Reklama

"Metal to nie zawody rowerowe"

Od momentu powrotu na scenę z początkiem roku 2004, po wielu latach niebytu, białostocki Hermh nie przestaje nadrabiać straconego czasu. Po zamknięciu tryptyku, na który składały się dwie EP-ki i album, w połowie listopada 2008 roku zespół Barta oddał w ręce fanów album "Cold+Blood+Messiah", którego brzmieniowy rozmach i wykonanie mogą spokojnie konkurować z wysokobudżetowymi dokonaniami Septicflesh, Dimmu Borgir czy Arcturus.

Tyle że w przeciwieństwie do tych, skądinąd zacnych formacji, Hermh wciąż robi to jedynie dla własnej przyjemności, profesjonalnie, choć nie dla zarobku, z twórczą ambicją, choć bez komercyjnego ciśnienia, dla emocji.

- Nie ma żadnego wyścigu, metal to sztuka, nie zawody rowerowe! - zauważa w rozmowie z Bartoszem Donarskim postawny Bart, frontman i lider Hermh. Słusznie. Przecież, nie od dziś wiadomo, że wszystkiemu winni są cykliści!

Od kliku tygodni z pewną nieśmiałością słucham waszego nowego albumu i nie mogę się nadziwić, że ta płyta jest tak nieziemsko dopracowana. Boję się nawet myśleć, co by było, gdybyście nagrywali regularnie takie albumu przez ostatnie 10 lat. Może Dimmu Borgir czy inny Arcturus otwieraliby dziś wasze koncerty? Zastanawiam się, jak dalej można by rozwinąć tę muzyczną koncepcję zawartą na tym materiale. Nie obawiasz się, że poprzeczka jest już bardzo wysoko? Że w ramach tej konwencji to maks?

Reklama

Dawno już się wyleczyliśmy z zastanawiania, co by było gdyby... Dawno pozbyliśmy się także szalonych marzeń o graniu metalu "zawodowo". Gramy dla własnego spełnienia, dla zaspokojenia własnego ego, to nasze hobby, i to że "Cold+Blood+Messiah" brzmi tak jak brzmi to też po części zasługa tego "podejścia".

Wiem, że postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale znam swoich kolegów z zespołu i skoro nie mamy żadnego zewnętrznego ciśnienia co do tego jak mamy grać, jak mamy "ramować" czy też "szufladkować" i na jaki tzw. target liczyć, to nic nie ogranicza naszej muzyki i zarazem nas i tę koncepcję, którą rozpoczęliśmy na "Cold+Blood+Messiah" możemy rozwijać w nieskończoność.

Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale wydaje mi się, że na "Cold+Blood+Messiah" zmniejszyliście nieco dawkę znanej wam wcześniej teatralności i awangardowości na rzecz grania nieco bardziej bezpośredniego, rzecz bym można siłowego. Mocne to jak diabli!

Tak to brzmi! Ale kiedy zgłębisz strukturę utworów pod względem aranżacji riffów gitarowych to szybko dojdziesz do wniosku, że ten materiał jest o wiele bardziej awangardowy i progresywny niż nasza poprzednia płyta. Zmieniłem, może nie tyle zmieniłem, co powróciłem do śpiewania z czasów "Angeldemon", co dodało mnóstwo melodii tej płycie, gitary napędzają ten cały stuff i świetnie współgrają z bardzo motorycznymi partiami perkusji - to powoduje, że jest kop, jest inaczej niż na "Eden's Fire".

Jeszcze do niedawna większość utworów Hermh bazowała na klawiszowym szkielecie. Ścieżek klawiszy było nieraz po 10 na numer. To się chyba zmieniło. Zgadza się? I może stąd ten większy power?

Tak, masz w zupełności rację. Socaris, bo to on jest odpowiedzialny za komponowanie większości materiału, poprzednim razem musiał dograć wszystkie partie gitar do gotowych szkieletów klawiszowych, często napompowanych miażdżącą ilością dźwięków, i sam przyznał po jakimś czasie że ciężko w tym się odnaleźć i ciężko tak naprawdę samemu coś ciekawego zaaranżować mając taką lawinę dźwięków, a ograniczanie się do odgrywania dźwięków nie jest w jego stylu i to nie wyzwanie dla jego ambicji (śmiech).

Natomiast na nowym materiale wszystko oparło się właśnie na strukturach gitarowych i to był materiał wyjściowy do tego, aby "dograć" klawisze do tego.

Może też z racji większego nacisku na riffy, album ten jest bardziej różnorodny. Każdy numer ma nieco inny klimat, podczas gdy wcześniej klimat był w sumie jeden. Jak sądzisz?

Tak, ten materiał ma stricte gitarowy charakter, ma więcej zmian tempa, o wiele więcej melodii i mimo tego, że jest bardziej skomplikowany w samych strukturach, jest bardziej przyswajalny niż poprzedni stuff. "Eden's Fire" nie miał tej wielowymiarowości, był jednolity i intensywny, i to ta różnica.

Jak sądzę, "Cold+Blood+Messiah" należy uznać za prawdziwy początek odrodzonego Hermh. Zamknęliście poprzedni tryptyk i dopiero teraz otwieracie zupełnie nowy rozdział w karierze Hermh. Czy też tak to odbierasz?

Kurcze, słuchając tego materiału coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nagraliśmy współczesnego następcę "Angeldemon", i jest to jakby rozwinięcie tego stylu. Taki współczesny i nowoczesny krok wstecz (śmiech). Nie wiem być może staliśmy się niewolnikami tryptyku i zapętliliśmy się w tym koncepcie bacząc tylko na to, aby go skończyć za wszelką cenę? Nie wiem, sam się nad tym zastanawiam...

Natomiast faktem jest to, iż nowy materiał to duży powiew świeżości i pewna nowa jakość jaką prezentuje Hermh.

Czy "Cold+Blood+Messiah" należy traktować jako otwarcie nowego konceptu, który będziesz kontynuować na kolejnych albumach, czy raczej jako zamkniętą całość w sensie przekazu tekstowego?

Kiedy pisałem teksty na tę płytę myślałem, że będzie to odrębna całość, oddzielny tom tekstów. Życie weryfikuje to i ostatnio wpadł mi ciekawy pomysł do głowy odnośnie kolejnego tryptyku związanego z tzw. trójcą świętą. Urodził się kolejny chory pomysł i na pewno go pociągnę na kolejnym albumie. Pierwszą cześć już mamy: syn boży - mesjasz.

Słuchając tej płyty po raz pierwszy, myślałem, że zaprosiliście do nagrań kogoś w stylu Garma czy Simena, ale nie, te czyste wokale to twoja sprawka. Dopiero na teledysku przekonałem się, że to ty. Nie wierzyłem! Co tu dużo mówić, dałeś radę! To musiało być chyba spore wyzwanie?

(Śmiech) No to mi posłodziłeś... Tak, czyste wokale to moja sprawka, pojawia się też chór w utworach "Eyes Of The Blind Lamb", jako oddzielna aranżacja, i chór, który jest podkładowym tłem dla utworu w kawałku "Who Can Be Against Us".

Powiem ci tak, te wokale to jedno z moich większych wyzwań, których się podjąłem i dodam, że nie było to jedynie zadanie czysto techniczne pod względem tego, aby to wszystko czysto brzmiało i stanowiło całość. To było ogromne wyzwanie kondycyjne; cztery miesiące przed nagraniem przeszedłem na ostrą dietę i odstawiłem całkowicie alkohol, co samo w sobie dla mnie jest ekstremą (śmiech). Do tego ćwiczenia emisji głosu i efekt taki jaki słychać...

Dodam tylko, że wypiłem dopiero po wstępnych miksach, czyli po blisko półrocznej abstynencji, wszystko to po to, żeby dobrze to brzmiało. Ale nie ma gadania - było warto!

Mówiąc o "Cold+Blood+Messiah" znów nie sposób nie wspomnieć o formie, w jakie to wszystko zostało wydane i podane. Chyba każdy chciałby mieć swoją płytę opublikowaną w tak zacnej, tłustej oprawie. Zadowolony?

No jaha! (śmiech). Pod tym względem jestem okrutnym fetyszolem (śmiech). Myśląc nad koncepcją liryczną od razu mam przed oczami obrazy, które później chcę, aby pojawiły się na okładce, a że dużo tych obrazów mi się pojawia i chcę mieć niekonwencjonalnie, a zarazem klasyczne wydawnictwo, wychodzi później taki wypasiaszczy digipaczek (śmiech).

Premierze albumu towarzyszył nowy teledysk. Poprzedni klip do łagodnych nie należał, krew lała się strumieniami. "Hairesis" jest w tym względzie bardziej wysublimowany, choć w telewizji śniadaniowej też raczej go nie puszczą. Swoją drogą, piękna rzecz ten teledysk. Robi wrażenie. Włożyliście w to chyba sporo pracy?

Mnóstwo pracy, przygotowań i nerwów. Mimo tego, że wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo ekipa Inbornmedia naprawdę odwaliła kawał dobrej roboty, to tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać i jaki będzie efekt finalny. Wszystko szło sprawnie, kręciliśmy dwa dni na zamku w Bolkowie, który świetnie oddał klimat i charakter tego utworu. Zmęczenie dopadło drugiego dnia o 5. rano, ale po ciągu pracy na planie wynikało, że będzie dobrze.

Wyszło bardzo dobrze, a my oprócz tego, że przeżyliśmy fajną przygodę to mieliśmy okazję popracować z zawodowcami na planie. Dodam tylko, że wersja, która jest oficjalna była chyba 18 przeróbką, którą zaakceptowaliśmy, więc później też było trochę roboty...

Na okładce płyty i w teledysku jest twój dzieciak, który, jak na niego patrzę, równie dobrze mógłby zagrać w sequelu "Omena" jako niesławny Damien. Metalu słucha?

Musi! (śmiech). Tzn. musi słuchać z racji tego, że ja słucham, a moja żona też raczej nie stroni od cięższych brzmień, więc Młody jest skazany na metal... Natomiast jest w takim wieku, że nie ma jeszcze wyrobionego gustu muzycznego, póki co ojciec jest dla niego idolem... Jeśli to się zmieni i uzna, że bardziej pociąga np. hip hop, nie będę płakał, to jego życie, oby tylko Starego metalowca się nie wstydził, bo tego nie zdzierżę (śmiech).

Na dołączonym do płyty DVD zauważyłem, że wciąż masz w domu sporo kaset magnetofonowych. Stara miłość nie rdzewieje? Nie bój żaby, ja też mam jeszcze kilkaset. Włączasz czasami?

No tak, to miało być takie "home DVD", i jest na maksa (śmiech). To, co tam widać to kawałek mojego prywatnego pandemonium, gdzie trzymam swoje wszystkie rarytasiki i perełki. Wychowywałem się na kasetach i winylach, stąd ten sentyment i pietyzm, którym otaczam takie pamiątki. Oczywiście, że włączam, słucham, czasami taśmę magneciak wciągnie, ale to już nie ten sam klimat, jak się słuchało na jakimś Kasprzaku, a później jakimś Panasonixie czy innym Internationalu, to były czasy!

Odbierając wasz zespół, tak na koncertach, jaki z płyt, odnoszę wrażenie, że nadal skutecznie opieracie się wyścigowi szczurów. Wszystko robicie zawodowo, a jednak bez tego ciśnienia. Słowem, dla przyjemności. No i chyba o to chodzi?

Nie ma żadnego wyścigu, metal to sztuka, nie zawody rowerowe! Tak jak wspominałem Hermh to nasza pasja i chcemy zajmować się tym w taki sposób, aby jak najbardziej być z tego zadowolonym i usatysfakcjonowanym. Porównam to w dość dziwaczny może sposób, ale chodzi o puentę: jeśli wędkarz kupuje najlepszy spławik, najlepszą wędkę i najlepszy kołowrotek, to po to, żeby złapać jak największą rybę! A wiesz, co dla prawdziwego wędkarza jest największą satysfakcją? Moment kiedy tę złowioną rybę może z powrotem wypuścić! Niby bez sensu, a jednak (śmiech).

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wyzwanie | klimat | metal | śmiech | zawody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy