też solistą Teatru Wielkiego.
Dyrygent Panie skrzyknął: Hej, dziewczyny, przyjdźcie do chóru?
Krystyna Grochowska: - Wanda, Sylwia i ja, także Ania Łytko-Krasuska, przeszłyśmy z chóru dziecięcego Filharmonii Narodowej. Na obowiązkowych przesłuchaniach zaproponowałyśmy dyrygentowi, że zaśpiewamy razem. Nasze śpiewanie od razu zrobiło wrażenie.
E.B.B.: - A po niecałym roku Władysław Skoraczewski rzucił pomysł stworzenia kameralnej grupy wokalnej, dołączając kilka dziewcząt z chóru. Z Kwatery Głównej ZHP padła propozycja, żebyśmy śpiewały nowe harcerskie piosenki, inne niż tradycyjne "Płonie ognisko w lesie".
A.D.-C.: - Na przełomie lat 1963-1964 wysłano nas do Przemyśla na Sympozjum Piosenki Harcerskiej. Poza nami były tam m.in. Chochoły (późniejsze Akwarele Czesława Niemena), a Zdzisława Sośnicka przyjechała z Wagantami z Kalisza. Zaraz potem z "Cygańską balladą" wzięłyśmy udział w Radiowej Giełdzie Piosenki. Ania German śpiewała wtedy "Eurydyki", a TVP tuż po występie zaangażowała nas do programu "Dzień dobry, koleżanki i koledzy".
Pamiętają Panie, jak stanęły na scenie z "Kwiatem jednej nocy"? To szaleństwo i entuzjazm publiczności?
A.D.-C.: - Piosenkę napisał twórca naszych największych przebojów Juliusz Loranc. Czekając na jakieś spotkanie w Pagarcie, usiadł przy fortepianie, a spod jego palców popłynęła ta melodia. Jeszcze tego samego dnia na próbie zaczęliśmy nad nią pracować.
E.B.B.: - W 1969 roku w Opolu, po ciężkim festiwalowym dniu, dotarłyśmy do hotelu. O piątej rano budzi nas pukanie. W drzwiach stoją muzycy z big-bandu Bogusława Klimczuka, a z nimi Maryla Rodowicz. Gratulują nam. Nie mamy pojęcia, dlaczego. "Dziewczyny, to wy nic nie wiecie? Macie pierwsze miejsce, zdobyłyście jedną z trzech głównych nagród". Byłyśmy szczęśliwe! A ja z tego ciągłego śpiewania na scenie kompletnie zaniemówiłam...
W.N.-J.: - Zmęczenie było gigantyczne, bo tego roku towarzyszyłyśmy też niemal wszystkim wykonawcom.
Z innymi artystami zaśpiewały Panie około 2000 piosenek! To jakiś rekord świata. Współpracowałyście z Anną Jantar, Ireną Jarocką, Markiem Grechutą...
A.D.-C.: - Ewą Bem, Marylą Rodowicz, Zbigniewem Wodeckim, Andrzejem Zauchą, Tadeuszem Woźniakiem, Breakoutami, Skaldami, Czerwonymi Gitarami. Zaczęło się od Piotra Szczepanika, zaraz potem zwrócił się do nas z prośbą o sesję nagraniową Czesław Niemen i inni.
Śpiewały Panie "Dziwny jest ten świat". Jakim człowiekiem był Czesław Niemen?
K.G.: - Łagodnym, uśmiechniętym, spokojnym, niegwiazdorskim. Dokładnie wiedział, czego chce, ale egzekwował to tak spokojnie! Profesjonalista i człowiek bardzo zamknięty w sobie.
A.D.-C.: - Tak popularny, że kiedyś - w obawie przed tłumem fanów - do hali sportowej w Łodzi, gdzie miał być koncert, wjeżdżaliśmy autokarem.
K.G.: - Z nami było wygodnie współpracować, bo my wszystkie jesteśmy warszawiankami. Uwrażliwionymi na różną muzykę, także klasyczną. Klasyka, rock, folk, trochę swingu, ogólnie - muzyka rozrywkowa. Śpiewałyśmy wszystko, nawet z Kazimierzem Grześkowiakiem jako baby kościelne.
Czy były z tego porządne pieniądze?
A.D.-C.: - Za "Kwiat jednej nocy" dostałyśmy w Radio po 175 zł i podobną kwotę w Polskich Nagraniach, bo tę piosenkę nagrałyśmy też na płytę. A trzeba pamiętać, że średnie wynagrodzenie w 1969 roku wynosiło niewiele ponad dwa tysiące złotych.
E.B.B.: - Nie było wtedy tantiem dla wykonawców. Jeśli nie było się autorem tekstu ani kompozytorem, zarobki pochodziły tylko z koncertów według mizernych stawek ustalonych przez Ministerstwo Kultury.
Sylwia Krajewska: - (śmiech) Więc nie mamy dziś ani wspaniałych rezydencji w Hiszpanii, ani domów z basenami.
E.B.B.: - Dobrze, że obecnie honoraria artystów pozwalają im na spokojną pracę nad repertuarem i odpoczynek. My za to cieszymy się, że nie śledzili nas paparazzi. Bywałyśmy czasem na okładkach, ale nie byłyśmy celebrytkami. W ogóle nie było celebrytów, ścianek, kreowanych na siłę plotek...
O, słyszę w głosie nutę żalu? Wolałyby Panie żyć i śpiewać dzisiaj?
S.K.: - Jesteśmy zadowolone, że dane nam było śpiewać w tamtych czasach.
A.D.-C.: - Nie było żadnej zawiści, wyścigu szczurów...
K.G.: - ...i miałyśmy ten komfort, że mogłyśmy same decydować, w których koncertach bierzemy udział. W związku z tym, gdy postanowiłyśmy założyć rodziny, mieć dzieci, ograniczyłyśmy ilość przyjmowanych propozycji koncertowych, koncentrując się na pracy w studiach.
Nie bały się Panie, że Alibabki za bardzo się wtedy wyciszą? Że ten babski koszt będzie zbyt duży?
K.G.: - I trochę tak się stało. Zaczęło się od tego, że ja zawiesiłam działalność, bo urodziłam Bartka. Potem z tych samych względów zawieszały działalność Sylwia i Wanda. Dziś w zespole 11 dzieci i 12 wnuków, trzynasty w drodze.
E.B.B.: - W 1972 roku ze starego składu w zespole została Hanka i ja, więc na czas Alibabkowych urlopów macierzyńskich, za naszą zgodą, dokooptowano kilka dziewcząt, m.in. Basię Trzetrzelewską. Dzieci zostały podchowane, a świeżo upieczone mamy postanowiły wznowić pracę w starym składzie. Kierownictwo organizacyjne zespołu nie przyjęło tego do wiadomości, w pewnym momencie funkcjonowały więc dwa zespoły Alibabek. Kosztowało nas to dużo emocji. Sprawa musiała trafić do sądu. Wyrok był oczywisty. Wygrałyśmy.
A.D.-C.: - Udawało się nam łączyć pracę zawodową z życiem rodzinnym, ale kiedy nastąpił stan wojenny, brałyśmy udział w bojkocie telewizji, radia i innych mediów. A potem? Cóż, zaczęła zmieniać się moda i koniunktura, a my coraz częściej zdawałyśmy sobie sprawę, że estradowo jesteśmy bardziej audio niż wideo.
To prawda, że są Panie prekursorkami jamajskiej muzyki ska?
W.N.-J.: - Jesteśmy jej prekursorkami w Polsce, a nawet w Europie. Tak twierdzą eksperci. 51 lat temu nagrałyśmy piosenki w rytmie ska, które znalazły się na naszej pierwszej płycie, tzw. czwórce. Od ubiegłego roku mają miejsce wydarzenia z tym związane. Same się sobie dziwimy, że dałyśmy się na te projekty namówić, ale brniemy dalej w to radosne szaleństwo.
E.B.B.: - Zaczęło się od Festiwalu Muzyki Reggae w Ostródzie, co było niezwykle poruszającym i wzruszającym spotkaniem. Potem w Warszawie środowisko ska świętowało z nami na koncercie "Tribute to Alibabki", czyli w hołdzie Alibabkom, a przeżycie dla nas było tym większe, że obecne tam były nasze dzieci i wnuki. Niektóre zobaczyły nas na scenie po raz pierwszy w życiu!
W.N.-J.: - W sierpniu wystąpimy w finałowym koncercie "Męskiego grania". A parę tygodni temu w Studiu Koncertowym Polskiego Radia w Łodzi nagrałyśmy piosenki w rytmie ska, te same, które znalazły się na tej słynnej już czwórce sprzed 50 lat, ale w nowych aranżacjach przygotowanych przez "rasowych", profesjonalnych muzyków ska z zespołu The Bartenders i wykonanych przez nas z większą niż przed laty świadomością stylu. Muzyka to bakcyl na całe życie.
Rozmawiała Bożena Chodyniecka.