Reklama

"Nie chcę robić wciąż tego samego"

Goran Bregovic, pochodzący z Jugosławii muzyk i kompozytor, niegdyś członek popularnej jugosłowiańskiej grupy rockowej Bijelo Dugme, zasłynął jako autor muzyki do filmów "Czas Cyganów", "Królowa Margot", "Arizona Dream" i "Underground". Kiedy moda na muzykę bałkańską ogarnęła niemal całą Europę, zaczął wydawać płyty ze swoimi wcześniejszymi kompozycjami, nagrane przy współpracy wokalistów i wokalistek popularnych w poszczególnych krajach, m.in. w Grecji i Turcji. Na fali tych sukcesów, w Polsce powstał album zrealizowany w duecie z Kayah, cieszący się ogromnym powodzeniem. Zachęcony tym, w 2001 roku Bregovic zaszył się w studiu wspólnie z Krzysztofem Krawczykiem, z którym przygotował album "Daj mi drugie życie". Z tej okazji z Goranem Bregovicem spotkał się Adam Czerwiński z radia RMF FM, by porozmawiać o popularności muzyki bałkańskiej, planach filmowych muzyka i jego marzeniach oraz różnicy pomiędzy Kayah i Krzysztofem Krawczykiem.

Jak myślisz, skąd wzięła się taka popularność muzyki bałkańskiej?

Podstawą tej popularności jest fakt, iż dla wszystkich narodów słowiańskich muzyka cygańska jest swoistym językiem esperanto. Wszyscy odnajdujemy w niej coś swojego. Nie chodzi mi tu dosłownie o język, tylko o emocje, jakie ona może wśród ludzi wywoływać. Ta nostalgia i inne uczucia są w niej doskonale przez wszystkich wyczuwalne.

Najlepiej jednak cygańska muzyka prezentuje się w zderzeniu z kulturami krajów bałkańskich...

To zapewne dlatego, że wy jesteście bardziej ucywilizowani niż kultury bałkańskiej. Wyprzedzacie nas pod tym względem o jakiś 50 lat. W naszej kulturze nadal pogrzeb i wesele są dwoma najważniejszymi wydarzeniami w życiu. U nas ciągle bije się brawo, kiedy wyląduje samolot. Dlatego też muzyka ludowa w dalszym ciągu odgrywa u nas ogromną rolę. Wy o swojej już trochę zapomnieliście. Ale jesteśmy teraz świadkami tego, że ten malutki wampirek kultury ludowej staje się coraz silniejszy w Polsce i w Europie, i daje sobie coraz lepiej radę.

Reklama

Czyli tak naprawdę przywróciłeś polskiej publiczności spontaniczność?

Muzyka jest nieodłączną częścią ludzkiej historii. Tworzenie muzyki zawsze było nieodłączną cechą ludzi i jest tak naturalne jak spożywanie posiłku. Dlatego też ludzie zawsze będą spontanicznie reagować na muzykę, niezależnie od miejsca na kuli ziemskiej.

Popularność bałkańskiej muzyki przejawiła się także sukcesem projektu Yugoton. Czyli nie chodzi tu tylko o muzykę ludową...

Podobnie jak te zespoły, tak i ja nie tworzę typowej muzyki ludowej. Wykorzystuję po prostu pewne charakterystyczne schematy i elementy, które opierają się na tradycji. Mam nadzieję, że niektóre z moich piosenek staną się utworami ludowymi. Mam nadzieję, że za jakieś 50 lat, mimo że nikt nie będzie pamiętał nazwiska autora, te piosenki będą śpiewane na weselach i pogrzebach. Dlatego to nie jest do końca tak, że popularnością cieszy się bałkańska muzyka ludowa.

Sukces przyniosła ci przede wszystkim muzyka filmowa. Czy masz zamiar nadal się nią zajmować?

W pewnym momencie doszedłem do punktu, w którym mogłem stać się częścią wielkiego przemysłu filmowego. Musiałem podjąć decyzję i zrezygnowałem z tego. Mam już 50 lat i nie chcę robić wciąż tego samego. Życie jest za krótkie i trzeba próbować innych rzeczy. Dlatego też obecnie jeszcze pracuję przy filmach, ale tylko przy małych produkcjach. Ostatnio komponowałem muzykę do filmu norweskiego. Tu przy okazji zaznaczę - gram w nim główną rolę. Ponadto przebywałem jakiś czas w Gruzji, gdzie także zaangażowałem się jako kompozytor w pewien niskobudżetowy, ale ambitny projekt. Interesuje mnie praca tylko przy filmach, które mogą nadal dawać wrażenie, że kino może być sztuką.

Czy w takim razie po tej roli będziesz grał jeszcze w innych filmach?

Nie. Zgodziłem się na to, bo bardzo szanuję reżyserkę tego obrazu. Jej poprzedniej produkcji nikt nie chciał dystrybuować. Kupiło go jedynie muzeum sztuki współczesnej w Nowym Jorku.

Czy był jakiś film, do którego nie napisałeś muzyki, a bardzo byś chciał to zrobić?

Widziałem kiedyś taki film, francuski. Nie pamiętam jego tytułu, wiem, że było w nim żeńskie imię - bodajże Urszula. Jego produkcją zajął się ten sam facet, który zrobił "Arizona Dream". Poza tym był także obraz duński zatytułowany "W Chinach jedzą psy". To są chyba dwie takie produkcje, do których chciałbym coś napisać.

Co cię w nich urzekło?

W tych filmach odnalazłem pewną iluzję mówiącą, że warto jest tworzyć, robić coś samemu. Podobną iluzję często odnajduję w teatrze. Dlatego mogę powiedzieć, że ogólnie podobają mi się filmy, których tempo równe jest tempu, jakim biegnie życie. Nie interesują mnie szybkie amerykańskie produkcje.

Czy masz jeszcze jakieś wielkie marzenie muzyczne?

Ostatnio miałem takie szczęście, że mogłem pracować przy wystawianiu pierwszej części "Boskiej komedii" Dantego. Urzekła mnie barokowa, nieco operowa forma tego spektaklu. Zdarzyło mi się to pierwszy raz od czasu, kiedy pracowałem przy "Czasie cyganów". To było dla mnie prawdziwe wyzwanie.

Czy naprawdę to ty wybrałeś Krzysztofa Krawczyka?

Jeśli mam być szczery to powiem, że w Polsce zupełnie nie znam nikogo, nie wiem, kto tu jest sławny, kto coś znaczy. Kiedy doszliśmy do wniosku z firmą BMG, że chcemy zrobić męską płytę, otrzymałem od nich szereg propozycji, w tym płyty Krzysztofa Krawczyka. Na okładce jednej z nich był ze swoją żoną. Nigdy czegoś takiego nie spotkałem. Już sam pomysł pokazania całemu światu - to jest moja płyta, a to jest moja żona, dwie najsłodsze rzeczy w moim życiu - wydał mi się bardzo wzruszający. Ten pomysł był tak prosty i tak logiczny, że nikt na niego nie wpadł. Na pewno wszyscy myśleli, że to jest kiczowate, a ja pomyślałem, że to miłe i to musi być bardzo miły człowiek. W tym wieku nie chce się już pracować z ludźmi, których się nie lubi, dlatego zależało mi na tym, aby była to osoba komunikatywna, z którą łatwo się dogadam.

Czy z Kayah udało ci się nawiązać taki bliski kontakt? Nadal się spotykacie?

To jest zawód, w którym - o ile się z kimś nie pracuje - raczej się z nim nie spotyka. Każdy z nas ma swoje kariery i jak to zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, biegną one różnymi torami, które jak na razie się nie krzyżują. Dlatego nie utrzymujemy ze sobą żadnych kontaktów.

Jakbyś porównał te dwie płyty nagrane w Polsce - z Kayah i z Krzysztofem Krawczykiem?

Ciężko je porównać. Kayah i Krzysztof to dwie zupełnie różne osobowości. Te płyty różnią się między sobą tak, jak oni. Ja jestem ten sam, więc wszelkie różnice wynikają tylko z ich odmiennych charakterów.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Arizona | popularność | kompozytor | Kayah | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy