Reklama

"Obudź śpiącego"

Uriah Heep to zespół, który darzę dużym sentymentem. Zawsze intrygowało mnie ich lekko hipisowskie granie i pomimo tego, że od lat moim ulubionym stylem muzycznym jest tradycyjny metal, często sięgam po albumy Uriah i przy każdej możliwej okazji staram się zobaczyć ich na żywo.

Taka okazja właśnie się nadarzyła, bo zespół wyruszył w trasę promującą nowe wydawnictwo "Wake The Sleeper". Fani czekali na tę płytę przez 10 długich lat, ale było warto, bo krążek jest świetny.

Przed jednym z koncertów Wojtek Gabriel z magazynu "Hard Rocker" spotkał się z trzema muzykami Uriah - Mickiem Boxem (gitara), Trevorem Bolderem (bas) i Philem Lanzonem (klawisze).

Pod koniec lat 60., kiedy zakładałeś zespół, jego nazwa brzmiała Spice. Nowa nazwa została zasugerowana przez ówczesnego managera i zaczerpnięta z książki Dickensa. Zaakceptowaliście ją, bo byliście fanami tego pisarza, czy po prostu fajnie brzmiała?

Reklama

Mick: Podobało nam się jej brzmienie. Czytaliśmy wiele książek Dickensa w szkole, uczyliśmy się o nim, więc mieliśmy wiedzę na ten temat. Ale kiedy zasugerowano, żeby zaczerpnąć nazwę od jednej z postaci z "Davida Coperfielda", to po prostu była dobra nazwa. Było Deep Purple, Black Sabbath, d, b, d, b, a na drugim końcu alfabetu było U. Dobrze wyglądało w druku, więc podobał nam się ten pomysł.

Jeśli ktoś by cię zapytał, jaki okres z historii zespołu uważasz za najlepszy, który byś wybrał?

Mick: Teraz. Nigdy nie patrzę wstecz. Patrząc w przeszłość, zrobiliśmy wiele i świetnie spędzaliśmy czas, ale zawsze czekam na nowe rzeczy. Tak więc muszę powiedzieć - teraz. Oczywiście, były świetne czasy w latach 70-tych, z klasycznym składem, ale muszę patrzeć w przyszłość.

Zespół przeszedł wiele zmian składu, ale raz, na początku lat 80. zostałeś sam z kontraktem w kieszeni, bez muzyków. Co spowodowało, że postanowiłeś zacząć od początku, a nie na przykład rozpocząć karierę solową?

Mick: Wiesz, zakładałem tę kapelę, więc ciężko było sobie odpuścić. Poza tym otrzymywałem wiele listów w stylu: "Właśnie się dowiedziałem, nie pozwól temu umrzeć". Inni ludzie mówili: "To było tłem mojego życia, wasza muzyka pozwoliła mi przetrwać ciężkie czasy". Wtedy pomyślałem, że jeśli będę kontynuował, utrzymam również przy życiu pamięć o Davidzie Byronie.

Prowadzisz jakieś statystyki, wiesz ilu muzyków przewinęło się dotąd przez zespół?

Mick: Nie mam pojęcia, nigdy ich nie liczyłem. Dobra rzecz to ta, że każdy muzyk, który grał w Uriah Heep, był najwyższej klasy. Wydaje mi się, że to utrzymywało bardzo wysoki standard.

W połowie lat 80. graliście koncert na stadionie w Moskwie, jako pierwsza kapela z zachodu za żelazna kurtyną. Jak było?

Mick: Wspaniale. Uczono cię w szkole o Rosjanach, ale nigdy byś nie pomyślał, że kiedyś będziesz miał szansę tam być. Potęga muzyki zaciera wszelkie granice. Czułem się uhonorowany. W pewien sposób byliśmy pionierami, ponieważ dzięki sukcesowi, jaki odnieśliśmy inne zespoły mogły podążać za nami. I dokładnie tak się stało.

Parę dni temu ponownie oglądałem "Spinal Tap". Mam pytanie o scenę w bazie wojskowej, która była inspirowana waszą przygodą. Jak to właściwie było?

Mick: (Śmiech) To definitywnie Uriah Heep. Byliśmy na wspólnej trasie po USA z amerykańskimi zespołami, ale oni pracowali tylko w piątki, soboty i niedziele. A to było bardzo drogie miejsce, jeśli masz 9 osób, hotele, autobusy i inne sprawy. Próbowaliśmy szukać roboty, więc powiedzieliśmy naszemu agentowi: "Musisz wypełnić te daty".

Jeden z koncertów trafił się w bazie wojskowej. To było niesamowite. John Sinclair miał początkowo grać w "Spinal Tap" jako klawiszowiec. Nie mógł zrobić tego filmu, ale opowiedział im tę historię, a oni stwierdzili, że jest zbyt dobra, żeby ją sobie odpuścić.

Grasz na gitarze od ponad 40 lat. Ćwiczysz nadal, uczysz się czegoś nowego, czy tylko grasz i komponujesz?

Mick: Tylko gram. Nigdy nie interesowało mnie ćwiczenie. Nie jestem gitarzystą, który siada i wiecznie gra skale. Jestem spod znaku bliźniąt, szybko się nudzę. Mam mentalność złotej rybki. Rybka opływa słoik, zapomina, że tam była, opływa jeszcze raz, zapomina i tak w kółko. To ja (śmiech).

Jeśli robię cokolwiek, to siadam i piszę. Piszę kawałek muzyki albo tekstu każdego dnia. To jest dla mnie ważne. Utwory muszą być przemyślane. Wielu ludzi gra solówki, które nie mają nic wspólnego z utworem. To źle. Jeśli słyszałeś G3 "Rockin' In The Free World", kawałek Neila Younga, to po prostu okropne. Grają z prędkością miliona mil na godzinę, ale nie grają do utworu. Utwór jest najważniejszy i musisz grać w jego kontekście.

Rozmawiałem niedawno z Davem Menikettim z Y&T, który stwierdził, że nie widzi sensu w posiadaniu wielu gitar, skoro na nich nie gra. Jako właściciel olbrzymiej kolekcji, co o tym sądzisz?

Mick: Nie mogę przestać ich kupować (śmiech)... Nawet na tej trasie dostałem piękną jazzową gitarę Hofnera, która jest zachwycająca, wykończona jak skrzypce. Co mam powiedzieć, "Nie, dziękuję"?

Zgadzam się z nim w pewnych aspektach, bo nie możesz grać na wszystkich gitarach, ale muszę powiedzieć, że wiele rozdałem. Jeśli spotykam kogoś, chłopaka zainteresowanego graniem, który wykazuje silne chęci, ale nie może sobie pozwolić na zakup, daję mu jedną.

Możesz inspirować ludzi na wiele sposobów. Jeśli mam gitarę, na której gram od lat, to może dam ją komuś, komu to naprawdę będzie sprawiało przyjemność. Robiłem to wiele razy, żeby zachęcić ludzi do grania. Potem przychodzą na koncertach, żeby się ze mną spotkać i dziękują. To wspaniałe, że możesz coś przekazać. Tak więc powiedz mu, że jeśli ma jakieś zbędne gitary, niech da je ludziom, którzy ich potrzebują (śmiech).

Kiedy zaczynaliście byliście jedną z najcięższych kapel na rockowej scenie. Śledzisz dzisiejszą scenę metalową? Jesteś na bieżąco?

Mick: Słucham wszystkiego i dużo kupuję. Disturbed, Trivium, Slipknot, Sepultura. Jest tam wielu fantastycznych muzyków. Jedyna rzecz to ta, że nie mają utworów. Jestem autorem muzyki i zawsze szukam melodii, a nie zawsze możesz to znaleźć w ciężkiej muzyce. Ale od strony technicznej, to rewelacyjni muzycy.

Dobra, czas na pytania, na które mogą odpowiedzieć inni. Zakładam, że słyszeliście covery Uriah Heep nagrane przez W.A.S.P. i Blind Guardian? Jak się podobało?

Phil: Tak, ale to było jakiś czas temu. Jest dobra wersja "Easy Livin'" nagrana przez Leningrad Cowboys.

Mick: To dobre wersje. Nie tak dobre jak nasze, ale dobre (śmiech).

Jest taniej i szybciej nagrywać cyfrowo. Z drugiej strony wielkie czarne albumy miały prawdziwą duszę i wielkie okładki. Nie tęsknicie za tym?

Mick: Oczywiście. Wydajemy mnóstwo pieniędzy, żeby uzyskać w studio optymalny dźwięk, żeby był najlepszy jak to tylko możliwe. Potem upychają to na odtwarzacze mp3 i tracisz całe spektrum dźwięków. To frustrujące. Staramy się nie używać techniki cyfrowej, dopóki nie musimy. Nagrywamy na analogowym mikserze.

Ciągniemy to analogowo tak długo jak się da, ale w końcu musisz użyć cyfry, bo to jedyne co jest dostępne. Nawet kiedy piszę utwory, nagrywam na analogowym walkmanie Sony, bo po prostu brzmią lepiej niż nagrywane na dysk twardy (śmiech).

Trevor: Wydaliśmy "Wake The Sleeper" na winylu, możesz kupić obie wersje (śmiech).

Phil: Ktoś jeszcze ma adaptery (śmiech)?

Trevor: Znajomy przyszedł do mnie, będzie miał koło trzydziestki, i miałem płytę w adapterze. Nigdy wcześniej nie słyszał winyla i był zdziwiony różnicą.

Phil: Winyl jest naturalny, to prawdziwe brzmienie. Mam nadzieję, że wróci...

Wyszło ponad 100 kompilacji z utworami Uriah Heep. Jesteście w stanie to kontrolować? Kupujecie je?

Mick: Sto? Myślałem, że z tysiąc (śmiech)... Nie, wytwórnie to po prostu wydają. To dla nich maszynka do robienia pieniędzy. Trochę to niefortunne. Czasami coś kupię. Dziś kupiłem jeden, DVD z Davidem i Gary'm na okładce. Stare nagrania z TV i takie tam.

Trevor: Ciągle coś wydają. Powstrzymalibyśmy to gdybyśmy mogli, bo jest tego za dużo. Ludzie mają już te wszystkie utwory na płytach, po co wydawać to znowu? Ale nie możemy tego zatrzymać, nie jesteśmy właścicielami nagrań. Są własnością wytwórni i mogą z tym robić co chcą.

Zanim się urodziłem, Uriah Heep zdążyło wydać 8 albumów. Wasza publiczność jest dość dojrzała. Myśleliście kiedyś o uaktualnieniu brzmienia?

Phil: Nie potrzebujemy, bo na publice są młodzi ludzie.

Trevor: To niewiarygodne. Jesteśmy w trasie od 6 tygodni i na większości koncertów mamy 2-3 pokolenia. Są oryginalni fani, ich dzieci i ich dzieci. Dwa dni temu graliśmy w Manchesterze i na publice były dzieciaki, które śpiewały cały nowy album.

Phil: Mamy nowych fanów, więc nie ma powodu, żeby cokolwiek zmieniać. Będziemy kontynuować tak jak dotąd, przez jakiś czas.

Trevor: Poza tym jak coś zmienimy, każdy zacznie gadać: "O nie, zmienili brzmienie..." (śmiech).

Uriah Heep to dość znana nazwa. Skąd problemy ze znalezieniem wytwórni po odejściu od Eagle?

Phil: Nie chcieliśmy iść do kolejnej wytwórni, która nie promowałaby zespołu. Eagle wydali płytę, ale jej nie promowali. Chcieliśmy poczekać na naprawdę dobrą wytwórnie, a taką było Sanctuary, ale Sanctuary zostało sprzedane. Przemysł nie jest teraz w zbyt dobrym stanie. Zajęło nam trochę czasu zanim znaleźliśmy wytwórnię, jaką chcieliśmy i która chciała nas, to było właściwie 10 lat. W końcu mieliśmy wytwórnię, jakiej szukaliśmy, a wy dostaliście album.

Mick: Przyszedł internet i wstrząsnął przemysłem muzycznym. Na początku pozwali Napster i podobnych ludzi za darmowe udostępnianie muzyki, ale potem okazało się, że jest ich zbyt wielu. Trzeba było pogodzić się z internetem i już nigdy nic nie było takie samo. Wytwórnie stawały się coraz mniejsze, wiele z nich zniknęło. W tamtym czasie nie mieliśmy wytwórni, więc właściwie nie mogliśmy się w to zaangażować.

Pomiędzy "Sonic Origami" i "Wake The Sleeper" wyszło 6 koncertów. Trochę dużo...

Trevor: Był taki facet, który, powiedzmy, był managerem zespołu w tym czasie, a ponieważ mieliśmy problemy z dostaniem kontraktu, zasugerował zrobienie "Live Magician's Birthday" i reszty, jako alternatywy dla albumu studyjnego. Robienie tego zajęło parę lat, aż w końcu rozeszliśmy się i zaczęliśmy sami zajmować się swoimi sprawami.

Mick: Musieliśmy mieć coś na rynku. 6 albumów koncertowych i DVD przez 10 lat to niedużo. Coś musieliśmy robić i to właśnie było to.

Parę lat temu któryś z was powiedział w wywiadzie, że na "Sonic Origami" mieliście najlepszą jak dotąd produkcję. Minęło 10 lat, technologia poszła do przodu. Powiedzielibyście, że najlepszą produkcję macie na "Wake The Sleeper"?

Phil: Do pewnego stopnia jest to inny rodzaj produkcji. "Sonic" był w pewien sposób albumem studyjnym, dążyliśmy do perfekcyjnego brzmienia. Ten album jest bardziej żywy, bo był nagrany na żywo w studio. Chcieliśmy bardziej żywą atmosferę, a wtedy musisz poświęcić pewne brzmienia. Dźwięk jest tak dobry jak to możliwe i myślę, że dlatego jest to lepszy album.

Mick: Inne albumy nagrywaliśmy w kawałkach, najpierw bębny, potem bas, klawisze, gitary itp. Na "Wake The Sleeper" robiliśmy to tylko raz, w całości jako zespół. Jak dla mnie, wyszło dużo mocniej. Uzyskaliśmy właściwe brzmienie i nagraliśmy to i był to świetny sposób. Prawdopodobnie zrobimy tak również następną płytę.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: wytwórnie | utwory | na żywo | phil | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy