Reklama

Nie żyje amerykański śpiewak Sanford Sylvan. Miał 65 lat

Znany, amerykański śpiewak operowy - baryton Sanford Sylvan zmarł w wieku 65 lat. Odszedł w swoim domu na Manhattanie. Nie podano, co było przyczyną zgonu artysty. Informację o jego śmierci potwierdzili i podali mediom matka wraz z rodzeństwem.

Znany, amerykański śpiewak operowy - baryton Sanford Sylvan zmarł w wieku 65 lat. Odszedł w swoim domu na Manhattanie. Nie podano, co było przyczyną zgonu artysty. Informację o jego śmierci potwierdzili i podali mediom matka wraz z rodzeństwem.
Sanford Sylvan zmarł w wieku 65 lat /Hiroyuki Ito /Getty Images

Amerykański baryton Sanford Sylvan odszedł w wieku 65 lat. Na swoim koncie miał pięć nominacji do Grammy. Współpracował m.in: z Houston Grand Opera, San Francisco Opera, New York City Opera i orkiestrami: New York Philharmonic czy Boston Symphony. Unikał fleszy i towarzyskiego światka. Miał męża, z którym pobrał się niedługo po coming oucie, którego dokonał w wywiadzie na łamach magazynu "New York Times" w 1993 roku.

Przyjaciele, także ci sceniczni, wspominali m.in. jego ogromne poczucie humoru - "potrafił być zabawnie poważny i poważnie śmieszny" - powiedziała sopranistka Susan Larson dodając, ze swoim zachowaniem rozśmieszał koleżanki i kolegów podczas prób.

Reklama

Zarówno śpiewaczka, jak i wiele innych osób zapamiętali go m.in. z wykonania "Così fan tutte" W. A. Mozarta, które wyreżyserował Peter Sellars. Był to zaskakujący występ i przedstawienie, w którym reżyser na nowo i bardzo współcześnie zinterpretował mozartowskie dzieło. Innym głośnym efektem współpracy obydwu panów była również opera buffa Mozarta "Wesele Figara".

Swój sceniczny debiut Sanford Sylvan miał w 1994 roku w "Don Giovannim" Mozarta. Obok śpiewu operowego, znany był także jako śpiewak specjalizujący się w pieśniach m.in. Schuberta oraz wykonawca muzyki współczesnej m.in. dzieł kompozytora, przedstawiciela minimalizmu Johna Adamsa. 

Był jednym z tych artystów, którego barwa, sposób śpiewu sprzyjały komunikatywności muzyki. Było to z jego strony świadome działanie, chciał, by to co robi, było jak najbardziej ludzkie i dla ludzi, nie tylko dla wąskiego grona melomanów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama