Reklama

"Spoczniemy po śmierci"

Ktoś mógłby zapytać, po co im to? Grają w największych polskich zespołach, są znani, z Behemoth i Vader rocznie zjeżdżają pół świata. A jednak czegoś musi im brakować. Ich podejście do Vesanii jest zbyt poważne, by działalność pod tym szyldem nazywać zwykłym projektem na boku.

Dobrze słychać to na wydanym pod koniec stycznia 2008 roku albumie "Distractive Killusions", którego mroczna wielobarwność zdaje się być nie tyle wynikiem ambitnych poszukiwań własnej tożsamości, co twórczego nawiedzenia.

W natłoku codziennych zajęć, grający na gitarze wokalista Orion i perkusista Daray znaleźli kilka chwili, aby odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskiego.

Od wydania "God The Lux" minęły grubo dwa lata. Tamten album był dla was swego rodzaju nowym otwarciem, nie tylko w sensie czysto muzycznym. Myślisz, że wykorzystaliście tę szansę, zrealizowaliście wyznaczone plany?

Reklama

Daray: Wszystkie plany związane z "God The Lux" zrealizowaliśmy i udały się w stu procentach. Duża promocja, sporo wywiadów, dwie duże trasy w Europie; jedna w Polsce, jedna w Rosji i festiwal Metalmania na dużej scenie.

Orion: Zrobiliśmy wszystko, co do nas należało i ten okres uważamy za bardzo udany i owocny. Zagraliśmy tak wiele koncertów, jak to było możliwe; nie zapominając o ich jakości. Wykorzystaliśmy wiele możliwości, które mieliśmy dzięki współpracy z Massive Music / Napalm Records. Pokazaliśmy się wreszcie poza granicami naszego kraju i to z nienajgorszej strony. Kolejna płyta - kolejny przełom. Jednocześnie jeśli ktoś oczekiwał od nas, że staniemy się popularni jak Metallica, to ten plan odrobinę przerósł nasze możliwości... Sporo pokory trzeba w tym metalowym bałaganie i sporo szacunku do lepszych.

O ile dobrze pamiętam, debiut cechowały długie, rozbudowane kompozycje. Na dwójce poszliście bardziej w drugą stronę, numery były znacznie krótsze, rzec by można bardziej koncertowe. Na tym tle "Distractive Killusions" wydaje się być złotym środkiem. Dobrze odgaduję wasze intencje?

Daray: Przy tworzeniu drugiej płyty rzeczywiście jedno z założeń było takie, że robimy krótkie utwory. Na "Firefrost Arcanum" każdy kawałek to epopeja. Pamiętam kiedy dostawaliśmy różne propozycje grania koncertów po pierwszej płycie i zazwyczaj mieliśmy tylko 30 min. na set, więc mogliśmy zagrać np. tylko trzy utwory...

Numery z drugiej płyty rzeczywiście są bardziej koncertowe i pod względem czasu trwania i pod względem aranżacji, takie były założenia. Jeśli chodzi o najnowszą płytę to nie zakładaliśmy, czy będą to krótkie czy długie kompozycje. Tworzyliśmy je tak jak czuliśmy, nie zastanawiając się czy na koncercie będzie dobrze czy nie. Dlatego płyta jest tak mocno zróżnicowana, są długie rozbudowane motywy, ale są też krótkie ciosy.

Nowe dokonanie ma w sobie wiele, nazwijmy to mrocznej podniosłości. Choć sporo w nim agresji, album jest chyba nieco bardziej ukierunkowany na tzw. klimat, który prawdę mówiąc trudno zmierzyć, ocenić czy zdefiniować. To się po prostu czuje. O! Nawiedzony! To chyba dobre słowo. Co ty na to?

Orion: Dobrze słyszeć taką opinię, o to nam właśnie chodzi. Vesania od zawsze jest zespołem, w którym staramy się przekazać odrobinę więcej niż tylko agresję, krew i mięso. Nie jest też w naszym przypadku tak, że im więcej plugawych bluźnierstw, tym lepiej.

Ciemna strona nas jest o wiele bardziej subtelna i tak naprawdę dużo bardziej niebezpieczna i mniej ograniczona niż zwykły prymitywizm i negacja. W ludziach jest dużo więcej możliwości, niż nam się wydaje. Równoważą się w nas wszelkie wartości i w zależności od ich systemu hołdujemy bardziej jednym zasadom bądź innym.

Vesania jest próbą odnajdywania tych systemów, jest poskładanym w zbiory układem obserwacji i myśli o drogach, którymi możemy pójść. Taki pomysł na twórczość, na zespół muzyczny, zespół metalowy, wymaga takiej a nie innej formy, tak to czuję. Jeśli sama już słuchana muzyka ma być wyrazem poszukiwań, musi ona budzić niepokój, musi zawierać się gdzieś w podniosłości środków wyrazu, musi być nośna i pełna treści.

"Nawiedzona" to bardzo dobre słowo, bo świadczy ono o istnieniu "czegoś jeszcze" w klimacie, który tworzymy. Jak wiadomo, czasem również posuwamy się do najprostszych form, ale generalnie wrażenie istnienia czegoś nieokreślonego jest naszym zamysłem.

Zauważyłem też, że utwory na "Distractive Killusions" są tworami znacznie bardziej indywidualnymi niż to bywało w przeszłości. Każdym z tych numerów, w zależności od specyficznej atmosfery, można by obdarować pół blackmetalowej sceny; od Dimmu Borgir i Emperor, przez Bal-Sagoth, Arcturus, po Mayhem. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o wtórność, a raczej o wielowymiarowość tej płyty. Jak to wygląda z waszej perspektywy?

Orion: Wygląda to dość podobnie do tego, co powiedziałeś. Odrębność utworów na "Distractive Killusions" jest dużo wyraźniejsza, niż na naszych poprzednich płytach. Chcieliśmy uniknąć zlewania się kompozycji. Kiedy gra się taką muzykę, opartą na dość złożonych schematach kompozycyjnych, ale jednocześnie operującą bardzo określonym i w zasadzie zamkniętym zestawem brzmień i rytmiki - trudno oprzeć się wrażeniu, że zespół gra cały czas ten sam utwór, niezależnie od miejsca, w którym włączy się daną płytę. Jest to często spotykana przypadłość, od której tym razem staraliśmy się odejść jak najdalej.

Nie chodzi oczywiście o to, żeby z utworu na utwór zmieniać style. Chodzi raczej o to, by do każdej z kompozycji potrafić podejść zupełnie indywidualnie. Mimo tego, że płyta jest całością, a nawet jako całość zamyka się w obrębie pewnej koncepcji, to nie można wpaść w pułapkę robienia utworów jak na taśmie produkcyjnej.

W naszym przypadku jest to tym trudniejsze, że zwykle mamy ograniczoną ilość czasu na próby i studio nagraniowe. Poświęciliśmy temu jednak dość dużo uwagi wybierając i aranżując materiał i myślę, że eksperyment się powiódł. Pewnie jest to nawet jakiś zalążek naszego dalszego rozwoju.

Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale moim zdaniem spora część tego materiału jest znacznie bardziej przejrzysta, żeby nie powiedzieć przystępna, choć nie widzę w tym akurat nic złego. Dobrym tego przykładem jest choćby singlowy "Rage Of Reason". Zgodzicie się?

Daray: Każdy z nas jest bardzo ambitnym muzykiem i każdy zawsze starał się to pokazać i udowodnić. Jeśli chodzi o mnie - na poprzednich dwóch płytach tak właśnie starałem się aranżować partie bębnów. Tylko że w zespole nie chodzi o solowe popisy, to jest fałszywy namiar. W wielu motywach zamiast podkreślić aranżacje riffu, to podkreślałem znaczenie bębnów. Na ostatniej płycie wszyscy skupiliśmy na tym jak brzmią całe utwory, cała płyta; na tym jak współpracują ze sobą instrumenty, a nie każdy tylko na swojej działce.

Orion: Jest to dość trudne, ale z czasem nabywa się takiej zdolności. Chodzi mi o dystans, jaki jest nam potrzebny do samych siebie. Zachowując go, nagle widzimy trochę więcej. Nagle okazuje się, że świat się nie skończy, jeśli zagrasz trochę prościej, a będzie to miało dobry wpływ na całość utworu. Nagle okazuje się, że jak to określiłeś "przystępność", w pewnych warunkach może nie być złą cechą.

Często najprostsze rozwiązania okazują się najlepsze. Nie mamy się z kim ścigać - jest wielu lepszych od nas i pewnie nigdy im nie dorównamy. W związku z tym nie startujemy w zawodach, tylko robimy swoje, najlepiej jak potrafimy.

Daray: Jest na tej płycie kilka takich kompozycji, dla przykładu, kiedy trzeba było zagrać bardzo prosto w "Hell Is For Children", to nie zastanawiałem się, że ktoś powie, że aranżacja bębnów jest banalna. Pewnie jest, ale gdyby była inna, utwór straciłby swój charakter i byłby zupełnie inny niż chcieliśmy.

Orion: A wspomniany singlowy "Rage Of Reason" jest po prostu bardzo zapamiętywalny, nie ma w tym nic wstydliwego. Do takich rzeczy się często wraca.

Co najmniej kilka utworów jest opatrzona sporym ciężarem brzmienia, jak choćby wspomniany "Hell Is For Children". Przyznam, że bardzo mnie to cieszy. Nie sądzicie, że to właśnie w tych nieco wolniejszych kompozycjach Vesania zyskuje na własnej tożsamości?

Orion: Cenna uwaga. Tempo, motorykę, ciężar i moc utworów zyskuje się raczej dzięki kontrastom niż dzięki ciągłemu dodawania bitów w metronomie. Bardzo gęste nagromadzenie zmian może być bardziej monotonne niż najprostszy rytm zagrany po prostu z jajem.

Daray: Jestem bardzo zadowolony, że odważyliśmy się zrobić nie tylko jeden wolniejszy numer, ale kilka. Miałem wiele obaw, jak zostanie to odebrane. Jesteś kolejną osobą, która twierdzi, że te wolne numery to właśnie jest Vesania. Coś w tym jest. Naprawdę zajebiście było zrobić kawałki, które nie mają blastów, które trochę bardziej bujają niż trzęsą głową. Co oczywiście nie znaczy, że w przyszłości w Vesanii nie będzie szybkiego grania. Kto wie może następna płyta będzie taka, że jak zaczniemy blastem, tak blastem skończymy...

Konkretnie poskładały mnie również twoje naprawdę zacne wokale. Od ryku, po wrzaski, że nie wspomnę o obłąkanym śmiechu w "Narrenschyff", którego nie powstydziłby się sam maestro King Diamond. Serio, duże brawa. Czujesz, że jesteś w tej materii coraz lepszy?

Orion: Co prawda od maestro Diamonda dzieli mnie przepaść bez dna, ale faktycznie staram się rozwijać i w tej materii. Generalnie nie mam takiego głosu, barwy i możliwości jakie chciałbym mieć, ale wciąż nad tym pracuję. Nie można chcieć śpiewać jak ktoś konkretny jednocześnie nie dysponując jego głosem. Każdy z nas ma taki głos jaki ma i rozpoczęcie odkrywania jego możliwości zaczyna się od zrozumienia tego, że inny nie będzie!

W dodatku głos zmienia się nam przez całe życie i komentarze w stylu: A na tej płycie ktoś tam śpiewa takim wokalem, a na tej nowszej to już takim nie śpiewa, są zwykle kompletnie bez sensu.

Nie chcę powiedzieć, że nie mamy wpływu na swój głos, bo w pewnym zakresie mamy, ale w przypadku tego "instrumentu" trzeba brać pod uwagę, że struny głosowe są elementem naszego rozwijającego się i starzejącego się ciała i nie można od nich wymagać niezmienności.

A wracając do Vesania i "Distractive Killusions" - głos jest tu ważny jak nigdy dotąd. Jest bardziej wyeksponowany i bardziej świadomy swojej funkcji. Nie chodzi tylko o darcie się do rytmu, jest dużo więcej rzeczy, które można zrobić głosem w takiej muzyce...

Nie wiem czy o tym kiedyś mówiłem, ale był taki moment podczas nagrywania pierwszej płyty Vesania, że po kilku dniach prób rejestracji wokali, zdecydowałem się wracać do domu i szukać na moje miejsce kogoś innego. Tak bardzo nie odpowiadało mi to, co słyszałem z własnego gardła w studiu, że po prostu zrezygnowałem... Jednak po miesiącu ćwiczeń i w rezultacie zwykłej ambicji, wróciłem tam i nagrałem wszystko jeszcze raz. Brzmi jak bzdurne opowiadanko o wierze w siebie, ale to prawda... Dzisiaj na szczęście czuję się w studiu dużo swobodniej i nie tchórzę jak mi coś nie idzie.

A propos wspomnianego śmiechu. Cała płyta ma w jakimś stopniu aberracyjny klimat. Świetnie koresponduje z tym też okładka, tytuł albumu. Podejrzewam, że to jakiś głębszy zamysł...

Orion: Nie bylibyśmy tym samym zespołem, gdyby było inaczej. Szyderczy plan w tym przypadku jest z pozoru dość prosty, a po bliższym przyjrzeniu się, jak zwykle otwierają się kolejne wymiary...

Płyta nazywa się "Distractive Killusions". Jest o wszystkim tym, co odróżnia życie na zewnątrz nas, od tego, co dzieje się w naszej głowie. Rozpraszają nas pewne myśli, którym nigdy nie damy wypłynąć na zewnątrz, których nigdy nie wypowiemy. Wtapiamy się w życie, w otoczenie, a tak naprawdę nikt z nas nie jest tylko tym, kim wydaje się być. Zawsze już tak będzie, i wszystko to zawsze zostanie głęboko w nas.

Nie chodzi o nieszczerość, chodzi o to wszystko, czego sami w sobie nie rozumiemy, czego się boimy i czego nie umiemy do końca nazwać. To tam, między tymi myślami rozgrywa się nasze prawdziwe życie, tam dzieje się cała prawda o nas. Najczęściej jest silna niezgodna z zaszczepionym przez kulturę kodeksem moralnym.

Musimy pilnować, by maska się nie zsuwała i na tym właśnie często się skupiamy, w ogóle o tym nie myśląc. Cała ta teatralność życia, ciężka kurtyna oddzielająca to na kogo wyglądamy od tego kim jesteśmy - to wszystko tematy "Distractive Killusions". Podporządkowaliśmy temu tematowi znaczną część tekstów i oprawy graficznej, jak również samą muzykę i elementy utworów, jak zresztą zauważyłeś.

Wkład Siegmara w tę płytę zdaje się być równie duży, co reszty waszego składu. Czy jego zaangażowanie w powstanie "Distractive Killusions" nie było czasem jeszcze większe niż w przypadku "God The Lux"?

Orion: Wkład Siegmara w każda z tych płyt jest bardzo duży. Trudno mi wyobrazić sobie Vesania bez niego. Jego wyobraźnia odciska się tak specyficznym klimatem w samej muzyce zespołu, że jest jednym z jej najbardziej podstawowych elementów. Sama praca z Siegmarem jest wydarzeniem dość odmiennym od tego, co zwykle sądzi się o wspólnym komponowaniu utworów. Tworzy on swoje partie najczęściej w oparciu o podstawy kompozycji, które przygotowuję ja i Daray, potem następują ewentualne rearanżacje.

Chociaż na "Distractive Killusions" Siegmar brał również udział w nagrywaniu gitar, a jeden z utworów na płycie, "Silence Makes Noise", jest w całości jego kompozycją. Więc może faktycznie jego udział jest tym razem większy. Tym bardziej, że to właśnie on był w nieustającym kontakcie ze mną podczas miksowania i masterowania płyty, ciągle wspólnie się konsultowaliśmy, wymienialiśmy uwagami i pomysłami. Siegmar jest cholernie zdolnym człowiekiem i czasem mnie przeraża... Jestem przy nim prosty jak konstrukcja młotka.

O ile się nie mylę, w 2007 roku minęło 10 lat od chwili powstania Vesanii. Na jakieś huczne świętowanie czasu raczej nie mieliście. Muszę jednak przyznać, że trochę mnie to zaskoczyło. 10 lat to przecież nie miało. Czy wam również wydaje się to, jak mrugnięcie okiem? "No rest for the wicked"!

Orion: Strasznie nie lubię tych rocznic... Więc świętowania nie było. Nie dlatego, że nie było czasu, raczej dlatego, że to tak trochę jakby nie było innego sposobu żeby dać o sobie znać. Może to i okrągła rocznica i cieszę się, że trochę ludzi zwróciło na to uwagę, ale czas faktycznie płynie strasznie szybko i nie ma się tu z czego cieszyć...

Jest mi bardzo trudno zdawać sobie sprawę z upływu czasu robiąc to, co robię w życiu, czyli będąc muzykiem spędzającym większość czasu na trasie, ewentualnie w studiu. Wszystko dzieje się wokół nas, a nam się wydaje, że się nie starzejemy. A to niestety nieprawda. Wszyscy róbmy wszystko, żeby za kolejne 10 lat spotkać się po raz kolejny i mieć równie dużo entuzjazmu i energii do realizacji swoich celów. "We'll rest after death".

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: utwory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy