Reklama

Ojciec Amy Winehouse oskarża jej kochankę i stylistkę. Mowa o milionach

Catriona Gourlay i Naomi Parry staną przed sądem za to, że bezprawnie zatrzymały dla siebie część pieniędzy ze sprzedaży osobistych przedmiotów Amy Winehouse. Ojciec piosenkarki uważa, że pieniądze te powinny trafić na konto fundacji imienia jego córki, dlatego złożył przeciwko nim pozew w brytyjskim Sądzie Najwyższym.

Catriona Gourlay i Naomi Parry staną przed sądem za to, że bezprawnie zatrzymały dla siebie część pieniędzy ze sprzedaży osobistych przedmiotów Amy Winehouse. Ojciec piosenkarki uważa, że pieniądze te powinny trafić na konto fundacji imienia jego córki, dlatego złożył przeciwko nim pozew w brytyjskim Sądzie Najwyższym.
Ojciec Amy Winehouse będzie walczyć w sądzie z jej dobrymi znajomymi /Tim Mosenfelder /Getty Images

Do pozwu złożonego przez Mitcha Winehouse'a dotarł dziennik "The Sun". Gazeta donosi, że w dokumencie widnieją nazwiska dwóch osób związanych z Amy Winehouse. To Catriona Gourlay, która była kochanką piosenkarki oraz jej stylistka Naomi Parry. Ojciec gwiazdy zarzuca im, że przywłaszczyły sobie część z 3,3 miliona funtów zebranych podczas aukcji w Beverly Hills w 2021 roku

Mitch Winehouse uważa, że po zakończeniu aukcji powinny były one wpłacić te pieniądze na konto fundacji założonej na cześć piosenkarki, a tak się nie stało. Najdrożej sprzedanym przedmiotem była wówczas suknia uszyta przez Naomi Parry, którą Amy miała na sobie podczas swojego ostatniego występu. Została sprzedana za 200 tys. funtów.

Reklama

The Amy Winehouse Foundation, którą zarządza ojciec piosenkarki, wydało w tej sprawie oświadczenie. Można w nim przeczytać, że "spadkobiercy Amy zastanawiali się, w jaki sposób przedmioty te weszły w posiadanie Gourlay i Perry, ale nie uzyskali od nich satysfakcjonujących odpowiedzi". W związku z tym wszczęto proces prawny, który ma wyjaśnić tę sytuację.

Śmierć Amy Wihehouse. Jej były mąż reaguje na krytykę

Odejście Amy Winehouse pozostawiło ogromną pustkę w branży muzycznej, bowiem taki talent, jak ona zdarza się raz na wiele, wiele lat. Do dziś fani nie mogą pogodzić się z jej śmiercią, a winą za jej przedwczesne odejście, bo zaledwie w wieku 27 lat, obarczają m.in. jej byłego męża. Gdy Blake Fielder-Civil choć tylko wspomina ją na swoim Instagramie fani nie kryją oburzenia, odbierając mu prawo do mówienia o artystce. Podobne reakcje wzbudził jego niedawny występ w programie "Good Morning Britain". Blake przybył do studia, by w rocznicę 40. urodzin Amy wspominać swoją byłą żonę.

"To druzgocące, że jej tu nie ma. Cały czas o niej myślę, także dziś rano, gdy składałem jej urodzinowe życzenia. Była moją najlepszą przyjaciółką. Gdyby nie pewne czynniki wszystko mogło potoczyć się inaczej" - stwierdził w rozmowie. Zapewniając widzów i gospodarzy programu, że gdyby mógł cofnąć czas, zmieniłby w ich związku niemal wszystko, włącznie z własną postawą.

Blake powiedział również, jak czuje się z tym, że niemal wszyscy to właśnie jego obwiniają o śmierć piosenkarki i to, jak wyglądały ostatnie lata jej życia. "Mam tego świadomość i jest to jeden z powodów, dla którego zdecydowałem się wystąpić w programie. Jestem z tym pogodzony, ludzie mają do tego prawo, a ja nie mogę zmienić tego, co myślą. Jednocześnie sam dla siebie, musiałem zrzucić ten ciężar, który noszę w sobie od ponad 10 lat. I mam poczucie, że z grona rodziny, bliskich przyjaciół i współpracowników, jestem jedyną osobą, która w pewnym sensie wzięła na siebie odpowiedzialność za to, co stało się z Amy. Przyznałem, że popełniłem wiele niewybaczalnych błędów" - stwierdził.

Zapytany wprost o to, jakie błędy ma na myśl odparł: "Byłem dwudziestokilkuletnim narkomanem. Nie miałem pojęcia, jak pomóc sobie, a co dopiero drugiej osobie". Przyznał także, że gdy po latach udało mu się osiągnąć tzw. "czysty czas" rozważał nawiązanie kontaktu z rodziną piosenkarki. Sam jednak nie podjął takiej próby i nie ma pewności, czy druga strona życzyłaby sobie tego.

Amy Winehouse i Blake Fielder-Civil poznali się w 2005 roku. Jednak po kilku miesiącach Blake zdecydował się zakończyć ten związek i wrócił do swojej byłej partnerki, a Amy pogrążona w rozpaczy po rozstaniu zaczęła nagrywać utwory na kolejną płytę "Back to Black". Krótko po jej wydaniu w 2006 roku, para ponownie była widywana razem i od chwili powrotu byli nierozłączni.

23 lipca 2011 roku świat dowiedział się o nagłej śmierci artystki. Miała zaledwie 27 lat.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Amy Winehouse | Mitch Winehouse
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy