Reklama

"Temat tatusia już się wyczerpuje"

Natalia Lesz opowiada nam o problemach z zaciąganiem, o przyjaźni z Martą Żmudą-Trzebiatowską, a także o drugiej płycie, którą zapowiada singel "Coś za coś".

Z Natalią spotkaliśmy się po koncercie w Krakowie, gdzie występowała w ramach kampanii "Help dla życia bez tytoniu". Organizatorzy, oprócz występu, przygotowali również dodatkowe atrakcje, które miały uświadomić, jak niebezpieczne dla zdrowia jest palenie.

Z wokalistką rozmawiał Michał Michalak.

Natalia Lesz: Zrobiłeś sobie badania?

Badania?

Natalia Lesz: Mierzy się ilość tlenku węgla w płucach.

Nie mierzyłem. A co to ma pokazać?

Natalia Lesz: Dmuchasz w balonik i pokazuje to, jak dużo syfu masz w płucach. A ty palisz?

Reklama

Popalam.

Natalia Lesz: Mnie jako nie-palaczce wyszło niedużo. Ale nigdy nie paliłam.

Nigdy w życiu?

Natalia Lesz: Nigdy się nie zaciągnęłam - może tak.

Dlaczego zaangażowałaś się akurat w taką kampanię?

Natalia Lesz: Lubię wspierać tego typu akcje. Myślę, że warto brać udział w kampaniach przeciwko uzależnieniom. Każdy nałóg tak naprawdę jest mało fajny.

Myślisz, że przekonałaś kogoś?

Natalia Lesz: Osobiście pewnie nie, ale po to robione są między innymi pomiary tlenku w płucach. Mam nadzieję, przekonają ludzi, że nie warto. Jedna z moich chórzystek pali i wynik takiego badania bardzo ją wystraszył. Żeby skończyć z jakimkolwiek nałogiem, człowiek musi się najpierw dobrze przestraszyć.

Mówisz, że wzięłabyś udział również w innych akcjach przeciwko uzależnieniom. Czyli nie legalizowałabyś marihuany?

Natalia Lesz: Nie legalizowałabym [śmiech]. Ale nie jestem w tym temacie dobrze poinformowana.

Próbowałaś?

Natalia Lesz: Zawsze coś tam się próbuje [śmiech]. Ogólnie, tak jak mówiłam, mam problem z zaciąganiem. Ale może nie mówmy o tym, bo zaraz zrobią ze mnie narkomankę [śmiech]. Znałam jednak ludzi uzależnionych od marihuany. Po kilku latach codziennego palenia zmieniali się nie do poznania. Problemy z systemem nerwowym, pamięcią. Na pewno takie systematyczne palenie nie jest obojętne.

Jak ci się żyje z plotkarskimi serwisami?

Natalia Lesz: Coraz lepiej [śmiech]. Jak by na to nie patrzeć, piszą o mnie nieco lepiej niż choćby rok temu. Jest mniej uszczypliwości, częściej pisze się o muzyce. Temat tatusia już tez się pomału wyczerpuje.

Co było tym momentem przełomowym jeśli chodzi o postrzeganie Twojej osoby. "Taniec z gwiazdami"?

Natalia Lesz: Program na pewno dał mi bardzo dużo. Różnica w tym, jak ludzie mnie postrzegali, pojawiła się niemal z dnia na dzień. Mocno to odczułam. Podobnie działa teraz serial "Tancerze", z czego ogromnie się cieszę.

Swego czasu było głośno o Twoim sporze z jednym z tabloidów. Chciałaś się z nim sądzić. Jak to się skończyło?

Natalia Lesz: Poszłam z tym do prawnika i doszliśmy do wniosku, że to nie ma sensu. Nie wiedziałam jeszcze, jak zachować się w sytuacji, kiedy ktoś pisze nieprawdę. Mam koleżanki, które się sądzą o najdrobniejsze rzeczy. Mankament w tym, ze trwa to bardzo długo i kosztuje sporo pieniędzy.

Czego się nauczyłaś przez te półtora roku w samym sercu show-biznesu?

Natalia Lesz: Pokory... wytrwałości... dystansu do samej siebie, to na pewno. Nauczyłam się odpowiednio zachowywać przy dziennikarzach czy paparazzi. Zrozumiałam, że wszyscy muszą ze wszystkimi współpracować. Każdy ma swój zawód i nie warto toczyć wojen.

Czy są możliwe przyjaźnie w show-biznesie?

Natalia Lesz: Jak najbardziej. Przyjaźnię się z Martą Żmudą-Trzebiatowską, poznałyśmy się w "Tańcu z gwiazdami". Do tej pory utrzymujemy bardzo bliski kontakt, więc jest to możliwe. Bardzo się kochamy.

Twoja druga płyta ma być bardziej pogodna, bardziej w stylu Lily Allen, co jeszcze możesz o niej powiedzieć?

Natalia Lesz: Będzie inspirowana również muzyką Miki czy Katy Perry. Czy na przykład zespołu, który ostatnio odkryłam i jestem w nim zakochana - Yeah Yeah Yeahs. Będzie pełno różnych brzmień. Dużo retro i elektroniki.

Co się stało z Natalią, którą inspirowała muzyka Massive Attack i Portishead? Teraz mówisz o Lily Allen i Katy Perry.

Natalia Lesz: Moja miłość do elektronicznych brzmień się nie zmieniła. Jednak przy nagrywaniu pierwszej płyty byłam znacznie bardziej melancholijna i "ciemna", co nie znaczy prawdziwsza. Zmiana nastroju, a przy tym repertuaru, przyszła bardzo naturalnie.

Przy singlu "Coś za coś" współpracowałaś z Markiem Kościkiewiczem i Michałem Zabłockim. Czy oni będą również obecni w pozostałych utworach?

Natalia Lesz: Tak.

Teksty Michała Zabłockiego to świetna sprawa, natomiast mam wątpliwości co do przyszłych efektów pracy z Kościkiewiczem...

Natalia Lesz: Jesteśmy w trakcie docierania się. Jeżeli coś mi się nie podoba, to mówię to głośno. Nie uważam, że każdy jego pomysł jest rewelacyjny, ale na pewno ma ogromny potencjał, który można mądrze wykorzystać.

Na pierwszej płycie był Greg Wells, na drugiej Marek Kościkiewicz. To nie jest obniżenie lotów?

Natalia Lesz: Nie uważam, że Marek zrobi gorszą produkcję niż Greg. Sprzęt mają podobny, wszystko zależy od człowieka i tego, jak się dogada z artystą. Pracuję z nim po raz pierwszy i jest super facetem. Z Gregiem był taki problem, że miał za duże ego. Niechętnie słuchał. Natomiast Marek jest bardzo otwarty na propozycje.

Sugerujesz Michałowi Zabłockiemu, o czym chcesz śpiewać?

Natalia Lesz: Tak, a on to potem przelewa na papier. Myślę, że wyjdzie bardzo fajne połączenie, jak by na to nie patrzeć, trochę poetyckiego stylu pisania z muzyką pop. To fantastyczny i bardzo pokorny człowiek.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tematy | śmiech | Natalia Lesz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy