Reklama

"Żeby nie było gorzej"

Pidżamie Porno stuknęło w 2002 roku 15 lat. Przez ten czas zespół wychował sobie wierną publiczność i cieszy się zasłużoną estymą, zarówno fanów, jak i innych artystów. Znakiem szczególnym grupy zawsze były, są - i zapewne będą - znakomite teksty autorstwa wokalisty Krzysztofa "Grabaża" Grabowskiego, nie bez powodu uznawanego za jednego z najlepszych tekściarzy w Polsce. Z okazji jubileuszu Pidżama Porno zagrała trasę koncertową po największych miastach Polski i wydała koncertową płytę "Koncertówka Part 1". O piętnastoleciu Pidżamy Porno, promocji internetowej, komercyjnych rozgłośniach, jak również o projekcie Strachy Na Lachy, z Krzysztofem "Grabażem" Grabowskim pogawędził Lesław Dutkowski.

Wasza koncertowa płyta "Koncertówka Part 1", została wydana z okazji jubileuszu 15-lecia istnienia Pidżamy Porno. Jak ją należy traktować - czy jest to zamknięcie pewnego okresu, po którym otwarty zostanie nowy, czy też jeszcze nie wiadomo, co będzie dalej?

Pewnie wszystkiego po trochu. Tak mi się wydaje, bo jest to jakieś tam podsumowanie tego, co zrobiliśmy do tej pory. Generalnie jest to dobra hipoteza.

Sprytnie wybrnąłeś. Powiedz mi w takim razie, jak ci minęło te 15 lat?

Gdybym powiedział, że jak jeden dzień, to bym skłamał. 15 lat grania streścić jest niezwykle trudno. Co ja mam ci powiedzieć, chłopie? (śmiech)

Reklama

To może ci pomogę. Co pozytywnego utkwiło ci w pamięci z tych piętnastu lat Pidżamy Porno?

Na pewno więcej jest pozytywów niż negatywów. Tak się jakoś to wszystko klei i rozwija, że staramy się szybko zapominać o tym, co było nie tak, co było źle i co było nie najlepiej. Zresztą to już było tak dawno, że trudno byłoby to wszystko spamiętać. Mamy coraz większe dziury w mózgach i to też skutecznie wykurza złe myśli. A jeśli chodzi o fajne momenty, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale będę robił to na głos teraz. Na pewno dla mnie takim ważnym momentem było wydanie płyty "Złodzieje zapalniczek". To była pierwsza płyta kompaktowa, która stanęła u mnie na półce i było to ziszczenie mojego największego marzenia, by mieć płytę, którą sam nagrałem i coś takiego się zdarzyło.

Koncert na Przystanku Woodstock w Żarach też pewnie pamiętasz, bo tam oklaskiwało was parędziesiąt tysięcy ludzi.

Pierwszy Przystanek Woodstock to był szok, taka historia niespotykana, science-fiction niemalże. Później każdy następny koncert tam, również się ocierał o podobne klimaty.

Nie miałeś miękkich nóg, stojąc przed bodajże 200 tysiącami ludzi?

Stary, to nie mieściło się w żadnej skali miękkości nóg.

Skoro jest jubileusz, to musimy jeszcze trochę o waszej historii pogadać. Masz na przykład w pamięci to, jak zaczęliście nagrywać pierwszą płytę "Ulice jak stygmaty"? Jak pisaliście pierwsze kawałki?

Każdy z nas już wcześniej grał w jakimś zespole i tam też pisaliśmy kawałki. Nie było to więc jakieś epokowe przejście. Była to swoista kontynuacja tego, co robiliśmy wcześniej, z jakimiś kompromisami z jednej lub drugiej strony. Jakoś to naturalnie nam przychodziło. Był czas i była potrzeba, żeby te kawałki robić. Było kilka nagranych demówek. Poza tym ciężko było coś zorganizować. Nikt nie miał sprzętu, trzeba było go pożyczać za mniejsze lub większe pieniądze. Były to po prostu czasy partyzanckie. Czasami udało się na chwilę wyskoczyć z lasu i w czasie takiego skoku z lasu "machaliśmy" te demówki. Głównie sami dla siebie, bo w tamtych czasach porywanie się na jakiś deal płytowy było iluzją. To nie była rzeczywistość.

Teraz Pidżama Porno jest poważnym zjawiskiem na scenie rockowej. Wiadomo, jaka jest ta scena w Polsce, ale nie da się zaprzeczyć, że wasza nazwa coś mówi i to wcale nie takiej małej liczbie ludzi. Czy miałeś w sobie wiarę, że kiedyś będziesz słuchany przez tylu ludzi i odbierany jako postać wyjątkowa?

Nie robimy tego, żeby być sławnymi i podziwianymi, ale bycie kimś takim wiele rzeczy ci ułatwia. Nie da się tego ukryć, że jest to w wielu przypadkach pomocne. Ale to nie jest celem, do którego dążymy. Każdy z nas lubi to, co robi, a od pewnego czasu to, co robimy, daje nam pieniądze na chleb i parę rzeczy do garnka. Tak się sympatycznie składa.

Płyta "Marchef w butonierce" zrobiła trochę zamieszania na polskim rynku, było kilka utworów, które pojawiły się w mediach...

Tak? Nie zwróciłem uwagi.

Kilka słyszałem i nie chodzi o to, żeby chciał bronić media. Chciałem cię zapytać, czy "Marchef..." była tą płytą, którą uważasz za szczytowe osiągnięcie Pidżamy? Sam powiedziałeś w poprzednim wywiadzie dla nas, że widzisz brzeg, do którego dopłynęliście. Tak określiłeś ten album.

I po roku nic się nie zmieniło. Chodzimy sobie po tym brzegu i jest to całkiem nie najgorszy brzeg.

Będziecie jeszcze skakać do jakiejś głębokiej wody, czy też będziecie sobie tak bezpiecznie krążyć po tym brzegu?

Ten brzeg, na którym jesteśmy, też graniczy z morzem, bo morzem dopłynęliśmy do niego. Za jakiś czas, w którymś z nas, może pojawić się taka chęć, ale na pewno bez żadnych nerwowych ruchów.

Czyli do wszystkiego podchodzicie spokojnie?

Nie wiem, czy to można nazwać spokojem, ale powiedzmy sobie w ten sposób, że brzeg, do którego dopłynęliśmy, podoba nam się, a mieszkańcy, tubylcy okazali się gościnni i nie wypędzają nas na siłę.

Z tego wnioskuję, że jak zapytam cię, czy Pidżama pisze coś nowego, to pewnie nic mi nie odpowiesz, bo jest na to za wcześnie?

To jest podobnie jak z ciążą u słoni. Ona trwa bardzo długo. Nikt nie chce uwierzyć, że takie słoniątko, które gdy się rodzi, jest całkiem sporych rozmiarów, ma czasami wielkość paznokcia. U nas to jest mniej więcej w formie zalążka wielkości dużego paznokcia palca u nogi.

A czy dalej parasz się dziennikarstwem radiowym w Poznaniu?

To już uszło z parą. Para się ulotniła i już się nie param.

Jak wspominasz to doświadczenie?

Był okres, kiedy się bardzo mocno w to wszystko zanurzyłem. Było to ekscytujące, nieznane, fantastyczne, co chwila przygody. A później zaczęło to wszystko statecznieć, zaś na samym końcu poszło w taką stronę, że trzeba było wziąć rozwód. Ja zaczynałem tam pracę od samego początku. Byłem robotnikiem, który wywoził gruz z pomieszczeń, w których powstawały studia, boksy redakcyjne, w których później pojawiały się komputery. Później siadaliśmy przed mikrofonem. To miało swój niewątpliwy urok. W miarę jak rynek się rozwijał i trzeba było się do niego dostosować, entuzjazm mijał. A w momencie, kiedy zdałem sobie sprawę, że staję się częścią jakiejś machiny, która zmierza w kierunku mojej mentalnej zagłady, postanowiłem się stamtąd wycofać.

Wnioskuję, że o współczesnych rozgłośniach zdanie masz nie najlepsze?

Po prostu nienawidzę tego. Nienawidzę słuchać komercyjnych stacji radiowych, bo gruczoły mi pęcznieją i parę jeszcze innych bardzo wrażliwych organów. Jak słyszę autoreklamówki stacji, to dostaję... nie mogę powiedzieć czego, bo spadnie wam czytelność. (śmiech) Jest mi to rzecz organicznie obca. Wolałbym raczej oglądać programy dla rolników niż uczestniczyć w tej całej mistyfikacji.

W takim razie muzykę, którą lubisz słuchać, zdobywasz na własną rękę? Nie słuchasz na przykład zagranicznych stacji? Opierasz się na przyjaciołach, znajomych?

Jak pracowałem tam gdzie pracowałem, przez lat dziesięć, to też się na muzyce znałem. Wiedziałem, co jest fajne, co mi się podoba. Przez te dziesięć lat to się jeszcze ugruntowało. Być może teraz gorzej jest z nowymi rzeczami, a w radiu to było pod ręką. Przychodziła różna muzyka i to wszystko było z pierwszej ręki. Generalnie jestem na bieżąco. Mam bardzo dużo płyt i słucham sobie różnych fajnych piosenek.

Odkryłeś ostatnio kogoś ciekawego?

Może ci powiem, co sobie ostatnio kupiłem. Kupiłem nowego Santanę, nowy Something Like Elvis i tego słucham. Wiesz, już dawno w chacie nie byłem. (śmiech) Generalnie staram się nie ograniczać do jakiegoś jednego gatunku.

Jesteś - nie bez powodu - uważany za jednego z najlepszych autorów tekstów w Polsce. Czy nie myślałeś o tym, aby pisać teksty dla innych? Jest to w ogóle możliwe z twojego punktu widzenia?

Nie wiem, nigdy tego nie próbowałem. Jestem bardzo mało wydajny, jeśli o to chodzi. Pytałeś o plany - nowe kawałki dla Pidżamy są gotowe praktycznie od roku, czy nawet od dwóch. Są gotowe melodie z refrenami, przedrefrenami, tylko słów nie ma. (śmiech) To się strasznie długo rodzi, jeszcze dłużej niż u słonia. Tak się składa, że słowa przychodzą do mnie wolno.

A może po prostu za długo świętujesz te urodziny?

Nie, nie. To nie jest kwestia świętowania. Raczej to są sprawy astralne, ktoś mi zsyła łaskę jakimś promieniem i wtedy coś robię, a nigdy nie udawało mi się nic zrobić na siłę. To samo musi przyjść i prędzej czy później przychodzi. Już się zdążyłem z tym oswoić, że wszystko musi mieć swój czas i porządek. Jak w naturze. Natury nie da się oszukać. Tak to wygląda. Dla Pidżamy, która teraz stoi przez jakimś szlabanem, jest to dobre, bo takie czekanie rodzi jakiś głód zapotrzebowania. Napisałem sporo dla drugiego projektu, Strachy Na Lachy, w którym gram razem z "Kozakiem" [Andrzej Kozakiewicz - gitarzysta Pidżamy Porno - przyp. red.]. Koncepcyjnie jest to mocno pociągające, zupełnie inne niż to, co robimy w Pidżamie.

Pamiętam, że gdy rozsyłałeś informacje o Strachach Na Lachy, na końcu napisałeś, że w przypadku tego projektu wszystko zależy od tego, jakie będzie przyjęcie publiczności na koncertach. Rozumiem, że przyjęcie było fajne i będziesz to kontynuował?

Nie można tego powiedzieć w sposób jednoznaczny, bo jest to nowa kapela i czeka ją wszystko to, co czeka każdą inną kapelę, która startuje. Musisz wykonać wszystkie te same czynności, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym na przykład jest Pidżama. Sporo pokory nas czeka i wiem, że niczego nie dostaniemy za darmo tylko dlatego, że jesteśmy "Kozak" i "Grabaż".

Ale przecież nigdy nie szedłeś na łatwiznę.

W tym konkretnym przypadku nie miałbym nic przeciwko temu, żeby pewne rzeczy stały się od razu. Wiem, że prędzej czy później to nastąpi, ale wolałbym, aby to się zdarzyło szybciej. Na pewno nie miałbym nic przeciwko. Jest tyle kapel na rynku, tyle klubów, w których codziennie odbywają się koncerty, że chcąc przyciągnąć ludzi, musisz mieć płytę, musisz w jakiś sposób zafunkcjonować. Chcemy ten projekt poprowadzić trochę innymi ścieżkami niż w przypadku Pidżamy, która ma już jakiś swój określony lot, kanały, po których się porusza. Nie do końca chcemy to wykorzystywać w przypadku Strachów Na Lachy. Nie chcemy, żeby była to kapela obciążona nimbem niezależności, podziemia, legendarności, czegokolwiek. To jest bardziej wyluzowana historia, która obecnie siłą rzeczy jest bardziej podziemna, niż Pidżama. Zapewniam, że nikt z nas nie traktuje tego jako przyczółka do wielkiego skoku na kasę.

Ciebie bym o to nigdy nie podejrzewał.

A dlaczego nie? Ja się nie wstydzę pieniędzy, lubię mieć pieniądze.

Nie to miałem na myśli. Po prostu zabrzmiało to tak, jakbyś chciałbyś być wielkim artystą, wszędzie obecnym, a kimś takim przecież nie chcesz być.

Ja się nie nadaję do tego, żeby wszędzie być. Ale nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego, że się nie nadaję. Źle bym się chyba z tym czuł.

Macie świetną stronę internetową. Czy przykładasz szczególną wagę do promocji internetowej?

Dla mnie jest to w tej chwili jedyna forma komunikacji ze światem zewnętrznym, z odbiorcami tego, co robię. Wszystkie te miejsca medialne, w których dotąd funkcjonowaliśmy, albo umierają, albo się przekształcają i szukają innego targetu. Czasami, jak patrzę na to wszystko, co jest dookoła, to czuję się jak bękart, który nikomu do niczego nie jest potrzebny. Nikt jakoś nie zadaje sobie trudu, żeby zauważyć, że to, co robimy ma jakiegoś odbiorcę i nie jest to jakiś singel w popielniczce między petami i długimi ustnikami. Jeżeli ktoś nie chce tego zrobić za mnie, to - tradycyjnie w przypadku tego zespołu - trzeba to zrobić samemu.

Mocno postawiliśmy na naszą stronę i chcemy ją jeszcze bardziej rozbudowywać i stworzyć z niej jedyne pewne, rzetelne i uczciwe kompendium tego, co się u nas dzieje. Taki bezpośredni pas transmisyjny między nami, a tymi, którzy nas w jakiś tam sposób odbierają. Zmusiła nas do tego konieczność. Warunki życiowe. Przynosi to fajniejsze efekty, bo coraz więcej ludzi odwiedza tę stronę, coraz więcej ludzi dowiaduje się o nas właśnie stamtąd i coraz więcej ludzi chcących cokolwiek sprawdzić na nasz temat właśnie tam zagląda.

A bierzesz udział w czatach na stronie Pidżamy?

To jest czasochłonne. Jest na stronie forum i tam się w jakiś sposób uzewnętrzniamy. Trzeba nad tym pomyśleć, ale teraz mam tyle spraw na głowie, że jakoś mi to wyleciało.

Jak to przy urodzinach.

Nie tylko chodzi o urodziny, kończymy jeszcze trasę koncertówkową.

Mam nadzieję, że kiedyś urodziny będziecie też obchodzić w Krakowie. Zawsze dzieje się to w Poznaniu i Warszawie.

To wynika z tego, że tam jesteśmy w stanie nad tym zapanować i jest to w jakimś tam stopniu przewidywalne. Kraków jest miastem nieprzewidywalnym. Raz przyjdzie dużo ludzi, raz mało. A mimo wszystko urodziny to są bardzo poważne imprezy i stoją za tym - przynajmniej w naszym wymiarze - jakieś bardzo potężne pieniądze i trzeba się zachowywać tak, żeby nie wtopić, a jeszcze trochę zarobić. W Poznaniu obchodzimy urodziny, bo ja tam wszystkiego pilnuję, a w Warszawie mamy największą publiczność, najbardziej lojalną. Nigdy nas jeszcze nie zawiedli i to daje jakąś minimalną gwarancję, że to ma szansę się udać.

Kiedyś robiliśmy jeszcze koncerty w Białymstoku, w Gdańsku i w Rzeszowie. I to wyszło, ale coś takiego jest bardzo ciężkie do "ożenienia" z uwagi na gości. Każdy ma tam jakieś swoje plany. Rezerwujemy artystów już w okolicach sierpnia, a niektórych jeszcze wcześniej. Zobaczymy, jak będą wyglądać następne urodziny. Kroi mi się nowa koncepcja, ale na razie nic jeszcze nie chcę mówić.

Przy okazji urodzin zawsze się składa życzenia. Jakie życzenia chciałbyś usłyszeć dla Pidżamy Porno?

Żeby nie było gorzej, żeby było tak, jak jest teraz. Jesteśmy zadowoleni z tego.

Chyba jesteś trochę minimalistą?

Nie jestem minimalistą. Ja mówię głośno to, czego jestem pewien. Myślę sobie o tym... a zresztą nie musisz o tym wiedzieć. Dowiesz się w swoim czasie. (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: teksty | publiczność | Poznań | Brzeg | śmiech | urodziny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy