Reklama

Meat Loaf: show musi trwać

Meat Loaf nie próżnuje. Rockowy zawodnik wagi ciężkiej, którego najsłynniejszym dokonaniem jest album "Bat Out of Hell" (1977), zaprezentował właśnie światu swoją najnowszą płytę, "Hell in a Handbasket", nagraną w niecałe dwa lata po jej poprzedniczce, "Hang Cool Teddy Bear".

Artysta, który ostatnio tak aktywny był w latach 80. ubiegłego wieku, zaplanował już letnią trasę koncertową. Co więcej, pracuje nad dwoma kolejnymi wydawnictwami, z których jedno ma być... świąteczną płytą z kolędami.

W całej tej gonitwie Meat Loaf zaniedbuje tylko jedną kwestię, a mianowicie, huczne świętowanie 35. rocznicy wydania słynnego "Bat Out of Hell".

- Nie przywiązuję do tego żadnej wagi - przyznaje 64-letni muzyk, który urodził się w Dallas jako Marvin Lee Aday. Natychmiast jednak dodaje: - Pamiętam pracę nad tą płytą, jakby to było zaledwie wczoraj.

Reklama

Pompatyczny, quasi-operowy album, skomponowany przez Jima Steinmana z myślą o warunkach wokalnych wykonawcy i wyprodukowany przez Todda Rundgrena, okazał się prawdziwym fenomenem. Płyta sprzedała się na całym świecie w liczbie ponad 40 mln egzemplarzy, a w 2003 r. został sklasyfikowana na 343. miejscu zestawienia 500 największych albumów wszech czasów magazynu "Rolling Stone". To właśnie dzięki niej Meat Loaf - wcześniej mało znany wykonawca - zaistniał na muzycznej mapie.

Meat Loaf w "Bat Out of Hell" na żywo:


Nasz bohater, który już w czasach uczniowskich z zamiłowaniem grywał w szkolnych musicalach, przeprowadził się do Los Angeles po tym, jak podjął decyzję o rezygnacji z nauki w college'u. Już w Mieście Aniołów założył zespół o nazwie Meat Loaf Soul. Formacja występowała pod różnymi, często zmieniającymi się szyldami, m.in. Popcorn Blizzard i Floating Circus. Wreszcie jej twórca podjął decyzję o powrocie na teatralne deski, przyjmując propozycję dołączenia do obsady musicalu "Hair" - najpierw w Los Angeles, a później w Detroit.

W Detroit Meat Loaf i jego koleżanka z obsady, Shaun "Stoney" Murphy, zostali zwerbowani przez słynną wytwórnię płytową Motown, która zaproponowała im nagranie albumu w duecie. Wydany w 1971 r. "Stoney & Meatloaf" dowiódł jednak, że nie był to szczególnie udany mariaż.

Rozwalony but

- Zarząd Motown chciał mieć w swojej stajni więcej białych wykonawców grających rock and rolla - wspomina Meat Loaf, którego mój telefon zastał w jego domu w południowej Kalifornii. - Prawda jest jednak taka, że właściwie nie traktowano nas jak artystów. Przykładowo - ktoś dzwonił do nas i oznajmiał, że ścieżka jest gotowa, a my mamy zjawić się w studio i zarejestrować partie wokalne. Nie mogliśmy wybierać utworów, które chcieliśmy nagrywać - zarówno mi, jak i Stoney, pozwolono na to tylko raz. Poza tym obydwoje chcieliśmy grać rock and rolla, więc była to raczej niefortunna współpraca.

Wreszcie Meat Loaf wyładował swoją złość na szefie Motown, Berrym Gordym. Poszło o piosenkę "Who Is the Leader of the People?".

- Berry Gordy zadecydował o usunięciu jej z naszej płyty, i o zastąpieniu naszych wokali głosem Edwina Starra. Zarówno mnie, jak i Stoney, decyzja ta wyprowadziła z równowagi. Doszło do tego, że rozwaliłem sobie but o biurko Berry'ego. Podobnie wkurzony był nasz producent i kompozytor, Norman Whitfield. Nie pamiętam, żeby później wyprodukował jeszcze coś dla Motown.

Duet Stoney & Meatloaf zdążył wybrać się jeszcze w trasę koncertową, ale niedługo później Meat Loaf postawił na Nowy Jork i Broadway, gdzie ponownie zagrał w adaptacji "Hair". Podczas przesłuchania do kolejnego musicalu ("More Than You Deserve") spotkał Jima Steinmana. Wokalista kontynuował karierę sceniczną, z powodzeniem występując w "The Rocky Horror Show" (rola ta otworzyła mu drogę do udziału w kinowej adaptacji musicalu, czyli "The Rocky Horror Picture Show"), jednocześnie dbając o to, by kontakt ze Steinmanem nie urwał się. Efektem współpracy, którą obaj panowie podjęli w połowie lat 70., była płyta "Bat Out of Hell", której sukces przeszedł najśmielsze oczekiwania jej twórców.

Minęła cała epoka

- Ludzie pytają mnie, czy sukces ten stał się dla mnie obciążeniem. Odpowiadam: nie - mówi Meat Loaf. Jedynym problemem było to, że trzeba było przyspieszyć tempo oryginalnego materiału dźwiękowego, tak, aby można było zarejestrować go na winylu. To dlatego podczas koncertów w 1977 r. już od pierwszej minuty mojej obecności na scenie ludzie wyczuwali, że coś jest nie tak, czemu zresztą dawali wyraz w komentarzach.

- Ale, tak jak mówiłem, innych problemów z tym albumem nie miałem. Uwielbiam go. Tylko pomyśl - od dnia, w którym się ukazał, tylu ludzi urodziło się, skończyło szkołę, założyło rodziny i spłodziło dzieci... To się nie mieści w głowie. Ja sam dzisiaj jestem dziadkiem. Wydaje się, jakby minęła cała epoka...

Meat Loaf nigdy później nie zanotował już sukcesu na miarę "Bat Out of Hell". Wokalista zmagał się uzależnieniem od narkotyków i ze stanami lękowymi. Na pewien czas stracił nawet głos, co sprawiło, że druga płyta powstała we współpracy ze Steinmanem - "Bad for Good" z 1981 r. - została wydana jako solowy krążek tego ostatniego. Jeszcze w tym samym roku artysta odzyskał formę i zaprezentował słuchaczom album "Dead Ringer", który jednak sprzedał się znacznie poniżej oczekiwań. W 1983 Meat Loaf znalazł się na krawędzi bankructwa po tym, jak jego kolejne dzieło, "Midnight at the Lost and Found", nie spotkało się z entuzjastyczną reakcją publiczności i krytyków. W kolejnych latach muzyk koncertował już tylko w małych klubach, a źródłem utrzymania stały się dla niego role filmowe, m. in. we "W rytmie rock and rolla (1980), "Na ostrzu noża" (1986), "Wielkim skoku" (1987) czy "Świecie Wayne'a" (1992).

Nic dla miłości

Dopiero wydany w 1993 r. album "Bat Out of Hell II: Back into Hell" tchnął nowe życie w muzyczną karierę artysty. Na całym świecie sprzedało się ponad 15 mln egzemplarzy tej płyty, która jako jedyna w dorobku Meat Loafa dotarła do pierwszego miejsca zestawienia najlepiej sprzedających się albumów w Ameryce; to z niej również pochodzi największy przebój wokalisty, monumentalny utwór "I'd Do Anything for Love (But I Won't Do That)", który zdobył szczyty list przebojów w aż 28 krajach.

Zobacz teledysk "I'd Do Anything for Love (But I Won't Do That)":


Od tego czasu Meat Loaf nagrywa i koncertuje regularnie, nie przestając jednocześnie występować w filmach - pojawił się m.in. w opowiadającym o zespole Spice Girls "Spice World" (1997), w "Podziemnym kręgu" Davida Finchera (1999) i "Wariatce z Alabamy" (1999), reżyserskim debiucie Antonia Banderasa. Artysta ma również na koncie gościnne występy w tak popularnych telewizyjnych serialach, jak "Nash Bridges", "Dr House" czy "Glee". Został też bohaterem jednego z odcinków "Miasteczka South Park".

Zobacz teledysk "It's All Coming Back To Me Now" z płyty "Bat Out of Hell III: The Monster Is Loose" (2006):

Płyta "Hang Cool Teddy Bear", w luźny sposób nawiązujące do opowiadania o rannym żołnierzu autorstwa scenarzysty i reżysera Kiliana Kerwina, to dla Meat Loafa zupełnie nowe doświadczenie.

- Jeśli chodzi o brzmienie, to odbiega ona bardzo mocno od wszystkich płyt, które nagrałem wcześniej, ale to właśnie było moim celem - wyjaśnia. - Jej tematem przewodnim jest człowieczy los, w przeciwieństwie do nieustannych prób zaciągnięcia kogoś do łóżka, o czym zasadniczo pisze Steinman. Każdy jego utwór opowiada albo o czekaniu na seks, albo o chęci na seks. Nie mówię, że to coś złego, ale w ten sposób wszystko sprowadza się do jednego. Z tą płytą jest inaczej. Na plan pierwszy wysuwa się tutaj ludzkie doświadczenie. Zupełnie inne są też zastosowane na niej zabiegi stylistyczne. To jak fala emocji, która porusza inną niż zwykle półkulę mózgu. To autentyczna zmiana kursu.

Jeszcze inny kurs Meat Loaf obrał na najnowszym albumie, czyli "Hell in a Handbasket". Produkcją płyty zajął się gitarzysta Paul Crook, z którym artysta współpracuje na co dzień.

- Chórki nagrywaliśmy w trasie, w pokojach hotelowych. Partie gitarowe rejestrowaliśmy w autobusie. Ja sam nagrałem dziewięć partii wokalnych w dziesięć dni, co jest wynikiem naprawdę nadzwyczajnym. Pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego. Cały proces twórczy był o wiele bardziej spontaniczny i intuicyjny - wspomina wokalista. Niemniej jednak, jak sam przyznaje, taki styl pracy ma swoje minusy.

- W takim systemie nie da się uniknąć krytycznej postawy wobec swoich dokonań. Doprowadzało mnie to do szaleństwa.

Świat zmierza ku samozagładzie

W efekcie już po australijskiej premierze "Hell in a Handbasket", która miała miejsce jesienią ubiegłego roku, Meat Loaf wrócił do studia, by "poprawić kilka rzeczy". Zmiany, które wprowadził, znalazły swoje odzwierciedlenie na amerykańskiej wersji albumu, wydanej na początku 2012 r.

Mimo tych poprawek artysta deklaruje, iż jest to "najbardziej uczciwa płyta" w jego dorobku. - Tym razem nie chroniłem się za fasadą cudzej perspektywy. Zawsze przecież ukrywam się za moimi bohaterami. "Bat Out of Hell", "Hang Cool Teddy Bear" - na każdym z tych albumów przemawia ktoś inny. Ten wyraża wyłącznie moją perspektywę, przez co miejscami było mi wręcz trudno śpiewać.

Album, będący eksperymentalną mieszanką, w skład której wchodzą wokale takich artystów, jak Lil Jon i Chuck D, stanowi jednocześnie najjawniejszy manifest polityczny Meat Loafa. On sam obiecuje jednak, że o żadnej agitacji nie ma mowy.

Meat Loaf o płycie "Hell in a Handbasket":


- Jestem w tej grupie wiekowej, której reprezentanci na okrągło słuchają serwisów informacyjnych: MSNBC, Fox News, CNN... - śmieje się. - Na tej płycie zawarty jest mój stosunek do tego, co na co dzień obserwuję w mediach: świat zmierza ku samozagładzie, na swoje własne życzenie (nawiązanie do znaczenia idiomu "to go to hell in a handbasket" - przyp. tłum.). Nie mogłem tak zatytułować płyty, chociaż chciałem, bo tytuł byłby po prostu za długi. Jednak takie właśnie były moje odczucia, i chciałem to zawrzeć w piosenkach. Każda z nich opowiada o innym aspekcie życia, o różnych ludziach, o tym, jak radzą sobie oni z różnymi problemami...

- Dużo się tutaj dzieje, ale zarazem posługuję się językiem metafor. Tak już mam, że lubię szczęśliwe zakończenia w stylu Hollywood - tak więc w mojej twórczości zawsze istnieje szansa na to, że zabłąkany pies znajdzie swój dom, a zaginiony marynarz odnajdzie się cały i zdrowy.

Meat Loaf już rozpoczął pracę nad dwiema kolejnymi płytami, które, jak sam mówi, "są już właściwie gotowe i czekają na to, by je wypuścić w świat". Album świąteczny, o roboczym tytule "Hot Holidays" ("Gorące święta" - przyp. tłum.), będzie zawierał utwory, na których Meat Loaf śpiewać będzie wspólnie ze swoimi gośćmi, m.in. Garethem Brooksem i Rebą McEntire.

Co do drugiego wydawnictwa, artysta obiecuje, że będzie ono "całkowicie przełomowe". - Gdyby ktoś koniecznie chciał włożyć tę płytę do jakiejś przegródki, powiedziałbym, że jest to płyta imprezowa - mówi tajemniczo. - Nie będę wdawał się w szczegóły, ale to coś naprawdę innego.

Nie wiadomo jeszcze, kiedy oba krążki ujrzą światło dzienne. Sam jednak fakt, że Meat Loaf myśli o kolejnych publikacjach, jak również zaplanowana na tegoroczne lato trasa koncertowa, dowodzą ponad wszelką wątpliwość, iż artysta nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

- Dopóki ludzie chcą, żebym robił to, co robię - a chcą - będę to robił. Tak długo, jak domagają się ode mnie nowej muzyki, będę im ją dawał. A na razie nic nie wskazuje na to, żeby to się miało zmienić.

Gary Graff, New York Times

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: cool | Hell | Meat Loaf | płyta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy