Reklama

"Zupki chińskie najlepiej smakują w Chinach"

O wreszcie wydanej płycie "11 piosenek", próbach w schronie, egzotycznych wyjazdach, zupkach chińskich w Chinach i ulubionych płytach 2009 roku opowiedziały Arturowi Wróblewskiemu dziewczyny z zespołu Andy: Ania Dziewit, Joasia Hedemann, Kasia Krawczyk i Bożena Pająk.

Czy w ciągu tych kilku - chyba 8 o ile dobrze pamiętam - lat od powstania zespołu do wydania debiutu nie nachodziły was czarne myśli: "My chyba tej płyty nigdy nie wydamy?". Były chwile zwątpienia, zniechęcenia?

Ania: Były, oczywiście że tak. W ciągu tylu lat zdarzyło się naprawdę sporo rzeczy i każda z nas miała taki moment, że chciała wszystko rzucić. Ale na szczęście to były krótkie i nieefektywne momenty zniechęcenia (śmiech).

Mieszkacie w różnych miastach, a dojazdy na wspólne próby muszą być sporym wyrzeczeniem. Co zespół przez tyle lat utrzymywało przy życiu? Muzyka, przyjaźń, coś jeszcze?

Reklama

Ania: Chyba przede wszystkim przyjaźń i to, że wciąż mamy ochotę się ze sobą spotykać i spędzać razem czas. No i jednak zawsze gdzieś tam tliła się w nas wiara w to, że w końcu coś się nam uda.

Joanka: Faktycznie te dojazdy są dość mordercze. Ja na szczecie mieszkam teraz w Warszawie, więc mam problem z głowy, ale Bożenka i Kasia dalej maja przerąbane. Niestety, niewiele da się z tym zrobić. Chyba.

Ponoć wasze próby odbywają się... w bunkrze.

Bożena: Próby odbywają się w podziemiach banku, które są równocześnie schronem przeciw bombowym. To tylko brzmi intrygująco. Sam budynek niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jedynym ograniczeniem tego miejsca jest niemożność grania prób w godzinach pracy banku. Poza tym jest przytulnie i dzielimy salę z kilkoma zaprzyjaźnionymi zespołami.

Joanka: Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam ze gramy w schronie. W naszej sali prób jest wyjątkowo przytulnie, zwłaszcza w porównaniu z poprzednim miejscem - zatęchłej piwnicy przy ulicy Wielopole w Krakowie (śmiech).

Jeżeli już padło hasło "Kraków".... Jesteście związane - mniej lub bardziej, choć obecnie bardziej mniej - z tym miastem. Nie macie wrażenia, że w Krakowie - trochę upraszczając problem - trudno zadebiutować i "pokazać się"? Poza waszym albumem - choć ciężko Andy nazwać obecnie krakowskim zespołem - jedyną ciekawą gitarową płytą pochodzącą z Krakowa o której było głośniej w mediach na przestrzeni ostatnich kilku lat jest debiut New York Crasnals i może jeszcze solowa płyta perkusisty "Krasnali", Michała Smolickiego...

Bożena: Myślę, że generalnie trudno jest obecnie debiutować. I to zdecydowanie nie kwestia miejsca zamieszkania. Specyfika naszego rynku i duża ostrożność wytwórni w stosunku do debiutantów sprawiają, że trzeba wykorzystywać inne drogi, takie jak internet, aby dotrzeć do odbiorcy. Myślę, że w Krakowie łatwiej młodemu zespołowi zorganizować koncert niż przykładowo w moim rodzinnym mieście.

Buszując po internecie znalazłem bardzo niefajny, nie mający nic wspólnego z dziennikarską etyką kretyński tekst na temat Andy. Oczywiście w jednym z plotkarskich portali... Jego bohaterką była Ania i miał on związek osobą jej męża. Jak reagujecie na tego typu akcje, których pewnie będzie teraz - po premierze płyty - coraz więcej?

Ania: Nie czytamy z założenia niczego co piszą w internecie. Przed tym jest się trudno bronić, bo przeciwnik jest anonimowy i bezkarny, więc lepiej po prostu nie dawać tym bzdurom szans na dotarcie do nas - nie czytać. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić, bo dla nas ten aspekt jakby nie istnieje. Jeśli ktoś mnie opluwa niech się najpierw przedstawi, wtedy będzie fair. No... bardziej fair.

Macie za sobą kilka egzotycznych wypraw. Jak wspominacie występ w Chinach? Aż trudno jest uwierzyć, że tam wystąpiłyście. Z tego co mi wiadomo, występowałyście u boku Mike'a Pattona, jadłyście węże i jedna z was miała poważne problemy zdrowotne. Prawda to czy fałsz?

Bożena: Występ w Chinach należy do najbardziej egzotycznych i najmilej wspominanych występów w historii zespołu. Koncertowałyśmy w ramach festiwalu Modern Rock, na który zaproszono wielu wykonawców z całego świata, w tym Mike'a Pattona i Johna Zorna. To dla nas zaszczyt grać w takim towarzystwie, ale przede wszystkim zaskoczyła nas entuzjastyczna reakcja publiczności, dla której byłyśmy pewnie tak egzotycznym zjawiskiem, jakim dla nas była kuchnia kantońska (Śmiech).

Kasia: Nie jadłyśmy węży, ale nam je zaiste proponowano, tak jak i wiele innych podejrzanie wyglądających potraw. Dlatego na parę dni zostałyśmy zdeklarowanymi wegetariankami, a w pokoju, żeby nie umrzeć z głodu, zajadałyśmy produkty przywiezione z Polski: żelki, landrynki oraz zupki chińskie, które wzięłyśmy na tzw. wszelki wypadek. Niestety, nie miałyśmy łyżek, więc mieszałyśmy je grzebieniem.

Poważne problemy zdrowotne miała faktycznie Bożenka, ale to podczas naszego wyjazdu na festiwal Alter/Vision w Gruzji. Kiedy wylądowałyśmy w Tbilisi i zapoznawałyśmy się przed lotniskiem z innymi zespołami, Bożenka straciła przytomność. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

Rozumiem, że pomimo tego incydnetu koncert w Gruzji wspominacie bardzo dobrze? W książeczce płyty są nawet podziękowania dla przyjaciół stamtąd. Wrócicie tam?

Kasia: Taką mamy nadzieję, bo było tam wspaniale. Jest to chyba najcieplej przez nas wspominany wyjazd zagraniczny. Spędziłyśmy w Gruzji prawie tydzień. Festiwal Alter/Vision był naprawdę fantastycznym wydarzeniem. Była to gruzińska odpowiedz na festiwal Eurowizji, który odbywał się wówczas w Moskwie i na który reprezentacja Gruzji ze swoja piosenka o wiele mówiącym tytule "We Don't Wanna Put In" nie została wpuszczona. Do Tbilisi zaproszono z kolei zespoły z całej Europy, poznałyśmy tam wielu przyjaciół, atmosfera była naprawdę niepowtarzalna.

Na koniec zadam ulubione pytanie fanów muzyki. Poproszę panie o wymienienie ulubionej płyty 2009 roku z krótkim uzasadnieniem wyboru.

Bożena: Podsumowania są trudne i ciężko wybrać tę jedną jedyną płytę roku. Dlatego pozwolę sobie podać trzy miejsca "podiumowe": Bat For Lashes i "Two Suns", Dirty Projectors i "Bitte Orca" oraz Jack Penate z "Everything Is New". Dołożę do tego moje polskie odkrycie ostatnich dni - Indigo Tree i ich debiut"Lullabies of Love and Death".

Kasia: Ja niestety nigdy nie umiem zdecydować się na jedna tylko płytę, ale na pewno byłoby to albo Temper Trap "Conditions", debiut La Roux albo Florence and the Machine "Lungs".

Joanka: Mnie też zawsze ciężko się zdecydować, plus pamiętam zazwyczaj płyty których słuchałam w przeciągu ostatniego miesiąca (śmiech). Czyli Hey nowy, Blakfish i Florence And The Machine.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kasia | China | Kraków | festiwal | debiut | Andy | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama