Reklama

"Podejmuję trudne decyzje"

Anita Lipnicka to wokalistka, która jeszcze długo będzie kojarzona z zespołem Varius Manx, którego była wokalistką. W sprzedaży ukazał się właśnie jej trzeci solowy album, zatytułowany „Moje oczy są zielone”. Z tej okazji o wyjeździe do Anglii, odejściu z Varius Manx i nie publikowanych wierszach, z wokalistką rozmawiał Konrad Sikora.

Twoja nowa płyta ma zupełnie inne brzmienie w porównaniu ze wcześniejszymi albumami. Dlaczego zdecydowałaś się na zmianę stylistyki?

Kiedy zaczynam pracować nad płytą, nie zakładam tego, jak będzie brzmiała. Tak samo było tym razem. Nie powiedziałam sobie, że teraz oto nadszedł czas na zmiany. Postanowiłam sobie, że tę płytę nagram z zespołem, a nie z muzykami sesyjnymi. Brzmienie zrodziło się w trakcie prac nad albumem. Kiedy pracowałam nad demówkami z Krzyśkiem Palczewskim, nie mieliśmy wizji brzmienia tej płyty. Zaczęła się ona klarować wówczas, kiedy dołączyli do nas Robert Amirian, Jasiek Kidawa, Piotrek Żaczek i Kuba Majerczyk. Wtedy rozpoczęliśmy próby i przed wejściem do studia nagrań chciałam, aby było słychać w tej muzyce energię zespołową i na tym polega ta różnica w brzmieniu.

Reklama

Dotychczas moja muzyka była tylko ilustracją do tekstów. Brzmienie był takie jakby „pastelowe” i oszczędne. Tym razem jest trochę bardziej nowocześnie. W niektórych utworach pojawiają się loopy i jakieś dziwne brzmienia instrumentów klawiszowych. Co najważniejsze, ta płyta jest w dużej mierze oparta na gitarach. W warstwie tekstowej jest to kontynuacja tego, co robiłam zawsze. Nigdy nie byłam zaangażowana politycznie czy też społecznie. Zawsze tekstowo tkwiłam w sferze uczuć. To zbiór 12 kolejnych piosenek, które odzwierciedlają to, co myślę i co czuję w różnych momentach mojego życia.

Płyta jest także wydana w limitowanej edycji z dodatkową książeczką zatytułowaną „Niezaśpiewane wiersze”. Skąd wziął się pomysł?

Wpadło mi to do głowy bardzo spontanicznie. Przez dwa lata swojej nieobecności ciągle pisałam i pracowałam. Z wyboru nie udzielałam się publicznie, nie byłam gotowa jeszcze na pracę nad nowym albumem. Dlatego postanowiłam, w ramach rekompensaty za tak długi czas oczekiwania, dać swym najwytrwalszym fanom prezent w postaci tej książeczki, z nigdzie nie publikowanymi i niezaśpiewanymi wierszami. W założeniach każdy z tych wierszy miał być piosenką, ale czasami zdarza się tak, że napiszę coś, ale trudno jest do tego napisać muzykę. Żeby to lepiej zabrzmiało, musiałabym coś pozmieniać, a nie zawsze da się to z danym tekstem zrobić, aby nie stracił on swojej mocy i swojego znaczenia. W tej książeczce znajduje się w sumie 15 tekstów, które bardzo lubię i które są bardzo osobiste. Bałabym się je chyba zaśpiewać. Nie wiem, jak duży będzie nakład tej specjalnej edycji, chyba 300 egzemplarzy – jest to więc coś dla tych, którzy jako pierwsi pobiegną do sklepów muzycznych, aby kupić ten album.

Jakie nadzieje wiążesz z tą płytą?

Właściwie trudno jest przewidzieć, co się wydarzy. Rynek muzyczny w Polsce tak się załamał, że nie ma co marzyć o jakiejś wielkiej sprzedaży. Ja się cieszę, że ona w ogóle powstała. Jestem z niej zadowolona pod każdym względem. Jestem pełna entuzjazmu i optymizmu, ze znajdzie się jakaś tam liczba osób, którym przypadnie ona do gustu. Po prostu po raz kolejny zrobiłam swoje i bez względu na efekt, będę kontynuować to, co robię, czyli pisać piosenki. Nikomu niczego nie chcę udowadniać. Piszę i śpiewam, bo to jest to, co lubię robić, tak czuję wewnętrzną potrzebę i krótko mówiąc, nie potrafię bez tego żyć.

Jaki jest twój ulubiony utwór na tej płycie?

Jest ich parę, ale tym najbardziej bliskim jest „Ballada dla Śpiącej Królewny”, w którym rozliczam się ze swoją miłosną przeszłością, z ostatnimi paroma latami. Tę piosenkę śpiewam dla siebie i o sobie.

Czy żałowałaś kiedykolwiek odejścia z Varius Manx?

Ani przez moment. Nigdy mi się nie zdarzyło pożałować tej decyzji. Od samego początku zdawałam sobie sprawę, że bycie w Varius Manx nie jest dla mnie celem, ale tylko pewnym etapem w mojej karierze. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała odejść z zespołu ,tak jak się odchodzi z domu rodzinnego, kiedy człowiek chce się usamodzielnić. Na pewno jeszcze wiele takich kroków drastycznych podejmę w życiu. Pół roku temu podjęłam kolejną. Stwierdziłam, że nie chcę już nagrywać w Anglii i wróciłam do Polski.

Latem tego roku Varius Manx miał swój jubileuszowy koncert, zabrakło cię na nim, dlaczego?

Zgodziłam się wystąpić na tym koncercie. Jednak rozmowy nagle się rozwiały. Nikt do mnie nie oddzwonił. Nawet rozmawiałem o tym z Robertem Amirianem, który nagrał z Varius Manx dwie płyty. Był bardzo zaskoczony, że w końcu nie wystąpiłam. Nie wiem, czemu tak się stało, że koncert odbył się bez żadnych gości. Nie zgodziłam się na nagranie wspólnej płyty z zespołem. Stwierdziłam, że jest to nienaturalne i dlatego, że nic się nie sprzedaje, nie będziemy udawać, ze jesteśmy wielkimi przyjaciółmi i nie ma sensu nagrywać czegoś tylko po to, aby się to sprzedawało. Dla mnie jest to zamknięty rozdział w życiu i nie mam zamiaru robić niczego wbrew sobie.

Wróciłaś do Polski, a dlaczego wyjechałaś do Londynu? Uważasz, że w Polsce nie da się dobrze pracować nad muzyką?

Nie, w żadnym wypadku. Ta Anglia była dla mnie taką ucieczką. Ja potrzebowałam zmienić środowisko, otoczenie. Gdybym tu została, na pewno nie znalazłabym w sobie wystarczającej ilości sił, aby nagrać swą pierwszą solową płytę. Byłam tu zbyt blisko swojej przeszłości i zbyt blisko Varius Manx, z którym cały czas byłam kojarzona. Musiałam wyjechać, aby się odprężyć i zrelaksować. Musiałam zacząć od nowa układać sobie życie.

Co sądzisz o polskim rynku muzycznym?

Z polskim rynkiem muzycznym dzieje się coś złego. Nie sądzę, że jest to spowodowane tym, że nie ma u nas utalentowanych ludzi i że nie ma fajnych zespołów. Często w małych miasteczkach jest wiele osób, które bardzo fajnie muzycznie myślą. Problem tkwi głównie w polityce firm fonograficznych. Nagle jest jakaś totalna moda na sztuczne produkty, gwiazdy jednego sezonu, ludzi, którzy tak naprawdę nie mają nic do powiedzenia, są wytworami komercji. Ktoś nimi kieruje, pisze za nich muzykę i słowa. Tęsknię za czymś prawdziwym. Ostatnio spodobały mi się jedynie to, co robi Kasia Nosowska i to, co pokazali chłopcy z Myslovitz. Jeśli chodzi o resztę, to zupełnie nie widzę w tym nic interesującego.

Czy jakąś szansą na zamianę tej sytuacji jest według ciebie powstanie MTV Polska i Viva Polska?

Jest to na pewno zjawisko pozytywne. W normalnych stacjach telewizyjnych nie ma miejsca na nasze teledyski. Od momentu, kiedy niezależne firmy fonograficzne zostały wykupione przez koncerny zagraniczne, nasi szefowie, którzy siedzą w Londynie albo w Stanach, martwią się tylko o to, aby upchnąć na naszym rynku tamtejsze gwiazdy. Duże stacje radiowe i telewizyjne chętniej puszczają wywiad z Madonną czy z Kylie Minogue, niż z polskimi artystami.

Swego czasu pracowałaś jako modelka, masz także na swym koncie krótką przygodę z kabaretem. Czy nie myślałaś kiedyś, aby do tego powrócić?

Nie. Zupełnie. To był etap poszukiwań w moim życiu. Nie byłabym ani dobrą modelką, ani dobrą aktorką. Wolę robić to, co robię. No, może kiedyś gościnnie uda mi się wystąpić u Rafała Kmity. Cały czas występuje tam mój brat, ale ja już nie widzę siebie w tej grupie na takich zasadach, że miałoby to być treścią mojego życia. Tak jak powiedziałam, jeśli już kiedyś to powtórzę, to tylko gościnnie i na jakąś specjalną okazję.

Jak wyglądają plany koncertowe związane z promocją nowej płyty?

Na razie jestem zajęta udzielaniem wywiadów i tego typu sprawami. Trasa koncertowa zaplanowana jest dopiero na przyszły rok, gdzieś na przełomie lutego i marca.

Czy jesteś zmęczona tym ciągłym zainteresowaniem mediów twoją osobą?

Nie. Czasami jestem zmęczona fizycznie. Zdarza mi się także trochę znudzić wywiadami. Szczególnie, jeśli mam ich w ciągu dnia 20 lub więcej. Kiedy każdy pyta mnie o to samo, miewam czasami chęć zakończenia tych rozmów szybciej.

Korzystasz z Internetu?

Jak na razie nie załapałam internetowego bakcyla. Wykorzystuję go głównie do tego, aby wysyłać e-maile. Nie zdarzyło mi się jeszcze zasiąść za komputerem i zatracić się w surfowaniu po różnych stronach. Komputery traktuję wyłącznie użytkowo – spisuję na nich teksty i czytam lub piszę różne rzeczy, ale nic więcej.

A co sądzisz o kontrowersyjnym formacie mp3?

Jest to dobra sprawa. Wydaje mi się, że musi nastąpić jakaś rewolucja, jeśli chodzi o nośniki z muzyką. Teraz można tak łatwo kopiować płyty, że nie nic dziwnego, iż spada ich sprzedaż. Tym bardziej, jeśli w Polsce ich ceny są tak wysokie. Być może powstanie jakiś komputerowy bank utworów, który będzie gromadził piosenki i za opłatą będzie można sobie ściągnąć ten lub inny kawałek. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy.

Czy piractwo mocno cię dotknęło?

Tak. Ale jeszcze raz powtórzę, że dużą winą należy obarczyć, niestety, sklepy, które bardzo zawyżają ceny płyt. Wobec nich albumy pirackie są bardzo atrakcyjne cenowo, tym bardziej, że często nie odbiegają od oryginałów jakością. Czarny rynek jest w Polsce ogromny, ale jakoś nie wydaje mi się, aby chciało się komuś z tym wszystkim walczyć. Czasami wygląda to jak jakaś zmowa, spisek, bo nikomu nie zależy na tym, aby ukrócić ten proceder. Nie ulega wątpliwości, że coś jednak musi być zrobione.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Varius Manx
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy